Obróciłam
się na drugi bok i od razu tego pożałowałam - prosto w moje oczy
zaświeciło słońce. Zasłoniłam twarz dłonią i przesunęłam
się w drugą stronę spotykając w pewnym momencie opór.
Otworzyłam delikatnie oczy i zobaczyłam śpiącego na brzuchu, bez
koszulki, w samych bokserkach Shannona.
-Co
do cholery?-powiedziałam pod nosem i zorientowałam się, że jestem
bez odzieży, w samej bieliźnie.
-Hmm...-mruknął
Shannon i przygniótł mnie swoim wielkim łapskiem.
-Shannon,
cholera!-próbowałam zrzucić z siebie jego rękę jednak na
marne -Shannon!-puknęłam go w ramię.
-Hmm...Co?!-
nagle otworzył oczy i zobaczywszy mnie gwałtownie się poderwał.-
Co to ma kurwa być?!
-Mnie
się pytasz?
-Czy...czy
my?
-Uprawialiście
seks -usłyszeliśmy głos Jareda i raptownie spojrzeliśmy się w
stronę drzwi.- nie wiem...- wszedł do środka - kiedy wróciłem
do domu zobaczyłem was już w takim stanie.
-Kurwa.
Nic z wczoraj nie pamiętam.-Shannon przetarł oczy.
-Ja
też nie...
-To
to w takim razie przekonamy się za 9 miesięcy czy do czegoś
doszło.-Jared usiadł na fotelu zakładając nogę na nogę.
-Naprawdę
żarty się ciebie trzymają, braciszku.-Shannon rzucił w niego
poduszką.
-Shannon,
czy ten aparat leżał tu wcześniej?-wskazałam na leżący na
podłodze aparat.
-Nie
sądzę...-jęknął i sięgnął po niego.
-No
pięknie. Jeszcze nagraliście sex taśme.-Jared zaczął się śmiać.
-Ha
ha ha...-zaśmiałam się sarkastycznie i przysunęłam w stronę
Shannona. Na wyświetlaczu ukazały się moje zdjęcia już w
bieliźnie i czapkach Shannona, na każdym z nich się wygłupialiśmy
i robiliśmy śmieszne miny. Ostatnie było kiedy Shannon już
zasnął, a ja wylałam na niego piwo.
-Dlatego
tu tak capi...-skrzywił się.
-Oboje
capicie.
-Chyba
do niczego...
-Nie
doszło.-dokończyłam za niego.
-Chyba
tak -pokiwał głową i odłożył na bok aparat.
-A
myślałem, że zostanę wujkiem, no trudno -Jared wstał i skierował
się do wyjścia -na serio weźcie kąpiel, bo idzie tutaj zemdleć.
-Przepraszam,
ale niczego nie pamiętam.-powiedział Shann, gdy wokalista opuścił
już pokój.
-Daj
spokój... później zadzwonimy do chłopaków i
może się czegoś więcej dowiemy, a teraz na serio muszę
skorzystać z łazienki. -Podniosłam z krzesła koszulę Shannona i
założyłam ją na siebie.
-Jasne,
dam ci coś do ubrania... chociaż w sumie prędzej coś dla ciebie
znajdzie się w szafie Jareda.
-Gdzie
ma pokój?
-Ostatnie
drzwi po prawo.
-Okey...-wyszłam
z pokoju i zapukałam do wskazanego pokoju.
-Wejdź.-uchyliłam
niepewnie drzwi. Jared siedział na wielkim łóżku i pisał
coś na laptopie.
-Przyszłam
po coś do ubrania...
-Aha...-wstał
z łóżka i podszedł do wielkiej szafy- coś powinno się
znaleźć dla ciebie.-po chwili podał mi czarne, materiałowe rurki
i biały top.
-Dzięki.
-Chodź,
pokaże ci łazienkę.- Zaprowadził mnie do jednego z pokoi w którym
stała tylko kanapa i telewizor -skorzystaj z tej łazienki, tam masz
ręczniki -otworzył mi drzwi i wpuścił do środka.
-Dziękuje.
