poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Rozdział 15 - You didn't plan it


Puk, puk. Zapukałam do jak miałam nadzieję domu Shannona i czekałam, aż ktoś otworzy. Od razu po pracy zamówiłam taksówkę i przyjechałam na wskazany przez niego adres. Na zewnątrz nie stał jego samochód, więc nie byłam pewna, czy dobrze trafiłam. Po chwili w drzwiach stanął uśmiechnięty Shann.
-Hej Skarbie!-przywitał się ze mną, czochrając mnie po włosach.
-Czy kiedykolwiek nauczysz się szybko otwierać drzwi?-jęknęłam i go wyminęłam wchodząc do środka. Moim oczom ukazał się długi korytarz, z którego przechodziło się do połączonego salonu z kuchnią. Na 'środku' salonu były zabudowane schody prowadzące na górę. Przez wielkie, okrągłe drzwi wychodziło się na taras. Ściany tutaj były koloru jasnego eccru, a podłogi z ciemnego drewna, podobnego jak w domu u chłopaków. Pod ścianą stały tylko przykryte meble.
-Przedwczoraj dopiero było malowane, jutro będę ustawiał meble.-wyjaśnił.
-Ile tutaj przestrzeni -zaczęłam kręcić się naokoło, ale Shannon w końcu mnie zatrzymał i zaprowadził na górę. Ściana na którą się wychodziło była pokryta ciemnymi panelami ściennymi.
-Tam będzie moje mini studio -wskazał na drzwi po prawo, na końcu korytarza. Tutaj dwie sypialnie na które nie mam pomysłu, a tam moja sypialnia.-pokazał na drzwi po lewo.
-No to masz tutaj przestrzeni, a masz -powiedziałam oczarowana architekturą tego domu- pięknie tutaj.
-Dziękuję, trzeba myśleć przyszłościowo -zaśmiał się.
-Taaakk...-powiedziałam męskim, grubym głosem- trzeba założyć rodzinę.
-Mam 42 lata, kochanieńka -cmoknął ustami i przeszliśmy do jego sypialni.
-To ja się przebiorę -powiedziałam i poszłam do łazienki, a Shannon zaczął szykować wszystko.

-Ta ściana ma być czerwona?-wskazałam na jeszcze niepomalowaną ścianę.
-Nie, czerwona ma być tamta -wskazał na przeciwną stronę.
-Tamta? Tam jest okno, to bez sensu -skrzywiłam się.
-Nie bez sensu. Tamta będzie wyglądała lepiej- upierał się przy swoim.
-Jak ty to zamierzasz zrobić człowieku?-załamałam ręce.
-Normalnie.
-Na czerwono lepiej by wyglądała ściana, pod którą będzie stało łóżko.
-Nie, lepiej tamta.
-Tamta.
-Tamta.
-Tamta.
-Tamta
-Tamta!-wrzasnęłam wykonując gwałtowny ruch ręką, w której trzymałam pędzel umoczony w czerwonej farbie- Ups...-zakryłam usta dłonią- Chyba jednak musi być ta- spojrzałam na ścianę, na której malowała się jedna, wielka czerwona plama.
-Cholera, tego nie da się zamalować -jęknął, przyglądając się z bliska mojemu dziełu.
-No raczej nie, bynajmniej tak pisało na pudełku -wzruszyłam bezradnie ramionami, powstrzymując się od śmiechu.
-Cholera jedna! A masz za ścianę!-podbiegł do mnie i pędzlem pomalował mi nos.
-AAA!-krzyknęłam i odwdzięczyłam mu się nowym tatuażem na ręce. Zaczęliśmy się przekomarzać i malować, kiedy Shannon odskoczył w bok niewiele myśląc złapałam wiaderko czerwonej farby i całą jej zawartość wylałam na roześmianego bruneta. Gdy tylko farba wylądowała na jego ciele zrzedła mu mina i stał jak posąg.
-Czy ty...-wydusił po chwili.
-Ja...
-To moja ulubiona koszulka!-jęknął.
-I swoją ulubioną koszulkę zakładasz do malowania, mózgu?-puknęłam się w czoło.
-Nie lubię się z nią rozstawać -powiedział i ściągnął z siebie bluzkę, ukazując swoje idealnie wyrzeźbione ciało. Uklęknęłam przy wiaderku i zamoczyłam w nim ręce.
-...no nie?-zadał jakieś pytania i stanął nade mną.
-Yhm...-mruknęłam powoli wstając.
-Ale tak będzie okey?
-No raczej- odwróciłam się przodem do niego i z uśmiechem na twarzy odcisnęłam mu na klatce piersiowej dłonie.
-Osz ty!-złapał mnie za biodra i przysunął bliżej do siebie- Pożałujesz tego - powiedział dokładnie wymawiając każdą sylabę i przeszywając mnie swoim spojrzeniem. Utonęłam w jego brązowych oczach i pod wpływem emocji...pocałowałam go. Początkowo wyczułam u niego zdziwienie, ale po chwili całowaliśmy się z ogromną żarliwością. Brudnymi rękoma zaczęłam jeździć po jego torsie, napawając się jego ciepłem i smakiem. Shannon złapał mnie za pośladki i uniósł do góry nie przestawiając całować, oparł mnie o ścianę i gwałtownym ruchem zdarł ze mnie koszulkę. Rękoma wczepiłam się w jego włosy i odchyliłam głowę do tyłu kiedy łapczywie zaczął całować mnie po dekolcie. Na chwilę postawił mnie na podłodze i uwolnił od spodni, ja w tym czasie odnalazłem jego zamek i jednym ruchem go rozpięłam. Znowu złapał mnie za pośladki, ale tym razem usiadł razem ze mną na podłodze. Jedną ręką gładził moje plecy, a drugą odnalazł moje koronkowe figi i zsunął je do połowy, zamruczałam pozbawiając go bielizny i po chwili złączyliśmy się w jedność.

Rano obudził mnie dzwonek mojego telefonu, lecz kiedy otworzyłam oczy przestał już dzwonić. Poczułam pod sobą silne ramie Shannona, leżeliśmy na podłodze, pozbawieni bielizny. Wszędzie naokoło były porozrzucane nasze ciuchy i rozlana farba, pokój wyglądał jakby przeszło po nim tornado. Jęknęłam próbując zmienić pozycję, co okazało się być złym pomysłem, ponieważ po całej nocy spędzonej na podłodze moje ciało zdążyło ścierpnąć. Shannon zamlaskał pod nosem i przysunął mnie bliżej do siebie, opierając głowę o moje ramię. Zaśmiałam się cicho pod nosem na widok postawionych w każdą stronę, pomazanych włosów. Na całym ciele mieliśmy plamy farby, aż bałam się w jakim stanie muszą być moje włosy. Przygryzłam wargę przypominając sobie co robiliśmy na tej podłodze, Shannon znowu zmienił pozycję i nagle poderwał się do góry.
-Hej- powiedziałam cicho, podnosząc się do pozycji siedzącej i śmiejąc się.
-Heej...-mruknął przecierając oczy.-pięknie wyglądasz- powiedział słodko się uśmiechając.
-Ty wcale nie lepiej- delikatnie przejechałam ręką po jego włosach.
-O cholera- poszłam za jego spojrzeniem i zobaczyłam ścianę, na której odciśnięte były nasze dłonie i dość dziwne kształty na dodatek w czerwonym kolorze.
-Dość oryginalna ściana -wzruszyłam ramionami.
-Bardzo oryginalna- zaśmiał się, a ja zatrzęsłam z zimna.
-Zimno ci?-spytał i przesunął się w moją stronę, otaczając ramionami.
-Cała noc na twardej podłodze to chyba nie najlepszy pomysł- oparłam głowę o jego pierś.
-Ale seks jak najbardziej- powiedział mi do ucha.
-Zgodzę się z tym -uśmiechnęłam się pod nosem, a on przygryzł płatek mojego ucha. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz i jeszcze bardziej wtuliłam się w jego ramiona.
-Całe szczęście łazienkę mam już zrobioną i będziemy mogli się ogarnąć.
-Więc idę -podniosłam się z miejsca i zebrałam swoje ciuchy, Shannon cały czas mi się przyglądał i nic nie mówił.- Masz jakiś żel?-spytałam wchodząc do łazienki.
-Emm... mam- wszedł za mną i podał mi ręcznik i żel- No to ten...-przejechał ręką po włosach- Ja... ogarnę trochę w pokoju.
-Oj chodź tutaj -zaśmiałam się i złapałam go za rękę- możemy wziąć wspólnie prysznic.
-To mi się podoba- posłał mi uwodzicielski uśmiech, wziął na ręce i postawił, gdy staliśmy już pod prysznicem, odkręcił wodę i akurat cała zimna woda poleciała na mnie.
-AAA!-zaczęłam piszczeć- Zrobiłeś to specjalnie!-popchnęłam go do tyłu.
-Za moją koszulkę -pokazał mi język.
-Przypominam, że moja też została zniszczona -stanęłam w rogu prysznica, zakładając ręce.
-Przepraszam...-podszedł do mnie z żelem na rękach.- Wybaczysz?-spojrzał mi głęboko w oczy i położył ręce na ramionach.
-Nie wiem...-odpowiedziałam odwracając głowę.
-Proszę...-zjechał dłońmi wzdłuż mojej tali.
-Jak dasz mi....-nachylił się nade mną- żel.
-Żel?-zdziwił się- mogę cię umyć.
-Żel- powtórzyłam. Westchnął i wrócił z żelem.
-Proszę- podał mi go.
-Dziękuje.-wylałam sobie na ręce i zaczęłam się myć, cały czas stał z boku i mi się przyglądał.- Już nie bądź taki smutny!-rzuciłam wylewając mu na głowę szapom, gdy zrobiła się piana zebrałam ją i rzuciłam mu na twarz.
-Nic nie widzę!-krzyknął.
-I bardzo dobrze- zaczęłam się śmiać, a on złapał mnie w tali, oparł o ścianę i zaczął całować. W ustach miałam gorzki smak mydła, ale nawet i to mi nie przeszkadzało. Byliśmy cali w pianie i błądziliśmy rękoma po swoich ciałach. Shannon zaczął bawić się moimi piersiami, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz.
-Takie kąpiele mógłbym mieć codziennie- szepnął na powrót odnajdując moje usta.
-Yhm...-mruknęłam, wykorzystałam moment i od niego uciekłam.
-Oj nie tak szybko!-złapał mnie w tali i podniósł do góry- nigdzie pani nie wychodzi!
-AAA! Puszczaj- zaczęłam machać rękoma i się wiercić.
-Nie wyjdziesz stąd dopóki ci nie pozwolę- przygniótł moje ręce do ściany i to mówiąc przeszywał mnie brązowymi oczami.
-Więc mnie jakoś przekonaj...-złączyłam nogi, zalotnie przygryzając wargę.
-A może...-moją jedną rękę oparł sobie o pierś, a drugą za szyję. Swoją jedną przyciągnął mnie bliżej do siebie i gładził po plecach, drugą zaczął zjeżdżać w dół brzucha i całować mnie po szyi.- Może... -szepnął i odnalazł moje usta, jego ręka znalazła się w okolicach krocza. Po chwili doprowadził mnie do szaleństwa i delikatnie przygryzłam jego wargę.
-A teraz...-mruknęłam dotykając jego podbrzusza- podasz mi ręcznik.
-Słucham?
-Nie przekonałeś mnie wystarczająco -cmoknęłam ustami. Wyszłam spod prysznica, złapałam ręcznik i uciekłam szybko do sypialni.
-O nie, nie! Tak to ja się nie bawię -wyleciał za mną w przewiązanym ręcznikiem wkoło pasa.
-Ale ja tak!-pisnęłam i wybiegłam z sypialni. Przed schodami nie wyrobiłam zakrętu i się poślizgnęłam.
-Nic ci nie jest?-dobiegł do mnie Shannon i uklęknął, odwracając mnie do przodu. Cała się trzęsłam ze śmiechu.- Wystraszyłaś mnie -też zaczął się śmiać i cmoknął mnie w usta.
-To wszystko przez ciebie -wydusiłam po chwili.
-W takim razie jak mam cię przeprosić?-wziął mnie na ręce i zaczął kołysać jak małym dzieckiem.
-Mógłbyś mnie tak nosić przez cały dzień...-mruknęłam rozmarzona.
-Takiego ciężaru jak ty na pewno nie będę nosił!-obruszył się i postawił na ziemię.
-Będziesz!-wskoczyłam mu na plecy jak mała małpka, wtedy rozległ się dzwonek do domu.
-Która godzina?-spytał Shannon.
-Nie mam pojęcia....
-Cholera, dzisiaj mieli przyjechać z meblami do salonu i kuchni.-zeskoczyłam mu z pleców, a on biegiem poleciał do sypialni, po chwili wrócił zakładając w międzyczasie spodnie.
-Zaraz będę- pocałował mnie przelotnie w ramię i poleciał na dół. Poszłam do sypialni, w której panował totalny bałagan i odnalazłam swoje ciuchy. Ubrałam się, umyłam zęby i wtedy zdążył wrócić Shannon.
-Na co masz ochotę do jedzenia?-spytał zachodząc mnie od tyłu.
-Chińszczyzna.
-Okey, już się robi- pocałował mnie w policzek i cały czas obejmując mnie w tali zamówił jedzenie.
-Masz coś do picia?-spytałam.
-Na dole.
-No to chodźmy -pociągnęłam go za rękę i zeszliśmy na dół. Wszędzie kręcili się ludzie wnoszący meble, a na środku stała szatynka wszystkim zarządzając, kiedy nas zobaczyła nieco zdziwiła się moim widokiem.
-Nina, to jest Naomi, która sprawuje władzę nad tym wszystkim.
-Miło mi cię poznać- wyciągnęłam do niej dłoń, którą niechętnie uścisnęła.
-Shannon -przeniosła wzrok na bruneta -już ustaliłeś co w związku z sypialnią.
-Wczoraj trochę ją malowaliśmy -mocniej złapał mnie za rękę- A jutro wybiorę się po meble. Zajmę się tym.
-Bo wiesz... mogę ci służyć pomocą.
-Dziękuje, ale Nina mi pomoże, prawda?-tajemniczo się uśmiechnął.
-Tak, przydałoby się tam łóżko -podkreśliłam słowo 'łóżko'
-Aaa. No to w takim razie wracam do pracy- powiedziała zmieszana i odeszła.
-Chodź- Shannon popchnął mnie w stronę kuchni. Oparłam się o szafkę, a on nalał nam wody.
-Proszę -stanął blisko mnie i podał mi szklankę.
-Dziękuje. Leci na ciebie- powiedziałam odwracając się do tyłu.
-Kto?
-Ta cała Naomi- cały czas bacznie nam się przyglądała i nie wydawała się na zadowoloną.
-Pfff... mam tutaj co innego do roboty- powiedział mi do ucha.
-Tak? Na przykład co?-palcem przejechałam mu po torsie.
-Jeszcze mi się nie odwdzięczyłaś...
-A kto powiedział, że muszę?-powiedziałam seksownie. Zamierzałam trochę się z nim podroczyć, a przy okazji z tą Naomi, która teraz zabijała mnie spojrzeniem.
-Może...-zaczął, ale znowu rozległo się dzwonienie do drzwi.
-Jedzenie!-ucieszyłam się, bo strasznie zgłodniałam i poszłam w stronę drzwi- emm... Shannon-zatrzymałam się- Nie mam kasy- zaczęłam się śmiać.
-I co teraz?-złapał się za głowę i wyciągnął portfel z kieszeni- Będziesz musiała zapłacić mi jakoś inaczej -szepnął przechodząc koło mnie.
-Dość duży rachunek mi wystawiasz widzę.-ruszyłam za nim.
-Płać i płacz -powiedział otwierając drzwi, przejęłam z rąk dostawcy jedzenie i zadowolona ruszyłam w stronę schodów.
-No to płać i płacz -rzuciłam w stronę Shannona i przyśpieszyłam kiedy rzucił się w moim kierunku.
-O nie, nie!-krzyknął, a ja zaczęłam wbiegać po schodach, jednak gdy byłam w połowie chwycił mnie w pasie.- Nie zapominaj, że jestem silniejszy.
-Oj... boję się...-szepnęłam mu prosto w twarz.
-Bój się, bój- przerzucił mnie sobie przez ramię.
-Shannon!-uderzyłam go w plecy reklamówką.
-Co?
-Naprawdę uwielbiasz mnie tak nosić.
-Chciałaś, żebym cię nosił cały dzień.
-Ale ładnie...-wygięłam usta w podkówkę.
-Za dużo wymagasz- postawił mnie dopiero na podłodze w sypialni, od razu rzuciłam się na jedzenie. Shannon po chwili zaczął wszędzie uderzać pałeczkami do czasu, aż jedna się połamała.
-Każdą pałeczkę tak łamiesz?-spojrzałam na niego spod byka.
-Moje są dla mnie zbyt cenne.
-Yhm... zbyt wiele fajnych rzeczy można nimi robić.
-Masz coś znowu na myśli?-przysunął się bliżej mnie, a wtedy rozniósł się w łazience dźwięk mojego telefonu. Poderwałam się z miejsca i nie patrząc na wyświetlacz odebrałam.
-Tak?
-Hej Nina...-usłyszałam skruszony głos Jareda.
-Emm...hej- byłam zdziwiona, że dzwoni.
-Słuchaj, dzięki za zwrot telefonu...
-Nie ma za co- powiedziałam siadając na blacie.
-Przepraszam za moje zachowanie. Może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na kawę?
-Eee...no dobra.
-O 16 w Falls?-jego głos lekko się rozweselił.
-Yhm...
-To do zobaczenia wkrótce- rozłączyłam się i do łazienki wszedł Shannon, posłał mi pytające spojrzenie.
-Jared, chce przeprosić- wyjaśniłam.
-Yhm..-przygryzł usta i wtedy rozdzwonił się jego telefon.
-Tak?..hej, hej Jared...no u siebie, malowałem i tak wyszło...no nie wiem...no tak, widziałem się z nią -wskazałam na siebie, a on przytaknął- dobra, to do wieczora -schował telefon do kieszeni i bawił się paskiem od spodni.
-Czyli mu nie mówimy?-spytałam.
-No raczej nie -powiedział i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Co więc robimy?-spytałam po chwili zakładając nogę na nogę.
-Masz coś znowu na myśli?-uniósł jedną brew do góry i ruszył w moim kierunku.
-No nie wiem...-przygryzłam wargę, a on położył ręce na moich biodrach i przysunął bliżej do siebie.
-Wiesz... w sumie mam jakiś pomysł - mruknęłam.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Informacja

Witajcie!  Pod poprzednim rozdziałem pisałam o tym, że być może zacznę publikować nowe opowiadanie i dzisiaj pojawił się pierwszy rozdział ;) Także bardzo serdecznie zapraszam każdego do czytania!

 I-saw-a-little-girl

środa, 25 kwietnia 2012

Rozdział 14 - I Got no time to spill


-A wiesz, w którym roku zbudowano wieżę Eiffla?-spytał się mnie Alex, gdy sparowaliśmy po Polach Marsowych, Jared musiał wykonać jakiś ważny telefon i na chwilę nas opuścił.
-Nie mam pojęcia- pokręciłam przecząco głową.
-W 1889 roku, na Wystawę Światową.
-Naprawdę? Chyba interesujesz się historią Paryża, co?
-Jasne. Kto nie kocha tego miasta?
-Nie mam pojęcia, ale jeśli są tacy ludzie, to szczerze im współczuję, że nie potrafią tego docenić.- Usiedliśmy na ławeczce i przyglądaliśmy się przechodzącym ludziom. Kawałek dalej 'spacerowali' paparazzi. Nie opuścili nas od wyjścia z hotelu i w krok w krok za nami podążali. Miałam już ochotę rzucić czymś w nich, a chłopaki musieli znosić to na co dzień.
-Ciekawe czy kiedyś im się znudzi...-mruknął Alex odgadując o czym myślę. Butem pisał na piasku różne słowa.
-Nie sądzę. To pierwszy raz kiedy wychodzisz tak z Jaredem?
-Tak... Chce mnie chronić.
-A czy ty chcesz być chroniony?
-Sam nie wiem- skrzywił się -wolałbym spędzać z nim więcej czasu, a tak nie mam możliwości.
-Tęsknisz za nim?
-Tak, ale wiem jaką ma pracę.
-Co tak smutno siedzicie?!-nagle wyskoczył za nas Jared, i aż podskoczyłam ze strachu.
-Nie skradaj się tak...
-Proszę-podał mi loda- mango, truskawka i pomarańcza, a dla ciebie wziąłem pięć różnych, malina, czekolada, wanilia, pomarańcza i smerfowy -podał Alex'owi.
-Aż tyle?!-Małemu rozbłysły oczy.
-Tylko ani słowa mamie!-Jared pogroził mu palcem i wcisnął się pomiędzy nas.
-A Ty gdzie masz swojego loda?-zadałam mu pytanie.
-Nie jadam lodów.
-Oj... no to zabierzemy go na jakiś specjalny deser, nie Alex?-wychyliłam się w stronę syna Jareda.
-Yhm...-mruknął z pełną buzią.
-Przepraszam, czy mogłabym prosić o zdjęcie?-przed nami wyłoniła się nastolatka z miną słodkiego psiaczka.
-Em.. jasne-Jared wstał i podał mi aparat dziewczyny, objął ją ramieniem, a ta wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. Pstryknęłam zdjęcie i oddałam aparat dziewczynie.
-Uwielbiam twoją muzykę, a piosenka Closer To The Edge jest najlepszą piosenką na świecie!-powiedziała wpatrzona w Jareda jak obrazek.
-Miło mi to słyszeć. Lubimy grać ją na koncertach.-odpowiedział z wymuszonym uśmiechem.
-Ogólnie to cudownie wyglądałeś w teledysku do Hurricane! Miałeś szczęście mając dobrego reżysera, czy wyreżyserował on teledyski innych?
-Nie jestem pewien, ale kilka naszych tak.-kąciki ust Jareda lekko zadrżały.
-Do Closer to The Edge też?
-Między innymi. Do From Yestarday i kilku innych, także do Fallen.
-Ehm... Tak, tak! Teledysk do Fallen też jest niesamowity! Podobały mi się twoje włosy tam!
-Dzięki, ale przepraszamy, musimy iść-wskazał na nas ręką i jej gestem nakazał wstać.
-Fangirls- powiedział jednocześnie z Alex'em kiedy kawałek się oddaliliśmy. Posłałam im obojgu pytające spojrzenie.
-Laski, które lecą tylko na Jareda i nie wiedzą, że nawet nie ma teledysku do Fallen.-wyjaśnił Alex, na co posłałam sobie z Jared'em ukradkowe, rozbawione spojrzenia.
-Teraz rozumiem...-powiedziałam powstrzymując się od śmiechu.


-Nieee! Znowu przegrałam!-krzyknęłam zawiedziona, kiedy w salonie gier znowu zostałam ograna przez Alexa.
-Hahaha!-zaczął skakać naokoło mnie-jesteś cienias, jesteś cienias!-pokazał mi język.
-Zobaczysz!-wycelowałam w niego palcem, mrużąc oczy- następnym razem wygram! Teraz ty, Jared-skinęłam na niego głową. Stał z boku i tylko się nam przyglądał.
-N...-zaczął, ale posłałam mu zabójcze spojrzenie.
-Jasne- uśmiechnął się i podszedł do konsoli. Przez cały ten czas co chwilę robił się spięty i przestawał odzywać. Najbardziej zażenował się, kiedy na obiedzie Alex poszedł do łazienki i przyszła akurat pora złożyć zamówienie, a on nie wiedział co Mały nawet lubi, więc zamówił kilka rzeczy. Od tej pory chodził ze spuszczoną głową.
-Znowu wygrałem!-krzyknął ucieszony Alex-jesteś cienias tak samo jak Nina, tato!-krzyknął Alex.
-Shhh!-Jared od razu syknął i rozejrzał się niepewnie dookoła.
-Przepraszam...-powiedział cicho Alex.
-Musisz o tym pamiętać -powiedział Jared przez zaciśnięte zęby.
-Przepraszam...-powtórzył Mały ze łzami w oczach.
-Nic się nie stało.-podeszłam z uśmiechem i położyłam ręce na plecach Alexa.-Ty graj, a my pójdziemy po coś do picia.-popchnęłam Jareda przed siebie i zaprowadziłam pod łazienki.
-Głupi jesteś?
-Nina... nie radzę sobie-w jego oczach zobaczyłam łzy tak samo jak w oczach Alexa.
-To weź się w garść! Wyluzuj. Potrafisz zachowywać się jak małe dziecko, więc bądź taki dla niego.
-Nie powinienem być jak ojciec?-ostatnie słowo wymówił półszeptem.
-Kiedy tak, to tak, ale nie cały czas. Musisz się u niego odkupić, więc taki być nie możesz.
-Jestem beznadziejny.
-Daj spokój. Jak na pierwszy raz nie jest źle, a teraz kupuj coś do picia i chodź.-kupiliśmy picie i wróciliśmy do Alexa.
-Zagramy wszyscy razem?-spytał.
-Ja was przepraszam, ale dzisiaj muszę zjawić się na służbowym spotkaniu i czas zacząć się szykować.
-Myślałem, że idę z tobą-powiedział Jared.
-Możesz dojść.
-Zadzwonię po mamę- powiedział Alex, wyciągając telefon.
-Nie-Jared położył na nim rękę- odwiozę cię i wrócę do Niny.
-A zostajecie jutro?-spytał z nadzieją.
-Jasne, wpadniemy po ciebie i pójdziemy może do kina?-zasugerowałam.
-Super!
-No to do zobaczenia jutro!-przybiłam sobie z Małym żółwika i opuściłam salon gier. Złapałam taksówkę i pojechałam się szykować. Dochodziła godzina 18, byłam zmęczona po całym dniu latania po Paryżu i skakaniu z Alexem, a na 21 musiałam się wyszykować. Wskoczyłam szybko pod prysznic i wzięłam orzeźwiającą kąpiel, wysuszyłam włosy i nałożyłam na siebie siwo-czarną sukienkę w asymetryczne wzory oraz czarne szpilki. Kiedy się malowałam do drzwi rozległo się pukanie moim gościem okazał się być Jared.
-A ty zamierzasz iść tak ubrany?-spytałam układając włosy.
-Jakaś Ty marudna!-zgniótł sobie pięściami poliki robiąc przy okazji zeza.
-Tylko się spytałam.
-I zaraz się zacznie wykład.
-Nie, ale po prostu jak się czasem ubierzesz, to człowieka żal za dupę ściska.
-Chodzę ubrany jak chcę.
-Wariujesz, żeby zwrócić na siebie uwagę, a to co innego.-poklepałam go po policzku i wyszłam z łazienki.
-Ładnie wyglądasz -powiedział lustrując mnie z góry na dół i idąc za mną jak piesek.
-I tak nie zmienię zdania co do twojego ubioru- powiedziałam podchodząc do kosmetyczki w poszukiwaniu kolczyków.
-Pójdę zmienić bluzkę, ale założę kapcie -pokazał mi język i wyskoczył z pokoju. Pokręciłam głową, był człowiekiem, z którym ciężko wytrzymać i którego ciężko rozgryźć. Po chwili wrócił w innej bluzce i już samej katanie.
-Lepiej?-rzucił się na łóżko, nawet nie ściągając butów.
-Lepiej. Nie masz kapci, jestem zawiedziona.
-Nie no.. na pokazach, aż tak iść nie wypada -zaśmiał się i wtedy zadzwonił mu telefon.
-Hej bro-powiedział odbierając- szykuję się na pokaz z Niną... za 2-3 dni... no właśnie jest przy mnie... masz bardzo, bardzo mocne uściski od Shanna -zwrócił się do mnie.
-Dziękuje!-uśmiechnęłam się od ucha do ucha -buziak dla ciebie!-nachyliłam się nad Jaredem i krzyknęłam do telefonu.
-Shannon dziękuje...-gadał z nim jeszcze, ale ja poszłam do łazienki poprawić sobie makijaż, bo oczywiście musiał rozmazać mi się tusz. Po chwili w drzwiach stanął Jared i bacznie mi się przyglądał.
-Co?-odwróciłam się po chwili w jego stronę.
-Jest coś na rzeczy pomiędzy tobą, a Shannonem?-wypalił, a ja zaczęłam się śmiać-tylko się pytam.
-A ja odpowiadam: nie ma.
-Nie będę miał nic przeciwko.
-Tobie to już akurat najmniej do tego.-rozczochrałam jego włosy i zamówiłam taksówkę.

-W sumie nie powinienem ustalać tego bez Katharine -powiedział Jared w samolocie, wcinając płatki, gdy wracaliśmy do LA.
-A będzie miała coś przeciwko?-próbowałam rozplątać słuchawki od iPhona Jay'a.
-Nie sądzę, ale powinienem ją uprzedzić... Ogólnie muszę pomyśleć o pokoju dla Alexa.
-No i masz mało czasu-przyznałam mu rację. Kiedy wyjeżdżaliśmy Alex zaczął tak płakać, więc oboje z Heidi postanowili, że załatwią wszystko ze szkołą i Mały przyjedzie na jakiś czas do Jareda i z nim pomieszka. To był pierwszy raz, kiedy zdecydował się na coś takiego i byłam z niego dumna.
-Nie wiem, w co się wpakowałem...
-W odpowiedzialność, mój drogi.-zabrałam mu z sałatki pomidora.
-Ejj! Podobno miałaś dbać, żebym a przez tego pomidora ubędzie mi z 3 kilo!
-Przepraszam, jak tylko wylądujemy zabiorę cię na sycący obiad.-uśmiechnęłam się najszczerzej jak mogłam i powróciłam za zabawy i'Phonem Jareda.


3 dni później


Dochodziła już szesnasta, a ja siedziałam w pracy i kończyłam artykuł. Miałam małe spięcie z szefem i od razu straciłam dobry humor. Od przylotu nie widziałam się z Jaredem, bo w pracy czekała mnie masa zaległości, ale dzisiaj umówiliśmy się, że pomogę mu wybrać meble dla Alexa, bo powiedział, że najlepiej sobie z tym poradzę. Pff... też coś.
-Skończyłam -rzuciłam papiery na biurko szefa i zabierając torebkę opuściłam biuro. Wyszłam przed budynek i akurat z piskiem opon na parking wjechało czarne bmw Jareda.
-Hej- otworzyłam drzwi i napotkałam się z wściekłą miną Jay'a- uuu... a dzisiaj co pana wkurzyło?-wsiadłam do środka.
-Przestań-syknął.
-Uuu... widzę, że ostro. Co się stało?
-Uwierzysz co zrobiła? Przeniosła datę ślubu na dwa miesiące później nawet tego ze mną nie ustalając!
-Dlaczego przeniosła?
-Bo jej siostra wtedy nie mogłaby być.
-A dlaczego ci nie powiedziała?
-Bo ja podjąłem decyzję bez niej o przyjeździe Alexa. Fuck!- wrzasnął- Wtedy będę miał masę roboty!
-No to do dupy. Teraz już nic nie zrobisz...-Jared był naprawdę wściekły i wcale mu się nie dziwiłam. Katharina jak czasem coś zrobiła, to nie ma przebacz, a takie rzeczy powinni ustalać raczej razem.
-Jeszcze nie gadałem z chłopakami, ale będą nieźle wkurwieni.
-Na pewno zrozumieją.
-Słuchaj, tak w ogóle to skoczymy jeszcze do Tomo, bo muszę wziąć od niego nowe struny.
-Jasne.-po chwili zatrzymaliśmy się przed niedużym blokiem. Zapukaliśmy do drzwi i otworzyła nam uśmiechnięta, niska brunetka.
-O hej, wejdźcie.-zaprosiła nas do środka.
-Nina, poznaj to Vicki, żona Tomo.
-Hej, miło mi cię poznać-wymieniłam z nią uśmiechy.
-Mi również, wchodźcie do pokoju, ja wyciągnę Tomo z łazienki.-poleciała na górę, a ja poszłam śladami Jareda. Dom był czyściutki i zadbany, wszędzie rozstawione były pamiątki z różnych stron świata i zdjęcia Miliceviców. W salonie ściany były w kolorze brązu, a panele prawie, że białe. Usiedliśmy na beżowej kanapie, a Jared cały czas nerwowo tupał nogą.
-Przestaniesz?-spytałam po chwili nie wytrzymując.
-Też byś była zła.
-Jasne, że tak, ale nie wkurzaj dodatkowo mnie.
-Nikt ci nie karze tutaj ze mną siedzieć.-bąknął.
-To w takim razie wyjdę-powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia na korytarzu spotkałam Tomo i Vicki.
-Hej Tomo-powiedziałam do Gitarzysty nawet się nie zatrzymując.
-Wychodzisz?-spytał zdziwiony.
-Tak, niektórym moje towarzystwo nie odpowiada.-wyszłam na zewnątrz i zjechałam windą w dół, gdy wyszłam na dwór wyciągnęłam telefon, żeby zamówić taksówkę, kompletnie nie znałam tej okolicy i nie wiedziałam gdzie iść. Usłyszałam kroki i odruchowo odwróciłam się do tyłu, podeszła do mnie Vicki.
-Wszystko w porządku?-zapytała.
-Tak, zaraz będzie taksówka.
-Nie musisz wychodzić.
-Tak wiem, ale chcę.
-Jaredem to się akurat nie przejmuj, ma te swoje humorki i dopiero zaczniesz je poznawać.
-To, że wszyscy je tolerują nie znaczy, że ja też muszę. Przepraszam, ale często zachowuje się jakby był najważniejszy.
-Bo tak jest nauczony. Każdy go tak rozpieszczał i się rozbestwił.-zaśmiała się.
-Przepraszam, ale ja naprawdę pójdę. Miałam ciężki dzień, a on najwidoczniej musi pobyć sam.-powiedziałam, bo akurat podjechała taksówka.
-Jak chcesz-uśmiechnęła się przyjaźnie- może dasz się namówić na kawę?
-Bardzo chętnie, ale nie mogę podać ci konkretnego terminu.
-To się zdzwonimy?
-Jasne i przeproś ode mnie Tomo.
-Do zobaczenia.
-Do zobaczenia!-pomachałam jej na pożegnanie i wsiadłam do samochodu. Zaczęłam szukać w torebce w poszukiwaniu błyszczyka, ale zamiast tego znalazłam w niej BlackBerry. 'Coś nie tak’ pomyślałam i z kieszeni spodni wyciągnęłam drugi telefon.
-Fuck!-zaklęłam pod nosem. Przypadkowo wzięłam z samochodu BB Jareda i zostałam z dwoma telefonami.
-Niech wysadzi mnie pan dwie ulice wcześniej-zwróciłam się do taksówkarza. Jeśli nie zwrócę szybko telefonu Jaredowi to wpadnie w jeszcze większy szał, bo wkoło coś w nim grzebał i nie rozstawał się na krok. Wyskoczyłam na początku ulicy gdzie mieszkali bracia Leto i spacerkiem poszłam do ich domu, zapukałam do drzwi, ale długo nikt nie otwierał, więc delikatnie nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
-Haloo! Jest tu kto?!-krzyknęłam z korytarza.
-Idę!-ze schodów zbiegł Shannon.- Hej-uśmiechnął się kiedy mnie zobaczył.
-Hej.-odwzajemniłam uśmiech- zobaczysz, że ktoś cię kiedyś stąd wyniesie.
-Zależy kto. Co cię sprowadza w me skromne progi?
-To- wyciągnęłam przed siebie telefon.
-Jareda?-zdziwił się.
-Tak, przypadkowo drapnęłam jego telefon. Oddasz mu?
-Jasne, a myślałem, że gdzieś macie się dzisiaj spotkać.
-Mieliśmy.
-Yhm....-pokiwał głową, przygryzając policzki- wejdziesz może?
-Wiesz... trochę się posprzeczaliśmy i wolałabym nie wpaść na niego.-skrzywiłam się.
-A jesteś wolna?
-W sumie tak.
-No to super. Pojedziesz ze mną wybrać farby.
-Farby?
-Do mojego domu?
-A to nie jest twój dom?
-To jest nasz dom, ale kupiłem sobie nowy- zaśmiał się.
-No to w takim razie ci pomogę-uśmiechnęłam się. Nie chciało mi się wracać do domu i pisać jakiegoś artykułu, więc teraz przynajmniej miałam wymówkę dla samej siebie.
-Chodź-złapał mnie za rękę i pociągnął przez salon w stronę garażu. Zapakowaliśmy się do jego wielkiego samochodu i pojechaliśmy do sklepu.

-Shannon, Shannon!-zaczęłam piszczeć, gdy zobaczyłam różową tapetę-kup sobie taką do sypialni.
-AAA!!!-zaczął przebierać nogami w miejscu- zafsze o takiej maszyłem! Jared nigdy nie chciał mi kupić!-wygiął usta i zrobił smutną minkę.
-Oj ty biedaku...-przytuliłam go w pasie -teraz sobie możesz kupić co chcesz.-pogłaskałam go po policzku jak mamusia i poszłam dalej.
-A tak poważnie to, jaki kolor do sypialni?
-O jakim myślałeś?-spytałam przeglądając różne tapety.
-Czerwony-syknął- kojarzy mi się z...
-Seksem-dokończyłam za niego pokazując mu język.
-Dokładnie, ale czy too...
-Nie przytłaczające?-skinął głową- nie, jeśli nie zrobisz wszystkich ścian.
-No to w takim razie czerwony-złapał dwa wiaderka farby i wrzucił do koszyka.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że teraz będziesz musiała pomagać mi malować?-spytał, gdy staliśmy już przy kasie.
-Zdaję. Kiedy chcesz zacząć?-spytałam z pełną buzią, bo pochłaniałam batonika, którego Shannon zgodził mi się kupić.
-Jutro.
-Więc po pracy wpadnę.
-No i takich robotników to ja rozumiem.-poklepał mnie po plecach i ruszyliśmy w stronę samochodu.
-Głodna?-spytał pakując farby do bagażnika.
-Tak trochę-odpowiedziałam oparta o samochód.
-Na co masz ochotę?-zatrzasnął bagażnik i otworzył mi drzwi.
-Hmm...pizza?-zaproponowałam.
-Może być. Znam świetną pizzerię.-po 15 minutach siedzieliśmy w miłej pizzerii gdzie leciała włoska muzyka i panował klimat jak we Włoszech.
-Ta pizza przypomina najbardziej te typowe włoskie pizze, które niestety tylko we Włoszech smakują tak pysznie-powiedział przeglądając menu.
-Nigdy tu nie byłam.
-Taka mała, rodzinna pizzeria. Panuje tutaj przynajmniej spokój i można zjeść coś dobrego.
-Zaraz się o tym przekonamy-złożyliśmy zamówienie i cały czas się z czegoś śmialiśmy. Shannon odwiózł mnie do domu po 20 i od razu zajęłam się artykułem, żeby mieć spokój na weekend.



Witam ;) Przepraszam bardzo, że rozdział dopiero teraz, a o poprzednim nawet nie każdego poinformowałam, ale byłam przed testami i kompletnie nie byłam w stanie się do tego zabrać. Teraz w miarę możliwości i mojego lenistwa postaram się dodawać nowy rozdział średnio raz na tydzień, ponieważ jeśli chodzi o to opowiadanie mam pewien zastój... Piszę jeszcze dwa inne, a jedno być może zacznę za jakiś publikować. Wcześniej tego nie robiłam i teraz chciałabym bardzo Wam wszystkim podziękować za komentarze, które naprawdę wywołują uśmiech na mojej twarzy, bo na pewno nie takiej reakcji się spodziewałam. Także: DZIĘKUJE. Bardzo wiele to dla mnie znaczy ;) Postaram nadrobić się jak najszybciej zaległości u Was i już więcej tak nie zapuścić!

niedziela, 8 kwietnia 2012

Rozdział 13 - Bonjour Paris


-Ta bluzka jest genialna!-ekscytowała się S przeglądając na moim łóżku gazety.
-Ty lepiej przestań się tak cieszyć i powiedz mi co mam spakować.- Stałam nad otworzoną walizką od ponad 30 minut i na razie znalazła się w niej tylko jedna para spodni.
-No ale zobacz!-wyciągnęła przed siebie ręce pokazując mi bluzkę, w której się zakochała.
-No fajna -powiedziałam bez większego entuzjazmu.
-W ogóle się nie znasz -bąknęła udając obrażoną i powróciła do czytania.
-Kto się nie zna?-w pokoju pojawił się Daniel.
-Ja się nie znam na ciuchach.
-No niestety kochanie, ale muszę się z tym zgodzić. A tym razem czym zawiniła?-usiadł na brzegu łóżka.
-No zobacz czy ta bluzka nie jest piękna?-teraz jemu pokazała gazetę.
-Eeee-skrzywił się- wiesz... taki kolor był modny dwa sezony temu.
-Ale i tak jest piękna.
-Nie powiedziałbym... Znacznie lepiej by wyglądała, gdyby ten pasek przechodził tu, a  tutaj kończyłby się szew -zaczął jej tłumaczyć.
-Według mnie tak wygląda lepiej.
-Według ciebie. Ten kolor i fason zupełnie do siebie nie pasują.
-Dawaj to -wyrwała mu gazetę - gadasz jak gej.
-On jest gejem -rzuciłam.
-No właśnie, ja jestem gejem.-Daniel spojrzał na nią z pełnym skupieniem kiwając głową.
-No tak, ty jesteś gejem.
-Emmm... dobra. Nic tu po mnie. Mam wielką ochotę na gofry z truskawkami, bitą śmietaną iii czekoladą!-klasnęłam w dłonie uśmiechając się na myśl swojego pomysłu.
-Mogę cię w takim razie spakować?-zaoferował się Daniel.
-No dobra, ale bez szaleństw- pogroziłam mu palcem i wyszłam z pokoju. Gdybym kompletnie nie wiedziała co mam spakować w życiu nie powierzyłabym Danielowi takiego zadania. Musiałam naprawdę postradać zmysły. Zbiegłam po schodach na dół i udałam się do kuchni. Smażyłam już gofry, gdy do drzwi zadzwonił dzwonek.
-Już idę!-krzyknęłam i poszłam otworzyć.
-Hej!-w progu stała Katharina z mnóstwem reklamówek.
-Hej...
-Oh proszę mocną kawę!-wparowała do domu i od razu skierowała się do salonu- Jestem tak zmęczona! Nalatałam się po tych sklepach jak głupia. Jest w ogóle Anja?-rzuciła torby i rozłożyła się na kanapie.
-Za chwilę powinna być. Przepraszam, ale muszę wracać do kuchni.
-Pójdę z tobą- Wstała i podreptała za mną. Wstawiłam kawę i na powrót zajęłam się goframi.-oo gofry...
-Proszę- postawiłam jednego przed nią, tylko się skrzywiła i to odsunęła.
-Czy zastanawiałaś się w ogóle ile to ma kalorii?-rozłożyłam bezwładnie ręce, bo akurat całą buzię miałam zapchaną truskawkami z bitą śmietaną- No właśnie- kiwnęła głową- to cię zabija. Nie zdziw się jeśli żaden facet cię później nie weźmie- odwróciłam się do niej tyłem i zajęłam robieniem kawy- Może powinnaś sobie kogoś znaleźć? Wtedy byś odżyła,bo teraz się tylko opychasz- Nienawidzę kiedy ktoś wchodzi na temat mój i facetów, a zwłaszcza osoby nic o mnie nie wiedzące, dlatego puściłam jej komentarz mimo uszu.
-Cukru?
-I może jeszcze śmietanki? O tym właśnie mówię.
-Wiesz... ja zawołam Sare, bo  muszę się pakować.
-Wyjeżdżasz?-całe szczęście udało mi zejść z tematu mojego obżarstwa.
-Tak, dzisiaj mam samolot do Paryża.
-Żartujesz?! O której?-od razu się rozpromieniła.
-O 24..
-No proszę! Wygląda na to, że lecisz razem z Jaredem! Czy to niecudownie?!
-Leci do Paryża?
-Tak! Super! Na pewno się ucieszy, że będziecie mogli spędzić tam czas razem. I pomożesz mu poszukać jakiegoś fajnego miejsca na ślub... niby wszystko mam załatwione, ale kocham Paryż i byś mu pomogła.
-Tak, ale wiesz... ja tam jadę w sprawach służbowych.
-Oj już nie tylko służbowych!-do kuchni weszła Anja jak zwykle elegancko ubrana. Brązowe włosy miała spięte w luźnego kucyka, a grzywkę zaczesaną do góry.- Masz się pojawić na tylko jednym pokazie, a później sobie zwiedzasz Paryż! Przepraszam za spóźnienie- podeszła do Katharine i ją przytuliła. I z tego wyglądało, że zostałam towarzyszką Jareda na czas mojego 'urlopu'. Już w nocy stałam koło niego na lotnisku.
-Ale się złożyło, że w tym samym czasie lecimy, nie?-próbował mnie jakoś zagadać, gdy staliśmy w kolejce do odprawy.
-Yhm...-stanął przede mną, ale ja cały czas wpatrywałam się w przestrzeń ignorując go.
-Z tego co mówiła Katharina musisz zaliczyć tylko jeden pokaz i później urlop?
-Tak.
-No to super. Pokażę ci moje ulubione miejsca w Paryżu.
-Mam już swoje ulubione.
-To pokaże ci moje, a ty mi swoje.-nadeszła jego kolej i wreszcie dał mi chwilę spokoju od tego swojego wiecznego ględzenia. Niestety na chwilę.
-Jakie masz miejsce?
-78
-Ja 54, cholera. Poczekaj -podszedł do kobiety, która zajęła miejsce koło mnie i posłał jej jeden ze swoich przyprawiających o zawał uśmiech, trzepocząc przy tym rzęsami jak jak jakaś panienka. Kiwnął na mnie dłonią i wygodnie rozsiadł się na moim miejscu, czyli przy oknie.
-Ekhm- chrząknęłam- to moje miejsce.
-Byłem pierwszy -pokazał mi język.
-Ale ja mam to na bilecie, spadaj -szturchnęłam go nogą, mruknął coś pod nosem, ale się przesiadł.
-No to teraz 12h lotu...-wyciągnął nogi do przodu i założył ręce za głowę. ' I Twojego ględzenia' pomyślałam. Po chwili samolot był już w powietrzu i stewardesy zaczęły roznosić napoje, przekąski.
-Coś dla państwa?-rudowłosa piękność nachyliła się nad nami z firmowym uśmieszkiem.
-Z nieba nam pani spadła-Jared posłał jej kolejny ze swoich uśmiechów, a ja zachłysnęłam się śliną.
-A tobie co?-zaczął uderzać w moje plecy.
-Może wody, poduszki?-stewardesa podała mi butelkę wody i poduszkę.
-Dziękuje -wzięłam butelkę i napiłam się łyka.
-Dla mnie też woda.-powiedział Jared.
-Wszystko ok?-spytał gdy od nas odeszła.
-Jak ci żart wyostrzył. 'Z nieba nam pani spadła'-udałam jego ton głosu i zatrzepotałam rzęsami, w moim przypadku wyszło to jeszcze komiczniej.
-Czepiasz się.
-Nie czepiam się. Myślałam, że Jareda Leto stać na coś więcej.
-Ty znasz moje nazwisko, a jak wiemy to jest już sukces. W Paryżu pokaże ci na co mnie stać.
-Yhm... już liczę na wiele.
-Licz, licz. Przygotuj się na to psychicznie.
-Jared Kokietka Leto.-zachichotałam pod nosem.

-Kompletnie nie rozumiem co ci ludzie chcą osiągnąć taki zachowaniem -ględził godzinę później przeglądając jakąś stronę internetową.-weź tylko zobacz- podsunął mi pod nos telefon.
-Jared... błagam cię. Zamknij się wreszcie albo wyrzucę cię na twoje miejsce. Chcę spać.-jęknęłam. Od ponad godziny jadaczka mu się nie zamykała i zadręczał mnie jakimiś zdjęciami i nie wiadomo czym jeszcze.
-Oj dobra, dobra.-odwróciłam się w stronę okna i już po chwili odleciałam w objęcia morfeusza.
-Hhaha...-usłyszałam nad uchem śmiech Jareda i leniwie otworzyłam oczy. Głową dotykał mojego ramienia i próbował stłumić śmiech.
-Co ty odwalasz?-spytałam śpiącym głosem.
-Zobacz na tamtego faceta -szepnął mi do ucha- haha!-złapał się za brzuch i dalej śmiał. Podniosłam głowę i spojrzałam we wskazanym przez niego kierunku.
-Śpiący facet? I co z tego?
-Zobacz jak on śpi!!! Haha! Jeszcze co chwilę jakieś miny robi.-spojrzałam na Jareda jak na głupka, którym zresztą był.
-Błagam cię... śpi jak większość tutaj ludzi, prócz ciebie. JA TEŻ CHCĘ SPAĆ. Zamknij się wreszcie i więcej mnie nawet nie budź.
-Nina...-wygiął usta i zrobił maślane oczka -nudzi mi się.
-To idź spać.
-Nina...
-Spadaj!-złapałam jego poduszkę i zakryłam mu nią twarz. Na powrót przewróciłam się w drugą stronę, przykrywając się kocem. Całe szczęście pomimo rozbudzenia udało mi się zasnąć. Gdy się obudziłam za oknem samolotu było już jasno, a głowa Jareda bezwładnie spoczywała na moim ramieniu. Cichutko oddychał i już nie był tym wkurzającym Jaredem sprzed kilku godzin. Delikatnie sięgnęłam ręką po wodę, bo strasznie zaschło mi w gardle. Z tego co wskazywała godzina i o ile nie było żadnych opóźnień, to za godzinę powinniśmy być już w stolicy Francji. Po wylądowaniu samolotu i kolejnej godzinie spędzonej na lotnisku, udaliśmy się do hotelu. Zameldowaliśmy się i poszliśmy do swoich pokoi, które znajdowały się naprzeciwko siebie. Pomimo przespania prawie całego lotu i tak byłam wykończona. Zawsze źle znosiłam podróże i aby do siebie dojść potrzebowałam co najmniej sześciu godzin snu w normalnym łóżku.
            Jared wybrał hotel, który na pewno był jednym z najlepszych hoteli w Paryżu, nie żeby mi takie warunki przeszkadzały, ale sądzę, że sama zdecydowałabym się na coś choć trochę tańszego. Wykąpałam się, przebrałam i wtedy do moich drzwi zapukał Jared.
-Więc kiedy masz być na tym pokazie?-spytał rozkładając się na moim łóżku.
-Jutro wieczorem.
-Yhm... A na dzisiaj jakie plany?
-Brak planów -złapałam się pod biodra i rozejrzałam po nowocześnie urządzonym apartamencie.
-No to może pójdziesz ze mną...-powiedział niepewnie bawiąc się zamkiem od bluzy.
-Gdzie mam z tobą iść?
-Zobaczysz...
-A kiedy mamy iść?
-No w sumie nawet już, teraz. Zależy mi na tym.-jego ton głosu wydawał mi się co najmniej dziwny. Błądził wzrokiem po pokoju i nagle ta cała jego 'zajebistość' i pewność siebie się ulotniła.
-No dobra...-złapałam torebkę i wyszliśmy z pokoju. Gdy weszliśmy do winy Jared nerwowo przygryzał wargę i ciągle unikał mojego spojrzenia.
-Powiesz mi...-zaczęłam, ale położył mi palec na ustach.
-Proszę, nie naciskaj -powiedział to takim tonem głosu, że nawet nie śmiałabym o cokolwiek więcej pytać. Wychodząc na ulicę przywitało nas przebijające za drzew słońce. W ostatnich dniach pogoda naprawdę dopisywała. Od razu poczułam ten magiczny klimat Paryża. Każdy podążał w swoim kierunku nie zwracając uwagi na innych, nie zwracając uwagi na cudowną zabudowę tego miasta, a w Paryżu naprawdę było co podziwiać. Uwielbiałam czasem wyrwać się z Los Angeles i przyjechać tutaj zupełnie sama, aby przechadzając się pięknymi uliczkami spokojnie nad wszystkim pomyśleć. Jared wydawał się być także zupełnie nieobecnym, głęboko nad czymś rozmyślał i nie chciałam mu w tym przerywać. Wsiedliśmy do taksówki i zmierzaliśmy w przeciwnym do centrum Paryża. Zastanawiałam się dokąd on mnie wyciąga i na czym tak pilnie mu zależało, ale wiedziałam, że już za chwilę się dowiem.         Wysiedliśmy przed małą cukiernią w pełnej kamienic dzielnicy, po drugiej stronie ulicy w oddali było widać park i plac zabaw. Jared wziął głęboki oddech i chwytając mnie za rękę ruszył do przodu. Jego czyn nieco mnie zdziwił, ale nic nie powiedziałam - posłusznie weszłam za nim do środka. Za ladą stała niziutka brunetka z okularami na nosie, zaczytana w jakiejś gazecie.
-Bonjour -przywitała się po francusku i podniosła wzrok w naszą stronę i nagle zamarła.
-Dzień dobry, ja szukam...-zaczął Jared.
-W mieszkaniu -wyprzedziła jego pytanie.
-Dziękuje.-powiedział i ciągle trzymając mnie za rękę pociągnął mnie w stronę wyjścia. Weszliśmy w drzwi obok i schodami na górę.
-Jared, czy powiesz mi wreszcie...-nie wytrzymałam tej cholernej ciszy od ponad pół godziny.
-Shhh...-tylko szepnął i stanął pod drzwiami z numerem 3. Wyciągnął rękę do przodu, jednak się zawahał. Ostatecznie niepewnie zapukał. Drzwi otworzyła nam wysoka, szczupła, ale nie tak jak wszystkie modelki, krótko obcięta blondynka o porcelanowej cerze, jak nas zobaczyła zdziwiła się jeszcze bardziej niż kobieta w barze.
-Co tutaj robisz?-powiedziała z wyczuwalną złością w głosie.
-Przyjechałem jak najszybciej mogłem.-powiedział Jared.
-Mamo, kto to?!-usłyszałam krzyk z domu i nagle za kobietą pojawił się mały chłopiec.
-Tata!-krzyknął zobaczywszy Jareda, wyleciał z mieszkania i przytulił się do wokalisty. Stałam z otworzoną buzią przez dobrą minutę, stałabym tak dalej gdyby blondynka nie wpuściła nas do środka.
-Kiedy przyjechałeś?!-małemu dziecku świeciły się oczy i cały czas się uśmiechał.
-Dzisiaj po południu.-powiedział Jared- Co ci się stało?-spytał nachylając się nad nim. Mały miał na nosie wielki plaster.
-Miałem operację, wiesz?
-Wiem.
-Skąd wiesz?-mały uśmiechnął się jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe.
-Mama mi powiedziała -wyjaśnił Jared.
-A ta Pani do Katharina?-mały wskazał palcem na mnie.
-Nie, to moja przyjaciółka Nina. Nina, poznaj to jest Alex- Jared poraz pierwszy od dłuższego czasu spojrzał mi w oczy. Zobaczyłam w nich zagubienie i strach.
-Heej-nachyliłam się nad Alex'em z uśmiechem i podałam mu rękę.
-Cześć. Miło mi Cię poznać- mały odwzajemnił uścisk.-chodź pokaże ci mój pokój- zwrócił się do Jareda i pociągnął go za rękę, Jared zdążył chwycić jeszcze mnie i chcąc nie chcąc poszłam razem z nimi. Pokój chłopca był w niebieskim kolorze. Pod oknem na środku pokoju stało małe łóżko, po prawej stronie rozstawione były 2 gitary, nieduże pianino i fotel. Cała ta ściana obklejona była w plakatach zespołu chłopaków.
-Umiem już praktycznie wszystkie wasze piosenki, ale nie radzę sobie z niektórymi, ale mi pomożesz, prawda?-posadził Jareda na łóżku i cały czas trzymając go za rękę usiadł koło niego.
-Jasne, że ci pokażę. Przepraszam, ale nie zdążyłem nic tobie kupić, ale może jutro coś sobie sam wybierzesz?
-Zostajesz do jutra?!-krzyknął chłopiec.
-Tak, zostaję kilka dni.
-I będę mógł iść z tobą na spacer?!
-Jeśli będziesz chciał.
-Mamo!-krzyknęł Alex- słyszałaś?! Tata weźmie mnie jutro na spacer!
-Naprawdę?-spytała ironicznie wychylając się za drzwi.
-Tak! Super, nie?!
-Super, super.-powiedziała i zniknęła.


-Nie, nie. Aby uzyskać taki dźwięk musisz chwycić w tym progu- poprawił Jared syna. Od ponad pół godziny grali wspólnie na gitarze. Chłopiec miał około 147 wzrostu i był niczym skóra ściągnięta z Jareda-te same kości policzkowe, nos, kolor oczu, a nawet włosy. Siedziałam sobie po cichutku na łóżku, a oni nawet nie zwracali na mnie uwagi, jedynie Jared co jakiś czas posyłał mi ukradkowe spojrzenia. Cały czas zachowywał pewien dystans i wzdrygał się za każdym razem, gdy Alex go dotknął. Wstałam niepewnie z łóżka i wyszłam z pokoju, skręciłam w prawo, bo zobaczyłam tam kręcącą się blondynkę. Zapukałam niepewnie do drzwi.
-Wejdź-powiedziała i  weszłam do malej kuchni.
-Nie przeszkadzam?
-Pfff... skądże. Napijesz się czegoś?-rzuciła chłodnym tonem.
-Nie chcę robić kłopotu.
-Żaden kłopot-  machnęła nerwowo ręką- kawa?
-Poproszę.-usiadłam przy stole i obserwowałam jej nerwowe ruchy, po chwili postawiła przede mną kubek i powróciła na swoje wcześniejsze miejsce.
-Więc co? Nie ma już Katharine? Czy może jest i nie wie o twoim istnieniu?-rzuciła drwiąco.
-Jest Katahrina. Jestem przyjaciółką Jareda.
-Doprawdy? Od pocieszania?-prychnęła.
-Między innymi, bo uważam, że właśnie między innymi do tego są przyjaciele -żeby przy sobie być, czyż nie?-powiedziałam pewnym siebie głosem.
-No proszę...
-Nie jesteś zadowolona z odwiedzin.-to nie było pytanie, cały czas obserwowałam jej reakcje.
-A ty byś była? Przyjaźnicie się, a z twojej miny wywnioskowałam, że nie miałaś pojęcia o istnieniu Alexa.
-Nie ukrywam, nie miałam o tym pojęcia.
-No widzisz, więc czy byłabyś zadowolona gdyby ojciec twojego dziecka zjawiał się raz na trzy miesiące, albo rzadziej?
-Nie sądzę... Przepraszam, nie mam pojęcia jaka jest sytuacja.
-No właśnie. I wzięłaś mnie za podłą jędzę jeżdżącą po Jay'u o byle co?
-Nie powiem, że nie odniosłam takiego wrażenia.
-A ja tylko nie rozumiem go. Nie rozumiem mężczyzn. Mały za nim szaleje, jak zresztą chyba zdążyłaś zauważyć. Od ponad godziny nie odstępuje go na krok. Ma obsesje na punkcie swojego ojca.
-Tak...-powiedziałam przypominając sobie minę Alexa kiedy tylko zobaczył Jareda-przepraszam, nie chciałabym się wtrącać, bo wiem, że to wszystko nie moja sprawa, ale pytam się jak kobieta kobiety.
-Chcesz poznać sytuację? Jasne, ale to będzie zapewne wyglądało inaczej z mojej strony, niż Jareda, ale jak kobieta kobiecie, tak?-położyła ręce na stół i spojrzała mi w oczy- Alex ma 9 lat. Jest cudownym dzieckiem, najwspanialszym co mogło mi się przydarzyć, ale ja nie zastąpię mu ojca, którego go ubóstwia jak miliony nastolatek. Dlaczego ma złamany nos? Bo przed kolegami bronił Jareda i się o niego nawet pobił. Wydzwania do niego co chwilę, ale Jared 'nie mam czasu, nie mam czasu'. W Paryżu jest co chwilę, ale czy odwiedzi syna? Woli latać po pokazach z modelkami, a mały siedzi i gapi się w telefon oczekując jakiejś wiadomości. Myśli, że drogimi prezentami go kupi, ale Alex'owi na tym nie zależy.
-Nie próbowałaś mu o tym powiedzieć?
-Od trzech lat Alex załatwiał sam sprawy z Jaredem. Nie mieszałam się, nie miałam siły, ale kilka dni temu nie wytrzymałam i wyrzuciłam, to co miałam. Pojawił się i co? Zmieni się? Nie liczę na to i najchętniej kopnęła bym go w dupę, ale tu chodzi o Alexa,  a nie moje uczucia.
-Przykro mi... nie miałam pojęcia, to znaczy w ogóle nie miałam pojęcia, że Jared ma dziecko-s łuchałam jej i nie mogłam uwierzyć w to co mówi. Jared zachowywał się jak kompletny niedojrzały idiota, nastolatek, który wpadł któregoś razu na dyskotece. A on nie ma 18 lat, ma 40 lat i na jego zachowanie nie ma żadnego wytłumaczenia. Około godziny 20 poszłam do pokoju do Alexa i nie odezwałam się ani jednym słowem.
-Alex, przepraszam, ale jesteśmy po podróży i już pójdziemy.
-Ale przyjdziecie jutro?! Pójdziemy na spacer?-chłopiec błyskawicznie znalazł się przy Jaredzie.
-Jasne, że pójdziemy. Zabierzemy cię na lody.
-To super! Nina, także przyjdziesz?-usiadł koło mnie.
-Oczywiście, że tak. Pokażesz mi swoje ulubione miejsca w Paryżu.
-Jej! Bardzo się cieszę. Kocham cię tato-podszedł do Jareda i przytulił się do niego, ten niepewnie pogłaskał go po głowie.
-Musimy iść- wydusił i odsunął się od Alexa.
-Dobranoc, Alex.-przybiłam z nim piątkę -Cześć Heidi- krzyknęłam na pożegnanie blondynce i wyszliśmy z kamienicy. Wieczór był o wiele chłodniejszy. Podobnie jak tu jechaliśmy nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem- ja byłam zdruzgotana zachowaniem Jareda i nie miałam najmniejszej ochoty go słuchać. Gdy siedzieliśmy już w taksówce zadzwonił telefon Pana Leto. Spojrzał niepewnie na wyświetlacz, ale wreszcie odebrał.
-Tak?...Hej...tak jestem w Paryżu... dzisiaj...jutro? Czy mam jakieś plany?-przygryzł wargę i wyjrzał przez okno- w sumie nic nie zaplanowałem...-zaśmiał się- dzień z Tobą?... i może tak jak ostatnio?...dobrze.... to o 12. Pa.-i się rozłączył. Czy ja dobrze usłyszałam? Czy Jared przed chwilą umówił się z kimś na jutrzejszy dzień? Czy nie obiecał swojemu synowi, że ten czas spędzi z nim? Całe szczęście taksówka zatrzymała się już przed hotelem. Z impetem otworzyłam drzwi i wyszłam ze środka.
-Nina!-krzyknął za mną Jared próbując mnie dogonić, całe szczęście przed hotelem uzbierała się grupka dziewczyn, które go zatrzymały. Wykorzystałam ten czas i wleciałam do środka ignorując niektóre wściekłe spojrzenia. Gdy wchodziłam do windy, Jared akurat szedł do recepcji.
-Zaczekaj!-krzyknął w moją stronę, ale nie zareagowałam. Weszłam do swojego pokoju i rozejrzałam się wściekle po pokoju.
-Przecież nie będziesz przejmować się tym idiotom -powiedziałam sama do siebie. Ściągnęłam kurtkę i rzuciłam się na łózko. Byłam na dodatek strasznie zmęczona po podróży i potrzebowałam wypoczynku. Ktoś zapukał do drzwi, ale nie ruszyłam się z miejsca.
-Nina, to ja Jared, otwórz.
-Chyba Cię pogięło.-mruknęłam pod nosem i poszłam do łazienki. Nalałam mnóstwo wody i zapaliłam stojące świeczki. Nuciłam piosenki The Hives, ale wreszcie nie wytrzymałam. Wyskoczyłem migiem z wanny, narzuciłam na siebie jeansy i zwykłą koszule i zapukałam do drzwi Jareda.
-Pukałem do ciebie.-powiedział otwierając.
-Wiem, mogę?
-Jasne.-wpuścił mnie do środka i położył się na łóżku. Chodziłam wkoło po pokoju zastanawiając się co chcę powiedzieć i po co tak właściwie tu przyszłam. Wreszcie usiadłam na skraju łóżka i wlepiłam wzrok w Jareda, który bacznie obserwował moje ruchy.
-Jared...-zaczęłam niepewnie.
-Tak wiem... Przepraszam, że ci nie powiedziałem.-przerwał mi.
-Tutaj nie chodzi- pokręciłam przecząco głową- to dlaczego nie mówisz, że masz syna potrafię akurat zrozumieć. Chodzi tutaj o co innego.
-O co?-spytał gładząc pościel.
-Nie zrozum mnie źle, ale powiem to co myślę. Nie powinnam dawać ci rad, ani osądzać, bo nie wiem jak to jest mieć dziecko, ale wiem, że gdybym je miała nigdy w życiu nie zachowałabym się tak jak ty. Gdybym miała tak wspaniałego syna jak Alex byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mieć dziecko, które do tego stopnia szaleje za rodzicem i je ubóstwia? -cały czas uważnie mnie słuchał i nawet się nie wtrącał- ale ty to marnujesz. Na miejscu Alexa już dawno miałabym cię w dupie i nie chciała cię znać, i kto wie, że tak nie będzie? On dorasta i zaczyna coraz więcej rozumieć, dlatego nie zdziw się, że któregoś dnia nie odbierze od ciebie telefonu i nie będzie chciał cię znać.
-Do czego zmierzasz?
-Do tego, że jesteś okropnym ojcem. Zapewne można być gorszym, ale tobie brakuje  do nich tylko butelki wódki. Jesteś egoistą. Egoistą o wybujałym ego. Twój syn chce z tobą spędzać czas, kocha cię, a ty? Masz go w dupie, Jared. To twój syn, on nie ponosi odpowiedzialności za to, że się urodził. Nie wiem jak między wami było i to akurat najmniej mnie obchodzi, ale uważam, że powinieneś zastanowić się nad tym co robisz, bo już za jakiś czas może być za późno. Skończyłam to co chciałam powiedzieć -wstałam z  łóżka i skierowałam się do drzwi, ale Jared mnie zatrzymał.
-Nie zostawiaj mnie samego- powiedział i zobaczyłam w jego oczach po raz kolejny dzisiaj strach. Wróciłam na poprzednie miejsce.
-Wiem, że jestem okropny. Dobrze to wiem, ale... dziecko... rodzina, to nie mój styl życia.
-Jared, ale on za to nie odpowiada. Nikt nie wybiera. I co ty mi mówisz, że rodzina nie jest dla ciebie? Czy to nie przypadkiem ty za niecałe dwa miesiące bierzesz ślub?
-Wiem, wiem... Ale wcześniej o tym nie myślałem. Zawsze byłem typem wolnego wilka, łamacza serc i bycia poza domem. Moja praca taka jest, a ja nawet nie robiłem nic w tym kierunku, żeby jakoś to poprawić. Wystarczało mi, że widziałem go dwa razy do roku. Czy dlatego, że go nie kocham? Jasne, że go kocham, to mój syn, ale ja go nie znam. Nie znam, a to jest tylko i wyłącznie moją winą. Jak postępuje się z dziećmi? Nie mam zielonego pojęcia, nie wiem co mam robić. Łatwiej jest nie robić nic.
-A czy ktoś mówi, że wychowywanie dzieci jest łatwe?
-Nie, ale ja tego po prostu nie chciałem. Kiedy Alex się urodził miałem 31 lat i wtedy w życiu nie myślałem o dzieciach, nigdy o nich nie myślałem. Znajomość z Heidi była dla mnie jak większość innych -na jedną noc, ale że mi się spodobała trwało do dłużej. Byłem wtedy z Cameron i ukrywałem przed nią Heidi, później zerwałem znajomość, jednak 8 miesięcy później dowiedziałem  się, że będę ojcem. W tajemnicy jeździłem do nich, dawałem pieniądze, oświadczyłem się Cameron, bo to ją naprawdę wtedy kochałem, jednak żadne z nas nie było ze sobą szczere. Jej zdarzyło się zdradzić mnie, a mi ją, kiedy dowiedziała się o Alex'ie zerwała ze mną, a ja? Olałem życie rodzinne zupełnie i oddałem się pracy. Nie chcę, żeby to tak wyglądało, ale nie mogę nic zrobić...
-Jared!-uniosłam głos- Przestań pieprzyć głupoty, że nic nie możesz zrobić! MOŻESZ! I to bardzo dużo! Musisz tylko chcieć i spędzać z nim więcej czasu! On cię potrzebuje! Jutro zamiast iść gdzieś z jakąś panienką powinieneś wziąć syna na lody, na spacer! Zrobić coś, żeby pokazać, że ci zależy! Ale pytanie: czy tego chcesz?
-Chcę...-powiedział cicho- chcę bardzo, ale nie wiem... sam nie dam rady...
-Cholera jasna! Kto ma cię trzymać za rękę?! Ja?!
-Jeśli byś mogła...
-Będę -westchnęłam- pomogę ci.
-Dziękuję... boję się.
-Jasne, że możesz się bać, ale nie możesz się poddać. Pokaż, że jest dla ciebie ważny.
-Jest i chcę to zmienić.
-Więc zmienisz. A teraz idę do siebie spać.
-Nie, nie zostawiaj mnie.
-Małe dziecko jesteś?
-Po prostu jak zostanę sam zacznę jeszcze bardziej panikować, nie chcę.
-Dobra, ale w takim razie zamów kolację, bo umieram z głodu.
-Co chcesz?
-Ryż z warzywami.
-Okey...-wziął telefon do ręki i już po chwili siedzieliśmy po turecku na podłodze oglądając jakieś show z gwiazdami i jedząc chińszczyznę. W pewnym czasie przeniosłam się na łóżko i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Kiedy się obudziłam zegarek wskazywał 9 rano, a obok mnie smacznie chrapał Jared. Po cichutku wydrapałam się z łóżka i podreptałam do swojego pokoju. Wychodząc z niego spotkałam obsługę hotelu, posłała do mnie 'przyjazny uśmiech' ale widziałam spojrzenie w stylu 'pff... kolejna laska na jedną noc'.
            Wzięłam szybki prysznic, ubrałam na siebie czarne rurki, biały top,czarny żakiet i biało-czarne jazzówki. Wyprostowałam włosy, pomalowałam się, na głowę założyłam czarny kapelusz i zamówiłam do pokoju Jareda śniadanie dla nas. Wysłał mi jakieś 15 minut temu, że już nie śpi, więc jak tylko się uszykowałam poszłam do niego do pokoju.
-Hej -przywitałam się.
-Hej, hej. Możesz zamówić śniadanie? Ja się tylko ubiorę- stał bowiem naprzeciwko mnie w mokrych włosach i szlafroku.
-Już zamówiłam -powiedziałam siadając na kanapie i bawiąc się jabłkiem.-o której wczoraj zasnęłam?
-Padłaś praktycznie od razu- odkrzyknął z łazienki- żałuj, że nie wytrzymałaś do końca. Ten odcinek był genialny.
-Yhm...-mruknęłam, w pokoju rozległo się pukanie, więc poszłam otworzyć.
-Śniadanie -powiedział kelner.
-Dziękuje -postawił je w salonie i wyszedł.
-Ale jestem głodna!-zatarłam ręce i rzuciłam na croissanta.
-Żarłoku!-Jared wyleciał z łazienki w czarnej spódniczce, jak zwykle wyciętej po bokach bluzce, katanie i nałożonym jeszcze na to niebieskim swetrze.
-Jak ty się czasem ubierzesz, to aż człowieka żal ściska -powiedziałam z pełną buzią.  Wyglądał jak kompletny idiota, nic z tych rzeczy co miał na sobie do siebie nie pasowało.
-I kto to mówi-pokazał mi język i porwał owocową sałatkę.
-Mógłbyś zacząć coś jeść, wyglądasz jak jakiś wieszak. Chcesz zniknąć?
-Czy wszyscy muszą komentować moją wagę?!-jęknął, wpychając do buzi kawałek arbuza.
-Za niedługo nie będzie czego komentować.
-Proszę cię... od końca trasy utyłem już 5 kilo.
-Wow. Normalnie szok- udałam, że nie mogę opanować zdziwienia.
-To jest bardzo dużo.
-Yhm. Oczywiście, ja nie wiem czym ty myślisz.
-Zgadnij-powiedział tonem, który mógł oznaczać tylko jedno.
-Bleeee...-udałam, że wkładam sobie palec do gardła.
-No dobra, więc się szykujemy- odstawił miskę i odszedł od stołu.
-Halo, halo!-krzyknęłam za nim machając rękoma- nie ma mowy, że przymnie będziesz tak jadł. Tosty -wskazałam głową na talerz.
-Żartujesz sobie ze mnie, tak?-zatrzymał się i patrzył na mnie kpiąco z lekkim uśmiechem.
-A czy wyglądam jakbym żartowała?-nie uzyskałam odpowiedzi- No właśnie. Jedz.
-Zjadłem.
-Miska owoców! Też coś!-zrobiłam wielkie oczy.
-Najadłem się i to jest ważne.
-Ale to zginie w tobie. Zjedz coś co ma kalorie. Siadaj i jedz.
-Nie chcę.
-W takim razie nie będę ci dzisiaj towarzyszyć -odwróciłam się w drugą stronę i powróciłam do jedzenia.
-Szantaż?-oparł ręce o stół i spojrzał mi w oczy.
-Tak, jeśli dzięki temu chodź trochę będziesz lepiej wyglądał.-przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, wreszcie Jared westchnął, usiadł i zjadł jednego tosta.
-Zadowolona?-spytał strzepując z siebie okruszki.
-Powiedzmy. Jeszcze przed tobą obiad, deser i kolacja.
-Zamierzasz mnie utuczyć?
-To właśnie zamierzam. Tutaj w Paryżu na pewno cI nie odpuszczę.-naprawdę nie zamierzałam mu odpuszczać. Wyglądał koszmarnie, z jego twarzy zostały praktycznie tylko wyłupiaste oczy i malutki nosek, nogi miał jak niejedna modelka i można by go złamać w pół. Oglądałam jego starsze zdjęcia i wyglądał na nich o wiele bardziej korzystnie. Wstał od stołu i stanął nad walizką.
-Co?-podeszłam do niego i założyłam ręce.
-Nie wiem jakie buty ubrać...
-No szpilek bym nie polecała.
-Ha ha -zaśmiał się ironicznie- Eee tam-wsunął nogi w kapcie- Idziemy-wyminął mnie, a ja stałam jak słup.
-Słu-słucham?
-Idziemy już, nie?
-Czy ty zamierzasz iść w tych kapciach?
-A co w nich złego?
-A to, że są kapciami, a nas czeka spacer po Paryżu.
-Iiii?
-I normalni ludzie nie latają po Paryżu w kapciach.
-Ja w nich chodzę często.
-Nie przy mnie.-pokiwałam mu palcem.
-Kobieto...jakie ty masz problemy-odchylił głowę do tyłu licząc do 10.
-Lepiej licz do 30, bo ja na pewno nie wyjdę z tobą w tych kapciach i już nie chodzi oto, że wyglądasz jak idiota. Po prostu zgubisz je gdy będziemy chodzić.
-Nie odpuścisz?
-Nie.
-Matko kochana...-podszedł do walizki i wyciągnął z niej czarne glany-tak lepiej?
-O wiele lepiej, chodźmy szybciej.-popchnęłam go przed siebie.