wtorek, 27 marca 2012

Rozdział 11 - Keep on rockin' in the free world


Jared

-No chłopaki, nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam kolejny raz dać się wciągnąć w pogrywki EMI.-powiedziałam zakładając nogę na nogę.
-Jasne, że nie. Wytwórnie się teraz o nas biją, ale najgorsze jest to, że im zależy na terminie, a my robimy to w naszym tempie.-Tomo siedział z gitarą na kolanach i coś brzdąkał.
-Nagrajmy najpierw trochę materiału, później zaczniemy wybierać, a teraz może weźmiemy się wreszcie za NOTH?-Shannon zaczął wybijać rytm wspomnianej właśnie piosenki.
-Tak, tak... znając nasze tempo i tak wyjdzie 'soon' więc trzeba się zabrać. Mam kilka koncepcji... Zobaczę....-zacząłem zastanawiać się nad teledyskiem. Night Of The Hunter, to świetna piosenka i nie chciałbym jej spieprzyć, dlatego wszystko muszę mieć dopięty na ostatni guzik.
-Dobra chłopaki ja się zbieram, bo żonka na mnie czeka.-Tomo odłożył gitarę na bok wstał.
-Wyglądasz jak wysrany. Ciekawe czy Vicki cię dzisiaj nie wygoni z domu.-zaśmiał się Shannon.
-Niby dlaczego miałaby wygonić? Ona nie ma problemu z tym, że pracuję.
-Chodzi mi o inną pracę. Jesteś tak zmęczony, że nie wiem czy podołasz.-zarechotał mój brat, jak zwykle miał swoje głupie żarciki w zanadrzu.
-A myślisz, że dlaczego jestem zmęczony?-odgryzł się Tomo, zaśmiałem się i przybiliśmy sobie piątkę.
-Do zobaczenia chłopaki.-wyszedł ze studia i zostałem sam z Shannem.
-Ach ten nasz Tomo...-westchnął Shannon. Zacząłem przeglądać to co zdążyliśmy dzisiaj zrobić. Siedzieliśmy nad papierami od samego rana. Przez 4 miesiące trzeba było wreszcie trochę się ogarnąć i wziąć do pracy.
-Katharina dzisiaj wpada?
-Powiedziałem jej, że będziemy długo pracować. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, więc nie...
-A Nina?-podniosłem wzrok znad papierów. Shannon bawił się bransoletkami.
-Dlaczego pytasz?
-Fajna z niej dziewczyna... taka wiesz... wesoła, piękna. Przy niej człowiek może się świetnie bawić.
-Podoba ci się?
-Jasne, że mi się podoba. Jest piękna.
-Coś planujesz?-czułem, że pytania Shanna są trochę dziwne i coś się za nimi knuje.
-No co ty? Nie zamierzam się bawić w jakieś związki, to znaczy nie... nie z takimi dziewczynami jak ona.-zmarszczyłem brwi nie do końca rozumiejąc co chodzi po jego główce.- Chodzi o to, że... jest świetna, ale nie dla mnie... sam nie wiem o co mi chodzi. Po prostu jest fajna.
-Shannon, ona dużo przeszła. Nie będziesz się z nią bawił.
-Kto mówi o zabawie? Przyjaźnicie się i chyba mogę z nią czasem...
-Iść do łóżka?-przerwałem mu.
-Do łóżka z nią to ty sobie możesz z nią chodzić.
-To moja przyjaciółka.
-Więc z każdą zaczynasz znajomość od bardzo, bardzo bliskiego poznania?-prychnął.
-Wiesz co Shann? Może zamów sobie jakąś dziwkę i się wtedy wyluzujesz.
-A może jakaś twoja przyjaciółka będzie chętna?-pokazałem mu środkowy palec i poszedłem do swojego pokoju. Czasem Shannona coś tak pierdolnie w łeb i za nic nie wiesz o co mu chodzi. W tym momencie mnie wkurzył, ale znałem go bardzo dobrze, a przede wszystkim znałem siebie i wiedziałem, że zaraz nam przejdzie. Położyłem się na łóżku i zacząłem nucić From Yesterday wpatrując się w sufit, kiedy do mojego pokoju jak huragan wpadła Katharina.
-Cześć kochanie.-złożyła na moich ustach namiętny pocałunek.
-Hej...-przyciągnąłem ją bliżej do siebie.
-Tak zamierzasz iść?
-Gdzie?
-Jak to gdzie? Na przyjęcie, pamiętasz?
-Zapomniałem.-uderzyłem się ręką w głowę i pocałowałem Katharine w dekolt.
-No to się ubieraj.-odsunęła się ode mnie i poprawiła sukienkę.
-Niee...-jęknąłem i przejechałem palcem wzdłuż jej kręgosłupa.
-Tak.
-Jestem strasznie zmęczony, dużo pracowałem. Chcę zostać tutaj z Tobą.-zamruczałem.
-Przestań marudzić i chodź.-pociągnęła mnie za bluzkę, ale ani drgnąłem.
-Nie możemy...
-Nie, nie możemy.-przerwała mi znaczne za bardzo gwałtownie - Czy ty się w ogóle ze mną liczysz?
-Liczę się i chcę zostać z tobą w łóżku.
-To zostań sobie, ale sam. Ja ci na pewno nie będę towarzyszyć.- odwróciła się w drugą stronę z miną obrażonego dziecka.
-Katharina...
-Nawet na to nie licz!-spojrzała mi w oczy i dostrzegłem w nich łzy- Nie możesz raz zrobić tego o co cię proszę?!
-Dużo pracowałem...
-Tylko twoja praca się liczy! A co z moją?!
-Dobrze, dobrze-.wstałem z łóżka się poddając. Nie miałem akurat ochoty na jakąkolwiek zabawę, ale tym bardziej nie chciałem znosić fochów narzeczonej przez tydzień - Już pójdziemy.
-Dziękuje!-uśmiechnęła się i wskoczyła mi na szyję.-Szykuj się!


Nina



-Chce ktoś coś ze sklepu?-krzyknęłam od drzwi, gdy szykowałam się do wyjścia.
-Dla mnie jogurt!-krzyknęła z kuchni Sara.
-A dla mnie jakiegoś przystojniaka!-doszedł mnie radosny głos Michelle.
-Robi się.- Powiedziałam i wyszłam z domu kierując się w stronę garażu. Do sklepu miałam jakieś 30 minut spacerkiem, ale zdecydowałam się pojechać rowerem. Na miejscu byłam już 15 minut później. Kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy i stałam w kasie.
-20 dolarów- powiedziała ekspedientka. Podałam jej banknot, wzięłam zakupy i już kierowałam się do wyjścia kiedy usłyszałam swoje imię. Obejrzałam się do około, ale nie wiedziałam nikogo znajomego, ruszyłam do przodu kiedy ktoś złapał mnie za ramię.
-Hej.-przede mną stał uśmiechnięty Shannon.
-O hej.-odpowiedziałam nieco zdziwiona- Co tu robisz?
-Zakupy.- zrobił śmieszną minę.
-No tak, to chyba oczywiste -puknęłam się ręką w czoło. Czasem powinnam naprawdę zacząć myśleć.
-A Ty?-zapytał ze śmiechem.
-A tak sobie przyszłam popatrzeć na ludzi.
-No proszę. I trafiłaś na takiego przystojniaka jak ja.-wypiął dumnie pierś do przodu.
-Czasami mi zdarzy taki łut szczęścia.-skrzywiłam się teatralnie.
-Daj.-Shannon przejął moje siatki.
-Dzięki.
-Ostatnio dawno u nas nie byłaś.
-Miałam dużo pracy.
-No tak praca... My ostatnio też musieliśmy załatwić trochę spraw.- Dochodziliśmy już do miejsca gdzie zaparkowałam rower.- Może cię odprowadzę?
-Jasne, jeśli ci się chce.-uśmiechnęłam się. Shannon był taką osobą, że byłaś chwilę w jego towarzystwie i od razu humor Ci się poprawiał.
-Słuchaj... Masz jakieś plany na dziś wieczór?-spytał po chwili milczenia.
-Właściwie to nie...-odpowiedziałam niepewnie.
-No to już masz.-posłałam mu pytające spojrzenie, a ten tylko się wyszczerzył.- Gram dzisiaj w clubie ze swoim przyjacielem i cię zapraszam.
-No nie wiem...
-Nie nie wiesz, tylko tak. Poznasz tam Braxtona i Tima.
-Braxtona i Tima?
-Grają z nami na koncertach.
-Ahaa...
-Jareda nie będzie, bo ma coś do załatwienia... Podobno z tym zespołem chłopaków, którego spotkaliście w jakimś tam barze. Załatwił im przesłuchanie u znajomego i teraz trochę z nimi pracuje.
-No tak.-powiedziałam przypominając sobie o tamtym wieczorze, który mimo wszystko nie należał do najlepszych, ale zespół, który akurat występował był naprawdę świetny.
-Więc jak? Będziesz?-wyrwał mnie z zamyślenia.
-Tak, będę.
-To super. Przyjadę po ciebie o 20.30
-Nie trzeba. Dojadę sama, podaj mi tylko adres.
-Wolałbym jednak przyjechać. Miałbym wtedy pewność, że będziesz.
-Będę, będę.- Nie miałam ochoty siedzieć kolejnego wieczoru w domu ze swoimi myślami, a to, że będę mogła się zabawić i to jeszcze bez młodszego Leto wydawała mi się jeszcze bardziej kusząca.
-Jesteśmy na miejscu.- Staliśmy już przed naszym domem.
-Ładnie mieszkasz.
-Dziękuje. Może wejdziesz na kawę?
-Chętnie.-Shannon odstawił rower pod domem i przepuściłam go w drzwiach do środka, gdy tylko drzwi się za mną zamknęły zobaczyłam lecącą w naszym kierunku poduszkę.
-Uwa...-zaczęłam, ale nie zdążyłam -Shannon dostał w głowę. Zobaczyłam jego zdezorientowaną minę i wybuchnęłam śmiechem.
-Takie to śmieszne?-spytał po chwili.
-Musiałbyś widzieć swoją minę.-wydusiłam łapiąc się pod boki- Michelle! Nie wita się tak gości!-krzyknęłam głośniej.
-Gości?-do przedpokoju wleciała rozpromieniona Michelle.
-O proszę. Widzę, że wykonałaś swoje zadanie i przyprowadziłaś przystojniaka. Hej Shannon.-podeszła do bruneta i pocałowała go w policzek.
-Hej, hej...
-Eh..-mruknęła zrezygnowana -muszę was niestety opuścić. Mam umówione spotkanie, które już i tak raz przekładałam. Innym razem pogadamy -musnęła przelotnie ramię Shannona i poleciała na górę.
-Chodźmy do kuchni.-powiedziałam do wciąż nieco zdziwionego gościa.
-Kawy czy herbaty?
-Kawy.-podeszłam do ekspresu i wcisnęłam odpowiedni guzik.
-A ty co taki przerażony?-Shannon siedział sztywno na krześle i rozglądał się dookoła.
-Nie, nic.-machnął ręką.
-Wiem, że dosyć dziwne przywitanie, ale da się z nią żyć.-postawiłam przed nim kubek kusząco pachnącej kawy.
-Spokojnie. Wiem jak to jest żyć z Jaredem. Długo mieszkasz w LA?
-Od czterech lat. A ty?
-Można powiedzieć, że od 4 miesięcy.-zaśmiał się, przeczesując włosy.
-No tak, trasa.
-Tak... ale powiem ci, że gdyby nie te pojedyncze występy w clubach to chyba bym zwariował. Przez ponad dwa lata przyzwyczaiłem się do takiego trybu życia.
-Nie dziwię ci się. Lubisz to?-spytałam, bo naprawdę mnie to ciekawiło. Z tego co zdążyłam zauważyć chłopaki lubią swoją pracę, ale nigdy się ich oto dokładnie nie wypytałam i szczerze mówiąc mało wiedziałam na ten temat.
-Czy lubię?- wziął łyk parującej kawy- Jasne, że tak. To daje siłę i niesamowitą energię. Koncerty same w sobie są magiczne. Wychodzisz na scenę i zapominasz o całym świecie, jesteśmy tylko my i fani. Zamknięty krąg, do którego w danym momencie nikt nie ma dostępu. Życie w trasie jest męczące, a zwłaszcza w takiej jak nasza. Nie próżnowaliśmy. Przez trwająca dwa lata trasę, promująca jedną płytę zagraliśmy ponad 300 koncertów. Gdybym miał wymienić wszystkie miasta, zajęłoby mi to z miesiąc. Są dobre i złe strony -niesamowici ludzie, piękne miejsca w których gramy, poznawanie innej kultury, zwiedzanie, odkrywanie siebie i innych, otwieranie się na nowe możliwości, ale także stres, ciągłe zabieganie, kiepskie żarcie, mało snu, jesteś praktycznie cały czas z tymi samymi ludźmi w jednym miejscu. Musimy się znosić 25h 8 dni w tygodniu, a przy takim tempie jak nasze, to bywa naprawdę męczące. Po pewnym czasie, przy końcu trasy zaczęło nam się to dawać coraz bardziej we znaki. Jak zakończyliśmy trasę, każdy z nas zaszył się na miesiąc sam i nie dawał znaku życia, ale tego potrzebowaliśmy jak niczego innego.
-To faktycznie... mimo to chciałabym spróbować takiego życia.-mruknęłam w zamyśleniu.
-Może na następną trasę z nami pojedziesz.
-Tak, tak.- Już wyobraziłam sobie siebie rzucającą wszystko i jadącą w trasę z zespołem. To idealnie do mnie pasowało.
-Ja już będę leciał.-spojrzał na telefon i dopił do końca kawę.- Dziękuje za pyszną kawę.
-Ja dziękuje za pomoc z zakupami.
-Nie ma za co. Do zobaczenia wieczorem, tutaj masz adres-.podał mi zwiniętą karteczkę.
-Do zobaczenia.
-Zjaw się na pewno.-pogroził mi palcem przed nosem i przytulił na pożegnanie. Odprowadziłam go z uśmiechem na ustach. Shannon był niezaprzeczalnie cholernie przystojny, a na dodatek nie dało go się nie lubić.


-No to idę.-powiedziałam do siedzącej w salonie Ann i czytającej jakieś romansidło.
-Miłej zabawy -podniosła wzrok znad książki i zlustrowała mnie z góry na dół- Możesz iść.
-Dziękuje za pozwolenie.-pokazałam jej język i wyszłam z domu. Taksówka już na mnie czekała. Nie byłam pewna czy się dobrze ubrałam, ale zabawa w clubie, to zabawa w clubie. Założyłam obcisłe, skórzane, czarne spodnie, czarną tunikę z pagonami i czarne botki. Włosy wyjątkowo spięłam w kucyka i wykonałam standardowy dla siebie makijaż.
-Jesteśmy na miejscu.-powiedział po pół godzinie taksówkarz.
-Dziękuje.- Zapłaciłam mu i skierowałam się w stronę clubu przed którym była spora kolejka. 'Nie mam wyjścia' pomyślałam zrezygnowana i ustawiłam się na końcu kolejki. Było tutaj sporo ludzi ubranych tak jak ja, ale także takich w koszulkach z logo zespołu chłopaków, bransoletkami i naszyjnikami, które zauważyłam u Jareda i Shannona.
-Jeny!!! Mam nadzieję, że pojawi się także Jared! On jest taki przystojny! Słyszałam, że idzie go jakoś przekonać, żeby ci uległ...-usłyszałam stojącą koło mnie prawie, że piszczącą z podniecenia dziewczynę.
-Też tak słyszałam! Shannon jest fajny, ale to nie jest Jared!-pisnęła jej przyjaciółka. Odwróciłam się tyłem do nich, nie mogłam patrzeć jak rozhisteryzowane nastolatki knują plan uwiedzenie Jareda.
-Uwaga wszyscy!-wrzasnął gorylowaty ochroniarz- Powtarzam po raz kolejny! Nie masz ukończonych 18 lat i biletu nie wchodzicie!-rozległo się wielkie buczenie, a ja przypomniałam sobie, że Shannon nie dał mi przecież żadnego biletu.
-Fuck!-zaklęłam pod nosem. Miałam nadzieję, że uda mi się jakoś wejść. Nagle rozległy się piski i kilka osób wybiegło z kolejki, stanęłam na palcach, żeby móc lepiej zobaczyć źródło tej paniki. Powstała spora grupka, a w środku niej próbował do przodu przedostać się Shannon.
-Shannon!-krzyknęłam niewiele myśląc i spotkałam się z kpiącym spojrzeniem jednej z blondynek. Zignorowałam je i zaczęła przepychać się w stronę wejścia, do którego zmierzał brunet.
-Shannon!-powtórzyłam krzyk, lecz gdy dotarłam do ochroniarzy wszedł już do środka.
-Proszę na koniec.-mruknął zrezygnowany ochroniarz.
-Proszę zawołać Pana Leto.
-Słucham?-prychnął i razem ze swoim kolegą wybuchnęli śmiechem.
-Ma on mój bilet, jestem jego znajomą.
-Słyszeliście?! Ona jest znajomą Pana Leto!-krzyknął ochroniarz na co wszyscy zaczęli się śmiać- Nie masz biletu nie wchodzisz.-powiedział ciszej do mnie. Posłałam mu mordercze spojrzenie i wydarłam się na całe gardło, mając nadzieję, że stojący 20 metrów dalej Shannon mnie usłyszy.
-Shannooooon!!!-brunet odwrócił się do tyłu i spojrzał w stronę wejścia- Shannon!-powtórzyłam krzyk i mu pomachałam, uśmiechnął się i cofnął w moją stronę.
-Jakiś problem?-zwrócił się do ochroniarzy, a wszyscy naokoło umilkli.
-Nie dałeś mi biletu.-rzuciłam z wyrzutem.
-Cholera, zapomniałem. Chodź -złapał mnie w tali i wpuścił do środka. Zdążyłam jeszcze posłać szyderczy uśmiech ochroniarzom.
-Przepraszam, kompletnie o tym zapomniałem. Mogłaś zadzwonić, a nie się tak drzeć.-posłał mi przepraszający uśmiech.
-Nic się nie stało, myślałam, że za chwilę pobiję tych ochroniarzy.
-Wcale bym się nie zdziwił. Napijesz się czegoś?
-O tak... Od tego zdesperowanego krzyku przywołującego ciebie zaschło mi w gardle.
-Za chwilę zaschnie ci jeszcze bardziej jak zobaczysz mnie spoconego.-odsunął mi krzesło.
-Oh zapewne. A później zedrę z ciebie koszulkę.-udałam, że nie mogę się powstrzymać, aby go dotknąć.
-Zapewne tak.-przygryzł dolną wargę.
-Skromniutki to ty jesteś -puknęłam go w ramię i odwróciłam się w stronę barmana-sex on the beach- zmrużyłam oczy.
-Tak to już jest ze skromnością Leto- powiedział Shannon i poprawił wyciętą po bokach koszulkę odsłaniającą jego umięśnione ciało i tatuaże.
-Yep... Uwielbiacie się chwalić tym co macie -zamoczyłam usta w drinku znaczącą patrząc na jego umięśnione ramiona, kąciki ust Shannona lekko się uniosły -mmm... zawstydzony?
-W twoim towarzystwie? Oczywiście.-zaśmiałam się i zaczęłam jeździć palcami naokoło szklanki.
-No proszę, proszę.-podszedł do nas farbowany, opalony blondyn.
-Hej.-Shannon wstał i przybił z nim piątkę.- Nina to jest mój przyjaciel Antoine, Antoine Nina.
-Miło mi cię poznać.-uścisnął moją dłoń i puścił oczko.
-Mi również.
-Wybaczcie, że przerywam, ale zaraz zaczynamy.
-Bardzo dobrze robisz, bo zaraz by się na mnie rzuciła przy wszystkich.-Shannon uderzył go po przyjacielsku w plecy.
-Uuu... ostro.
-Po występie wracam do ciebie, nie ucieknij przez ten czas z jakimś przystojniakiem.
-Przystojniejszego od ciebie nie znajdę.
-Dobrze gadasz!-wycelował we mnie palcem i poszedł za Antoine. Zamówiłam jeszcze jednego drinka i przyglądałam się ludziom ustawiającym się pod sceną kiedy podeszły do mnie dwie blondynki ubrane praktycznie w nic...
-Trzymaj się z dala od Shannona.-wycedziła niższa ni stąd ni zowąd.
-Słucham?-nie byłam pewna czy powiedziała to naprawdę, czy może wypiłam więcej niż mi się wydawało.
-To co usłyszałaś, ździro.-powtórzyła druga machając mi palcem przed nosem.
-Wow...-otworzyłam ze zdziwienia oczy i zaczęłam się śmiać.
-Co cię tak śmieszy?!-warknęła niższa.
-Nic, nic... Zupełnie nic, kochane...
-Czy ty?!
-Przepraszamy...-koło nas pojawiło się dwóch chłopaków. Jeden niższy o ciemnej karnacji, w brązowym kapeluszu i pomarańczowej koszuli, a drugi w czapce na głowie, czarnych spodniach i bluzie, z trzydniowym zarostem.
-O hej chłopaki...-dziewczyny nagle z podłych ździr, zmieniły się w słodkie kociaki.
-Hej...-odpowiedział wyższy- Czy mogłybyście nas zostawić?
-Taa....tak.-wydusiła niższa ździra.
-Dzięki-powiedział chłopak w kapeluszu.
-Milutkie -mruknęłam odprowadzając je wzrokiem.
-Zaraz chyba by cię zjadły. Jestem Braxton, a to Tim- wyjaśnił niższy i podali mi dłonie.
-Nina, miło mi was wreszcie poznać. Dziękuje za ratunek, ale poradziłabym sobie sama.-zaśmiałam się.
-Słyszeliśmy o tobie różne rzeczy i sądzimy, że byłabyś do tego zdolna.-usiedli koło mnie.
-Nie wiem skąd biorą się takie laski...-powiedział Braxton ściągając kapelusz.
-Oh.. tak samo jak biorą się takie milutkie i piękne jak ja.-wyszczerzyłam ząbki.
-No tak... I jak tacy kolesie jak my...-Tim puknął się w pierś.
-Ja naprawdę nie wiem jak możecie dojść w zespole, który jest piękniejszy od drugiego.-pokręciłam głową i oparłam się o ręce.
-Codziennie inny.-Braxton pokręcił głową z udawanym zmęczeniem - Chodźmy pod scenę, bo zaraz się zacznie- Wstałam posłusznie z miejsca i po chwili zaczął się występ. Zaczęłam szaleć z chłopakami, bo Shannon i Antoine wymiatali tak, że inaczej się nie dało. Wszyscy szaleli i ledwo co mogli wytrzymać do końca. Co chwilę wybuchałam ze śmiechu słysząc jakiś tekst z ust Tima albo Braxtona. Pod koniec nie wytrzymaliśmy i udaliśmy się w spokojniejsze miejsce w clubie, zamówiliśmy po drinku i gadaliśmy.
-Na serio nie wiedziałaś co to za zespół 30 Seconds To Mars?!-obruszył się Braxton.
-Na serio nie wiedziałam!-krzyknęłam dławiąc się ze śmiechu, tego wieczoru zdecydowanie za dużo wypiłam.
-No nie wierzę w to! No ale teraz całe szczęście znasz i zostałaś zbawiona!
-Taaak! Zostałam zbawiona!-uniosłam dłonie do góry.
-Przez kogo zostałaś zbawiona?-spytał rzucający się koło mnie Shannon.
-OO! I jest nasza gwiazda!-Tim klepnął go w ramię.
-Błagam... dajcie pić, bo zaraz zwiędnę.
-Już ci coś zwiędło, stary.-mruknął Braxton na co został rzucony ręcznikiem.
-Fuuu... jesteś obrzydliwy.-skrzywiłam się.
-Że ja?-Shannon wskazał na siebie.
-Ty też, bo jesteś cały spocony -odepchnęłam go od siebie, na co ten tylko położył się na moich kolanach.
-Zaschło ci bardziej w gardle?-mruknął.
-Chyba zrobiło mokro, ale gdzie indziej -zarechotał Tim. Złapałam otwartą butelkę wody i wycelowałam w bruneta.
-Ejjj!-odskoczył jak oparzony.
-Teraz ty masz mokro.-wystawiłam język.
-Jędza.-złapał drugą butelkę i polał nią mnie i Shannona.
-Osz ty!-krzyknęliśmy jednocześnie z Shannon'em i po chwili wszyscy laliśmy się wodą dopóki butelki nie zostały opróżnione.
-Pięknie teraz wyglądamy -jęknęłam pokładając się na mokrej kanapie ze śmiechu, koło mnie leżał Shannon, a kilka osób w oddali kamerowało całą sytuację.
-Żadnej prywatności...-jęknął Shannon i ręką zawołał barmana.- Czy mogliby państwo dopilnować, żeby nikt nie robił zdjęć?
-Oczywiście.
-Dziękujemy.
-Uuuu.... nie ma jak to gwiazdorzyć.
-Nie ma, nie ma!-klepnął mnie w kolana i wypił do dna szklankę wódki.

3 komentarze:

  1. Cześć! Czytam Twoje opowiadanie od dawna i bardzo mi się ono podoba. Fabuła jest ciekawa i wciągająca. Masz świetny styl pisania. Czyta się łatwo i szybko. Nie mam pojęcia dlaczego wcześniej nie komentowałam, ale teraz będę już każdy rozdział. Mam nadzieję, że niedługo ukaże się jakiś wątek miłosny z Niną w roli głównej. Z niecierpliwością czekam na następny. Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci, że naprawdę widzę dużą poprawę. Piszesz co raz lepiej!!! Rozdział ciekawy, dobrze napisany, podoba mi się, że wkręciłaś w to bardziej Shannona. Nieźle sobie z Niną imprezują :D No dla mnie rewelacja i widać, że pomysły Ci się nie kończą, dlatego czekam na więcej! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm. Pierwszy mój komentarz tutaj. Nadrobiłam zaległość i przeczytałam od początku. I wiesz co? Podoba mi się ;) A szczególnie to, jak wykreowałaś Shannona ;) Czekam tylko na następne i z pewnością będę śledzić ;))
    Pozdrawiam ;)
    AnneMarie.

    http://dont-lie-to-me.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń