poniedziałek, 27 lutego 2012

Rozdział 4 - What means to you, what means to me, and we will meet again?



-Właśnie widzę jakie to są gwiazdy... Spóźnienie musi być. W ogóle nie szanują swoich fanów.-narzekałam, gdy drugi z zespołów zszedł ze sceny jakieś 40 minut temu, a główne gwiazdy wciąż nie raczyły się pojawić. Technicy zawiesili wielka płachtę uniemożliwiając nam widok -niech nam jeszcze dadzą nauszniki.
-Przestań zrzędzić! W domu Cie uduszę!-wydarła się Michelle. Nagle zaczęła grać muzyka. Wszyscy zaczęli wrzeszczeć, skakać i aby nie zostać staranowana musiałam robić to samo. Kiedy wokalista zaczął śpiewać i pojawił się jego cień wrzaski były jeszcze głośniejsze, a gdy opadła kurtyna nie marzyłam o niczym innym tylko ciszy. Ujrzałam wokalistę i mnie zamurowało. Nie chciałam wyciągać pochopnych wniosków, bo z powodu krzyków i migających świateł mój mózg mógł wysyłać błędne sygnały. 'Może to tylko podobny facet. Przecież jest mnóstwo podobnych ludzi'. Postanowiłam przestać przejmować się wokalistą i skupić na muzyce. Koncert trwał ponad godzinę. Następnie zostaliśmy wzięci na scenę na ostatnią piosenkę i skierowani do jednego z pomieszczeń. Mieliśmy ustawić się w kółku i czekać na pojawienie gwiazd. Gdy muzycy weszli do pokoju zamurowało mnie po raz kolejny. Wcześniej się nie myliłam. Wokalista był tym mężczyzną, którego spotkałam miesiąc temu i spędziłam noc. Minę miał taką samą jak wtedy, gdy go spotkałam. Zaczęłam przystępować nerwowo z nogi na nogę i miałam ochotę jak najszybciej stąd wyjść. 


 
Jared

-Może zechce jego mość w końcu udać się do fanów?-podszedł do mnie Shannon.
-Spadaj. Dajcie mi w końcu spokój.-warknąłem.
-Fani czekają. Nie zapominaj, że to koncert charytatywny.-powiedział i podszedł do Tomo. Nie miałem najmniejszej chęci do nich iść. Wszystko dzisiaj mnie denerwowało. Cieszyłem się koncertem, a ta jak zwykle musiała to popsuć. Wstałem z fotela i ruszyłem z chłopakami do sali, gdzie byli fani, których obecność mnie dzisiaj irytowała. Weszliśmy do sali i zaczęły się piski, płacz. 'Boże... Chyba nigdy nie zrozumiem tych dzieci'
-Uśmiechnij się.-Shannon nachylił mi się do ucha.
-Hej! Miło znowu widzieć Was wszystkich! Stęskniliście się za nami, bo my za Wami bardzo!-sytuacje uratował Tomo. Nie marnując czasu podszedłem do pierwszych dziewczyn z brzegu.
-Świetny koncert! Byliście niesamowici! Podziwiam Was za oddanie dla Echelonu!-zaczęła paplać jak najęta.
-To wszystko dla Was.-powiedziałem z uśmiechem i podpisałem jej płytę. Przez tyle lat nauczyłem się doskonale kłamać i mój talent aktorski niezwykle się przydawał. Podchodziłem od osoby do osoby, nie mogąc się doczekać, aż znajdę się w jakimś barze.
-Zostaniesz ojcem mojego dziecka?!-pisnęła jedna tleniona blondynka ze łzami w oczach.
-Wtedy to byłoby nasze dziecko.-puściłem jej oczko i poszedłem dalej.
-Świetny koncert, Panie Leto!-powiedziała jedna seksowna, wysoka brunetka.-w końcu załapałam się na Wasz koncert w LA.-podała mi płytę.
-Może teraz będzie na to więcej okazji.-wymusiłem się na uśmiech i wyciągnąłem rękę w stronę dziewczyny stojącej koło niej, jednak nic mi nie podała. Podniosłem wzrok i okazała się być ona szczupłą blondynka. Skądś skojarzyłem jej oczy, ale teraz raczej skupiłem się na jej grobowej minie i założonych rękach.
-Chcesz autograf?-spytałem się jej jak idiota.
-Nie mam nic.-odpowiedziała. 'Może nawet i lepiej. O jedną mniej.'
-Jak to nie masz?!-wrzasnęła dziewczyna, której wcześniej dawałem autograf -dawaj brzuch -jednym ruchem odsłoniła blondynce brzuch, a po tamtej było widać, ze zaraz ją zabije. 'Z takim ciałkiem mogę zrobić wszystko' pomyślałem i nachyliłem się nad nią. Spojrzałem na jej tatuaż i mnie zamurowało. Przedstawiał pól aniołka, pól diabełka trzymającego krzyż. Był dość specyficznie wykonany, dlatego wiedziałem, że nie mogę się mylić. Spojrzałem jeszcze raz w jej oczy. Nerwowo przygryzała wargę, a gdy nasze spojrzenia się spotkały szybko odwróciła wzrok.
-Podpisujemy się na brzuchu? Będzie tatuaż?-z zamyślenia wyrwał mnie głos dochodzącego brata.
-Tatuowanie takich rzeczy, to debilstwo.-powiedziała blondynka i wtedy byłem już pewien, że to ona. Jak w transie poszedłem dalej, ale wciąż patrzyłem w jej stronę. Zaczęliśmy robić zdjęcia i nie moglem się doczekać, aż przyjdzie czas na nią. Było widać, że nie ma na to ochoty, ale jej przyjaciółki zmusiły ją siłą. Ustawiła się jak najdalej mnie i nawet na mnie nie spojrzała. Ludzie zaczęli pomału wychodzić i coś mnie podkusiło. Podszedłem do niej.
-Przepraszam...-zacząłem, odwróciła się w moja stronę i czekała, a ja nie wiedziałem co właściwie chciałem zrobić -wydawało mi się, że skądś Cię znam, przepraszam -wydukałem całkowicie zmieszany. 'Czasem się po prostu zamknij'
-Szukałeś pokoju -powiedziała, widząc zaskoczone spojrzenia koleżanek szybko dodała -to znaczy, w redakcji... Jakiś miesiąc temu.
-A tak... Po prostu...
-Jared!-usłyszałem zdyszany głos Katharine.



Nina.

-A tak po prostu...-zaczął nieźle zmieszany, ale przerwała mu blondynka biegnąca w jego stronę.
-Jared.-szepnęła i stanęła naprzeciwko niego ignorując innych.
-Eee... Poznaj...-odwrócił się w nasza stronę.
-Nina, Michelle, Sara i Ann.-A nas przedstawiła.
-A to jest Katharina.-wskazał na blondynkę, która mi się przypatrywała.
-Czy my się nie znamy?-spytała.
-Nie sądzę...-zaczęłam nieśmiało a niejaki Jared cały pobladł.
-Już wiem!-klasnęła w dłonie -jesteś kuzynka Samary!
-A no tak... jesteś tą Katherine.-uśmiechnęłam się do dziewczyny -przepraszam, ale Cię nie poznałam.
-Nie ma sprawy. Nie widziałyśmy się od jakiś 4 lat.
-Chyba tak jakoś będzie -z tego co pamiętam widziałyśmy się ostatnio na urodzinach mojej kuzynki, a przyjaciółki Katharine -Samary. Widziałyśmy się kilka razy, ale nigdy nie wchodziłam w jakieś bardziej zażyłe relacje z nią. Szczerze mówiąc za nią wtedy nie przepadałam. Ciągle gadały o jakiś pokazach mody i facetach, co w tamtym okresie zupełnie mnie nie obchodziło.
-Naprawdę się ciesze, że Cię widzę! Kilka razy pytałam się Samary co tam u Ciebie i planowałyśmy nawet wspólne spotkanie, ale zawsze coś wypadało.
-Chłopaki! Musimy się zwijać.-krzyknęła niska brunetka.
-Przepraszam.-Katharina odwróciła się do tyłu -słuchaj!-złapała mnie za rękę -teraz nie pogadamy, ale może wpadniecie jutro na imprezę?
-Jutro niestety muszę pracować...-powiedziałam spoglądając na bruneta, który cały czas bacznie mi się przyglądał.
-Nina! Masz wolne i zrobisz prace kiedy indziej.-Michelle uszczypnęła mnie w rękę.
-No w takim razie będę na Was czekać!-ucieszyła się -wreszcie sobie pogadamy, tutaj masz adres -wyciągnęła w moja stronę karteczkę.
-Na pewno się pojawimy!-Ann pomachała im na pożegnanie i wyszłyśmy.
-AAA!-usłyszałam jeden wielki pisk dziewczyn.
-Nie chce nic słyszeć. Zamknąć się i nie zadawać pytań.-wyciągnęłam ręce w obronnym geście i machnęłam na taksówkę.
-Co ty robisz?-zdziwiła się S.
-Jadę do Daniela. Nie mam ochoty słuchać Waszej ekscytacji.


piątek, 24 lutego 2012

Rozdział 3 - Rock'and'roll


4 tygodnie później

-Jesteś pewna, że mam jechać do NY?-Ann spojrzała na mnie niepewnie.
-Jasne, że masz jechać!-prawie, że krzyknęłam rzucając gazetą o stół.
-Ale...
-Jak zwykle ale! Jedziesz i tyle -próbowałam przekonać ją jak tylko mogłam.
-Laski! Spinać dupska! Rock'and'roll mała!-Michelle wleciała z wielkim hukiem do domu, rozwalając przy okazji wszystko na swojej drodze.
-Coś znowu wymyśliła?-zasłoniłam twarz poduszką bojąc się czegokolwiek z jej ust.
-Idziemy na koncert! Za dokładnie 3h! Szykować się!-przeskoczyła kanapę i znalazła się koło mnie.
-Jaki koncert?-spytała się Ann.
-30 Seconds To Mars!
-Nie słyszałam...
-Co pitolisz?! Nigdy nie słyszałaś?! Chłopaki wymiatają! Podziwiam kolesi! A jakie ciacha! Aww! Normalnie dostaje orgazmu jak przypominam sobie o oczach wokalisty!
-A co grają?-nie podzielałam jej entuzjazmu.
-Jak to co?! Rocka! Myślisz, że bym Cię wzięła na jakieś gówno?!-klepnęła mnie w kolana -idziemy! Rozerwiemy się!
-Nie mam ochoty...
-Daj spokój! Idziesz! Dla mnie!-zrobiła słodkie oczka.
-No dobraaa...-jęknęłam ulegając. Planowałam spędzić dzień przed telewizorem albo w jakieś dobrej restauracji, a ta wyciąga mnie na koncert gdzie roi się od emo nastolatek słuchających 'ostrej muzyki' i wzdychających patrząc na plakaty 'gwiazd'.
-No to idźcie się szykować! Chyba nie zamierzasz iść w tym?-złapała moja sukienkę w kwiatki. Wzruszyłam ramionami nie rozumiejąc o co jej chodzi.-chyba żartujesz... Sukienka w kwiatki i biały sweterek?
-Eee.-no a do cholery w czym mam iść? Bez przesady...
-Totalnie nie wiem co jest nie tak z Twoim mózgiem!-złapała mnie za rękę i pociągnęła w strunę mojej garderoby.
-Na serio muszę iść? Napalone nastolatki mnie nie kręcą.
-Musisz! A jak zobaczysz wokalistę, to sama się napalisz!-Michelle zaczęła wyrzucać ciuchy na podłogę.
-Ten wokalista to grał w Requiem, co nie?-S weszła do garderoby już praktycznie gotowa.
-Taaa... Świetny aktor i muzyk... Ideał...
-Którego kochają miliony nastolatek...-burknęłam z mina obrażonego dziecka.
-Okropna jesteś. Ten facet o którym opowiadałaś miesiąc temu na pewno do piet nie dorasta Jared'owi.-rzuciła we mnie białymi trampkami.
-Wątpię.-nie wiedzieć czemu dość często wracałam do oczu mężczyzny, z którym spędziłam jedną noc. Być może dlatego, że był on pierwszym mężczyzną, z którym spałam od zerwanie z Peter'em.
-Zakładaj to -podała mi krótkie, poszarpane spodenki, białą bluzkę z mozaiką zdjęć  i czarna ramoneskę. Pozostałości mojej dawnej szafy...
-Jestem na to za stara.
-Jezus! Dziewczyno, Ty masz 27 lat! To nie koniec świata!
-Dobra, tylko już się zamknij.-wzięłam ciuchy i przeniosłam do łazienki. Zrobiłam delikatny makijaż i byłam gotowa na jakiś głupi koncert.

-A posłuchaj tego!-Michelle wepchnęła mi do ucha słuchawkę.
-Co to jest?
-No piosenka!
-To wiem! Jaki tytuł?
-Capricorn. Z pierwszej płyty.
-Nawet, nawet.
-Nie nawet! Posłuchaj The Kill! Kocham ją.
-Ta jest fajna - Dźwięki wydobywające się z iPoda były naprawdę dobre.
-Jesteśmy na miejscu -powiedział taksówkarz. Wypakowałyśmy się z taksówki, a Michelle z Ann zaczęły tańczyć jak głupie.
-Tutaj jest kolejka.-powiedziałam dziewczynom, gdy te szły w przeciwnym kierunku od rozpalonych nastolatek.
-Mamy vipowskie bilety -Sara pokazała światu swoje ząbki.
-Suuper...-udałam entuzjazm.
-Chociaż udawaj -Skarciła mnie Michelle.
-A myślisz, że co robię?-spytałam z ironia.
-To marnie Ci wychodzi.-podała ochroniarzowi bilety, po czym przeszłyśmy dokładne przeszukanie, aż w końcu zajęłyśmy miejsce pod sceną koło kilku innych, nie mogących doczekać się koncertu ludzi. Za chwile wpuścili pozostałych i był tylko jeden wielki wrzask. Na scenę wyszli muzycy.
-To ten Twój przystojny wokalista?-zaśmiałam się do Michelle wskazując na scenę.
-Niee, kochaniutka. Będzie jeszcze jeden zespól i dopiero Marsi.-klepnęła mnie w głowę i powróciła do wrzeszczenia i skakania.

środa, 22 lutego 2012

Rozdział 2 - A million little pieces


-No i o to jest!-Daniel przytulił mnie do siebie, gdy weszłam do clubu. Pomału wszyscy się zbierali i chwalili tym co mają. Nienawidziłam takich imprez, ale taką miałam pracę. Po pewnym czasie się przyzwyczaiłam, ale jeśli nie byłam to tego zmuszana unikałam ich jak ognia.
-Hej.-przywitałam się z grupką kolegów z pracy, dając każdemu całusa w policzek.
-Zostaw to wszytko i zostań moja modelka!-jęknął Daniel.
-Czy dzisiaj wszyscy mają zamiar mi mówić, że mam zostawić dziennikarstwo?
-Nie wszyscy, nie wszyscy.-poczułam objecie z tylu talii. Odwróciłam się i zobaczyłam Matta, który pomógł mi w załatwieniu pracy, i który sam był dziennikarzem.
-Zobacz na to ciacho.-szepnął mi do ucha podekscytowany Daniel i wskazał na wysokiego blondyna.
-To się za niego bierz.-pokazałam mu język i ruszyłam w stronę baru.
-Co to miało być?-nie miał zamiaru chyba odstępować mnie krok i urządzić małe przesłuchanie.
-Hmm?
-Czyżbyś zrezygnowała z facetów?-zajął miejsce obok mnie i położył ręce na kolonach.
-Daniel... Daj spokój, to że nie zwróciłam uwagi na jakiegoś blondyna, nie znaczy, że zamierzam żyć całe życie w celibacie.
-A może...
-Tak! Jestem lesbijką!-krzyknęłam klaszcząc w dłonie, widząc spojrzenia mijanych nas ludzi, ściszyłam głos -naprawdę daj spokój....
-No to bierz się za jakieś ciacho! Kreci się tutaj tylu znanych ludzi, a Ty trochę popijesz, potańczysz ze mną i pojedziesz do domu!
-Ty też jesteś znany...
-Nie jestem jakimś Leonardo DiCaprio!
-Tutaj go nie widzę.-spojrzałam na niego spod byka.
-Musisz być do wszystkiego tak sceptycznie nastawiona?
-Ja?-wskazałam palcem na siebie -daj spokój!-chwyciłam szklankę whiskey i wypiłam na raz. Spojrzałam do tylu i to okazało się błędem. Rob machnął na mnie ręką. Wzięłam głęboki oddech i do niego podeszłam.
-Poznajcie moja asystentkę, bez której cala gazeta by padła.-uśmiechnął się do mnie serdecznie i objął jedna ręka w talii. Kutas jakich mało...
-No to Ci spadła z nieba taka asystentka!-powiedział jeden z mężczyzn.
-Bez przesady!-machnęłam ręka i się zaśmiałam, aby rozluźnić atmosferę. Mówili o czymś jeszcze, ale przestałam słuchać. Spojrzałam w stronę wejścia i zamarłam. Szedł w moja stronę mój były z kobietą, z którą mnie zdradził. Zrobiłam krok do tylu, ale Rob mnie złapał.
-Chce Cię komuś przedstawić. Oo! Właśnie tu idą!
Skuliłam się w geście obronnym na ból, który jednak i tak mnie dopadł. Czułam jakbym rozpadała się na milion małych kawałeczków. Pozbierałam się, a teraz znowu rozpadałam. Chciałam uciec daleko stąd, zakopać i nie wychodzić do ponownego złożenia w jeden kawałek. Peter spojrzał się w moje oczy i jego cwany uśmiech znikł.
-To jest Bonnie i jej chłopak Peter, a to moja asystentka Nina.
-Miło mi Cię poznać – Bonnie wesoło się uśmiechnęła. Tak... Teraz przynajmniej wiedziałam jak ma na imię.-ale Rob, muszę Cie poprawić, ponieważ to nie mój chłopak, tylko narzeczony.-uśmiechnęła się od ucha do ucha i wystawiła przed nas dłoń, na której gościł brylantowy pierścionek. Wszyscy zaczęli się przepychać, żeby moc się mu przyjrzeć z bliska, a ja stałam jak słup i nie mogłam zrobić kroku.
-Bonnie jest świetną modelką i teraz jeszcze taki facet.-zaświergotała mi do ucha jakaś kobieta, z tego wszystkiego nie potrafiłam nawet rozróżnić kto.
-Piękny pierścionek, prawda?-nagle pod moja twarzą wylądowała dłoń Bonnie.
-Może zamiast pilnować pierścionka zajmiesz się pilnowaniem NARZECZONEGO?-spytałam się z sarkazmem bezczelnie patrząc w jej oczy. Zrobiła zdziwiona minę, a ja ominęłam ją zahaczając przy okazji łokciem o jej torebkę. Byłam wściekła. Czułam, że zaraz wybuchnę krzywdząc przy okazji innych.
-Nina...-usłyszałam za sobą tak znienawidzony przeze mnie głos. Nie odwróciłam się, wręcz przeciwnie - przyspieszyłam jeszcze bardziej.
-Ninaa...-złapał mnie za rękę i zatrzymał. Poczułam jakby w miejscu, za które mnie chwycił wyrosło milion niewidzialnych kolców wbijających się boleśni w moją skórę -spójrz na mnie -posłusznie wykonałam polecenie -porozmawiaj ze mną.
-O czym chcesz rozmawiać?- starałam się zachować spokój. Założyłam rękę na rękę i z niecierpliwością przygryzłam usta.
-Przestań.
-Ale co mam przestać?
-Dobrze wiesz, że tego nie lubię.
-Bo mnie obchodzi co Ty lubisz!-nie wytrzymałam i się uniosłam. Co za palant! Jak zwykle myśleć tylko o nim.
-Nina... Powinnaś w końcu dojrzeć i przestać się tak dziecinnie zachowywać.
-A wiesz co?-wbiłam mu palec w klatkę piersiową -mnie gówno obchodzi co myślisz.
-Proszę Cię, choć raz...-zaczął mówić coś jeszcze, ale pokazałam mu środkowy palec i ruszyłam w stronę baru.

-Jeszcze raz to samo.-bąknęłam do kelnera uderzając szklanka w blat. Zaszyłam się w ustronnej części clubu i zalewałam swoje smutki.
-Ciężki dzień, co?-usiadł kolo mnie niebieskooki brunet. Skądś kojarzyłam te oczy, ale teraz nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
-Powiedzmy, że niespodziewane spotkanie.-wlałam w siebie kolejna szklankę whiskey. Mężczyzna wydawał tez się być czymś zmartwiony i najwidoczniej wybrał taki sam sposób pocieszenia jak ja.
-Takie są najgorsze.-powiedział.
-A Ciebie co trapi?-przysunęłam się o jedno krzesło bliżej faceta.
-Życie...-zanucił.
-Jest do dupy i zupełnie nie ma sensu.
-Dlaczego tak uważasz?-oparł się jedna ręka o blat i wlepił we mnie spojrzenie.
-Na przykład dlatego, że mam 27 lat, jestem sama, mieszkam z przyjaciółkami, tydzień przed ślubem przyłapałam narzeczonego na zdradzie, a dzisiaj ich tutaj spotkałam, mam szefa kutasa, mam wymieniać dalej?
-Jestem stary.-powiedział. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem. Złapałam się za brzuch, a głową uderzyłam w ladę.
-Co Cie tak śmieszy? Śmieszne jest to, ze jestem stary?-spytał z lekkim śmiechem.
-Tak... Jesteś stary...-powiedziałam i wytarłam łzy. Facet ma najwięcej 33 lata i użala się nad swoim wiekiem.-kontynuuj.
-Więc...-zaczął poważnym tonem -jestem stary, mieszkam z jeszcze starszym bratem i kompletnie nie rozumiem kobiet.
-A co tutaj rozumieć? My same się nie rozumiemy.
-Też tak myślę. Same nie wiecie czego chcecie.
-Chcemy być kochane i szanowane, rozpieszczane, przytulane, zabawiane...
-I my to wszystko mamy Wam dać. Jeden błąd i nas przekreślacie.
-Niekoniecznie...-burknęłam i ciężko westchnęłam.
-Gdybym był na miejscu tego faceta nigdy bym Cie nie zostawił.
-Gdybyś spotkał na swojej drodze piękna, blond modelkę o długich nogach?-nie dostałam żadnej odpowiedzi tylko cisze.
-No widzisz...-powiedziałam załamana, wzięłam butelkę alkoholu i wstałam z miejsca.
-Czekaj.-powiedział mężczyzna i ruszył za mną.
-Muszę już iść.
-Jesteś sama, pamiętasz? Nigdzie nie musisz iść.-przewróciłam oczami i zrobiłam krok do przodu.
-Nie zrobiłbym tego.-powiedział dobitnie.
-Hęę?-przez alkohol jeszcze wolniej kojarzyłam.
-Nie zdradziłbym Cie z jakaś laska. Nie jestem taki.-w tym ostatnim zdaniu było słychać, że walczy sam ze sobą.-miło było Cię poznać.- odwrócił się do mnie tyłem. Złapałam go za rękę i spojrzałam w oczy.
-Chodźmy...-szepnęłam seksownie i pociągnęłam za sobą w stronę wyjścia. Nie potrafiłam teraz określić co mną kierowało, ale wiedziałem jedno -brunet był cholernie seksowny, a ja napalona. Cały czas ocierałam jego rękę o swoje ciało.
-Przepraszam, ale ja...-powiedział, gdy dochodziliśmy do taksówek.
-Cii -położyłam mu palec na usta -dzisiaj nie ma ale.-wepchnęłam go na tylne siedzenie.
-Hotel Amper.-rzuciłam taksówkarzowi. Zaczęłam jeździć mężczyźnie ręką po nodze, posyłając mu zalotne spojrzenia.
-Jaa...-zaczął, ale zatkałam mu usta namiętnym pocałunkiem. Z początku był zdziwiony, ale po chwili zawędrował ręką pod moją sukienkę. Wysiedliśmy z taksówki czym prędzej kierując się do windy. Gdy tylko weszliśmy do pokoju, popchnęłam mężczyznę na łóżko i usiadłam na nim okrakiem. Zaczęłam rozpinać jego koszule, ale ten złapał moje ręce.
-Jestem pijany...
-Ja też.-przygryzłam jego wargę i poczułam jak coś zaczyna dziać się w jego spodniach.
-Niegrzeczny.-mruknęłam i nie musiałam czekać na jego reakcje.

'Zaraz nie wytrzymam i popełnię samobójstwo' przekręciłam się na drugi bok i jęknęłam. Głowa straszliwie mnie bolała.
-Na co Ci było to picie?-powiedziałam na głos i wtedy przypomniałam sobie, że nie byłam sama. Szybko otworzyłam oczy, ale obok mnie nikogo nie było.
-Chociaż zamówił śniadanie.-puknęłam się w głowę, bo było ze mną coraz gorzej. Już nawet gadałam sama do siebie. Opatuliłam się prześcieradłem i poszłam do łazienki. 'Nawet nie wiem jak miał na imię.' rozmyślałam o mężczyźnie, z którym spędziłam noc i ciągle miałam przed sobą te niebieskie oczy. Ubrałam się, zjadłam zamówione śniadanie i ruszyłam do domu. 


Witajcie ;)
Drugi rozdział dodany, więc wypadałoby coś do Was napisać. Dlaczego piszę to opowiadanie? Dla samej siebie... cały czas staram się rozwijać jeśli chodzi o pisanie i już widzę efekty. Pisałam już jedno opowiadanie, niestety uległo ono zniszczeniu i zostało mi tylko kilka rozdziałów, ale do tego wolałabym nie wracać. Chodzi mi o to, że czytając tamte opowiadanie widzę, że z czasem piszę coraz lepiej. Szczerze? Nienawidzę początku tego opowiadania... nie jestem z niego zadowolona. Napisałam je wiele miesięcy temu i cały czas piszę i piszę, więc mam ponad 200 stron, no ale od czegoś trzeba zacząć. Gdyby nie taka jedna mała wróżka, która cały czas mnie wspiera w pisaniu nie założyłabym tego bloga. No ale cóż... założyłam z jej pomocą i nowe rozdziały co jakiś czas będą się pojawiać. Mam nadzieję, że przetrwacie ten początek i zostaniecie ze mną trochę dłużej.
Zapraszam do czytania ;)

PS. Przepraszam za błędy, zwłaszcza w tych pierwszych rozdziałach, ponieważ pisałam je na telefonie, bez polskich znaków i nie jestem w stanie ich wszystkich wychwycić.
 

piątek, 17 lutego 2012

Rozdział 1 - My ordinary day.


Spojrzałam w jego turkusowe oczy, w których widziałam tak wiele miłości i pożądania. Nasze usta pomału zaczęły zbliżać się do siebie i już mieliśmy złączyć się w namiętnym pocałunku, kiedy usłyszałam 'Tick, Tick Boom' The Hives i wszystko prysło jak bańka mydlana.
-Fuck! Wyłącz to cholerstwo!- Sarah uderzyła ręką w moja głowę i przekręciła na drugi bok.
-To bolało!- przeciągnęłam się leniwie i wyłączyłam dręczący budzik.
-Bo miało! Przez Ciebie ta piosenka kompletnie mi zbrzydła, a tak ja kochałam!- S złapała się za głowę i udawała, ze wyrywa sobie włosy.
-Ustaw sobie biebera, bo to i tak nie zmieni Twoich uczuć do niego.
-Ty za to bardzo go kochasz. To barbarzyństwo wstawać tak wcześnie.
-Nie każdy ma tak dobrze jak ty i chodzi do pracy kiedy chce.- jednym ruchem zdarłam z niej kołdrę, a ta w zamian kopnęła mnie w brzuch.
-Mówiłam Ci, ze możesz u mnie pracować.
-Ale to sprzeczne z moim powołaniem- pokazałam cwaniarze język i wygramoliłam z lóżka. S miała swoja własna firmę nieruchomości, w której zajmowała się też wystrojem wnętrz.
-Powołanie- prychnęła. Drzwi od pokoju się otworzyły i wpadła do niego Michelle w koronkowej, czarnej bieliźnie i wielkich kapciach słoniach.
-Tu głupia Michelle!- krzyknęła i skoczyła na Sarę.
-Jakbyśmy tego nie zauważyły...-pokręciłam głową, rozpaczając nad głupotą Michelle.
-Na która masz do pracy?- klepnęła Sarę w tyłek i wbiła we mnie swoje brązowe ślipia.
-Na 10-jeknelam i aż mnie odrzuciło, gdy przypomniałam sobie o artykule, który miałam przygotować dla swojego szefa i jak zwykle zamiast tego wybrałam się z S na drinka, a później urządziłyśmy wieczór filmowy.
-To mnie podrzucisz. Mam spotkanie z jakimś tam projektantem.- rozejrzała się błędnym wzrokiem po pokoju.
-I zapewne nie wiesz w jakiej sprawie- Sara spojrzała na nią spod byka.
-Wieemm...-powiedziała sama niezbyt przekonana.
-Wierze Ci tak samo, jak Ty sobie.- poklepałam ja po głowie i wyszłam do swojego pokoju. Gdy weszłam do środka uśmiechnęłam się do siebie na jego widok. Wielkie łóżko stało na przeciw drzwi, na nim beżowa narzuta i poduszki w kolorach brązu, złota, fioletu, zieleni i turkusu. Na jednej ścianie w takich samych kolorach była tapeta, którą wybierała Sara i po dziś dzień za ten wybór ją wychwalam. Po lewej stronie było wejście do wielkiej garderoby, w której były wszystkie moje skarby. Drugie drzwi prowadziły do przestronnej łazienki, w której na środku stała biała wanna ze złotymi dodatkami, wszystkie pozostałe rzeczy były w kolorach turkusu i złota. Pod umywalka leżał wielki misiowaty turkusowy dywan, niezbyt praktyczne rozwiązanie do łazienki, ale mi pasowało idealnie. Zrzuciłam z siebie ubrania, z komody złapałam misiowaty, czarny szlafrok i otworzyłam drzwi od balkonu, wyszłam na zewnątrz. Oparłam się o balustradę i wystawiłam twarz w stronę słońca. Kolejny raz uśmiechnęłam się pod nosem, byłam cholernie szczęśliwa z naszego domu. Uwielbiałam te okolice luksusowych willi, domy z basenami, zadbanymi ogrodami, po prostu żyć nie umierać.
-Nad czym tak rozmyślasz?- z zadumania wyrwał mnie glos Ann, podała mi kubek z kawą i stanęła kolo mnie.
-Dzięki- mruknęłam biorąc kubek- rozmyślam nad ta cudowna okolica- powiedziałam rozmarzonym tonem, przeczesując wzrokiem widok z balkonu- kawałek naszej ulicy i piękne domy sąsiadów.
-Udało się nam z tym mieszkaniem- przytaknęła.
-Chyba jak z niczym innym. Ty nie w pracy?- byłam zdziwiona widząc ja o tej godzinie w domu. Zwykle juz dawno siedziała w kancelarii.
-Mam dzisiaj wolne- pokazała mi język i się przeciągnęła.
-Szczęściara... Ja musze kolejny dzień spędzić z tym kutasem- pożaliłam się przyjaciółce.
-Zostaw to w pizdu, przecież możesz robić co ci się tylko podoba. Nie musisz u niego pracować.
-Wiesz, ze każdy chciałby dla niego pracować...
-Oj tam... Bądźmy szczere, ze Ty odwalasz większość roboty dla niego.
-Powiedzmy...
-Tak jest. A teraz lepiej spadaj się szykować- zabrała mi  kawę i popchnęła w stronę pokoju. Wzięłam szybka kąpiel, wyprostowałam blond włosy, które sięgały mi do polowy pleców. Ubrałam krotka, czerwona spódniczkę, białą koszule z krótkim rękawem i czarne szpilki. Przejechałam usta błyszczykiem, zabrałam torebkę i skierowałam w stronę garażu. Michelle stała juz oparta o moje Audi.
-Myślałam, ze juz będę musiała na pieszo zasuwać do centrum.
-Dobrze by ci zrobił ten spacer- wrzuciłam torebkę na tylnie siedzenie i wsiadłam do auta. Michelle wchodząc do środka pierwsze co zrobiła to puściła płytę Guns N' Roses na cala parę. Zaczęła śpiewać wraz z wokalista, a ja zatykałam uszy.
-Kiedyś naprawdę zwariuje z tą muzyką!- wrzasnęłam, a ta tylko wystawiła język na wierzch i zaczęła wrzeszczeć. Naprawdę lubiłam taka muzykę, ale są pewne granice, była nimi właśnie jazda do pracy, gdy musiałam obmyślić wymówkę dla szefa. Wysadziłam Michelle przy jej butiku i ruszyłam w kierunku mojej redakcji. Wysiadłam z auta, czując na sobie spojrzenia innych. Przeczesałam teatralnie włosy i dumnie ruszyłam do przodu. Byłam świadoma swoich atutów i nie zamierzałam ich ukrywać. Wjechałam winda na 6 piętro i podeszłam do recepcji.
-Hej dziewczyny!- przywitałam się z recepcjonistkami- Szef u siebie?
-Od jakiś 15 minut- podały mi dzisiejsza pocztę. Jęknęłam widząc ile czeka mnie pracy.
-Powodzenia- posłały za mną przyjazne uśmiechy. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do gabinetu Roba.
-Spóó...
-Jestem 5 minut przed czasem- wskazałam na zegarek i położyłam korespondencje na jego biurku. Udał, ze wcale nic nie usłyszał.
-Masz dla mnie artykuł?- założył ręce na biurku i nawet na mnie nie patrząc bawił się sygnetem.
-Jest w pracy.
-Czyli nie masz!- podniósł glos. No tak... Nie musiałam długo czekać na jego wybuch.
-Mam, ale nie...
-Niedokończony?! To mnie nie obchodzi! Do 12 ma być gotowy i leżeć na moim biurku. Do 13 skoryguj artykuł tej nowej, jak jej tam...
-Rose- mruknęłam
-Rose! I zajmij tym co przyniosłaś, o 20.30 masz być gotowa na bankiet i ładnie się uśmiechać!
-Oczywiście. Może jeszcze w nocy być twoja dziwką?- dodałam z sarkazmem zabierając papiery z jego biurka i wchodząc, do swojego biura.
-Kiedyś skończą się twoje żarciki!- krzyknął i zaczął mówić coś jeszcze, ale miałam go w dupie. Usiadłam na wygodnym fotelu i włączyłam laptopa.
-No to do roboty.- powiedziałam pod nosem i zabrałam się za pisanie artykułu.

-Tutaj masz swój artykuł- położyłam szefowi papiery na biurku akcentując słowo 'swój'- I poprawiony artykuł Rose. Szczerze mówiąc nie wiem po co zatrudniasz takie nieudolne 'dziennikarki'.
-Tez się zastanawiam- wziął ręce pod brodę i pierwszy raz dzisiaj spojrzał mi w oczy.
-Pozwolisz, ze teraz zrobię sobie przerwę na lunch.- zignorowałam go i wyszłam z gabinetu. Dziewczyny posłały mi współczujące spojrzenie, ominęłam je i skierowałam się do mojej ulubionej restauracji.

Wzięłam łyk cynamonowej kawy i nuciłam 'Won't Be Long' The Hives. Wybijałam noga rytm i leniwie przyglądałam się zmieniającym piętrom. Winda się zatrzymała i wszedł do niej całkiem przystojny brunet. Idealnie ułożone włosy, okulary przez co nie mogłam dostrzec jego oczu. Miał na sobie czarne pumpy z krokiem do kolan, białą bluzkę z logo jakiegoś zespołu i jeansową katanę. Bez słowa stanął koło mnie i wyciągnął BB identyczne jak moje. Opuściłam windę i 'mój towarzysz' deptał mi po pietach.
-Rob u siebie?- spytałam się dziewczyn, opierając się o ladę.
-Wyszedł, ale cos dla Ciebie zostawił- podała mi gruba kopertę.
-Ciekawe co tym razem- przewróciłam oczami.
-Przepraszam Panią- poczułam jak ktoś delikatnie dotyka mojego łokcia.
-Tak?- odwróciłam się do tylu i pierwsze co zobaczyłam to niebieskie oczy mężczyzny z windy. Były to chyba najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałam.
-Czy może mi pani powiedzieć gdzie znajdę biuro Pana Glow?- spytał seksownie zachrypniętym głosem.
-Oczywiście- uśmiechnęłam się do niego serdecznie-numer 856.
-Dziękuję- wyminął mnie i poszedł we wskazanym kierunku. Obejrzałam się za nim, oczarowana jego uroda. Przystojny, przystojny...
-Telefon do Ciebie- z rozmyślania wyrwał mnie glos Caroline.
-Tak?- wzięłam słuchawkę.
-Panna Clark? Witam, chciałbym pogratulować Pani artykułu.
-Dziękuję bardzo...-powiedziałam zaskoczona.
-Mam nadzieje, ze spotkamy się na dzisiejszym bankiecie razem z Rob'em.
-Oczywiście, ze będziemy.
-W takim razie do zobaczenia.
-Do zobaczenia, panie Mell.- rozłączyłam się zaskoczona telefonem jednego z najlepszych redaktorów naczelnych w LA. Wróciłam do swojego biura i dokończyłam prace.

-Do jutra!- krzyknęłam do Caroline i Sereny, gdy opuszczałam redakcje. W podskokach doszłam do samochodu, ciesząc się tym, że nareszcie kończy się ta męczarnia. Włączyłam najnowsza płytę The Hives, która dostałam na urodziny od Sary. Zaczęłam wtórować wokaliście i po godzinie stania w korkach dojechałam do domu. Żadnej z dziewczyn nie było jeszcze w domu. Zrzuciłam z siebie ubrania i wskoczyłam do basenu.

-Wyglądasz bosko! Chociaż ja na twoim miejscu ubrałabym tą krótsza sukienkę!- Michelle łatała na około mnie poprawiając każdy skrawek materiału na moim ciele.
-Najlepiej niech w ogóle idzie nago- powiedziała Sarah nie przerywając malowania paznokci.
-Wyglądałaby na pewno lepiej!- posłała jej zabójcze spojrzenie i zaczęła bawić moimi włosami. Założyłam na siebie czarna, koronkowa sukienkę do polowy uda, bezowo-czarne szpilki i taka sama torebkę. Włosy zostawiłam rozpuszczone i zrobiłam złoto czarny makijaż.
-Nie każdy lubi pokazywać wszystkiego co ma- mruknęła S i obrazu została trafiona błyszczykiem.
-Nie każdy musi być taka cnotką!
-Co cię to obchodzi?!- obruszyła się Sarah.
-Gówno mnie obchodzi! Stałaś się straszną zrzędą po tym Johnym. Chyba powinnaś troche odpuscic i wreszcie pokazać co tam masz.
-jestes zboczona!
-Dobra, dziewczyny... Przyjechała juz taksówka i musze iść- wyszłam czym prędzej z mieszkania zostawiając je w bojowych nastrojach.
-Klub 'Sunshine'- rzuciłam do taksówkarza.