-Nina...-spojrzałam
na niego- Eee... jak skończysz zejdź na śniadanie.-zmieszał się
i cofnął.
-Powiedz
co chciałeś powiedzieć.
-Shannon
jest moim bratem, a ty przyjaciółką.-zatrzymał się.
-Wiem
o tym.
-Sam
nie wiem co chciałem powiedzieć...-zmierzwił ręką swoje włosy
-po prostu...
-Chyba
wiem co chcesz powiedzieć.
-Nie
wiem czy wiesz, bo ja sam nie wiem. Bądźcie ostrożni- uśmiechnął
się do mnie i zamknął za sobą drzwi. Stałam chwilę w bezruchu
myśląc nad tym co mogło się wydarzyć między mną i Shannon'em i
czy abym na pewno tego chciała. Zrzuciłam z siebie ciuchy i weszłam
pod prysznic. Ciepła woda działała na mnie kojąco i uspokajająco.
Umyłam swoje włosy stojącym na umywalce szamponem, który
okazał się pachnieć arbuzem. Owinęłam się ręcznikiem i zmyłam
resztki makijażu. Wyglądałam okropnie -miałam podkrążone oczy i
sine usta, wczoraj naprawdę nieźle zaszaleliśmy. Ubrałam spodnie
Jareda, które były na mnie trochę przydługie i za luźne,
ale biorąc pod uwagę, że jest facetem ma cholernie mały tyłeczek.
Biały top był o wiele bardziej luźniejszy, ale i tak go polubiłam.
Umyłam zęby, wyszczotkowałam włosy i zeszłam na dół skąd
dobiegał zapach jajecznicy i bekonu.
-Siadaj.-powiedział
Jared, gdy weszłam do kuchni. Usiadłam na wskazanym miejscu, a on
postawił przede mną miskę owoców.
-Dzięki.
-Chcesz
aspirynę?-spytał Shannon.
-O
tak! Właśnie tego teraz potrzebuje.
-Proszę.-
Podał mi dwie tabletki i szklankę wody. Połknęłam tabletki i
zabrałam się za miskę owoców.
-Ty
rozumiem, że bez bekonu?
-Yhm...-uśmiechnęłam
się znad miski, a on postawił przede mną talerz jajecznicy z
tostami.-chyba się do Was przeprowadzę -zaśmiałam się.
-Zapraszamy
-Shannon usiadł koło Jareda, tym samym naprzeciwko mnie.
-Dzwonili
chłopacy i pytali jak się trzymamy. Opuściliśmy club po drugiej,
a oni nawet nie wiedzą kiedy.
-Cieszę
się, że mnie z wami nie było, bo bym się chyba łysy
obudził.-spojrzałam na nich kiedy tak spokojnie siedzieli koło
siebie i poczułam dziwne ukucie. Takie samo, które przez
ostatnie kilka dni kazało mi się trzymać z dala od Jareda.
Wypuściłam z ręki widelec i obydwaj bracia podnieśli wzrok na
mnie.
-Coś
się stało?-spytał się Jared.
-Właśnie
sobie przypomniałam, że mam dużo do zrobienia.-podniosłam się z
miejsca- Dziękuje za śniadanie, było pyszne.
-Nie
zjadłaś do końca.-powiedział Shannon.
-Nie
czuję się najlepiej. Przepraszam za kłopot. Pa!-złapałam telefon
z blatu, założyłam na siebie koszule Shanna i wybiegłam z ich
domu.
-Nina!-krzyknął
Shannon- Poczekaj!-podbiegł do mnie- Musimy pogadać.
-Wybacz,
ale się spieszę.-zaczęłam nerwowo strzelać palcami.
-Chodzi
oto, że nie jesteśmy pewni, czy ze sobą spaliśmy, nie chcę żebyś
teraz....
-Shannon-
spojrzałam mu głęboko w oczy- Nic się nie stało. Jesteśmy
dorosłymi ludźmi, bez zobowiązań i mogło się tak zdarzyć, że
się przespaliśmy, ale to niczego nie zmienia między nami.
