sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 20 - Starlight we’ll find a place where we belong

Jared

-Auu...-syknąłem przewracając się na drugi bok i złapałem za bolące ramię. 'Co jest do cholery?' otworzyłem oczy i od razu tego pożałowałem. Słońce wpadające przez okno z samego rana dla człowieka, który jest na kacu, to najgorsze co może być. Głowa mnie rozsadzała... a na dodatek to cholerne ramię. Pić... picie... potrzebuje picia... Próbowałem wyczuć jakąś butelkę na oślep pod łóżkiem, jednak z marnym skutkiem. Usiadłem na łóżku próbując sobie przypomnieć jak się tu znalazłem. Pustka. Cholerna pustka. Stanąłem na równe nogi i od razu złapałem się za kostkę, która niemiłosiernie zaczęła boleć. Wyszedłem z pokoju kierując się do kuchni i poczułem dochodzący z niej zapach kawy i czyjeś śmiechy.
-Ooo proszę. Udało ci się wstać...-powiedział Shannon, który stał przy kuchence i smażył jajecznicę, a na krześle przy blacie siedziała Nina popijając kawę.
-Co wy tu robicie?-spytałem z trudem. Przy każdym wymawianym słowie moje gardło paliło.
-No to nawet się nie pamięta, że zadzwoniło się po mnie w nocy?-spytała blondynka. Wyciągnąłem z lodówki wodę i pokręciłem przecząco głową.
-Oj braciszku... to jak się dowiesz co uczyniliście to będziesz z siebie bardzo dumny.
-Gdzie jest szafka?-zauważyłem pustkę na jednej ze ścian.
-Mnie się nie pytaj. Kiedy przyjechaliśmy wszystko leżało na ziemi.-opróżniłem butelkę naraz i zabrałem kubek z kawą blondynce, na co posłała mi złowieszcze spojrzenie.
-Gdzie jest Tomo?-przypomniałem sobie o przyjacielu, z którym zrobiliśmy małą imprezkę.
-Pod prysznicem śpi. Idź się lepiej ubierz i zacznij sprzątać.-rzucił we mnie ścierką, stawiając przed sobą i blondynką jajecznicę.
-Shannon ratuj...-jęknąłem uderzając głową o blat.
-Masz za swoje. Zasłużyłeś sobie na to.- Nagle na górze rozległ się huk i po chwili koło nas zjawił się Gitarzysta. Miał na sobie całe podarte spodnie i był mokry... Wyglądał jak chodząca śmierć.
-Wypad z kuchni śmierdzielu!-wrzasnął Shannon.
-Cicho człowieku...-syknąłem krzywiąc się z bólu.
-Wykąpałem się...- mruknął - Nie mam żadnych ciuchów...-usiadł na podłodze, przykładając głowę do ściany.
-Macie to.- Shannon prychnął i podał nam dwie tabletki.- Odechce wam się szaleć.-po całym domu rozległo się dobijające pukanie do drzwi. Wróć.. walenie, a nie pukanie.
-Kto do kurwy nędzy o tej godzinie się dobija?-każdy dźwięk ranił moje ciało... wszystko bolało i nie chciało przestać.
-Jest już 12.-wyjaśniła blondynka. Wstałem leniwie i poszedłem otworzyć. Złapałem za klamkę i o mało nie dostałem w zęby, przed drzwiami stał wściekły sąsiad.
-To już szczyt wszystkiego!-wrzasnął, a tuż za nim pojawiła się jego żona.
-Dzień dobry, a można by tak jaśniej?-spytałem skołowany.
-Jaśniej?! Co tu można mówić jaśniej?! Zdewastowaliście nam podwórko!
-Jakie podwórko? Jaka dewastacja?
-I patrz!-odwrócił się do żony - Śmie mi jeszcze kłamać w oczy!
-Dzień dobry...-za moich pleców wyłonił się Shannon, a trochę dalej stała Nina i Tomo.
-No proszę! Jest i druga gwiazda! Naprawdę panowie...
-Mógłby mi pan naprawdę powiedzieć o co chodzi?-czułem narastającą we mnie złość. Przychodzi do mnie do domu i wrzeszczy nie wiadomo co.
-Proszę pana... To wszystko można wyjaśnić spokojnie.-odezwał się Shannon - Pokryjemy wszelkie szkody.
-A ja mam w dupie wasze pieniądze!
-W takim razie co innego możemy zrobić?-westchnął Shannon.
-Bezczelni gówniarze! Pieniędzmi by tylko przekupywali!
-Wypraszam sobie.-zacisnąłem dłonie w pięści i zmrużyłem oczy.- Jesteśmy dorosłymi ludźmi i chyba możemy jak oni rozmawiać, tak?-starałem mówić się jak najspokojniej.
-Dorośli ludzie?! Gówniarze z was i tyle!-wymachiwał przede mną rękoma, a jego żona próbowała go uspokoić.
-Jeśli przyszedł pan do mojego domu, żeby mnie obrażać w takim razie proszę wyjść.-wskazałem na furtkę. To już przeszło wszelkie możliwe granice. Facet jest starszy od nas o kilka lat, a traktuje nas jak dzieciaki. No cóż.. może nie wyglądamy na tyle ile mamy, no ale...
-Na policję dzwonię! Przed dwa lata kiedy was nie było był spokój! Znowu się zaczęło! Narkomani i alkoholicy! Gwiazdy się znalazły! Co ja gadam?! Na jaką policję! Do mediów od razu z tym! Będziecie skończeni!
-Może do jasnej cholery zacząć mówić pan spokojnie?!- nie wytrzymałem i wrzasnąłem.
-Gówniarzu! Nie będziesz na mnie wrzeszczał!-wycelował we mnie palcem i poczułem dłoń Shannona na swoim ramieniu.
-To pan przychodzi do mojego domu i wrzeszczy strasząc! Wypraszam sobie takie traktowanie! Jeśli pan wydorośleje i zacznie mówić od rzeczy proszę wtedy do mnie przyjść i urządzimy sobie rozmowę na poziomie dorosłych ludzi! Już najwyższy czas się tego nauczyć!-prawie, że to wykrzyczałem i nie czekając na jego reakcję zatrzasnąłem mu przed nosem drzwi.
-Co za pojeb!-krzyknąłem odwracając się w stronę przyjaciół, którzy stali z szeroko otwartymi oczami.- O co mu tak w ogóle chodzi?!
-Nie pamiętasz nic?- Shannon przewrócił oczami.
-Coś tam pamiętam...-złapałem się za skronie starając cokolwiek przypomnieć.-Piliśmy, graliśmy... wywaliłem się na fotelu...
-Szukaliśmy Shannona.-odezwał się Tomo - I wyszliśmy na dwór. Dalej nie wiem.
-No to pięknie... Zacznijmy może od tego, że zrobiliście totalny rozpierdol w domu. Zatrzasnęliście się na dworze i chcąc wejść do domu musieliście przełaził przez płot, więc chyba o to im chodzi. No ale i tak najlepszą częścią jest to, że Tomo zjeżdżał z górki w ich kontenerze na śmieci i zatrzymaliście się na jednym z krzaków innych sąsiadów. Zrobiliście takie zamieszanie, że wszyscy wyszli z domów.-słuchałem go marszcząc brwi pomału sobie wszystko przypominając.
-O kurwa...-wymsknęło się Tomo.- Stąd ten smród.
-I tak najlepsze jest to, że wyciągnęliście Pitagorasa.- Włosy stanęły mi dęba i zrobiło gorąco. Musiałem zapewne wyglądać jak burak.
-Bo zaraz ci oczy wyjdą na wierzch.-prychnął Shannon - Spokojnie. Pitka udało mi się całe szczęście w porę uratować. Nie można tego powiedzieć o twoich dwóch ulubionych akustykach.- Otworzyłem usta, ale na powrót je zamknąłem. Tomo zrzedła mina.
-Aa-aa-a co z moją?-wyjąkał.
-Twoja nie została nawet ruszona, no ale akustyki...
-Zamknij się...-wyciągnąłem rękę w jego stronę kręcąc głową. 'No kurwa! Moje akustyki?! Moje kochane akustyki?!'
-Alibi?-spytałem marszcząc oczy i bojąc się odpowiedzi.
-Całe szczęście nie... Jeden jakoś może uda ci się odnowić, ale drugiemu możesz kopać dół.-przelotnie klepnął mnie w ramię i wrócił z blondynką do kuchni.
-Zadzwonią do mediów?-Tomo złapał włosy i zaczesał do tyłu. Nie wyglądał na dumnego z siebie.
-Po tym pojebie wszystkiego można się spodziewać -prychnąłem. Nikomu nie życzę takich sąsiadów. Nigdy nic im nie pasowało, jeden głośniejszy dźwięk i już przylatywał na skargi. Kutas jebany. Współczułem tylko jego rodzinie. Zdarzały nam się imprezy, no ale odbywały się chyba na naszym terenie, tak? A że kilka razy coś przypadkiem znalazło na ich podwórku...
-Shannon... Ty czy ja?-krzyknąłem do brata z korytarza.
-Ja nic nie zrobiłem. Ty się tłumacz, ale radziłbym spokojnie. Poczekaj, aż pojedzie do pracy.
-Kurwa...-przekląłem cicho pod nosem. Liczyłem na to, że i tym razem uda mi się udobruchać jego żonę, jakkolwiek to zabrzmiało.
-Idę się wykąpać.-poszedłem na górę i wziąłem szybki, orzeźwiający prysznic. Byłem cały w siniakach, a moja twarz wyglądała tragicznie. Sine, podpadnięte oczy, wysuszone usta i gdzieniegdzie małe ryski cholera wie po czym. Normalnie jakbym wskoczył w tłum rozszalałych fg. Nałożyłem na siebie stare jeansy, które teraz były na mnie o wiele za duże i luźny biały top, a na to niebieską koszulę. Gdy tylko znalazłem się u szczytu schodów spotkałem się z karcącym spojrzeniem Shannona.
-Co?
-Stroić mi się będzie. Sprzątać ten cały syf.
-Spokojnie... posprzątamy.-zaakcentowałem 'posprzątamy', licząc na jakiś odzew ze strony Tomo, który przysypiał na kanapie w ciuchach Shannona. Nic jednak nie nastąpiło. Usłyszałem otwierane drzwi i w salonie stanęła czerwona ze złości Vicki.
-Gdzie jest ten idiota?!-wrzasnęła, a Tomo jak na zawołanie poderwał się na równe nogi.
-No wiedziałam... zobacz człowieku jak ty wyglądasz! Co tutaj w ogóle się działo?!-rozejrzała się po całym pomieszczeniu. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, bylibyśmy martwi.
-Vickuś... kochanie... tylko trochę wypiliśmy przecież to nic takiego... Skąd w ogóle wiesz?-Tomo próbował się do niej zbliżyć ta jednak odskoczyło od niego, broniąc się rękoma.
-Skąd wiem?! Na przykład stąd, że zadzwoniłeś pijany do mojej matki wypaplałeś wszystko na temat tego, czemu nie chcemy tam pojechać, a na dodatek spytałeś się jej jak masz zrobić swojej żonce minetę, ale taką, żeby z 30 razy okrążyła Marsa po tym! I dałeś jej wraz z Jaredkiem- tu spojrzała na mnie i uśmiech, który zaczął malować się na mojej twarzy podczas jej wywodu zniknął - radę jak ma zrobić mojemu ojca loda!-nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem, to samo poczynił Shannon i normalnie krztusił się ze śmiechu. Tylko coś naszemu Tomciowi nie było wesoło.
-Vicki... przepraszam... wiesz, że po alkoholu gadam głupoty...
-Ależ oczywiście, że wiem! Dlatego masz zakaz na alkohol do końca życia!-ruszyła szybkim krokiem w stronę wyjścia.
-Vicki...-zaczął Tomo cicho.
-Nie chcę cię widzieć w domu!-trzasnęła drzwiami.
-No to masz przejebane...-złapałem się za bolący ze śmiechu brzuch i usiadłem na schodach. Drzwi znowu się otworzyły i Vicki podeszła do Tomo.
-Jednak idziesz do domu, bo znowu coś głupiego odwalisz. Nie chcę słyszeć z twoich ust ani jednego słowa.-popchnęła go przed siebie, a on ze skruszoną głową podreptał do przodu - Radziłabym ci się wyrobić szybciej niż w 30 sekund -syknęła na niego i po chwili usłyszeliśmy pisk opon.
-No to nasz Tomislav się doigrał....-Shannon rozwalił się na kanapie.- No i wygląda na to, że musisz sam sprzątać.-zarechotał wesoło. Złapałem jedną z butelek i rzuciłem w braciszka.
-Gdybym ja cię rzucił, to by cię to złamało w pół!-zamachnął się na mnie, lecz miałem trochę lepszy refleks od niego i zdążyłem się schylić, a butelka roztrzaskała o ścianę.
-Róbcie jeszcze większy bałagan, bo naprawdę jest mało do sprzątania...-blondynka usiadła na stole do bilardu.
-Shannon...-spojrzałem na brata wykorzystując moc swoich ocząt.
-Nawet o tym nie myśl. Mnie tu nie było, więc ty idziesz. - niezainteresowany włączył telewizor.
-Ale jak rzucę się na niego z łapami...
-Jeszcze nigdy się nie rzuciłeś, więc spokojnie. A zresztą jak się kąpałeś odjechał, więc droga wolna.
-Będziesz coś chciał.-burknąłem pod nosem i wyszedłem z domu. Na dole na podwórku innych sąsiadów w krzakach leżał kontener, więc historia musiała być prawdziwa. Mimowolnie zachichotałem pod nosem. Oj... widok Tomo musiał być zabójczy, szkoda tylko, że tego nie pamiętam. Wszedłem na podwórko tego kutasa i dostrzegłem na ścieżce dziewczynę, która męczyła się z książkami, które wypadły jej z rąk.
-Pomogę.-podleciałem do niej i złapałem książki, gdy się podniosła dopiero poznałem w niej córkę sąsiadów.
-Blair?-otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
-Oo Pan Leto. Dzień dobry.-przywitała się i chciała przejąć ode mnie zguby.
-Pomogę ci i tak się do was wybieram i żaden 'Pan Leto'-wykrzywiłem się teatralnie i podałem jej dłoń – Jared. Gdybym spotkał cię na ulicy chyba bym cię nie poznał.-byłem pod wrażeniem tego jak się zmieniła - Ile ty masz lat? - No tak, tak... kobiet nie powinno pytać się o wiek, ale co tam.
-Osiemnaście.- Uśmiechnęła się nieśmiało. Kiedy widziałem ją ponad dwa lata temu była jeszcze zakompleksioną nastolatką w dwóch kiteczkach, a teraz rude włosy sięgały jej do połowy pleców, idealne ciało okrywały wąskie, skórzane spodnie i siwa koszulka. Delikatny makijaż... wow.. W życiu nie dałbym jej 18 lat. 'Dobra Leto, skończ' nakazałem sobie. Kiedy przepuszczałem ją w drzwiach mimowolnie objechałem wzrokiem po jej nogach.
-Mam nadzieję, że rodzice w domu.-wyrwała mnie z rozmyślania i zmusiła od oderwania wzroku od swoich nóg.
-Yhmm...-odwróciła się do mnie z uśmiechem i wzięła książki
-Dziękuje za pomoc.
-Nie ma za co.
-Poczekaj tutaj, a ja zaraz wrócę.-usiadłem na fotelu w salonie i patrzyłem za odchodzącą dziewczyną i modliłem, aby udało mi się przeprosić jej matkę. W sumie już kilka razy uratowała nam tyłek, więc kiedyś powinienem kupić jej posąg, kwiaty czy coś w tym stylu.
-Pani Stone...-podniosłem się z miejsca, gdy kobiety pojawiły się w salonie.
-Pan Leto...-uśmiechnęła się delikatnie. Miała 45 lat i jak na swój wiek trzymała się naprawdę bardzo dobrze... zresztą co ja plotę. Jak na swój wiek, to ja czy Shannon wyglądamy dobrze. No ale... zawsze była uśmiechnięta, wyciszona, kompletne przeciwieństwo męża furiata.- Chciałabym przeprosić za mojego męża...-zaczęła nieśmiało.
-To ja powinienem przeprosić. Przepraszam za wszelkie wyrządzone szkody i pokryje wszelkie koszty.-wyciągnąłem z tylnej kieszeni książeczkę czekową.
-Ale nie ma potrzeby!-gwałtownie odmówiła.
-Jak to nie ma?-pomimo jej protestu zacząłem wypisywać czek.
-Panie Leto -powiedziała dobitnie - Przecież to tylko krzaki i odrosną. Nowych kupować nie zamierzam.
-Ale kontener...
-Kontener... to całe szczęście, że żyjecie...-przerwała mi i cicho zaśmiała - Naprawdę was za to podziwiam.- też się zaśmiałem.
-Kontener?-zdziwiła się Blair.
-Powiedzmy, że nasi sąsiedzi szukali nowego środka transportu -wyjaśniła jej matka.
-I bardzo za to przepraszają.
-Nie ma za co...-machnęła ręką.
-A Pani Stone... wracając do pani męża...-zacząłem niepewnie.
-Nie ma się pan czego obawiać, w domu ochłonął i na pewno tego nie wykorzysta.
-Dziękuje pani bardzo...
-Nie ma za co.
-Ależ jest. Dziękuje, bo wiele to dla mnie znaczy.
-Oj dobrze, dobrze.
-Jeszcze raz dziękuje i do widzenia.
-Blair odprowadź Pana Leto do drzwi.-nakazała jej matka, a ta z uśmiechem skierowała się moją stronę.- Do wiedzenia -pożegnała się.
-Uff...-odetchnąłem z ulgą będąc na korytarzu.- Nie było tak źle -uśmiechnąłem się do dziewczyny.
-Nie taki diabeł straszny jak go malują.-zaśmiała się i byliśmy już przy drzwiach.
-Przeproś jeszcze raz rodziców ode mnie, dobrze?
-Oczywiście, panie Leto.
-Jared.-zagroziłem jej palcem przed nosem.
-Jared...-kiwnęła głową. Położyłem już dłoń na klamce jednak odwróciłem się w stronę rudowłosej.
-Dasz się może zaprosić kiedyś na kawę, czy coś?-spytałem.
-Bardzo chętnie.
-W takim razie do zobaczenia.
-Do zobaczenia, miłego dnia.-machnąłem jej na pożegnanie i dopiero będąc na ścieżce zdałem sobie sprawę co zrobiłem. 'Oj Jared, jared... Bierzesz ślub, a to dodatkowo jeszcze dziecko' Chyba alkohol do końca nie wyparował z mojego organizmu i takie były tego skutki.
-Jestem! Wszystko załatwione!-krzyknąłem od progu.
-No to teraz zabieraj się za sprzątanie i chowanie gitary.-wszedłem do salonu, a Shannon jak leżał na kanapie tak leżał. Leń śmierdzący.
-Gdzie ona jest?-spytałem ze smutkiem, przypominając sobie o mojej kochanej gitarce.
-Leży tam.-wskazał głową na drzwi tarasowe. Podszedłem do nich pomału i wstrzymałem oddech widząc to maleństwo, a raczej jego szczątki.
-Moja mała gitarka...-wydukałem i przed nią uklęknąłem. Dwie struny były zerwane, gryf przełamany na pół... a pudło w jeszcze gorszym stanie... to był raczej naleśnik w kształcie gitary.
-Następnym razem za nim ruszysz po pijaku jakiś instrument pomyśl ze sto razy. A taka była świetna... - Tak... mój brat jak zwykle umiał mnie pocieszyć. Wystarczyło, że ja sam miałem ochotę zabić się za to co się z nią stało, to ten jeszcze musiał powiedzieć swoje.
-Ciesz się lepiej, że nie ruszyliśmy twoich bębnów.-zagryzł zęby i posłał mi wściekłe spojrzenie. Ha! Czuły punkt kochanieńki.
-Ciesz się lepiej, że zabrałem ci Pitka, bo bardzo chciałeś go wziąć do łóżka. Jeszcze jakoś wpakowałbyś swojego fiuta do niego myląc go z jakąś blondyną. - No dobra, on też mi dojebał.
-Zamknij się.
-Nawet nie myśl, że dostaniesz z Tomislav'em zaproszenie na moją imprezę. W życiu was na nią nie wpuszczę. Taka zajebista imprezka będzie musiała odbyć się bez was...
-Jaka imprezka?-w salonie pojawiła się Katharina, jak zwykle wyglądając olśniewająco. Krótkie spodenki z podwyższonym stanem pokazujące jej wspaniałe nogi i bluzkę z dość pokaźnym dekoltem. Podeszła do mnie i złożyła na moich ustach namiętny pocałunek. Mmm.... chcę tak dłużej.
-Parapetówa Shannona.-wyjaśniłem kiedy się ode mnie oderwała.
-Shannona?-spojrzała na mojego brata, który zmieniał kanały w telewizorze i udawał bardzo zainteresowanego tym co robi.
-Co tutaj w ogóle taki syf?-skrzywiła nos siadając mi na kolanach - A no tak... Shannon tutaj jest.-mruknęła i znowu mnie pocałowała.
-Nina, pomożesz mi zrobić kawę?-mój brat podniósł się z miejsca i poszedł z blondynką do kuchni.
-Przepraszam, że jestem dopiero teraz, ale miałam do późna w nocy sesję i jak zasnęłam, to nie mogłam się dobudzić.-zarzuciła mi ręce na szyję.
-Nic nie szkodzi, ja też dopiero niedawno wstałem.-pocałowałem ją w policzek.-Poczekaj sekundę, ale strasznie chce mi się pić.-zeszła mi z kolan, a ja poszedłem do kuchni, zatrzymałem się jednak przed wejściem.
-Ale w czym problem? W tym, żeby Katharina była na tej imprezie?-spytała się Nina.
-Uwierz mi, ale nie chcę mieć na głowie setki paparazzich kiedy wszyscy się spiją, ale kiedy ona będzie bez tego się nie obejdzie.-odpowiedział jej Shannon. Nie powiem, że miło było usłyszeć te słowa na temat narzeczonej i to jeszcze z ust brata. Zawróciłem ignorując pragnienie i usiadłem koło Katharine w znacznie gorszym humorze.
-Tak szybko?-położyła mi dłoń na udzie, a ja objąłem ją w pasie przysuwając do siebie.
-Yhm...-mruknąłem.
-Wiecie co...my się będziemy zmywać.- w salonie pojawiła się Nina - Miłej zabawy.-puściła nam oczko i wyszła, Shannon nawet nie przyszedł się pożegnać.
-Więc jakie plany na dziś?-zatonąłem twarzą w jej cudownie pachnących włosach.
-Zamierzam cię nieźle wykorzystać...-szepnęła.
-W jaki sposób?
-Oj zobaczysz... specjalnie coś dla ciebie kupiłam...-szepnęła seksownie, wędrując ręką w kierunku mojego krocza.
-A co to takiego?
-Zobaczysz w sypialni.-gwałtownie uderzyła mnie ręką w udo i ze śmiechem poleciała w górę schodów.
-Jak cię złapię to nie wypuszczę!-ruszyłem za nią biegiem. Złapałem ją dopiero w sypialni, na co zareagowała głośnym piskiem. Rzuciłem się na nią łapczywie całując. Stęskniłem się za jej dotykiem. Każde z nas ostatnio było zaganiane i mieliśmy mało czasu na rozmowy, a co dopiero na seks. Nasze języki cały czas się ze sobą stykały, a ja przeniosłem dłonie na jej cholernie, idealne w każdym calu pośladki. Kate zaczęła ściągać ze mnie koszulę, popychając w stronę łóżka. Popchnęła mnie na nie, siadając na mnie okrakiem i pozbywając koszulki. Przejechała językiem od mojej klatki piersiowej do rozporka od spodni, po czym zachichotała i ze mnie zeszła. Chciałem ją chwycić i do siebie przyciągnąć, ale ona miała zamiar mnie trochę pomęczyć. Stanęła na środku pokoju seksownie się uśmiechając i kręcąc biodrami. Zaczęła pozbywać się swojej odzieży i moim oczom ukazał się koronkowy komplet czarnej bielizny, która więcej odsłaniała niż zasłaniała. Taki widok narzeczonej wywołał u mnie dreszcz ciepła, który rozszedł się po całym ciele i marzyłem już tylko o zatonięciu w jej wnętrzu. Położyła się na mnie składając pocałunki na moim torsie schodząc w dół, rozpalając we mnie coraz to większe pożądanie. Wreszcie ściągnęła ze mnie spodnie i przeniosła usta na moje. Wepchnęła mi język do buzi, przygryzając wargi. Jedną ręką dotknęła mojego członka, który nie mógł już się doczekać jej ciepła. Jednym ruchem rozpiąłem jej stanik i wyrzuciłem gdzieś w bok. Lewą dłonią zacząłem pieścić jej pierś, a drugą jeździłem po jej udzie. Przygryzła płatek mojego ucha, a ja bardzo zniecierpliwiony przewróciłem ją tak, że teraz to ona leżała pode mną. Zacząłem składać pocałunki na jej szyi, a rękoma pozbyłem jej koronkowych stringów. Złapałem gotowego do działania penisa i wsadziłem w nią zdecydowanym ruchem, na co zacisnęła usta. Z początku poruszałem się w niej delikatnie, ale po chwili znacznie bardziej przyśpieszyłem wykonując zdecydowane ruchy. Katharina zaczęła jęczeć i wbijać paznokcie w moje ramię, jeszcze bardziej mnie tym podsycając. Wykonałem jeszcze kilka mocnych ruchów i oboje doszliśmy w tym samym czasie głośno oddychając.
-Cholera...-wysapała, a ja ciężko opadłem obok niej.
-Kocham cię...-szepnąłem i wbiłem w jej usta. Położyła głowę na moim ramieniu i wplotła palce w rękę, którą opierałem o jej biodro. Wreszcie czułem się potrzebny i kochany. Miałem kobietę, którą kochałem, i z którą planowałem spędzić resztę życia. Gdyby ktoś powiedział mi, że przez rok w moim życiu znajdzie się taka kobieta, i że zdecyduję się na takie kroki, jak nic bym go wyśmiał, a tu proszę... Już bliżej niż dalej do ślubu. Mam 40 lat i wreszcie zdecydowałem się na taki krok jak wesele. Katharina była piękna i mądra. Szanowała mnie, szanowała moją pracę, moje wybory, postanowiła być ze mną, choć wiedziała jakim skurwysynem potrafię być. Ale chcę z tym skończyć... jeśli chcę być szczęśliwy jak inni moi przyjaciele, znajomi muszę się zmienić. Muszę jej pokazać, muszę pokazać sobie, że potrafię być wierny jednej kobiecie, że potrafię ją kochać, rozpieszczać, szanować. Być dla niej oparciem, silnym ramieniem, którego każda kobieta potrzebuje. Pocałowałem ją w szyję i mocniej przysunąłem do siebie. Leżeliśmy tak przez jeszcze godzinę co chwilę się całując, przytulając, po prostu cieszyliśmy się tym, że mamy siebie.
-Nie wiem jak ty, ale zgłodniałam.-pocałowała mnie w czubek nosa i wyskoczyła z łóżka, zakładając na siebie bieliznę i moją koszulkę, która sięgała jej do połowy ud. Chłonąłem każdy jej ruch, próbując oswoić się z myślą, że tak za jakiś czas będzie wyglądał każdy mój poranek.
-Wstawaj leniu.-zdarła ze mnie kołdrę jednym ruchem i rzuciła w moją stronę spodniami wychodząc z sypialni. Zaśmiałem się pod nosem. Byłem szczęśliwy i tyle. Ubrałem spodnie i zleciałem do kuchni, w której Katharina zaczęła wyciągać wszystko z lodówki.
-Na co masz ochotę?-spytałem, podrzucając w ręku pomarańczę.
-Na co ty masz ochotę -stanęła na palcach i przelotnie jej wargi dotknęły moich.
-Mi wszystko jedno, siadaj zrobię coś -złapałem ją za biodra, chcąc żeby zrobiła mi miejsce do gotowania.
-Nie ma mowy. Dzisiaj ja gotuję dla ciebie, ostatnio nie miałam na to czasu, a ty leć zrobić porządek w salonie.-przejechała ręką po moim nagim torsie i odwróciła do szafki. Złapałem worki na śmieci i poszedłem do salonu, który teraz raczej przypominał chlew. Muszę zapamiętać, aby nigdy więcej nie upijać się z Milicevicem. Ilość butelek, które znalazły się w workach była... dość ciekawa i sam się sobie dziwię, że skończyło się tylko na tym na czym skończyło... Po takiej ilości wypitego alkoholu tylko we dwóch powinniśmy leżeć przez tydzień. Gdy wszystko znalazło się w śmieciach ze schowka pod schodami wyciągnąłem odkurzacz i pozbyłem się okruszek chipsów, popcornu, które były dosłownie wszędzie. 'Ciesz się, że Tomcio nie obrzygał pół domu, jak to ma w zwyczaju' pomyślałem i od razu humor mi się poprawił. Z kuchni roznosił się cudowny zapach ziół i co chwilę było słychać nucenie Katharine. Złapałem dwa pełne worki śmieci i wyszedłem na dwór, aby wyrzucić je do kontenera. W oddali zobaczyłem Blair i machnąłem jej przyjaźnie, po czym wróciłem do domu. Wszedłem do kuchni, gdzie wszystko już było gotowe.
-Mmm... makaron z brokułami...-mruknąłem zadowolony i przytuliłem od tyłu narzeczoną.
-Mam nadzieję, że wyszedł.-pogłaskała mnie po policzku i zajęła swoje miejsce.
-Smacznego.-powiedziałem i wzięliśmy się za jedzenie.
-Aaa teraz wiesz na co mam ochotę?-spytałem się jej, gdy skończyliśmy zmywać naczynia.
-Na co?-wtuliła we mnie swoją głowę.
-Na spacer... plaża, co ty na to?
-Jak najbardziej jestem za!-uśmiechnęła się promiennie i pociągnęła na górę. Ubraliśmy się dość w powolnym tempie, przerywanym pocałunkami, gonitwami po całej sypialni. Złapałem jeszcze mój ulubiony kapelusz, okulary i zapakowaliśmy się do bmw. Po 40 minutach spacerowaliśmy już po jeden ze spokojniejszych plaż, kawałek za miastem. Chciałem uniknąć paparazzich i głupich pytań. Wystarczy, że już i tak na jaw wyszło, że ze sobą jesteśmy i spotykamy od prawie roku. To był jeden z najtrudniejszych miesięcy... ciągłe pytania, śledzenia, zdruzgotane fanki. To jest nie do pomyślenia jak niektórzy mogą interesować się czyimś prywatnym życiem. Gdyby mogli, to siedzieli by ci pod łóżkiem w sypialni cały czas.
-Może twoja mama pomoże mi z wybraniem zastawy na stół?-spytała w pewnym momencie Katharina.
-Spytam się jej, czy będzie miała czas.-odpowiedziałem, choć bardzo dobrze wiedziałem jaka będzie odpowiedzieć mojej rodzicielki. Nienawidziła Katharine i nie sądzę, żeby to prędko miało się zmienić.
-Wiesz... rozumiem, że jest ona najważniejszą kobietą w twoim życiu i chciałabym pokazać jej, że naprawdę mi na tobie zależy, na tobie i twojej rodzinie, a za jakiś czas i mojej.
-Dziękuje, doceniam to, że się tak starasz i na pewno z nią o tym porozmawiam -przytuliłem ją mocniej do siebie ciesząc się z usłyszanych przed chwilą słów - Teraz mam już dwie najważniejsze kobiety w moim życiu -pocałowałem ją w policzek.
-A ja najważniejszego mężczyznę.-na chwilę złączyliśmy się w czułym pocałunku i przysiedliśmy na jednej ze skał. Oplotłem Katharine ramionami i wpatrywaliśmy się w ocean.
-Jak to wszystko będzie wyglądać?-odezwała się po chwili.
-Co jak będzie wyglądać?-nie za bardzo wiedziałem o co może jej chodzić. Przechyliłem głowę bardziej w jej stronę, a ona wzniosła oczy ku górze i przymknęła powieki.
-My, nasze życie, to wszystko.
-A jakbyś chciała, żeby wyglądało?
-Nie myślałam o tym... po prostu cię kocham i wiem, że chcę z tobą być.
-Więc jeśli się kochamy, to jakoś to wszystko będzie, tak? Przeprowadzisz się do mnie za jakiś czas i już zawsze będziemy ze sobą.
-Jared...-głos jej zadrżał - Chcesz mnie?
-Co ty za głupoty wygadujesz? Oczywiście, że cię chcę. Kocham cię i chcęcCię w swoim życiu bardziej niż kogokolwiek innego. Jesteś dla mnie cholernie ważna i zabraniam ci nawet myśleć inaczej.
-Nie zasługuje na ciebie...
-Przestań pieprzyć głupoty. Ty na mnie nie zasługujesz? Doprawdy? Czy to może ja nie zasługuje na ciebie? Kto tu jest po 40 i do pewnego czasu pieprzyło wszystko co tylko się ruszało? Kto krzywdzi każdą bliską sobie osobę? Kto jest cholernym idiotom, który nie może połapać się we własnym życiu, ale spotkał idealną kobietę, której nie ma gwarancji, że nigdy nie skrzywdzi?
-Jared -objęła moją twarz w dłonie i odwróciła się do mnie przodem - Ufam ci, rozumiesz? Ufam ci. Ale nie chcę cię do niczego zmuszać.
-A kto ci się oświadczył? Naprawdę myślisz, że mnie do czegoś zmuszasz?
-Nie wiem... nie wiem...-spuściła wzrok i przygryzła wargę.
-Do niczego mnie nie zmuszasz, jasne? Chcę tego mam nadzieję, że tak samo jak ty.-teraz to ja chwyciłem jej twarz w dłonie - Kocham cię i będę kochał.
-Przepraszam, że mam tak mało czasu dla ciebie... obiecuje, że po ślubie się to zmieni.
-Rozumiem to. Też mam momenty w pracy, że nawet nie mam czasu na sen, więc nie masz się czym martwić. Chodź tutaj -przytuliłem ją do siebie z całej siły.
-Jared...-szepnęła - Ale jeśli się coś zmieni, powiesz mi, dobrze?-ciężko westchnąłem.
-Tak.... powiem ci.
-Dziękuje.-pocałowała mnie w szyję na co się zaśmiałem.
-A teraz zabieram cię na lody...-złapałem ją za rękę i zeskoczyłem ze skały, na której siedzieliśmy. Objąłem Kat w tali i skierowaliśmy w stronę brzegu morza. Przechadzaliśmy się wybrzeżem plaży śmiejąc i omawiając wesele, kiedy nagle koło nas pojawiły się dwie dziewczyny i jeden chłopak. Na oko mieli około 16-17 lat.
-Przepraszam bardzo...-odezwała się nieśmiało niższa dziewczyna o egzotycznej urodzie.- Czy moglibyśmy prosić o zdjęcie?- Cholera... specjalnie wyjechałem za miasto chcąc uniknąć takich sytuacji - Jeśli to jakiś problem, to to rozumiemy -dodała szybko.
-Jaki problem?-Kat zaśmiała się wesoło, odrywając się ode mnie.- Ustawiajcie się do zdjęcia.-przejęła od chłopaka aparat, a oni nieśmiało podeszli do mnie. Byłem nieco zszokowany zachowaniem Katharine i nie mogłem z siebie nic wykrztusić.
-Jared, stoisz jak jakiś kołek.-powiedziała cały czas promiennie się uśmiechając.
-Eee... przepraszam. Kiedy mam kapelusz na głowie wolniej myślę.-zreflektowałem się i objąłem dwie dziewczyny w pasie. Zaśmiali się na to co powiedziałem.
-A teraz wszyscy mówią seeexx.-rozkazałem i flesz błysnął.
-Dziękujemy bardzo.-druga z dziewczyn szczerze się uśmiechała i lekko dygotała.
-Ejjj! A co to ma być?-spytałem, gdy ode mnie odeszli. Zrobili zdziwione miny i spojrzeli po sobie.
-Teraz przygotujcie się na to, że będzie kazał wam zapłacić.-Katharina puściła do nich oczko.
-Oczywiście! W takie coś się nie bawię.-wyciągnąłem z kieszeni swoje kochane dziecko i podałem narzeczonej.- A ja to już was nie mogę prosić o zdjęcie?
-Nie no... jeśli aż tak bardzo nalegasz...-powiedział chłopak i dumnie wypiął pierś do przodu. Kat zrobiła kolejne zdjęcie i wziąłem od niej telefon.
-A teraz poproszę imiona.-kiwnąłem głową w ich stronę.
-Maria, Kate i Johny.-przedstawiła niższa z dziewczyn, jak teraz się dowiedziałem Maria.
-Ja się chyba nie muszę przedstawiać...-zmarszczyłem teatralnie brwi.
-Spodobał nam się twój kapelusz i wiesz... dlatego zdecydowaliśmy się na zdjęcie...-Kate przybrała podobną minę do mojej.
-Co wszyscy mają do mojego kapelusza?!
-A'la vegabond.-powiedziała Katharina ściągając mi go z głowy i zakładając na swoją.
-Jeszcze raz dziękujemy za zdjęcia i już nie przeszkadzamy.-powiedział Johny ciągnąc dziewczyny za sobą.
-Pozdrów Tomo i Shannona!-Maria pomachała na pożegnanie.
-Sprawdzajcie mojego bloga!-krzyknąłem za nimi.
-Takiemu to dobrze...-zaśmiałem się zabierając kapelusz Kat i patrząc za odchodzącymi fanami.
-Bardzo mili.-przytuliła mnie i pociągnęła w stronę wyjścia z plaży - Obiecałeś mi lody, pamiętasz?-jeszcze w lepszym humorze niż wcześniej zacząłem biec w stronę jednej z kawiarenek, gdzie spokojnie udało nam się zjeść. Trzy godziny później wróciliśmy zmęczeni do domu. Położyliśmy się na kanapie w salonie i wpatrywaliśmy w sufit.
-Film?-spytałem po chwili.
-Ale ja wybieram.-pokazała mi język i wstała - Jak ty wybierzesz, to później przez trzy dni będę rozmyślać o co mogło chodzić.-podbiegła do szafki z filmami, a ja udałem do kuchni. Wyciągnąłem z jednej z szuflad popcorn i wstawiłem do mikrofali. Wsłuchiwałem się w strzelającą kukurydzę w międzyczasie nalewając nam soku ze świeżych owoców. Teraz kiedy byłem w domu nie musiałem pić jakiś sztucznych świństw nie wiadomo z czego. Kiedy strzelanie ustało z dolnej półki wyciągnąłem miskę i całą zawartość torebki przesypałem do niej. Powróciłem do salonu i rozsiadłem się na kanapie, po chwili na moje kolana wskoczyła Kat z pilotem w ręce. Jedną ręką przytuliłem ją do siebie, a drugą pochłaniałem popcorn, który był jedną z rzeczy bez których nie mógłbym żyć. Miałem do tego cholerstwa taką słabość, że mógłbym go jeść 24 godziny na dobę. Filmem okazała się być jakaś przewidywalna komedia romantyczna. Wyłączyłem się już w połowie, a moją uwagę przykuły włosy Kat, którymi zacząłem się bawić. Co chwilę uśmiechałem się pod nosem słysząc jej nagłe wybuchy śmiechu. Kiedy nawet i to mi się znudziło złapałem telefon i na swojego bloga dodałem zdjęcie spotkanej dzisiaj trójki. Od razu dostałem tysiące komentarzy, które zacząłem przeglądać co chwilę uśmiechając się pod nosem.
-Świetny film.-w pewnym momencie odwróciła się do mnie narzeczona, a ja wyrwany z rozmyślania z uśmiechem pokiwałem głową.- Aaaa teraz...-przejechała swoją dłonią po moim brzuchu - Idziemy wziąć dłuuugąą kąpiel...-uśmiechnąłem się łobuzersko. Wziąłem Kat na ręce i zaniosłem do góry. Odkładając swój telefon na szafce nocnej poszedłem do łazienki napuścić wody. Po chwili koło mnie pojawiła się Katharina. Przygryzłem wargi i bez słowa przyciągnąłem do siebie. Złapałem ją za pośladki podsadzając do góry, a ona zarzuciła ręce na moją szyję. Nasze języki złączyły się w namiętnym tańcu przerywanym co chwilę, aby zaczerpnąć choć trochę powietrza. Wsadziłem ręce pod jej bluzkę, jeżdżąc wzdłuż jej tali, jednym ruchem odpiąłem jej stanik i zacząłem pozbywać reszty odzieży. Kiedy byliśmy już całkiem nadzy weszliśmy do wielkiej wanny napełnionej gorącą wodą. Posadziłem Kat między swoimi nogami, całowałem jej ramiona, a rękoma bawiłem piersiami, które swoją drogą miała niesamowite. Zjechałem ręką niżej, w okolice jej ud, od razu rozchyliła je bardziej. Zacząłem pieścić jej łechtaczkę, a ona oparła się głową o moją klatkę i zaczęła ciężej oddychać. Palce drugiej ręki wsadziłem jej do pochwy i wykonywałem równomierne ruchy. Po chwili wygięła się do tyłu i głośniej jęknęła i poczułem ślizgi płyn na jednej ze swoich rąk. Przeniosłem ręce na jej biodra i przysunąłem ją bliżej do siebie. Kiedy wyszliśmy z wanny, Kat popchnęła mnie na jedną ze ścian i z brudnym uśmieszkiem przede mną uklęknęła. W obie dłonie złapała mojego członka i zaczęła się nim bawić, kiedy był już twardy wzięła go do buzi i doprowadzała mnie do szaleństwa. Zacisnąłem dłonie w pięści i po chwili wypuściłem nasienie wprost na twarz narzeczonej. Wytarła się i namiętnie pocałowała. Wypchnąłem ją z łazienki i popchnąłem na łóżko.
-Teraz cię na pewno szybko nie wypuszczę...-mruknąłem zachrypniętym głosem i wylądowałem na łóżku koło Katharine.


Shannon

-Gdzie ty jesteś?-spytałem przez telefon blondynkę.
-Już się tak nie denerwuj, zaraz będę -rozłączyła się. Ciężko westchnąłem i schowałem telefon do kieszeni. Wyświetlacz na radiu wskazywał 15.30, a miałem po nią podjechać o 15. Jak ten idiota siedziałem w samochodzie od pół godziny i obserwowałem przechodzących ludzi ulicą. Kolejny raz spojrzałem na zegar-15.32. 'Shannon, opanuj ADHD' upomniałem się w myślach. Chwila nic nie robienia, a moje ręce i nogi całe się trzęsą... tak to już jest jak się jest perkusistą. Usłyszałem stukanie obcasów i na siedzeniu pasażera pojawiła się Nina.
-Heej...-powiedziała zdyszana i pocałowała mnie w policzek - Umieram z głodu!
-Co tak długo?
-Przepraszam, ale szef mnie zatrzymał. Kutas jebany, tak mnie wkurwia!-zacisnęła dłonie w pięści i wzniosła oczy ku górze.
-No już spokojnie... Zaraz napełnisz żołądek i będzie dobrze, a to podobno głodni faceci są nerwowi.
-Nawet mnie nie denerwuj...
-A widzisz.-uśmiechnąłem się triumfalnie pod nosem i wyjechałem z parkingu. Po kilku minutach szliśmy już Rodeo Blvd.
-Aż tutaj musiałeś mnie wyciągnąć?-spytała zakładając okulary na nos.
-Muszę sobie kupić kilka rzeczy.
-Kilka rzeczy?-zmarszczyła brwi i objechała mnie wzrokiem z góry na dół.
-Perfumy, no e... i coś może jeszcze.-odsunąłem jej krzesło, bo doszliśmy już do restauracji. Złożyliśmy zamówienia, a Nina cały czas nerwowo podrygiwała i szperała coś w swoim telefonie. Zaczęło doprowadzać mnie to do szału, bo znając mnie za chwilę zacząłbym robić to samo.
-Co ty tam grzebiesz?
-Przepraszam, ale muszę wysłać e-maila do redakcji, bo nie mogą czegoś znaleźć. Przepraszam, zaraz skończę.-wyciągnąłem w takim razie swojego iPhona i zrobiłem zdjęcie blondynce, na dźwięk aparatu podniosła na mnie wzrok i posłała złowieszcze spojrzenie, nie przerywając pisania. Zrobiłem jeszcze kilka zdjęć ulic i jedno Niny wstawiłem na twittera podpisując 'Lunch w miłym towarzystwie' gdyby dowiedziała się o tym, na pewno by już tu ze mną nie siedziała. No chyba, że miałaby dobry humor..
-Już.-odłożyła telefon na bok z uśmiechem i przeczesała dłonią blond grzywkę.- Ale jestem głodnaa!-uderzyła rękoma w kolana.
-Widzę...
-Shannon, ty naprawdę chcesz dzisiaj coś stracić.
-Cnotę.
-5 razy normalnie...
-Pomożesz?
-Już biegnę.
-Samochód, czy wystarczy nam łazienka w restauracji?-posłałem jej brudny uśmieszek.
-Najpierw to ja muszę zjeść!-kelner postawił przed nami talerze z jedzeniem, a ona od razu zabrała się za jego pochłanianie.
-A jak tam Tomo?
-No nie najlepiej... Vicki jest na niego śmiertelnie obrażona i śpi na kanapie.- Kiedy rozmawiałem z przyjacielem był cholernie przybity i szeptał, żeby czasem Vicki nie dowiedziała się, że z kimś rozmawia. Może nie powinienem, ale myśląc o tej całej sytuacji zwijałem się ze śmiechu.
-Nie dziwię jej się... Tak samo zrobiłabym na jej miejscu.
-Przesadzacie.
-Przesadzacie? Dać wam swobody i jak to się kończy? Bez opamiętania byście codziennie chlali.
-Czy teraz chlam?
-A później nie zamierzasz?
-Nie zamierzam, chyba, że masz jakieś plany.
-A może powiesz mi co z imprezą? Wysłałeś zaproszenia? Bo ja muszę dać znać cateringowi ile będzie osób.
-Nie zapraszałem dużo osób. Tylko najbliższych... coś około 40 osób.
-40 osób? Tylko najbliżsi... wow...-zdziwiła się.
-Wiesz... na całym świecie przez te lata miałem z wieloma osobami do czynienia.
-To może faktycznie zrobimy jakąś lepszą imprezkę? Czerwony dywan, telewizja...
-Nie dziękuje.-skrzywiłem się - Po co mi ta cała farsa?
-No nie wiem... Niektórzy by chcieli.
-Katharina...-skrzywiłem się.
-Nie lubisz jej?
-Nie chodzi o to, że jej nie lubię. Po prostu nie wydaje mi się ona odpowiednią kobietą dla Jareda.
-Odpowiednią?
-No sama powiedz. Ciągłe pokazy, bankiety, sranie w banie, a nie chciałbym żeby związał się z taką kobietą na stałe. No wiesz... raz, nic nie znaczący związek, to czemu nie? Ale ślub? Planowanie przyszłości? Dzieci, na wieczność? Jared może nie jest ideałem, ma wiele wad, ale nie sądzę, żeby Katharina na niego zasługiwała.
-Mówiłeś mu o tym?
-Po co? Nie wiem... Może się mylę? Chciałbym się mylić.... wydaje się być szczęśliwy, a ja nie chcę tego pieprzyć.
-Szlachetne.
-To mój brat. Mogę znieść te widzimisię Katharine, robić dobrą minę do złej gry, choć mimo wszystko nie wiem ile zniosę jeszcze jej komentarzy, no ale wmawiam sobie cały czas, że robię do dla tego małego gnoja. Chociaż prędzej czy później i tak się zorientuje, że nie wiadomo jak wielką sympatią to bratowej nie obdarzam.
-Przepraszam za spóźnienie!-poczułem ręce na ramionach i po chwili miękkie usta na swoim policzku. Kobieta, która przez całe życie dawała mi poczucie bezpieczeństwa, i której głos oraz dotyk rozpoznałbym wszędzie promiennie się uśmiechała i wyglądała olśniewająco... jak zwykle zresztą.
-Hej mamuś.-cmoknąłem ją w policzek, a ona podeszła przywitać się z Niną.
-Hej kochanie...-przytuliły się przyjaźnie, a mama odłożyła torebkę na krzesło.
-Co Ci zamówić do jedzenia?
-Nie jestem głodna. Jadłam przed chwilą, zamówię sobie tylko kawę!-ta kobieta to istny wulkan energii. Popędziła biegiem w głąb restauracji, rozsiewając naokoło mnóstwo pozytywnej mocy. Spojrzałem na blondynkę, która wydawała się być trochę zdziwiona.
-Mogłeś mi powiedzieć o lunchu z twoją mamą.
-Nie powiedziałem?-zdziwiłem się. Dałbym sobie rękę uciąć, że wczoraj jej o tym wspomniałem.
-No nie.- No i grałbym na perkusji bez jednej ręki... Poczułem się jak idiota... jak teraz Nina musi się czuć? Wrobiłem ją w lunch z moją mamą...- Przepraszam, jeśli do dla ciebie problem...-wydukałem.
-Oszalałeś?!-promiennie się roześmiała -uwielbiam Constance i już dawno miałam umówić się z nią na kawę. Po prostu trochę zdziwiło mnie jej nagłe przybycie...
-Na pewno?-zmarszczyłem brwi starając się wyczytać emocje z jej twarzy.
-Na pewno, już się tak nie marszcz, bo ci na stałe zostanie.
-Co mi się marszczy?-wystawiłem swoje białe ząbki na wierzch, a blondynka schowała twarz w dłonie.
-Shannon, błagam cię...-jęknęła.
-Co on znowu robi?-mama usiadła na krześle pomiędzy mną, a Niną - Daje jakieś obleśne komentarze?
-Których już nie można słuchać...
-No ale nie możesz powiedzieć? Przecież widziałaś.-posłała mi wściekłe spojrzenie, a ja ugryzłem się w język. No tak... nikt o niczym przecież nie wie. No... z wyjątkiem Tomo i zapewne Vicki.
-Shannon, ty się już lepiej naprawdę w ogóle nie odzywaj.-mama machnęła ręką odwracając w stronę Niny.
-Poczekam, aż sama się mnie o coś nie zapytasz... Długo nie wytrzymasz.
-A ty długo nie będziesz cicho.
-Będę.
-Doprawdy?
-No widzisz!-klasnąłem ucieszony w dłonie jak małe dziecko.
-Ja się naprawdę zastanawiam ile ty masz lat, czy 42, czy może 10.
-Na 42 na pewno nie wyglądam.-wypiąłem dumnie pierś do przodu.
-Masz rację... wyglądasz na kilka lat więcej.-Nina cały czas patrzyła na mnie z zażenowaniem.
-Wypraszam sobie!
-Shannonku, kiedy to Nina ma całkowitą rację. Przykro mi to mówić, ale wiesz, że zawsze byłam z wami szczera.
-Dobra... nie znacie się i tyle.
-Uwierz mi, że się znamy.-mama przygryzła usta potakując głową.
-Znają się miliony innych kobiet na całym świecie, które twierdzą, że jestem zabójczy.
-Musiałeś się im z kimś pomylić, albo były tak zauroczone tym, że spotkały Jareda i do końca nie wiedziały co się z nimi dzieje.-Nina upiła łyk soku, mrużąc w moją stronę oczy.
-Ty się w ogóle nie odzywaj, bo w kilku sytuacjach twierdziłaś znacznie inaczej.-nachyliłem się w stronę stolika, a ona zrobiła to samo. Nasze twarze praktycznie się stykały i mierzyliśmy się spojrzeniami.
-Nie dość, że ma zwidy, to jeszcze głuchy.-szepnęła dokładnie wymawiając każde słowo. W tym czasie byłe zahipnotyzowany jej ustami... poczułem zapach jej czekoladowego błyszczyka i miałem ochotę w nich zatonąć. Czułem jej miękkie wargi na swoich, a po chwili jej język pieścił moją szyję. Ocknąłem się kiedy ze śmiechem usiadła normalnie. Zapomniałem o obecności mojej mamy, która teraz udawała, że obserwuje przechodzących ludzi. Odgoniłem ze swojej głowy myśli, które zaczęły uporczywie do niej przychodzić, jednak nie mogłem się powstrzymać, żeby na krótką chwilę zatrzymać wzroku na piersiach Niny.
-Ja na chwilę przepraszam.-uśmiechnęła się i poszła w głąb lokalu.
-Jak się mamo czujesz?-spytałem rodzicielki, która patrzyła na mnie tym swoim spojrzeniem, którego nienawidziłem... przeszywała mnie na wskroś, a ja czułem się jak nastolatek, który coś przeskrobał i musi się tłumaczyć.
-Bardzo dobrze, a co u ciebie?
-A jak ma być? Wszystko okey.
-A co tam z Niną?-no tak... jak się mogłem spodziewać zadała to pytanie, ale sam jestem sobie winien, bo zamiast przemyśleć co palnę, to mówię co mi ślina na język przyniesie.
-Tak jak zawsze.
-Jak zawsze? Shannon, mnie nie oszukasz.
-Kiedy ja nie zamierzam cię oszukiwać.
-Długo ją kochasz?
-COO?!-prawie, że krzyknąłem - Jasne, że nie. -spojrzała na mnie spod byka - Mamo... powtórzę jeden jedyny raz. Nie kocham jej, ona nie kocha mnie. Nic między nami nie ma prócz przyjaźni i seksu.
-A długo trzeba czekać, żeby było? Nina jest wspaniałą dziewczyną- miła, piękna, mądra, ma poczucie humoru, ceni siebie i ma jakieś wartości, nie co większość dziewczyn, a raczej kobiet w dzisiejszych czasach. Ma coś w głowie.-słuchałem mamy zastanawiając się nad jej słowami. Niewątpliwie miała rację co do Niny, była taka jaką właśnie ją opisała. Jakby nie patrzeć ideał, a nie mogłem zaprzeczyć, że cholernie mnie pociągała. Jej ciało, jej usta... nawet teraz kiedy o tym pomyślałem poczułem przyjemne dreszcze. Uwielbiałem spędzać z nią czas- śmiać się, rozmawiać, przekabacać i kochać. Ale nie kochałem jej. Nie byłem w niej zakochany. Czułem do niej pociąg fizyczny, ale bardziej patrzyłem jak na przyjaciółkę, którą zresztą była.
-Ale nie szukam nikogo... cenię jej przyjaźń.
-Więc całe życie zamierzasz pieprzyć swoją przyjaciółkę? Kiedy założy własną rodzinę i ty swoją z jakiś pustakiem?
-Na razie żadne z nas nie zamierza.
-A kiedy będzie chciało? Nagle powiecie -dobra, koniec pieprzenia. Było miło, ale się skończyło.
-Kiedy będzie tak trzeba, to tak. Jesteśmy ludźmi, pociąga nas nasza fizyczność. Kiedy kogoś pokochamy tak naprawdę, to to minie i będziemy przyjaciółmi.
-A jeżeli ona kogoś pozna, pokocha, a ty nadal będziesz czuł do niej ten swój fizyczny popęd pozwolisz jej odejść?
-Pozwolę. To tylko seks. Nie chciałbym, żeby to dziwnie zabrzmiało... ale w ten sposób zaspokajamy swoje... potrzeby, tak? Więc znajdę kogoś... nie bierz mnie za świnie, mamo, ale wiesz o co mi chodzi.
-Wiem, wiem... ale dajmy na to... tym kimś będzie ktoś ważny dla ciebie... hm... Jared! Co wtedy?
-Jared?-zaśmiałem się - Żartujesz sobie przecież. On ma Kat i w ogóle.
-Dobra, pomińmy to, że ma tą całą Katharine. To będzie Jared i co wtedy?
-Jeżeli on będzie ją naprawdę kochał i ona jego to nie będę miał nic przeciwko.-odpowiedziałem szczerze po chwili zastanowienia.
-Teraz tak ci łatwo mówić.
-Mówię jak jest. Jeżeli jakieś uczucie będzie... będzie chciało przyjść, to nie zamieniam bronić się rękoma i nogami, ale teraz jest tak jak powiedziałem.
-Shannon, nie skrzywdźcie siebie, nie skrzywdź jej, nie skrzywdź siebie. Takie układy potrafią wszystko popsuć. A widać, że się lubicie. A wiesz...-położyła mi dłoń na ramieniu - Jak coś zawsze możesz do mnie przyjść.
-Wiem i jak coś na pewno skorzystam, chociaż wolałbym nie.-przytuliłem ją do siebie.
-Mój malutki syneczek...-pocałowała mnie w policzek.
-Nie wyglądam na 42 lata?-szepnąłem jej na ucho chcąc rozluźnić atmosferę.
-Oczywiście, że nie.-uśmiechnęła się tak jak lubiłem najbardziej.
-Już jestem.-Nina zajęła swoje miejsce i panie od razu zajęły się rozmową. Tak się rozgadały, że nie mogłem choć na chwilę się wtrącić, a jak mi się udało, to posyłały mi tylko spojrzenie w stylu 'co Ty tam możesz wiedzieć' i z powrotem wracały do paplania. Okazało się, że mają bardzo podobny gust, jeśli chodzi o filmy i umówiły się nawet na seans do kina. A kiedy zgadały się na temat 'Śniadania u Tiffany'ego', które swoją drogą z powodu rodzicielki oglądałem kilka razy, wyciągnęły mnie do jego sklepu i spędziły w nim bitą godzinę... nakręcając jedna drugą na temat biżuterii. Skończyło się na tym, że musiały sobie coś kupić, a ja chcąc wyjść na dżentelmena zafundowałem to im... Muszę pamiętać, aby nigdy więcej nie wchodzić z kobietą do takiego sklepu chyba, że chcę zbankrutować.


Witam... Matko, sama nie wiem od czego mam zacząć. Chyba najpierw od przeproszenia Was za tak długą nieobecność. Czym ona była spowodowana? Początkowo brakiem czasu, później lenistwem, a następnie cholernym wkurwieniem, że ostatnia część opowiadania nie chce mi się otworzyć i straciłam mnóstwo materiału. Chyba nie ma co się bardziej na ten temat rozwodzić... Zdaję sobie sprawę, że straciłam tym sposobem czytelników, ale sama jestem sobie winna. Także jeszcze raz bardzo, bardzo przepraszam.