Właśnie
stałam przed restauracją Secrets. Nie wiem co mną kierowało, ale
postanowiłam jednak zgodzić się na to spotkanie. Zajrzałam przez
okno do środka i całe szczęście nie było nigdzie Jareda. Miałam
nadzieję, że postanowił się jednak nie zjawić, bo nie wiedziałam
o czym miałabym z nim rozmawiać i na dodatek czułam do niego
ogromy żal. 'Jesteś idiotką, Nina'.
-Wchodzisz
czy zamierzasz jeść tutaj?-'no to jesteś w dupie' pomyślałam,
słysząc głos bruneta. Odwróciłam się do niego, ubrany był
w wąskie, czarne spodnie, biały t-shirt i niebiesko-czarną koszulę
w kratę. Na głowie miał czarny kapelusz i obowiązkowy gadżet
gwiazd -okulary na nosie.
-Miałam
nadzieję, że się nie zjawisz i będę mogła spędzić dzień tak
jak lubię.-powiedziałam wchodząc do środka.
-Przepraszam,
że jednak postanowiłem się zjawić i zrujnowałem Twój
dzień.
-Przepraszasz?
Czyżby?-zajęłam miejsce w oddalonym rogu restauracji, a brunet
usiadł naprzeciw mnie.
-Przepraszam.
Chciałem z Tobą porozmawiać o tym co zaszło.-ściągnął okulary
i spojrzał mi w oczy.
-Czy
mogę już przyjąć zamówienie?-spytała kelnerka lustrując
zwierzęcym spojrzeniem Jareda.
-A
może to Pani chciałaby złożyć zamówienie?-spytałam z
sarkazmem, bezczelnie patrząc jej w oczy.
-Słucham?-stała
zmieszana, mrugając rzęsami jakby coś jej wpadło do oka.
-No
na przykład tego pana na jakąś godzinę, jeden dzień.-wskazałam
na Jareda, którego totalnie zamurowało -przykro mi jeśli
chciała wypożyczyć go pani na dłużej, ale mamy tylko
czterodniowe pakiety.
-Nie
rozumiem...
-Oj.-machnęłam
ręką -z ceną na pewno się dogadamy. Może jak sprawdzi się pani
dobrze, to poleci panią Depp'owi.
-Dla
mnie poproszę sałatkę grecką, tylko bez kurczaka.-powiedział
Jared, którego kąciki ust lekko drżały.
-A
dla Pani?-kelnerka cała zszokowana zwróciła się do mnie.
-To
samo, także bez kurczaka.
-Dziękuje.-powiedziała.
-Jeszcze
nie ma Pani za co dziękować.-rzuciłam za nią.
-Nie
musiałaś tego robić.-powiedział.
-Oj...
nic takiego. Jeśli źle wybrałam to powiedz, znajdę dla Ciebie
jakąś inną.
-Nie
chodzi mi o to -uśmiechnął się delikatnie. Posłałam mu pytające
spojrzenie -nie musisz nie jeść mięsa, dlatego że ja nie
jem.-zaczęłam się śmiać.
-Naprawdę
uważasz, że robię to dlatego? Wierz lub nie, ale nie jem mięsa
dlatego, że Jared...-zaczęłam pstrykać palcem próbując
przypomnieć sobie jego nazwisko.
-Leto.
-Właśnie,
Leto, dlatego że Jared Leto jego nie je.
-Więc
jesz?
-Nie
jem. Jestem wegetarianką od urodzenia i mięso w ustach miałam może
z 10 razy.
-No
to podziwiam. Ja teraz nie mógłbym go znowu jeść.-starał
się jak mógł ukryć swoje zmieszanie.
-Przepraszam,
jeśli uraziłam -wzięłam łyk wody -nie każdy musi wiedzieć, że
jesteś Jaredem...fuck -zaklęłam ciszej pod nosem.
-Leto
-powiedział z lekką nutą złości w głosie i żyłka pod jego
lewym okiem stała się bardziej wyraźna.
-No
właśnie Leto i wokalistą jakiegoś tam zespołu.
-Jakiegoś
tam?
-Nie
pamiętam. Gdyby był bardziej znany, to chyba... przepraszam-'ugryź
się czasem w język' pomyślałam widząc narastającą irytacje
mojego towarzysza.
-30
Seconds To Mars -wycedził.
-Słuchaj,
po prostu nie zrozum mnie źle, ale rock teraz, to nie jest to co w
latach 70-80. Zespoły są znane, bo wokaliści są przystojni i
nastolatki lecą jak muchy na koncerty robiąc sztuczny tłum. Gdybyś
nie był przystojny, to nie sadzę, żebyś coś osiągnął, chociaż
nie słuchałam dokładnie Twojej muzyki. Koncert był całkiem,
całkiem...
-Jest
też Echelon.
-Co?
Echelon? Przecież co to ma do rzeczy?-spojrzałam się na niego jak
na głupka. Po jaką cholerą wyskakuje mi tutaj z Echelonem?
-Echelon,
to nasi najwierniejsi fani, rodzina i nie są to tylko nastolatki. I
to nie jest moja muzyka, ale 30 Seconds To Mars-Ja, Shannon, Tomo i
ludzie na całym świecie.
-Ahaaa...-powiedziałam
otwierając szeroko buzię. Facet ma nie po kolei w głowie.
-Nie
mam nie po kolei w głowie, ale...
-Czytasz
w myślach?-spytałam poważnie patrząc mu w oczy.
-Co?
-Noo...-zaczęłam
niepewnie.
-Hahah!-usłyszałam
jego śmiech -tak pomyślałaś? Nie, nie czytam w myślach. Tak
pomyślałaś?-spojrzał się na mnie i jego złość zniknęła
całkowicie.
-Eee...-czułam
się jak kompletna idiotka całe szczęście sytuacje uratowała
kelnerka przynosząca zamówione jedzenie. Jared cały czas
śmiał się cicho pod nosem.
-Więc
podobno grasz też w filmach?-próbowałam zmienić temat.
-Grałem,
teraz skupiam się raczej na muzyce. Chociaż nigdy nic nie wiadomo.
A Ty? Czym się zajmujesz?
-Pracuję
w redakcji.
-Zadowolona
z pracy?
-Czemu
miałabym nie być? Pracuję dla jednego z najbardziej znanych
magazynów, ludzi. Robię to co lubię.-'po co ja mu w ogóle
to mówię? Nawet go nie znam'
-Właśnie
chyba o to chodzi, żeby robić to co się lubi.
-Chyba
tak -przyznałam mu racje i czułam narastające napięcie.
-Słuchaj...-zaczął
pomału -chciałbym z Tobą porozmawiać o tamtym wieczorze...
-A
o czym tutaj rozmawiać? Upiłam się, byłam załamana, Ty się
upiłeś, przespaliśmy się, a Ty masz narzeczoną.-rzuciłam
obojętnie, a czułam się tak samo okropnie jak wczoraj.
-Pamiętam,
pamiętam jak...jak... jak powiedziałaś mi o tym co się stało...
to znaczy jak potraktował Cię narzeczony. Nie chcę abyś się tym
przejmowała. Rozumiem, że możesz się okropnie czuć. Miałem
ogromne wyrzuty sumienia po tym co się stało, ale...-tu się zaciął
-nie pamiętam większości... nie powinno się to wtedy zdarzyć,
ale zapanował nade mną alkohol i teraz oszukuję kobietę, którą
kocham...-wyraźnie było po nim widać, że tego wszystkiego żałuje
i męczy.
-Nie
chciałeś tego.-powiedziałam przełykając ślinę.
-Słucham?-otworzył
szerzej oczy.
-Nie
chciałeś tego, próbowałeś coś powiedzieć, ale nie dałam
Ci dojść do słowa.-nie wiem czemu, ale czułam, że muszę to
powiedzieć.
-Powiedziałem
o Katharine?
-Nie
powiedziałeś -poczułam narastającą gulę w moim gardle.
-Czy,
czy...mogłoby to zostać między nami?
-Spóźniłeś
się koleś. Dzisiaj rano wysłałam wszystko do druku, ukarze się
to jutro, zrobiłam nawet kilka pikantnych zdjęć, a teraz dodam
jeszcze nagranie z tego spotkania.-wyciągnęłam z kieszeni telefon,
a Jared wyglądał jakby coś połknął, za kilka sekund żyłka pod
jego okiem znowu stała się widoczna i zacisnął usta.
-Jezu...
żartuję.-dodałam, bo czułam, że inaczej źle by się to dla mnie
skończyło.
-Je-e-a-
no...-wydukał.
-Nikomu
nie zamierzam mówić, jeśli ktoś się dowie, to od Ciebie,
chociaż bym tego nie chciała.
-Dziękuje.-powiedział.
-Twoje
podziękowanie nie robi na mnie żadnej różnicy.
-Idziemy?
-Tak.-zostawiliśmy
pieniądze na stole i wyszliśmy na zewnątrz odprowadzani
nieprzyjemnym spojrzeniem kelnerki i zaatakowani blaskami fleszy.
-Fuck.-zaklnął
pod nosem zakładając kapelusz.
-A
teraz pozwolisz, że już nigdy więcej się nie spotkamy
-wyciągnęłam w jego stronę rękę, której uścisk
odwzajemnił dopiero po pewnej chwili.
-Wypadałoby
powiedzieć 'żegnaj'.
-Być
może. Dla mnie nie było nawet 'witaj'-ruszyłam przed siebie
zostawiając w tyle pewien, mały epizod z mojego życia.
Jared
Ruszyła
przed siebie zostawiając mnie samego. Zaśmiałem się pod nosem 'ta
dziewczyna potrafi zmieniać swój i nastrój kogoś co
minutę'.
-Kim
była ta kobieta?
-To
Twoja kochanka?-paparazzi jak zwykle nie próżnowali. Te hieny
naprawdę mogą doprowadzić człowieka do szaleństwa. Nie zwracając
na nich uwagi skierowałem się do swojego ukochanego bmw. Wsiadłem
do środka i musiałem zastanowić się co dalej 'ale na pewno nie w
tym blasku fleszy'. Przekręciłem stacyjkę i wyjechałem z
parkingu. Chciałem pomyśleć chwilę w spokoju, dlatego skierowałem
się w pierwszą lepsza boczną uliczkę. Zaparkowałem w spokojnym
miejscu i zgasiłem silnik.
-Fuck!-uderzyłem
głową w kierownicę.-jesteś kompletnym idiotą, Leto.
Obiecałem
sobie, że już nigdy w życiu tego nie zrobię. Obiecałem i co? Jak
zwykle skończyło się na obietnicach... Jakbym powiedział te swoje
przeklęte 'soon'. I teraz co? Mam się przyznać? Mam kolejny raz
stracić osobę, której udało się przedostać do mojego
serca, a nie tylko krocza? Nie chciałem jej okłamywać, ale
bardziej nie chciałem jej skrzywdzić. 'Nie chcesz znów być
sam, stary dupku' Tak... chyba nie chcę znów być sam.
Ostatnimi czasy, gdy zakończyliśmy trasę coraz częściej
zastanawiałem się co dalej. Moje życie mnie zadowalało, ale
zaczęło mi czegoś brakować -zaczęło brakować mi miłości,
rodziny. Dlatego zdecydowałem się na taki krok jak zaręczyny.
Katharina była piękna, mądra i mnie kochała. Pokochała mnie
takiego jakim byłem, jakim jestem i jakim chyba pozostanę. Podczas
trasy, tego całego zabiegania udawało mi się żyć bez seksu, ale
kiedy tylko się z kimś związałem na poważniej łamałem te
zasady i wszystkich krzywdziłem, inaczej nie mogło być tym razem.
Teraz jeszcze przygniatało mnie to, że muszę to w sobie dusić.
-Weź
się w garść, weź się w garść -zacząłem szeptać i pomału
oddychać. Wsadziłem kluczyki do stacyjki i z piskiem opon
zawróciłem. Wjechałem na główne ulice Los Angeles i
pojechałem do domu. Już od progu przywitały mnie odgłosy
dochodzące z kuchni. Wszedłem do środka i co zastałem? Shannona z
głową w lodówce i Tomo wyrzucającego co popadnie z szafki.
-Co
to kurwa ma być?-a raczej kto to posprząta...
-O
hej Młody -Shannon nie przerwał wielkich poszukiwań.
-Masz
może coś dobrego do jedzenia?-spytał się gitarzysta machając mi
przed oczyma paczką taco. 'wiedziałem, że je kupiłem'
-A
mało macie żarcia w lodówce i szafkach?
-Zostało
samo Twoje żarcie -skrzywił się Shannon.
-Przedwczoraj
robiłem zakupy, nie moja wina, że wszystko wpieprzyłeś naraz.
-Bla,
bla...-olałem go i wyszedłem z kuchni. poszedłem do swojego
pokoju. Zwaliłem ciuchy z łóżka i nie ściągając butów
rzuciłem się na nie. Miałem wszystkiego dosyć, chciałem się
gdzieś ukryć i nie wychodzić dopóki nie miną wyrzuty
sumienia. 'To nie w Twoim stylu, Leto. Ty się nie poddajesz'
-Co
jest, bro?-wylądował na mnie Shannon, a obok niego Tomo.
-Złazić
ze mnie!-warknąłem przygnieciony do poduszki.
-Ohoho.
Ktoś ma tu zły humorek.-zaśmiał się Shannon, ale posłusznie ze
mnie zszedł. Nie zareagowałem.
-Co
jest Jared?-Tomo położył rękę na moim ramieniu.
-Młody?-Shannon
powtórzył jego czyn i lekko mną potrząsnął.
-No
to może ja wyjdę.-powiedział Tomo.
-Nie,
czekaj.-zatrzymałem go wreszcie się podnosząc.
-Co
jest?-spojrzeli na mnie niepewnie.
-Spierdzieliłem.
Jak zwykle. Jestem totalnym dupkiem.
-Co
się stało?-Shannon spojrzał na mnie z przerażeniem.
-Jak
komuś powiecie urwę Wam jaja..
-Oułć...-Tomo
się skrzywił.
-Przespałem
się.-wydusiłem z siebie. Zazwyczaj dzieliłem się z nimi takimi
sprawami bez problemu, ale teraz czułem się jak śmieć.
-Co
w tym takiego strasznego?-zaśmiał się Shannon. Jak zwykle nie
zaczaił o co chodzi, gdybym mówił mu o niewyspaniu się od
razu by się domyślił, że spałem z kimś.
-Z
kim?-Tomo całe szczęście nie był tak głupi jak on. Spojrzał na
mnie z takim spokojem, że poczułem się jeszcze gorzej.
-Coooo?-Shannon
obudził się ze snu.-zdradziłeś Katharine?
-Tak.
-Kiedy?
-Tydzień
po zaręczynach.
-Z
kim?
-To
nie jest ważne, ważne że to zrobiłem.
-Z
kim?-Shannon ponowił pytanie.
-Z
kim?-Tomo także nie dał za wygraną.'po cholerę im to wiedzieć?'
-Z
Niną...
-Z
tą Niną? Co wczoraj tu była?-Tomo otworzył szeroko oczy.
-Ta
świetna blondi?
-Tak,
ta Nina.
-Przyjaciółka
Katharine-Shannon pokręcił głową.
-Nie
przyjaciółka...
-Żałuje,
że nie wyszedłem. Teraz będę musiał ukrywać coś kolejny raz
-Tomo jak z zwykle w takich sprawach był poważny. On jako jedyny z
nasz trzech...
-Powiesz
jej?-Shannon zaczął chodzić w kółko po pokoju.
-Oszalałeś?
Jasne, że nie... nie chcę jej mówić.
-Zamierzasz
całe życie żyć w kłamstwie? Nie wiem Jared, ale czy Ty ją
kochasz, czy to jest ta, z którą chcesz spędzić resztę
życia?-spojrzałem tempo w stronę Tomo.
-Taa-k,
tak. Kocham ją i chcę z nią żyć. Chcę żeby było moją żoną,
chcę założyć z nią rodzinę.
-Rodzinę
zbudowaną na kłamstwie.
-Tomo,
każdy popełnia błędy, ale...
-Jared,
żeby to był jeden błąd. Jeśli decydujesz się na coś tak
poważnego nie ma mowy o zdradach.
-Wiem.
Upiłem się...
-Za
każdym razem zamierzasz się tak tłumaczyć?-po raz kolejny mi
przerwał, a Shannon wreszcie usiadł w fotelu.
-Nie.-powiedziałem
dobitnie -nie zamierzam się tak tłumaczyć, bo to się nie
powtórzy. Teraz jestem pewien, że chcę z nią być i ją
kocham.-złapałem telefon i wstałem z łóżka. Właśnie
sobie coś uświadomiłem i postanowiłem wcielić swój plan w
życie.
-A
Ciebie gdzie niesie?-Shannon za mną krzyknął, ale zleciałem
szybko do kuchni po kluczyki od auta, w międzyczasie dzwoniąc na
lotnisko.
Kupiłem
wielki bukiet kwiatów i pojechałem do agencji Katharine,
gdzie akurat przygotowała się do pokazu.
-Szukam
Katherine Damm.-zaczepiłem młodą asystentkę.
-Jest
w garderobie -odpowiedziała odbierając telefon. Skierowałem się
we wskazanym kierunku i wszedłem do szatni. Katherina śmiała się
i rozmawiała z jakąś kobietą. Odwróciła się w moją
stronę.
-Jared,
co tutaj robisz?
-Szukam
Ciebie -podałem jej bukiet kwiatów.
-Są
piękne, dziękuje -na jej twarzy pojawił się cudowny uśmiech.
-A
teraz Cię zabieram.
-Co?-zdziwiła
się jeszcze bardziej.
-Jedziemy
na małe wakacje -pocałowałem ją w policzek, nie zwracając uwagi
na obserwujących nas ludzi.
-Alee...
-Nie
ma ale -położyłem palec na jej ustach. Już po trzech godzinach
siedzieliśmy w samolocie lecącym w kierunku Wyspy Kanaryjskich.
Katharine leżała wtulona w moją ramie i lekko oddychała.
Gładziłem jej długie, blond włosy. Po wylądowaniu zameldowaliśmy
się w hotelu. Wziąłem najlepszy apartament z widokiem na plaże.
-Pięknie
tutaj -Katharine na boso wyszła na balkon.
-Pięknie
-odstawiłem walizki i spojrzałem w stronę swojej narzeczonej.
wyglądała prześlicznie na tle rozgwieżdżonego nieba. Wyszedłem
na balkon i niepewnie stanąłem koło dziewczyny, obejmując ją w
talii.
-Jared,
dlaczego mnie tu zabrałeś?-spytała drżącym głosem.
-Ponieważ
bardzo Cię kocham, chcę pobyć tylko z Tobą i chcę powiedzieć Ci
bardzo ważną rzecz.
-Jaką
rzecz?-stanęła twarzą do mnie.
No właśnie jaką rzecz?!?!?!?! Dlaczego zakończyłaś w takim momencie?!? Nie wybaczę.. ;D Rozdział jest świetny. Podobał mi się. Szybko się czytało, bo nie przynudzałaś i tak trzymać :) Kurcze... co on chce jej powiedzieć? Dodawaj siódemkę, bo mnie to ciekawi. Baaardzo ciekawi :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 3 i w tym tyg obiecuję zabrać się w końcu za Twoje opowiadanie!:
OdpowiedzUsuńPozdrawiam