-Naprawdę?
-Naprawdę,
a tak szczerze, to wolałabym coś chociaż z tego pamiętać
-mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ja
też.
-No
to wszystko jasne. Do zobaczenia!-pomachałam mu na pożegnanie i
czym prędzej ruszyłam do domu. Zaczęłam dopuszczać kogoś do
swojego środowiska, do mnie samej i stwierdziłam, że nie czuję
się już tak pewnie, gdyż zaczęłam tracić kontrolę, nad
trzymaniem obcych ludzi na dystans, nie ufania nikomu. Muszę
przyznać, że braciom Leto bardzo szybko się udało wzbudzić we
mnie zaufanie względem ich i teraz po prostu się przestraszyłam.
Heidi
-Gdzie
to może być?-zaklęłam pod nosem przeszukując całe swoje biurko.
-Heidi,
telefon do ciebie.- Do gabinetu weszła moja przyjaciółka, a
także asystentka Rose.
-Kto?
-Ze
szkoły.
-Ze
szkoły?-zdziwiłam się- Już odbieram.
-Tak?-podniosłam
słuchawkę.
-Pani
Spance?
-Tak,
to ja.
-Dzień
dobry. Z tej strony Madeleline Dufarge, asystentka Pani Dyrektor, czy
mogłaby przyjechać pani do szkoły?
-Ale
w tej chwili? Coś się stało?
-Pani
Dyrektor wyjaśni wszystko na miejscu.
-Dobrze,
zaraz będę.
-Dziękuje.
Do wiedzenia.
-Do
wiedzenia.
-Co
się stało?-Rose cały czas miała założone ręce i stała w
drzwiach.
-Mam
jechać do szkoły, nie wiem co się stało. Zajmiesz się wszystkim?
-Jasne,
jedź.
-Dziękuje,
jesteś aniołem.-złapałam torebkę i cmoknęłam przelotnie
przyjaciółkę w policzek.
-Wiem
o tym bardzo dobrze!-krzyknęła za mną. Wyleciałam z piekarni na
ulicę i oślepiło mnie słońce. Jak na kwiecień pogoda w Paryżu
była naprawdę piękna, a zwłaszcza dzisiejszy dzień. Uśmiechnęłam
się sama do siebie podziwiając rozkwitające drzewa. Bez
jakichkolwiek wątpliwości mogłam powiedzieć, że Paryż to
najpiękniejsze miejsce na ziemi i za nic w świecie nie żałuję
decyzji jaką podjęłam 12 lat temu kiedy zmarła moja ciotka.
Przepisała mi ona w spadku małą cukiernię na obrzeżach Paryża,
a ja wtedy rzuciwszy studia prawnicze, tym samym sprzeciwiając się
woli rodziców zamieszkałam w tym magicznym miejscu. Zaczęłam
chodzić na kursy malarstwa i cukiernictwa i tak zostałam tu do
dziś. Moja mała cukiernia idealnie sobie radzi, mieszkam w małym
mieszkanku tuż nad nią ze swoim 9 letnim synem Alex'em. Nie brakuje
mi w życiu niczego, no może prócz miłości, ale wierzę w
to, że kiedyś i ja spotkam tą jedyną wielką miłość, od
pierwszego wejrzenia. Całe szczęście szkoła Alexa była niedaleko
i można było dojechać tam unikając korków, które
niestety w centrum Paryża były codziennością. Zaparkowałam
samochód i skierowałam się w stronę gabinetu dyrektorki.
-Dzień
dobry, ja jestem mamą Alexa-powiedziałam do sekretarki.
-Dzień
dobry, Pani Dyrektor czeka na Panią.- Tęga kobieta wpuściła mnie
do środka, gdzie siedział Alex z podbitym okiem.
-Alex!-rzuciłam
się w jego stronę- Synku, co się stało?
-Pani
Spance, proszę usiąść.-odezwała się dyrektorka.
-Może
mi pani wyjaśnić co się stało?
-Sama
chciałabym to wiedzieć. Alex nie chce powiedzieć o co dokładnie
pobił się z kolegą.
-Alex...-spojrzałam
się w stronę syna.
-Charles
był dla mnie nie miły i zaczęliśmy się bić...-wydukał.
-Ale
o co poszło, kochanie?
-Próbowałam
to z niego wyciągnąć. Alex, możesz zostawić nas same?-podniósł
plecak i powłócząc nogami wyszedł z gabinetu.
-Pani
Spance, powiem tak- założyła ręce- to pierwsza sytuacja kiedy
Alex tak się zachowuje, dlatego nie poniesie, żadnych konsekwencji,
ale proszę z nim porozmawiać. Rzucił się na kolegę i nie chce
powiedzieć dlaczego.
-Na
pewno z nim porozmawiam. Bardzo panią przepraszam za Jego
zachowanie...
-Niech
go pani weźmie ze sobą do domu i porozmawia.
-Dziękuje.
Do widzenia.
-Do
widzenia.-wyszłam z gabinetu Alex stał oparty o kontuar i bawił
się zamkiem od kurtki.
-Idziemy,
do wiedzenia- Bez słowa udałam się z nim do samochodu, usiadł na
tylne siedzenie i ani razu się nie odezwał.
-Alex,
powiesz mi dlaczego się pobiłeś z kolegą?- Po pięciu minutach
nie wytrzymałam i przerwałam ciszę.
-Jest
głupi.
-Jest
głupi?-spojrzałam w lusterko, siedział ze spuszczoną głową.
-Tak.
-I
to jest powód, żeby się bić?
-Tak.
-Alex,
jutro go przeprosisz.
-Nie
będę przepraszał tego pojebańca.
-Kogo?!-pierwszy
raz z ust syna usłyszałam takie słowo.
-To
co usłyszałaś.
-Wolałabym
tego nie słyszeć.
-Ale
usłyszałaś.
-I
żałuję. Wolałabym, żebyś ty też żałował. Masz karę do
końca tygodnia.
-Mamo!-jęknął.
-Żadne
mamo!
-Miałem
jechać przecież w sobotę do Disneylandu.
-No
to najwidoczniej nie pojedziesz.- Zaparkowałam pod cukiernią i Alex
jak proca wystrzelił z samochodu, wbiegając do środka.
-Co
się stało?-spytała się Rose na wejściu.
-Pobił
się z kolegą i nie chce powiedzieć o co chodzi, jeszcze używa
słów jakich nie powinien.
-Dałaś
mu karę?
-Oczywiście.
Ostatnio trochę za bardzo się zagalopował.
-Miałaś
dwa telefony, oddzwoń jak najszybciej. Ja też wracam do pracy.
-Dzięki.-
Powróciłam do swojego gabinetu i ciężko usiadłam w fotelu.
Takie zachowanie i słownictwo nigdy nie było podobne do Alexa.
Czułam się okropnie nakładając na niego karę, ale nie mogłam mu
wszystkiego puszczać płazem. Zaczęłam szukać odpowiedniego
numeru telefonu, ale swój notes dałam Rose. Wyszłam z
gabinetu zatrzymując się przy drzwiach od magazynu. Alex siedział
na szafce, jadł ciastka, a koło niego stała Rose.
-Alex...
powiedz dlaczego pobiłeś się z kolegą.
-Ale
obiecujesz, że nie powiesz mamie?
-Obiecuję.
-Dzisiaj
w szkole rozmawialiśmy o rodzinie. I wszyscy zaczęli mówić
o swoich rodzinach, kiedy Marie zapytała się mnie co robi mój
tata powiedziałem jej, że jest bardzo dobrym i uzdolnionym
człowiekiem, a wtedy Charles z kolegami zaczęli się śmiać i
powiedzieli, że zmyślam, bo tak naprawdę nie mam taty.- Po
policzkach małego zaczęły spływać łzy tak samo jak po moich.
-Kochanie...-szepnęła
Rose i go przytuliła.
-Nie
mów mamie, nie chcę żeby było jej przykro.
-Nie
powiem.- Nie mogłam dłużej tego słuchać, wróciłam do
swojego gabinetu gdzie rozpłakałam się na dobre. Starałam się
jak mogłam, żeby małemu niczego nie brakowało, ale nie mogłam
zastąpić mu ojca.
-Heidi...
-Rose,
słyszałam waszą rozmowę.
-Weź
go, spędźcie dzień razem.
-Zajmiesz
się wszystkim?
-Jasne.
-Dziękuje.
-Alex!-krzyknęłam
wychodząc z gabinetu.
-Tak?-wychylił
niepewnie głowę za drzwi.
-Co
powiesz na spacer po Paryżu?
-Luwr?
-Może
być i Luwr, ubieraj się.- Mały w podskokach ubrał się i już za
chwilę stał przy wyjściu.
-Mamo,
zobacz jakie piękne kwiatki!-krzyknął, gdy spacerowaliśmy po
ogrodach w Luwrze.
-Tak
piękne.-uśmiechnęłam się widząc jak skacze między alejkami.
Uwielbiał naturę i sztukę przez co był bardzo wrażliwy i
cieszyła go każda mała rzecz.
-Może
zasadzimy takie u nas na balkonie?
-Możemy
spróbować. A teraz gdzie chce się pan udać?
-Dzielnica
Łacińska?-spojrzał na mnie błagalnie.
-Hmm...
a dlaczego chce się tam pan udać?
-Proszę...-złożył
ręce.
-No
dobra! Ale jak przez ciebie więcej utyje!-złapałam go pod boki i
zaczęłam gilgotać.
-Mamo!!
-A
no tak!-odsunęłam się od niego- Przepraszam, zapomniałam, że
ludzie patrzą.
-Idziemy?
-Idziemy.-złapałam
go za rękę i poszliśmy dalej, gdy przechodziliśmy koło
bezdomnego krającego na gitarze Mały się zatrzymał i wrzucił 10
Euro.
-Dziękuje,
dobry chłopcze -odpowiedział mężczyzna- C hciałbyś się nauczyć
grać na gitarze?
-Już
umiem, Proszę Pana. Gram od bardzo dawna. Umiem grać też na
pianinie, a teraz zaczynam uczyć się grać na perkusji.
-Naprawdę?
-Tak.
-Musi
być pani bardzo dumna z syna.-zwrócił się do mnie.
-Jestem.-uśmiechnęłam
się i rozczochrałam Alexa po włosach.
-Miłego
dnia panu życzę.-powiedział Mały.
-Wzajemnie,
chłopcze.
-Chodźmy!
Kto pierwszy ten lepszy!-krzyknęłam i zaczęliśmy biec. Naszym
celem była położona na rogu kawiarenka, w której podawano
najlepsze spaghetti jakie kiedykolwiek jadłam. Urządzona w stylu
lat XX, czyli lat świętości Paryża nie zmieniła się od tylu
lat. Nawet gdy przychodziłam z ciocią tu jako dziecko wyglądała
tak samo. Zajęliśmy stolik przy oknie i zamówiliśmy nasze
ulubione danie. Śmialiśmy się udając postacie z różnych
bajek, gdy wracaliśmy metrem do domu, dochodziła już
dziewiętnasta.
-No
to teraz kto pierwszy w domu ten nie musi sprzątać po muffinkach.
-Muffinkach?!-oczy
Małego rozbłysły.
-Tak!
-Będę
pierwszy!-krzyknął i popędził na górę. Otworzyłam drzwi
od naszego mieszkania i poczułam, że nic mi więcej nie potrzeba.
Małe mieszkanko z trzema pokojami, kuchnią, przedpokojem i łazienką
było dla naszej dwójki idealne. Rozebraliśmy się i
popędziliśmy do kuchni w celu zrobienia czekoladowych muffinek. Po
wszystkim byliśmy obydwoje cali w mące, a kuchnia w jeszcze gorszym
stanie.
-A
teraz idź się kąpać.-powiedziałam do Alexa, gdy posprzątaliśmy
w kuchni. Zrobiłam sobie owocową herbatę i usiadłam przy oknie z
książką.
-Mamo...
-Tak?
-Mogę
jeszcze pograć?
-Ale
jest już po 21.
-Niedługo...
proszę.
-No
dobra, ale koniecznie musisz w tę wojnę?
-Nie
mam innych.
-No
dobrze... Ale niedługo.
-Dziękuje!-podleciał
do mnie i pocałował mnie w policzek.
-Alex,
wstawaj.-odsłoniłam rolery w jego pokoju- Zaraz trzeba do szkoły.
-Nie
chce mi się.
-Mi
też się nie chce. Wstawaj i chodź na śniadanie.-przygotowałam mu
ciuchy na fotelu i wróciłam do kuchni przygotowując
śniadanie. Usmażyłam jajka i bekon oraz wycisnęłam sok ze
świeżych pomarańczy, gdy wszystko było gotowe Alex akurat wszedł
do kuchni.
-Smacznego
kochanie.
-Dziękuje.
-Odrobiłeś
wszystkie lekcje?
-Tak.
-To
dobrze. Jedz szybko i wychodzimy.-zawiozłam Małego do szkoły i
wróciłam do cukierni, która była otwarta już od
ponad godziny.
-Dzień
dobry, Panie Deneuve
-przywitałem się z
mężczyzną po 60, który co tydzień w każdy czwartek
przychodził do nas do cukierni, zamawiał kawę i tą samą bułeczkę
jabłkową.- Jak się pan miewa?
-A
jakoś leci, moja droga. Za tydzień przyjedzie do mnie moja mała
Spencer.
-Naprawdę?
W takim razie będę pamiętała o jej ulubionych babeczkach.
-Oj...
jesteś bardzo miła.
-Dziękuje
panu, ale teraz muszę wracać do pracy. Miłego dnia.
-Nawzajem.
-Coś
nowego?-spytałam się Rose.
-Nie.
Nie zapomnij tylko o zamówieniu na sobotę.
-Nie
zapomnę. Chcesz też kawy?
-Jasne.
-Która
godzina?-jęknęłam, gdy musiałam wykonać kolejny telefon.
-Dochodzi
11. Mark cię wołał, żebyś coś spróbowała.
-Już
idę.- Podniosłam się z miejsca i poszłam do kuchni- Co się
stało?-zwróciłam się do głównego cukiernika.
-Zobacz,
przygotowałem kilka nowych smaków.- Podał mi talerz z
ciastkami.
-Mmm...
wyglądają smakowicie -powąchałam postawione przed sobą
pyszności.
-Słuchaj...
może dasz się namówić na kino w sobotę, bo akurat Rose
bierze Alexa do Disneylandu?-spytał.
-Heidi!-krzyknęła
przerażona Rose.
-Mark,
przepraszam -pobiegłam w stronę Rose- Co się stało?
-Dzwonili
ze szkoły. Alex jest w szpitalu masz tam jechać.-poczułam, że
tracę grunt pod nogami i wszystko zaczęło mi się rozmazywać.-
Bierz torebkę i jedziemy!-krzyknęła przyjaciółka i
pociągnęła mnie w stronę samochodu. Przez całą drogę modliłam
się, żeby nic poważnego mu się nie stało. Wbiegłam do szpitala
jak oszalała.
-Szukam
mojego syna Alex Spance.-rzuciłam do pielęgniarki.
-Trzecie
piętro pokój 348.-wbiegłam do windy jak oszalała nie
patrząc na mijanych mnie ludzi, gdy wbiegłam do pokoju, w którym
był Alex od razu rzuciłam mu się na szyje, która była
zakrwawiona tak samo jak jego twarz.
-Alex!
Co się stało?-zaczęłam płakać.
-Pobił
się znów z kolegą -wyjaśniła jego wychowawczyni.
-Czy
wszystko z nim w porządku?-zwróciłam się do pielęgniarki.
-Ma
złamany nos i musimy go po prostu ustawić. Wyraża pani zgodę na
zabieg?
-Oczywiście.
Alex... dlaczego?
-Zaczęli
znowu obrażać tatę, oni myślą, że kłamie, powiedziałem im, że
tata fotografuje, bo wiem, że nie mogę powiedzieć wszystkiego-
zaczął płakać.
-Nie
płacz Kochanie, bo będzie ci gorzej.-pocałowałam go w czoło.
-Możemy
go zabierać?-spytała się pielęgniarka.
-Tak.
Nie martw się synku, będzie dobrze.
-Nie
boje się. Kocham cię mamo.
-Też
cię kocham.- Pielęgniarka posadziła go na wózek, a ja
bezradnie osunęłam się o ścianie.
-Rose...
on za nim tęskni, on tak go kocha... Co ja mam zrobić?
-Zadzwoń
do niego.
-Nie
miałam z nim kontaktu od trzech lat.
-A
może czas zacząć mieć?
-Nie
mam jego numeru...-Rose wstała i podała mi telefon Alexa.
-Już
masz. Nie wymiguj się. Powiedz mu co myślisz. To, że spotka się z
nim raz na trzy miesiące nic nie da! Bądź silna! Pomyśl o
Małym.-znalazłam odpowiedni kontakt i drżącymi dłońmi
nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach usłyszałam
tak dawno nie słyszany głos.
-Alex,
przepraszam, ale nie mogę teraz rozmawiać. Zadzwonię,
dobrze?-usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
-To
ja.
-Heidi?
Wybacz, ale...
-Alex
jest w szpitalu.
-Szpitalu?-usłyszałam,
że coś mu upada- Wszystko z nim w porządku?
-Nie,
nic nie jest w porządku. Mam tego dosyć, mam dosyć ciebie zasrany
egoisto!-warknęłam do słuchawki- Mam w dupie twoje pieniądze,
drogie prezenty dla niego! Mam to w dupie! Rozumiesz?! To twój
syn! Nie jakieś pieprzone zwierzątko! Mam kurwa dosyć kiedy ciągle
ogląda z tobą teledyski, w kółko puszcza twoje płyty i
cały czas gada, że musi się nauczyć grać dla ciebie nowej
piosenki na gitarze! Gdzie się nie obejrzę na ścianach wisi twoja
pieprzona morda! Przez ciebie jest dzisiaj w szpitalu i ma operację!
Dlaczego przez ciebie?! Bo bronił cię przed kolegami i się z nimi
pobił! A ty?! Jesteś w Paryżu częściej niż w domu i widzisz go
jeszcze raz na trzy miesiące! Masz go w dupie! Masz go w swojej
pieprzonej dupie! A teraz ja mam w dupie ciebie! Zastanów się
co jest dla ciebie naprawdę ważne!- Nie wytrzymałam i wyłączyłam
się. Poczułam ulgę wyrzucając z siebie tylko część tego co we
mnie tkwiło. Rose złapała mnie za rękę i posłała pocieszające
spojrzenie.
Jestem pierwsza? Więc zacznę od tego, że rozdział bardzo mi się podobał. Jestem ciekawa czy potem wyjdzie, czy Nina spała z Shannon'em. Są świetnymi przyjaciółmi, więc niech tak zostanie. Na początku jak zobaczyłam, że kolejna część będzie z perspektywy Heidi to się trochę zdziwiłam. Dopiero na samym końcu domyśliłam się o co chodzi i cała sytuacja mi się rozjaśniła. teraz najważniejsze pytanie: który z nich jest ojcem Alex'a? Mam nadzieję, że dowiem się jak najszybciej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńomatko, ale mnie zaskoczyłaś kobieto. no nie mogę. tak sobie czytam, czytam i się dziwię skąd się wzięła ta cała Heidi, a potem napisałaś TO i nie mogę pozbierać szczęki z podłogi. brawo, oby tak dalej (:
OdpowiedzUsuńthe-believer :*
No i co ja mogę powiedzieć?? Jest świetnie! No i czy Nina spała z Shannonem??? kurczę, ale mnie zaskoczyłaś :D I co za Heidi? O co w tym chodzi? Mam nadzieję, że się wyjaśni w następnym, musi! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń