wtorek, 27 marca 2012

Rozdział 11 - Keep on rockin' in the free world


Jared

-No chłopaki, nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam kolejny raz dać się wciągnąć w pogrywki EMI.-powiedziałam zakładając nogę na nogę.
-Jasne, że nie. Wytwórnie się teraz o nas biją, ale najgorsze jest to, że im zależy na terminie, a my robimy to w naszym tempie.-Tomo siedział z gitarą na kolanach i coś brzdąkał.
-Nagrajmy najpierw trochę materiału, później zaczniemy wybierać, a teraz może weźmiemy się wreszcie za NOTH?-Shannon zaczął wybijać rytm wspomnianej właśnie piosenki.
-Tak, tak... znając nasze tempo i tak wyjdzie 'soon' więc trzeba się zabrać. Mam kilka koncepcji... Zobaczę....-zacząłem zastanawiać się nad teledyskiem. Night Of The Hunter, to świetna piosenka i nie chciałbym jej spieprzyć, dlatego wszystko muszę mieć dopięty na ostatni guzik.
-Dobra chłopaki ja się zbieram, bo żonka na mnie czeka.-Tomo odłożył gitarę na bok wstał.
-Wyglądasz jak wysrany. Ciekawe czy Vicki cię dzisiaj nie wygoni z domu.-zaśmiał się Shannon.
-Niby dlaczego miałaby wygonić? Ona nie ma problemu z tym, że pracuję.
-Chodzi mi o inną pracę. Jesteś tak zmęczony, że nie wiem czy podołasz.-zarechotał mój brat, jak zwykle miał swoje głupie żarciki w zanadrzu.
-A myślisz, że dlaczego jestem zmęczony?-odgryzł się Tomo, zaśmiałem się i przybiliśmy sobie piątkę.
-Do zobaczenia chłopaki.-wyszedł ze studia i zostałem sam z Shannem.
-Ach ten nasz Tomo...-westchnął Shannon. Zacząłem przeglądać to co zdążyliśmy dzisiaj zrobić. Siedzieliśmy nad papierami od samego rana. Przez 4 miesiące trzeba było wreszcie trochę się ogarnąć i wziąć do pracy.
-Katharina dzisiaj wpada?
-Powiedziałem jej, że będziemy długo pracować. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, więc nie...
-A Nina?-podniosłem wzrok znad papierów. Shannon bawił się bransoletkami.
-Dlaczego pytasz?
-Fajna z niej dziewczyna... taka wiesz... wesoła, piękna. Przy niej człowiek może się świetnie bawić.
-Podoba ci się?
-Jasne, że mi się podoba. Jest piękna.
-Coś planujesz?-czułem, że pytania Shanna są trochę dziwne i coś się za nimi knuje.
-No co ty? Nie zamierzam się bawić w jakieś związki, to znaczy nie... nie z takimi dziewczynami jak ona.-zmarszczyłem brwi nie do końca rozumiejąc co chodzi po jego główce.- Chodzi o to, że... jest świetna, ale nie dla mnie... sam nie wiem o co mi chodzi. Po prostu jest fajna.
-Shannon, ona dużo przeszła. Nie będziesz się z nią bawił.
-Kto mówi o zabawie? Przyjaźnicie się i chyba mogę z nią czasem...
-Iść do łóżka?-przerwałem mu.
-Do łóżka z nią to ty sobie możesz z nią chodzić.
-To moja przyjaciółka.
-Więc z każdą zaczynasz znajomość od bardzo, bardzo bliskiego poznania?-prychnął.
-Wiesz co Shann? Może zamów sobie jakąś dziwkę i się wtedy wyluzujesz.
-A może jakaś twoja przyjaciółka będzie chętna?-pokazałem mu środkowy palec i poszedłem do swojego pokoju. Czasem Shannona coś tak pierdolnie w łeb i za nic nie wiesz o co mu chodzi. W tym momencie mnie wkurzył, ale znałem go bardzo dobrze, a przede wszystkim znałem siebie i wiedziałem, że zaraz nam przejdzie. Położyłem się na łóżku i zacząłem nucić From Yesterday wpatrując się w sufit, kiedy do mojego pokoju jak huragan wpadła Katharina.
-Cześć kochanie.-złożyła na moich ustach namiętny pocałunek.
-Hej...-przyciągnąłem ją bliżej do siebie.
-Tak zamierzasz iść?
-Gdzie?
-Jak to gdzie? Na przyjęcie, pamiętasz?
-Zapomniałem.-uderzyłem się ręką w głowę i pocałowałem Katharine w dekolt.
-No to się ubieraj.-odsunęła się ode mnie i poprawiła sukienkę.
-Niee...-jęknąłem i przejechałem palcem wzdłuż jej kręgosłupa.
-Tak.
-Jestem strasznie zmęczony, dużo pracowałem. Chcę zostać tutaj z Tobą.-zamruczałem.
-Przestań marudzić i chodź.-pociągnęła mnie za bluzkę, ale ani drgnąłem.
-Nie możemy...
-Nie, nie możemy.-przerwała mi znaczne za bardzo gwałtownie - Czy ty się w ogóle ze mną liczysz?
-Liczę się i chcę zostać z tobą w łóżku.
-To zostań sobie, ale sam. Ja ci na pewno nie będę towarzyszyć.- odwróciła się w drugą stronę z miną obrażonego dziecka.
-Katharina...
-Nawet na to nie licz!-spojrzała mi w oczy i dostrzegłem w nich łzy- Nie możesz raz zrobić tego o co cię proszę?!
-Dużo pracowałem...
-Tylko twoja praca się liczy! A co z moją?!
-Dobrze, dobrze-.wstałem z łóżka się poddając. Nie miałem akurat ochoty na jakąkolwiek zabawę, ale tym bardziej nie chciałem znosić fochów narzeczonej przez tydzień - Już pójdziemy.
-Dziękuje!-uśmiechnęła się i wskoczyła mi na szyję.-Szykuj się!


Nina



-Chce ktoś coś ze sklepu?-krzyknęłam od drzwi, gdy szykowałam się do wyjścia.
-Dla mnie jogurt!-krzyknęła z kuchni Sara.
-A dla mnie jakiegoś przystojniaka!-doszedł mnie radosny głos Michelle.
-Robi się.- Powiedziałam i wyszłam z domu kierując się w stronę garażu. Do sklepu miałam jakieś 30 minut spacerkiem, ale zdecydowałam się pojechać rowerem. Na miejscu byłam już 15 minut później. Kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy i stałam w kasie.
-20 dolarów- powiedziała ekspedientka. Podałam jej banknot, wzięłam zakupy i już kierowałam się do wyjścia kiedy usłyszałam swoje imię. Obejrzałam się do około, ale nie wiedziałam nikogo znajomego, ruszyłam do przodu kiedy ktoś złapał mnie za ramię.
-Hej.-przede mną stał uśmiechnięty Shannon.
-O hej.-odpowiedziałam nieco zdziwiona- Co tu robisz?
-Zakupy.- zrobił śmieszną minę.
-No tak, to chyba oczywiste -puknęłam się ręką w czoło. Czasem powinnam naprawdę zacząć myśleć.
-A Ty?-zapytał ze śmiechem.
-A tak sobie przyszłam popatrzeć na ludzi.
-No proszę. I trafiłaś na takiego przystojniaka jak ja.-wypiął dumnie pierś do przodu.
-Czasami mi zdarzy taki łut szczęścia.-skrzywiłam się teatralnie.
-Daj.-Shannon przejął moje siatki.
-Dzięki.
-Ostatnio dawno u nas nie byłaś.
-Miałam dużo pracy.
-No tak praca... My ostatnio też musieliśmy załatwić trochę spraw.- Dochodziliśmy już do miejsca gdzie zaparkowałam rower.- Może cię odprowadzę?
-Jasne, jeśli ci się chce.-uśmiechnęłam się. Shannon był taką osobą, że byłaś chwilę w jego towarzystwie i od razu humor Ci się poprawiał.
-Słuchaj... Masz jakieś plany na dziś wieczór?-spytał po chwili milczenia.
-Właściwie to nie...-odpowiedziałam niepewnie.
-No to już masz.-posłałam mu pytające spojrzenie, a ten tylko się wyszczerzył.- Gram dzisiaj w clubie ze swoim przyjacielem i cię zapraszam.
-No nie wiem...
-Nie nie wiesz, tylko tak. Poznasz tam Braxtona i Tima.
-Braxtona i Tima?
-Grają z nami na koncertach.
-Ahaa...
-Jareda nie będzie, bo ma coś do załatwienia... Podobno z tym zespołem chłopaków, którego spotkaliście w jakimś tam barze. Załatwił im przesłuchanie u znajomego i teraz trochę z nimi pracuje.
-No tak.-powiedziałam przypominając sobie o tamtym wieczorze, który mimo wszystko nie należał do najlepszych, ale zespół, który akurat występował był naprawdę świetny.
-Więc jak? Będziesz?-wyrwał mnie z zamyślenia.
-Tak, będę.
-To super. Przyjadę po ciebie o 20.30
-Nie trzeba. Dojadę sama, podaj mi tylko adres.
-Wolałbym jednak przyjechać. Miałbym wtedy pewność, że będziesz.
-Będę, będę.- Nie miałam ochoty siedzieć kolejnego wieczoru w domu ze swoimi myślami, a to, że będę mogła się zabawić i to jeszcze bez młodszego Leto wydawała mi się jeszcze bardziej kusząca.
-Jesteśmy na miejscu.- Staliśmy już przed naszym domem.
-Ładnie mieszkasz.
-Dziękuje. Może wejdziesz na kawę?
-Chętnie.-Shannon odstawił rower pod domem i przepuściłam go w drzwiach do środka, gdy tylko drzwi się za mną zamknęły zobaczyłam lecącą w naszym kierunku poduszkę.
-Uwa...-zaczęłam, ale nie zdążyłam -Shannon dostał w głowę. Zobaczyłam jego zdezorientowaną minę i wybuchnęłam śmiechem.
-Takie to śmieszne?-spytał po chwili.
-Musiałbyś widzieć swoją minę.-wydusiłam łapiąc się pod boki- Michelle! Nie wita się tak gości!-krzyknęłam głośniej.
-Gości?-do przedpokoju wleciała rozpromieniona Michelle.
-O proszę. Widzę, że wykonałaś swoje zadanie i przyprowadziłaś przystojniaka. Hej Shannon.-podeszła do bruneta i pocałowała go w policzek.
-Hej, hej...
-Eh..-mruknęła zrezygnowana -muszę was niestety opuścić. Mam umówione spotkanie, które już i tak raz przekładałam. Innym razem pogadamy -musnęła przelotnie ramię Shannona i poleciała na górę.
-Chodźmy do kuchni.-powiedziałam do wciąż nieco zdziwionego gościa.
-Kawy czy herbaty?
-Kawy.-podeszłam do ekspresu i wcisnęłam odpowiedni guzik.
-A ty co taki przerażony?-Shannon siedział sztywno na krześle i rozglądał się dookoła.
-Nie, nic.-machnął ręką.
-Wiem, że dosyć dziwne przywitanie, ale da się z nią żyć.-postawiłam przed nim kubek kusząco pachnącej kawy.
-Spokojnie. Wiem jak to jest żyć z Jaredem. Długo mieszkasz w LA?
-Od czterech lat. A ty?
-Można powiedzieć, że od 4 miesięcy.-zaśmiał się, przeczesując włosy.
-No tak, trasa.
-Tak... ale powiem ci, że gdyby nie te pojedyncze występy w clubach to chyba bym zwariował. Przez ponad dwa lata przyzwyczaiłem się do takiego trybu życia.
-Nie dziwię ci się. Lubisz to?-spytałam, bo naprawdę mnie to ciekawiło. Z tego co zdążyłam zauważyć chłopaki lubią swoją pracę, ale nigdy się ich oto dokładnie nie wypytałam i szczerze mówiąc mało wiedziałam na ten temat.
-Czy lubię?- wziął łyk parującej kawy- Jasne, że tak. To daje siłę i niesamowitą energię. Koncerty same w sobie są magiczne. Wychodzisz na scenę i zapominasz o całym świecie, jesteśmy tylko my i fani. Zamknięty krąg, do którego w danym momencie nikt nie ma dostępu. Życie w trasie jest męczące, a zwłaszcza w takiej jak nasza. Nie próżnowaliśmy. Przez trwająca dwa lata trasę, promująca jedną płytę zagraliśmy ponad 300 koncertów. Gdybym miał wymienić wszystkie miasta, zajęłoby mi to z miesiąc. Są dobre i złe strony -niesamowici ludzie, piękne miejsca w których gramy, poznawanie innej kultury, zwiedzanie, odkrywanie siebie i innych, otwieranie się na nowe możliwości, ale także stres, ciągłe zabieganie, kiepskie żarcie, mało snu, jesteś praktycznie cały czas z tymi samymi ludźmi w jednym miejscu. Musimy się znosić 25h 8 dni w tygodniu, a przy takim tempie jak nasze, to bywa naprawdę męczące. Po pewnym czasie, przy końcu trasy zaczęło nam się to dawać coraz bardziej we znaki. Jak zakończyliśmy trasę, każdy z nas zaszył się na miesiąc sam i nie dawał znaku życia, ale tego potrzebowaliśmy jak niczego innego.
-To faktycznie... mimo to chciałabym spróbować takiego życia.-mruknęłam w zamyśleniu.
-Może na następną trasę z nami pojedziesz.
-Tak, tak.- Już wyobraziłam sobie siebie rzucającą wszystko i jadącą w trasę z zespołem. To idealnie do mnie pasowało.
-Ja już będę leciał.-spojrzał na telefon i dopił do końca kawę.- Dziękuje za pyszną kawę.
-Ja dziękuje za pomoc z zakupami.
-Nie ma za co. Do zobaczenia wieczorem, tutaj masz adres-.podał mi zwiniętą karteczkę.
-Do zobaczenia.
-Zjaw się na pewno.-pogroził mi palcem przed nosem i przytulił na pożegnanie. Odprowadziłam go z uśmiechem na ustach. Shannon był niezaprzeczalnie cholernie przystojny, a na dodatek nie dało go się nie lubić.


-No to idę.-powiedziałam do siedzącej w salonie Ann i czytającej jakieś romansidło.
-Miłej zabawy -podniosła wzrok znad książki i zlustrowała mnie z góry na dół- Możesz iść.
-Dziękuje za pozwolenie.-pokazałam jej język i wyszłam z domu. Taksówka już na mnie czekała. Nie byłam pewna czy się dobrze ubrałam, ale zabawa w clubie, to zabawa w clubie. Założyłam obcisłe, skórzane, czarne spodnie, czarną tunikę z pagonami i czarne botki. Włosy wyjątkowo spięłam w kucyka i wykonałam standardowy dla siebie makijaż.
-Jesteśmy na miejscu.-powiedział po pół godzinie taksówkarz.
-Dziękuje.- Zapłaciłam mu i skierowałam się w stronę clubu przed którym była spora kolejka. 'Nie mam wyjścia' pomyślałam zrezygnowana i ustawiłam się na końcu kolejki. Było tutaj sporo ludzi ubranych tak jak ja, ale także takich w koszulkach z logo zespołu chłopaków, bransoletkami i naszyjnikami, które zauważyłam u Jareda i Shannona.
-Jeny!!! Mam nadzieję, że pojawi się także Jared! On jest taki przystojny! Słyszałam, że idzie go jakoś przekonać, żeby ci uległ...-usłyszałam stojącą koło mnie prawie, że piszczącą z podniecenia dziewczynę.
-Też tak słyszałam! Shannon jest fajny, ale to nie jest Jared!-pisnęła jej przyjaciółka. Odwróciłam się tyłem do nich, nie mogłam patrzeć jak rozhisteryzowane nastolatki knują plan uwiedzenie Jareda.
-Uwaga wszyscy!-wrzasnął gorylowaty ochroniarz- Powtarzam po raz kolejny! Nie masz ukończonych 18 lat i biletu nie wchodzicie!-rozległo się wielkie buczenie, a ja przypomniałam sobie, że Shannon nie dał mi przecież żadnego biletu.
-Fuck!-zaklęłam pod nosem. Miałam nadzieję, że uda mi się jakoś wejść. Nagle rozległy się piski i kilka osób wybiegło z kolejki, stanęłam na palcach, żeby móc lepiej zobaczyć źródło tej paniki. Powstała spora grupka, a w środku niej próbował do przodu przedostać się Shannon.
-Shannon!-krzyknęłam niewiele myśląc i spotkałam się z kpiącym spojrzeniem jednej z blondynek. Zignorowałam je i zaczęła przepychać się w stronę wejścia, do którego zmierzał brunet.
-Shannon!-powtórzyłam krzyk, lecz gdy dotarłam do ochroniarzy wszedł już do środka.
-Proszę na koniec.-mruknął zrezygnowany ochroniarz.
-Proszę zawołać Pana Leto.
-Słucham?-prychnął i razem ze swoim kolegą wybuchnęli śmiechem.
-Ma on mój bilet, jestem jego znajomą.
-Słyszeliście?! Ona jest znajomą Pana Leto!-krzyknął ochroniarz na co wszyscy zaczęli się śmiać- Nie masz biletu nie wchodzisz.-powiedział ciszej do mnie. Posłałam mu mordercze spojrzenie i wydarłam się na całe gardło, mając nadzieję, że stojący 20 metrów dalej Shannon mnie usłyszy.
-Shannooooon!!!-brunet odwrócił się do tyłu i spojrzał w stronę wejścia- Shannon!-powtórzyłam krzyk i mu pomachałam, uśmiechnął się i cofnął w moją stronę.
-Jakiś problem?-zwrócił się do ochroniarzy, a wszyscy naokoło umilkli.
-Nie dałeś mi biletu.-rzuciłam z wyrzutem.
-Cholera, zapomniałem. Chodź -złapał mnie w tali i wpuścił do środka. Zdążyłam jeszcze posłać szyderczy uśmiech ochroniarzom.
-Przepraszam, kompletnie o tym zapomniałem. Mogłaś zadzwonić, a nie się tak drzeć.-posłał mi przepraszający uśmiech.
-Nic się nie stało, myślałam, że za chwilę pobiję tych ochroniarzy.
-Wcale bym się nie zdziwił. Napijesz się czegoś?
-O tak... Od tego zdesperowanego krzyku przywołującego ciebie zaschło mi w gardle.
-Za chwilę zaschnie ci jeszcze bardziej jak zobaczysz mnie spoconego.-odsunął mi krzesło.
-Oh zapewne. A później zedrę z ciebie koszulkę.-udałam, że nie mogę się powstrzymać, aby go dotknąć.
-Zapewne tak.-przygryzł dolną wargę.
-Skromniutki to ty jesteś -puknęłam go w ramię i odwróciłam się w stronę barmana-sex on the beach- zmrużyłam oczy.
-Tak to już jest ze skromnością Leto- powiedział Shannon i poprawił wyciętą po bokach koszulkę odsłaniającą jego umięśnione ciało i tatuaże.
-Yep... Uwielbiacie się chwalić tym co macie -zamoczyłam usta w drinku znaczącą patrząc na jego umięśnione ramiona, kąciki ust Shannona lekko się uniosły -mmm... zawstydzony?
-W twoim towarzystwie? Oczywiście.-zaśmiałam się i zaczęłam jeździć palcami naokoło szklanki.
-No proszę, proszę.-podszedł do nas farbowany, opalony blondyn.
-Hej.-Shannon wstał i przybił z nim piątkę.- Nina to jest mój przyjaciel Antoine, Antoine Nina.
-Miło mi cię poznać.-uścisnął moją dłoń i puścił oczko.
-Mi również.
-Wybaczcie, że przerywam, ale zaraz zaczynamy.
-Bardzo dobrze robisz, bo zaraz by się na mnie rzuciła przy wszystkich.-Shannon uderzył go po przyjacielsku w plecy.
-Uuu... ostro.
-Po występie wracam do ciebie, nie ucieknij przez ten czas z jakimś przystojniakiem.
-Przystojniejszego od ciebie nie znajdę.
-Dobrze gadasz!-wycelował we mnie palcem i poszedł za Antoine. Zamówiłam jeszcze jednego drinka i przyglądałam się ludziom ustawiającym się pod sceną kiedy podeszły do mnie dwie blondynki ubrane praktycznie w nic...
-Trzymaj się z dala od Shannona.-wycedziła niższa ni stąd ni zowąd.
-Słucham?-nie byłam pewna czy powiedziała to naprawdę, czy może wypiłam więcej niż mi się wydawało.
-To co usłyszałaś, ździro.-powtórzyła druga machając mi palcem przed nosem.
-Wow...-otworzyłam ze zdziwienia oczy i zaczęłam się śmiać.
-Co cię tak śmieszy?!-warknęła niższa.
-Nic, nic... Zupełnie nic, kochane...
-Czy ty?!
-Przepraszamy...-koło nas pojawiło się dwóch chłopaków. Jeden niższy o ciemnej karnacji, w brązowym kapeluszu i pomarańczowej koszuli, a drugi w czapce na głowie, czarnych spodniach i bluzie, z trzydniowym zarostem.
-O hej chłopaki...-dziewczyny nagle z podłych ździr, zmieniły się w słodkie kociaki.
-Hej...-odpowiedział wyższy- Czy mogłybyście nas zostawić?
-Taa....tak.-wydusiła niższa ździra.
-Dzięki-powiedział chłopak w kapeluszu.
-Milutkie -mruknęłam odprowadzając je wzrokiem.
-Zaraz chyba by cię zjadły. Jestem Braxton, a to Tim- wyjaśnił niższy i podali mi dłonie.
-Nina, miło mi was wreszcie poznać. Dziękuje za ratunek, ale poradziłabym sobie sama.-zaśmiałam się.
-Słyszeliśmy o tobie różne rzeczy i sądzimy, że byłabyś do tego zdolna.-usiedli koło mnie.
-Nie wiem skąd biorą się takie laski...-powiedział Braxton ściągając kapelusz.
-Oh.. tak samo jak biorą się takie milutkie i piękne jak ja.-wyszczerzyłam ząbki.
-No tak... I jak tacy kolesie jak my...-Tim puknął się w pierś.
-Ja naprawdę nie wiem jak możecie dojść w zespole, który jest piękniejszy od drugiego.-pokręciłam głową i oparłam się o ręce.
-Codziennie inny.-Braxton pokręcił głową z udawanym zmęczeniem - Chodźmy pod scenę, bo zaraz się zacznie- Wstałam posłusznie z miejsca i po chwili zaczął się występ. Zaczęłam szaleć z chłopakami, bo Shannon i Antoine wymiatali tak, że inaczej się nie dało. Wszyscy szaleli i ledwo co mogli wytrzymać do końca. Co chwilę wybuchałam ze śmiechu słysząc jakiś tekst z ust Tima albo Braxtona. Pod koniec nie wytrzymaliśmy i udaliśmy się w spokojniejsze miejsce w clubie, zamówiliśmy po drinku i gadaliśmy.
-Na serio nie wiedziałaś co to za zespół 30 Seconds To Mars?!-obruszył się Braxton.
-Na serio nie wiedziałam!-krzyknęłam dławiąc się ze śmiechu, tego wieczoru zdecydowanie za dużo wypiłam.
-No nie wierzę w to! No ale teraz całe szczęście znasz i zostałaś zbawiona!
-Taaak! Zostałam zbawiona!-uniosłam dłonie do góry.
-Przez kogo zostałaś zbawiona?-spytał rzucający się koło mnie Shannon.
-OO! I jest nasza gwiazda!-Tim klepnął go w ramię.
-Błagam... dajcie pić, bo zaraz zwiędnę.
-Już ci coś zwiędło, stary.-mruknął Braxton na co został rzucony ręcznikiem.
-Fuuu... jesteś obrzydliwy.-skrzywiłam się.
-Że ja?-Shannon wskazał na siebie.
-Ty też, bo jesteś cały spocony -odepchnęłam go od siebie, na co ten tylko położył się na moich kolanach.
-Zaschło ci bardziej w gardle?-mruknął.
-Chyba zrobiło mokro, ale gdzie indziej -zarechotał Tim. Złapałam otwartą butelkę wody i wycelowałam w bruneta.
-Ejjj!-odskoczył jak oparzony.
-Teraz ty masz mokro.-wystawiłam język.
-Jędza.-złapał drugą butelkę i polał nią mnie i Shannona.
-Osz ty!-krzyknęliśmy jednocześnie z Shannon'em i po chwili wszyscy laliśmy się wodą dopóki butelki nie zostały opróżnione.
-Pięknie teraz wyglądamy -jęknęłam pokładając się na mokrej kanapie ze śmiechu, koło mnie leżał Shannon, a kilka osób w oddali kamerowało całą sytuację.
-Żadnej prywatności...-jęknął Shannon i ręką zawołał barmana.- Czy mogliby państwo dopilnować, żeby nikt nie robił zdjęć?
-Oczywiście.
-Dziękujemy.
-Uuuu.... nie ma jak to gwiazdorzyć.
-Nie ma, nie ma!-klepnął mnie w kolana i wypił do dna szklankę wódki.

czwartek, 22 marca 2012

Rozdział 10 - Celebrate the fact that we've see the back


-Nina... wiesz, że cię kocham. Chcę być tylko z tobą...- Jared złapałam moją trzęsąca się dłoń- Jesteś najwspanialszą kobietą, jaką w życiu spotkałem.- pogłaskał mnie po policzku, po którym spływała pojedyncza łza. Starł ją kciukiem i zaczął się do mnie zbliżać.- Kocham cię- wyszeptał i delikatnie pocałował. Na początku nie odwzajemniłam pocałunku, ale po chwili uległam. Całował mnie bardzo delikatnie, jakby uczył się mnie na pamięć, delektowałam się jego miękkimi wargami i cudownym zapachem.
-Jared...-szepnęłam trzęsącym się głosem.
-Nic nie mów.-starał się mnie pocałować, ale odwróciłam głowę.
-Jared-powtórzyłam.
-Tak?-spojrzał mi w oczy. Zatopiłam się w tym błękicie i pogubiłam jeszcze bardziej. Czułam narastający strach.
-Możesz mi wszystko powiedzieć -dodał aksamitnym głosem.
-Jared, ja, ja....-nie mogłam wykrztusić z siebie tych słów- ja... jestem w ciąży z Shannnon'em.-wtedy zobaczyłam stojącego w drzwiach Shannona.
-Shannnon-odsunęłam się od Jareda-długo tu jesteś?
-Wystarczająco długo-zrobił krok do tyłu, ale szybko go złapałam.
-Czekaj... Nie rób mi tego.-próbowałam go zatrzymać, ale był silniejszy.
-Czego mam nie robić?-warknął nagle się zatrzymując, złapał mnie za ramiona i zaczął mną potrząsać- Jutro jest ślub, miałaś za mnie wyjść, a ty zdradzasz mnie z moim bratem!-jego uścisk się wzmocnił.
-Shannon -zaczęłam płakać jeszcze bardziej i wtedy zorientowałam się, że stoję w kościele w sukni ślubnej. Obejrzałam się do tyłu i stali tam Shannon i Jared w garniturach złowieszczo się do mnie uśmiechając.
-Którego z nas wybierasz?-spytał Jared oblizując wargę.
-Którego?-powtórzył seksownie Shannon. Poczułam, że coś spływa po moich nogach, spojrzałam się w dół i zobaczyłam, że moja sukienka jest cała we krwi.
-Nieee!!!-wydobył się z moich ust przeraźliwy krzyk, upadłam na kolana i zaczęłam zdzierać z siebie materiał- nieeee!

-Nieee!!!-krzyknęłam na całe gardło.
-Coś ci się śniło.-zobaczyłam nad sobą twarz Jareda.
-Co ty tu robisz?-przykryłam się kołdrą. Cała się trzęsłam, a ciało miałam mokre od potu. Sen był okropny... te ich uśmiechy, a jeszcze teraz przede mną stoi Jareda.
-Chcę poinformować, że już 14, dziewczyny pojechały do Las Vegas, bo dostały jakiś ważny telefon, ale nie zamierzam wnikać. I dowiedziałem się bardzo ciekawej rzeczy o tobie i tak oto zleciły mi opiekę nad tobą.
-Jakiej?- 'Do jasnej cholery! Czego one mogły mu nagadać?' przeraziłam się nie na żarty.
-Może ty mi to wytłumaczysz.-usiadł koło mnie, cały czas się przyglądając.
-Niby co?-przesunęłam się dalej.
-Ile masz lat?
-Słucham?-jego pytanie mnie zdziwiło.
-Odpowiedz.
-27
-Pracujesz?
-Tak.
-Gdzie?
-Już ci mówiłam.
-Gdzie?
-W redakcji.
-Mieszkasz w LA?
-Tak.
-Sama?
-Z przyjaciółkami. Dobrze to wiesz, na cholerę ci te pytania?-spytałam poddenerwowane, a ten położył mi palec na ustach.
-Jesteś sama?
-Tak.
-Lubisz zabawę?
-Co? Tak, nie... Lubię. Co to ma do rzeczy?- po co mu te wszystkie pytania. Zabiję dziewczyny. O co chodzi?
-No właśnie. Masz 27 lat i wychodzisz na imprezy tylko wtedy, kiedy dziewczyny cię siłą wyciągną, albo, kiedy szef ci karze. Nie prowadzisz żadnego życia towarzyskiego. Kiedy się tego dowiedziałem byłem szczerze zdziwiony, bo zupełnie się nie zachowujesz jak na nudną osobę przystało. Jesteś otwarta, uszczypliwa, zabawna. Dlatego zajmę się tobą. Rozruszam cię trochę i zobaczysz co straciłaś. Zdążyłem skoczyć do domu po kilka rzeczy, bo tam gdzie się wybieramy na pewno nie przeżyjesz w jakiejś sukieneczce.- Zaczęłam zastanawiać się nad jego słowami i jak spojrzeć na to z tej perspektywy, to to było naprawdę nudne, ale on mnie nie zna. Ja staram się nie oceniać jego i tego samego oczekuję. Jestem szczęśliwa, niczego mi w życiu nie brakuje, a już na pewno nie zabawy.
-Nie zamierzam się zmieniać.
-Nikt nie karze ci tego robić. Chcę ci tylko pokazać co straciłaś.
-Nic nie straciłam.
-Zmienisz zdanie. A teraz idź się szykuj, o 21 wyruszamy.-wycelował we mnie palcem i wyszedł z pokoju. Leżałam chwilę w niezmienionej pozycji zastanawiając się, co on może kombinować. Wreszcie zrzuciłam z siebie kołdrę i skierowałam do łazienki.


-Że niby tak mam iść do ludzi?-wskazałam na swoje odbicie. Jared kazał mi założyć czarne, podarte rurki, swoją białą bluzkę z logo Joy Division, oczywiście z wyciętymi bokami, dżinsową katanę bez rękawów z ćwiekami na plecach i kieszeniach z przodu oraz czarne glany. Zagroził mi, że jak nie pomaluję mocno oczu na czarno, to podrze moją ulubioną sukienkę. Wolałam nie ryzykować i wykonałam jego polecenie.
-Wyglądasz zajebiście. - uśmiechnął się od ucha do ucha, wyciągnął swoje BB i zrobił mi zdjęcie, na którym wystawiłam język i pokazałam mu fucka.- Tak o wiele lepiej. I jeszcze to .-Podał mi czerwoną szminkę. Jared miał na sobie też czarne rurki, białe glany, siwą bluzkę z krzyżami i czarną skórę z ćwiekami i czarne okulary.
-Rozumiem, że należy do ciebie.-pomalowałam usta.
-Oczywiście. Taksówka już czeka.-przepuścił mnie w drzwiach i weszliśmy do taksówki. Czułam się okropnie, jak jakaś dziwka. Tak ubierać mogą się nastolatki, ale nie 27 latka, która kiedyś musi znaleźć sobie męża. Jeszcze nie chciał powiedzieć gdzie jedziemy. Podał jakiś nieznany mi adres i cały czas łobuzersko się uśmiechał. Zabiję dziewczyny, zabije jego i zostanę kompletnie sama.
-Rozchmurz się trochę.- dźgnął mnie w ramię.
-Nie odzywaj się nawet. Naprawdę takie zabawy mnie nie kręcą.
-Pogadamy później.- Po 40 minutach dojechaliśmy na miejsce. Stanęłam na chodniku i rozejrzałam się po okolicy. Na pewno nie była to dzielnica, w której takie osoby jak my często bywają. Z clubów dochodziła głośna muzyka, pod nimi stali ubrani ludzie podobnie jak my, palący, pijący, obściskujący się na środku ulicy.
-W NY takie dzielnice są o wiele lepsze.- powiedział z uśmiechem i popchnął mnie do przodu. 'Skądś to wiem' pomyślałam.- Kiedyś się wybierzemy.- Poszliśmy w stronę jednego z lokali, który mieścił się w piwnicy. Czuło się w nim zapach trawki, papierosów i alkoholu. Młodzi ludzie śmiali się i ustawili się pod scenę, gdzie rozstawione były instrumenty. Kiedy weszliśmy do środka nikt nie odwrócił się w naszą stronę, było widać, że Jaredowi taki obrót sprawy jak najbardziej odpowiada.
-Czego się napijesz?-spojrzał się na mnie niepewnie.
-Czystej.-powiedziałam do kelnera, widziałam zdziwienie w oczach Jareda, ale się nie odezwał. Kelner postawił przed nami kieliszki opróżniliśmy je naraz i zamówiliśmy jeszcze jedną kolejkę.
-Chodźmy, zaraz zacznie się występ.- Pociągnął mnie w stronę małej sceny. Różniła się o wiele bardziej od tych, na których on występuje. Zaczęliśmy się przepychać się między ludźmi. Po chwili na scenę wyszła czwórka młodych chłopaków i zaczął się występ. Wszyscy zaczęli skakać i wrzeszczeć, chociaż nikt nie znał słów granych przez nich piosenki. Nagle poczułam uczucie, którego nie czułam od bardzo dawna. Wrzasnęłam na całe gardło i spotkałam się z zaskoczonym spojrzeniem Jareda. Zaczęłam skakać, piszczeć, machać głową jak opętana, po 30 minutach byłam totalnie wykończona, więc poszliśmy do baru. Zamówiliśmy pół litra wódki i usiedliśmy na kanapach.
-Wow. Zaskoczyłaś mnie. Byłem pewien, że mnie pobijesz i uciekniesz.
-Nic takiego się nie stało.-wypiłam szklankę wódki i poczułam jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele.
-Zadziwiasz mnie.
-Często bywasz w takich miejscach?
-Kiedy jesteśmy w trasie zdarza nam się wpaść do jakiś ciekawych miejsc właśnie o takim klimacie, ale zazwyczaj nie mamy siły. Teraz raczej włóczę się po pokazach mody.-zaśmiał się.
-Staruch.
-Nie da się ukryć.
-Chodź.- złapałam go za rękę i z powrotem pociągnęłam pod scenę. Chłopaki wymiatali. Mieli świetnego wokalistę, który wydzierał się jak na prawdziwego rockmana przystało. Po 2h wycieńczeni usiedliśmy.
-Podziwiam tych ludzi jak tak skaczą na koncertach, a wcześniej stoją 12h pod halami.
-Brakuje ci takich miejsc?
-Szczerze? Nawet bardzo. Chciałbym zagrać czasem jak ci kolesie, nikt ich nie zna, robią to, bo o kochają i marzą o wielkiej sławie rockmanów, ale po pewnym czasie to wszystko wygląda inaczej.
-Wow! Nie mogę uwierzyć kogo widzę w takim miejscu!-pojawili się koło nas chłopacy, którzy wcześniej grali.
-Hej.-Jared przybił z każdym z nich piątkę- To jest moja przyjaciółka Nina- wskazał na mnie.
-Hej! Może się przysiądziecie?-przesunęłam się w stronę Jareda robiąc miejsce chłopakom.
-Jasne -odparł wokalista- To jest Tim-basista, John-perkusista i David- gitarzysta, a ja jestem Nick.
-Miło nam was poznać.- powiedział Jared.
-Raczej nam was. Nie sądziłem, że ludzie tacy jak ty bywają w takich melinach jak ta.
-Chciałem posłuchać naprawdę dobrej muzyki i mi się to udało.-na twarzach chłopaków pojawiło się niezłe zdziwienie.
-Nie wiemy co powiedzieć -powiedział Tim.
-Długo gracie razem?- spytałam się.
-Od małego, ale występujemy w takich miejscach jak to od roku.
-No to róbcie tak dalej.-poradził Jared.
-Siedzimy z wielką gwiazdą rocka, stary.-David klepnął w ramię Nicka.
-Wielką?-Jared prychnął.
-Jasne, stary! Marzymy o takiej karierze jak twoja! Wymiatacie na całym świecie.
-Teraz ja nie wiem co powiedzieć.
-Najlepiej co robić, żeby osiągnąć taki sukces.-powiedział John ze śmiechem.
-Szukać nowego wokalisty -zaśmiał się Jared - a tak na poważnie, to robić to co kochacie i się nie poddawać. Twórzcie to co tworzycie, nigdy nie dajcie sobą manipulować i pieprzcie opinię innych. Liczycie się wy i wasza muzyka. Podążacie za marzeniami choćby nie wiem co. Nigdy się nie poddawajcie.
-Może chciałbyś coś zagrać?-wskazali na scenę.
-Dzięki, ale nie chcę robić zamieszania.
-Spoko! No to wielkie dzięki za rozmowę, nie przeszkadzamy już.
-Słuchajcie- Jared ich zatrzymał- mógłbym wziąć numer telefonu któregoś z was?
-Jasne!-Tim napisał coś szybko na karteczce i podał ją Jaredowi. Podekscytowani odeszli od stolika.
-Co zamierzasz?-spytałam się go.
-Zobaczyć czy ci chłopacy są tak dobrzy, na jakich się wydają i czy dadzą sobie radę.
-Miłe -zaśmiałam się i zaczęłam wybijać rytm palcami.- Poczekaj- Podeszłam do baru i kupiłam paczkę papierosów – Chcesz?- wyciągnęłam w stronę Jareda.
-Raz kiedyś można.- podpalił papierosa mi, a później sobie. Porządnie się zaciągnęłam, od bardzo dawna nie miałam w ustach fajek. Poczułam jakąś dziwną ulgę. Oparłam głowę o zagłówek i nuciłam.
-Takie zespoły jak ten marzą, żeby ich występ zobaczyła gwiazda taka jak ty.
-Wiem co czują...
-Też wiem...
-Słucham?
-Grałam kiedyś w zespole. Grałam w sumie na wszystkim. Chodziłam do szkoły muzycznej.-mówiłam wpatrując się w sufit.
-Tylko jaki to musiał być zespół.- parsknął śmiechem, na co posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Rockowy.
-Co?-zakrztusił się wódką.
-NY kochanieńki.-wypuściłam dym z płuc. Spojrzałam na bawiących się ludzi i dostrzegłam dziewczynę z ciążowym brzuchem, która wciąga kokę. Nie mogłam się ruszyć, ten widok totalnie mnie sparaliżował, w moich oczach pojawiły się łzy, a całe ciało przeszło zimno, aż się zatrzęsłam. Gdy odzyskałam sprawność nad swoimi kończynami wyparowałam z baru jak oparzona. Jared nie wiedząc co się dzieje wyleciał za mną.
-Nina, Nina!-próbował mnie zatrzymać, ale ja prawie, że biegłam. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, nagle nie wytrzymałam i uklęknęłam na ulicy jak małe dziecko. Zasłoniłam twarz rękoma i płakałam.
-Nina!-Jared usiadł koło mnie i objął ramieniem.- Co się stało?-zapytał się czule.
-Widziałeś tę dziewczynę? Wciągającą kokę w ciąży?- wychlipałam.
-Tak... widziałem -przytaknął ze smutkiem.
-Te dzieciaki niszczą sobie życie! Można bawić się bez tego!- zaczęłam krzyczeć- Jeśli myślą, że każdy z tego wyjdzie to się mylą! Kiedyś obudzą się i ich najlepszy przyjaciel będzie leżał koło nich martwy, bo przedawkował!
-Shh... spokojnie, chodź usiądziemy na trawniku.- Nie miałam siły się podnieść, więc sam wziął mnie na ręce. Usiedliśmy na małej górce, z której było widać kilka domków w dole. Oparł moją głowę o swój tors i mnie głaskał.- Shh...-powtarzał w kółko. Nawet nie wiedziałam, że przez ten cały czas wydaję z siebie dziwne dźwięki płacząc, gdy się uspokoiłam usiadł naprzeciwko mnie.
-Co się stało?
-Ci ludzie... Oni, oni nie wiedzą, że rujnują sobie życie... Młode dzieciaki... Z tego nie jest tak łatwo wyjść jak się może wydawać...
-Skąd to wiesz?
-Sama taka byłam.- Znowu zaczęłam płakać przypinając sobie lata mojej beztroskiej młodości.
-Nina...- Jared mnie przytulił.
-Wszystko było zajebiście. Super znajomi, mega imprezy, własny zespół, zapas trawki, koki, później i heroiny, bo w końcu miało się dzianych starych, ale do czasu... nawet śmierć przyjaciółki nie pomogła, ćpałam jeszcze więcej.
-Kiedy to było?
-Miałam 15 lat jak się zaczęło. 17, gdy wylądowałam na odwyku, później kolejny w wieku 19 lat. Przez 2 lata później rodzice cały czas mnie pilnowali, zaczęłam studia. Cudem puścili mnie do LA. To było najgorsze 6 lat mojego życia... Byłam nad krawędzią, często moja jedna noga wystawała poza nią, ale co tam?! Liczyła się zabawa. Wiesz ile czasu zajęło mi pozbieranie się?! Gdyby nie wsparcie rodziny leżałabym pod ziemią, albo nadal ćpała! Wyszalałam się przez tamte lata! Dlatego teraz tego nie robię! Narkomanem zostaje się na całe życie! Gdybym teraz spróbowała, później bym się opamiętała?! Jestem wyniszczona przez tamten okres! Próbuję żyć na nowo!
-Wiem co przechodzisz...
-Skąd możesz to wiedzieć?!
-Bo sam przez to przechodziłem!- podniósł głos - Myślisz, ze tylko ty jedna?!- w jego oczach pojawiły się dziwne iskierki, a żyła pod okiem się uwydatniła. Skuliłam głowę słysząc jad z jego ust - Ja, Ty i te wszystkie dzieciaki, które dzisiaj widzieliśmy też przez to przechodzą! Nam się udało, ale czy im się uda?! Byłem na odwykach 3 razy! Ćpałem od 15 roku życia do 21! Ile razy przedawkowałem?! Sam nie wiem! Ludzie myśleli, że nic ze mnie nie będzie, ale dałem radę! Ty też dałaś! Uszanuj to! Uszanuj drugą szansę i nie użalaj się nad sobą!-spojrzałam na niego tępym wzrokiem. Wiedziałam, że ma rację.
-Jaared...
-Shh...- Przytulił mnie - Przestań płakać -starł moje łzy.
-Dziękuje ci... Wiedzą o tym tylko najbliżsi przyjaciele...
-Takimi chyba jesteśmy co? Źle zaczęliśmy, ale bardzo cię lubię. Jesteś taka pozytywna -zaśmiał się cicho - Ja też nikomu o tym nie opowiadam.-dodał po chwili.
-Cieszę się, że mam takiego przyjaciela- szepnęłam.
-Ja też się cieszę- pogłaskał mnie po włosach- Już dobrze?-spojrzał mi w oczy.
-Tak...
-Chodźmy pomału- Pomógł mi wstać. Szliśmy przez jakieś 30 minut w milczeniu.
-Piękny księżyc- szepnęłam.
-Bardzo piękny -złapał moją dłoń. Spojrzałam na niego niepewnie. Wpatrywał się w drogę przed sobą. Wyglądał bardzo, bardzo seksownie. Miał cudowne rysy twarzy, a jego oczy były najpiękniejszymi jakie widziałam. Poczułam dziwne uczucie i miałam ochotę zatopić się w jego delikatnych wargach. 'Co się z Tobą dzieje?!' Ale co się tutaj dziwić... byłam kobietą, ale Leto niesamowity urok osobisty, dochodziło do tego to, że była podpita.
-Taksówka!-machnął na nadjeżdżający pojazd i wyrwał mnie z rozmyślań. Otworzył mi drzwi i wpuścił do środka. Gdy usiadł koło mnie oparłam głowę o jego tors i wsłuchałam się w jego miarowy oddech. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ostatnie, co zapamiętałam, to niosący mnie Jared z samochodu i przestraszone Katharina i Anja.
-Dobranoc, Nina.-usłyszałam szept i poczułam jego usta na czole.

Tytuł: Uczcijmy fakt, że widzieliśmy koniec.

sobota, 17 marca 2012

Rozdział 9 - Now frontiers shift like desert sands


-Nieee! Jared! Zostaw to!- pisnęłam, gdy zabrał mi wstążeczki, z którymi męczyłam się od godziny.
-Oj dajcie spokój! Nie można się chwilę rozerwać?- jęknął i opadł ciężko na kanapę.
-Rozerwać, to rozerwie Cię Katharina.-przejęłam wstążeczki i powróciłam do ich zaplatania. Katharine nie była pewna jakie wiązania ma wybrać, a jeszcze nie ustaliła miejsca ślubu.
-Co on znowu odwala?-weszła do salonu z masą nowych gazet.
-Nieee....-jęknął -znowu mam siedzieć i oglądać jakieś katalogi?
-Nie jakieś -uderzyła go po głowie -ślubne katalogi.
-Nawet nie wiesz gdzie chcesz zrobić to wesele.-przewrócił oczyma, a Katharine zacisnęła dłonie w pięści.
-Jared, a tak może pojedziesz po te zdjęcia do swojej mamy?-starłam się zmienić temat.
-To bardzo dobry pomysł!-przytaknęła Anja.
-Nina, żeby zrobił to na pewno pojedziesz razem z nim.- To nie była prośba, tylko stwierdzenie faktu.
-Okey...
-No to chodźmy...- Zabrał kluczyki i poszliśmy do garażu. Wsiedliśmy do jego czarnego bmw i ruszyliśmy.
-Shannon wiedział co robiąc, wyjeżdżając na kilka dni.-powiedział gdy już wyjechaliśmy na główne ulice i jak na tą godzinę przystało były zakorkowane.
-Męczy cię?
-Tak, ale przynajmniej udało mi się wywalczyć wesele na 100 osób.
-Mówiłam, że warto spróbować.
-A Ty spróbowałaś?
-Spróbowałam -wyciągnęłam z kieszeni iPoda i podłączyłam do radia. Po chwili rozbrzmiała w głośnikach piosenka 30 Seconds To Mars.
-Nie lubię kiedy ktoś przy mnie puszcza nasze piosenki -powiedział.
-Dlaczego?
-Nie wiem... dziwnie się czuje. Jakbym oglądał też filmy tylko, w których grałem. Jakbym myślał tylko o swojej zajebistości -zaśmiał się.
-No tak... to może być dziwne. Mogę się o coś zapytać?
-Jasne.
-Sam piszesz teksty waszych piosenek?
-Tak.
-Są świetne, kiedy naprawdę się w to wsłuchałam.
-Starałem się, żeby nie były puste... natchnienie przychodzi wszędzie kiedy spotkam kogoś na ulicy, sytuacje z naszego życia, wszystko.
-Może spróbuj napisać coś teraz- zażartowałam.
-Nie mógłbym się skupić. Potrzebowałbym chwili spokoju.
-Teraz raczej nie masz co na to liczyć.
-Naprawdę nie ma jak to pocieszenie.-zaparkował i jak się domyśliłam przed domem swojej mamy.
-Cześć mamo.-zawołał od progu.
-Jared? Zdecydowałeś się mnie odwiedzić?-usłyszałam ucieszony głos kobiety i po chwili w drzwiach stanęła niewysoka kobieta o długich blond włosach. Shannon był zdecydowanie bardziej do niej podobny. Miała na sobie luźny sweter z frędzelkami i wyglądała jakby pozostała wierna stylowi z lat 70.
-Dzień dobry.-przywitałam się z uśmiechem.
-Dzień dobry -niepewnie odwzajemniła uśmiech.
-Mamo to jest przyjaciółka moje i Katharine, Nina, Nina to moja mama.
-Miło mi Panią poznać -podałam jej dłoń.
-Jaką Panią -zaśmiała się -aż taka stara to chyba nie jestem, Constance.
-Przyjechałem po jakieś zdjęcia.
-No to wejdźcie- zaprosiła nas do salonu -napijecie się czegoś?
-Ja kawy.
-Dla mnie woda jeśli można -powiedziałam.
-No to już wiem po kim odziedziczyliście geny -zaśmiałam się po cichu do Jareda.
-Wspaniałe geny -wyszczerzył swoje bialutkie ząbki.
-Nie da się ukryć. To ty?-wskazałam na wiszące zdjęcie nad kominkiem.
-Tak.
-Jaki byłeś słodki, nie to co teraz.
-Wiesz... to było 38 lat temu.
-Ja się dziesięć lat później urodziłam. Stary jesteś.
-A Ty bardzo milutka, a już myślałem, że nasz konflikt zażegnany.- Usiadł, założył ręce i udawał obrażonego.
-A temu co?-zaśmiała się Constane wnosząc tacę z piciem i ciastem.
-Strzela fochami na prawo i lewo.-szturchnęłam go lekko.
-Nic nowego.-pokręciła głową.
-Miło, ale wciąż tu jestem -odezwał się.
-Ale jak widzisz nikt się Twoją obecnością nie przejmuje.-zostałam trafiona poduszką.
-Wiesz co ci powiem?-usiadła naprzeciw mnie -Jego zachowanie nie zmieniło się od 37 lat.
-Jared, naprawdę zatrzymałeś się na etapie rozwoju 3 latka? W takim razie wszystko wyjaśnione.
-Grabisz sobie, Mała.-zagroził mi palcem.
-Ma pani piękny dom -zwróciłam się do Constance.
-Dziękuje bardzo. Jared i Shannon mi go kupili.
-Wspaniale mieć takich synów.
-Tak. Są najwspanialszym co mi się przydarzyło, sama kiedyś zobaczysz jak to jest mieć dziecko.
-Tak...-nałożyłam sobie ciasta.-naprawdę pyszne.
-Dziękuje.
-Mama piecze najlepiej na świecie.
-Ale Ty większości nie jesz -pokręciła głową z dezaprobatą -mógłbyś wziąć przykład z Niny. Nawet nie wiesz kochana jak on wybrzydza.
-Niestety, ale muszę panią zawieść, ale ja też taka jestem -skrzywiłam się -jestem wegetarianką.
-To rozumiem, ale ten veganizm, to już kompletnie odpada.
-Ja nie potrafiłabym zrezygnować z takich pysznych ciast.-zapchałam sobie buzię wielkim kawałkiem przysmaku mamy Leto.
-I dobrze robisz dziecko. Z tego to już za chwilę nic nie zostanie.
-Mamo...-jęknął i złapał się za głowę.
-Ty mi tutaj przestań jęczeć, zacznij lepiej jeść! Katharina powinna o ciebie dbać!
-Dba.
-I wyglądasz jak wyglądasz, no ale co poradzić. -wstała z miejsca i podeszła do wielkiej komody, z której wyciągnęła album w czarnej okładce.
-No to teraz się trochę z Ciebie pośmiejemy.-usiadła koło mnie i zaczęłyśmy oglądać zdjęcia.

-A tutaj co tak płaczesz?-zaśmiałam się pokazując na zdjęcie, na którym mały Jared płakał i przytulał się do psa, a jego brat uśmiechnięty siedział na rowerze.
-Tutaj Jared miał 3 latka, a Shannon 4. Właśnie nauczył jeździć się na rowerze bez kółek, a ten płakał, że nie umie. Był obrażony na cały świat i nie mogłam go uspokoić.-wyjaśniła Constance.
-Ojoj... Mały chłopczyk się popłakał -Jared z zażenowaniem opuścił głowę i w tym czasie zadzwonił jego telefon. Spojrzał niepewnie na wyświetlacz, ale wreszcie odebrał.
-Przepraszam- powiedział do nas- Cześć, która u ciebie godzina, że dzwonisz?
-O a tutaj dostali psa, Jared oczywiście musiał się popłakać, bo piesek był mały i się bawiąc cały czas go gryzł.
-Nie wiem kiedy, wiesz, że mam dużo pracy i musisz to zrozumieć -usłyszałam dochodzący z tarasu głos Jareda- też tęsknie, idź spać. Zadzwonię, obiecuję.
-O czym rozmawiacie?-wszedł do salonu ze znacznie smutniejszą miną niż wcześniej.
-Jak zwykle obgadujemy ciebie.-Constance napiła się kawy.
-My będziemy się mamo zbierać, dasz kilka zdjęć?-zabrał swoją kurtkę. Wstałam z miejsca i poszłam do niedużego korytarza.
-Cieszę się, że mnie odwiedziliście.-Constance najpierw przytuliła mnie, a potem Jareda.
-Dziękujemy za gościnę, może dasz się kiedyś namówić na kawę.
-Nawet nie wiesz jaką zrobisz mi tym przyjemność, Nino!-ucieszyła się- Kiedy tylko będziesz chciała dzwoń. Do widzenia.
-Do zobaczenia!-pomachałam jej na pożegnanie.
-Masz bardzo żartobliwą mamę -zaśmiałam się, gdy byliśmy już w samochodzie.
-Żartobliwą?-otworzył ze zdziwienia oczy.
-I tak nie ogarniesz.-pokazałam mu język i włączyłam radio.
-No raczej nie -lekko się uśmiechnął. Przez resztę drogi nic się nie odzywał, a ja myślałam o jego telefonie, który znacznie pogorszył mu humor, ale nie chciałam go pytać, nie teraz, a zresztą to i tak nie moja sprawa. Z własnego doświadczenia wiedziałam, że lepiej nie wtrącać się w cudze życie.
-Poczekasz? Skoczę tylko na chwilę do wytwórni.-zajechał pod wielki budynek EMI.
-Jasne.- Z tego względu, że zostawił kluczyki, a przed moimi oczami pojawiło się logo Starbucksa postanowiłam skorzystać z okazji i napić się kawy. Zamknęłam samochód i weszłam do kawiarni. Zamówiłam frapuccino i wróciłam pod samochód, usiadłam na krawężniku i nogą wybijałam rytm nieznanej mi z tytułu piosenki. Moje zajęcie przerwał straszący mnie Jared, podskoczyłam jak oparzona przy okazji oblewając się kawą.
-Cholernie śmieszne.-prychnęłam pod nosem. Idiota oblał moją ulubioną bluzkę. Miałam ochotę resztę zawartości kubka wylać na niego, ale po prostu kawa za bardzo mi smakowała.
-Przepraszam.-w jego oczach zobaczyłam przerażenie przeplatane z radością.
-Haha -zaśmiałam się ironicznie -Tobie też kupiłam sok, ale o nim zapomnij.- zostawiłam jego kubek na ulicy i wsiadłam do samochodu, nawet na niego nie patrząc. Podniósł napój i usiadł na siedzeniu kierowcy. Zaczął chamsko siorpać sok patrząc się na mnie. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Naprawdę pyszny -ostawił go na bok i odpalił silnik.
-Naplułam do niego.
-Nie umiesz być długo cicho.
-Umiem.
-Zobaczymy.- No to zobaczymy. Nie zamierzałam się odzywać i w tym postanowieniu wytrwałam. Gdy zajechaliśmy pod jego dom od razu opuściłam samochód i weszłam do domu.
-Jesteśmy!-krzyknęłam, jednak odpowiedziała mi cisza. Rozejrzałam się błędnym spojrzeniem po wnętrzu, wszystko zostało tak jak zostawiliśmy.
-To chyba niemądre zostawiać dom otwarty -powiedziałam, gdy usłyszałam kroki.
-Raczej nie -odpowiedział mi nieznany głos, w jeden chwili strach mnie sparaliżował, ale przypomniałam sobie, że Jared nie mieszka sam. Odwróciłam się i nie myliłam -przede mną stał jego brat Shannon.
-Wystraszyłeś mnie.-złapałam się za serce, udając przerażenie.
-Ty wystraszyłaś mnie, wparowałaś do mojego domu.
-Przepraszam- zaśmiałam się- myślałam, że dziewczyny jeszcze tu są.
-Były, ale postanowiły pojechać na zakupy.
-No proszę już się odzywasz -do domu wszedł Jared niosąc reklamówki, których wcześniej nie zauważyłam.
-Myślałem, że się nie odzywacie.-Shannon zlustrował nas z góry na dół.
-Bo tak jest.-powiedziałam i rozwaliłam się na kanapie.
-To co robisz w moim domu?- Jared podparł się bod boki.
-Odwiedzam Twojego brata. Shannon pokażesz mi sypialnię?
-Moją czy Jareda?
-Oczywiście, że Twoją -puknęłam się w czoło.
-No to idźcie, a ja przygotuję kolacje.-młodszy Leto wyszedł do kuchni.
-Co jest tam?-wskazałam na drzwi pod schodami.
-Studio. Chcesz zobaczyć?
-Jasne.-podskoczyłam otrzepując tyłek i poszłam za Shannon'em. Przechodziło się tam z jednego mniejszego pomieszczenia do drugiego, w którym wszystko jak w pozostałej części domu było białe, jedynie elementy ciemnego drewna. Stały tam dwie kanapy, wielka szafka na długości całej ściany, na której stało mnóstwo rzeczy do nagrywania, obrazy, ściany pomazane były tekstami piosenek, różnymi rysunkami, cytatami. W osobnym pomieszczeniu rozstawione były gitary, perkusja.
-Świetnie tutaj.-rozejrzałam się po wnętrzu naprawdę zafascynowana.
-Za jakiś czas przeniesie się tutaj całe nasze życie -rozejrzał się dookoła.
-Mimo wszystko studio w domu to genialny pomysł.-podeszłam do starego fortepianu.
-Grasz?
-Grałam.-przejechałam palcami po klawiszach.
-Co to?-Shannon usiadł koło mnie.
-Coś z moich pomysłów. Napisałam to jak miałam jakieś 15 lat.
-Genialne.
-Dziękuje.-uśmiechnęłam się do niego.
-Nina, czujesz coś do mojego brata?-poczułam, że wielką trudność sprawiło mu zadanie tego pytania, ale mimo wszystko wybuchnęłam śmiechem.
-Idiota, idiota- puknęłam go w ramię- Oszalałeś? Wkurza mnie niemiłosiernie, ale kilka dni temu pogadaliśmy normalnie i miło mi się z nim gadało, nie zrozum mnie źle, ale jak mu coś palnę, to mi lepiej.-pokazałam mu język.
-A seks?-otworzyłam szeroko oczy i na moment odebrało mi mowę.
-Wiesz?-wykrztusiłam z siebie po pewnej chwili.
-Wiem, to w końcu mój brat.
-Brat.-prychnęłam. Nie znałam żadnego z nich dobrze, ale z Jaredem zaczęłam się ostatnio dogadywać, a w stosunku do jego brata nie czułam skrępowania, nie wiem z jakiego powodu, ale chyba cała ich rodzina taka była. Shannon wydawał się być totalnym luzakiem, ale traktował mnie z rezerwą, nie to co jego brat, czy matka.
-Słuchaj, wiele lasek się w nim zakochuje i leci na jego kasę i sławę.
-Jeśli się tak przejmujesz, to nie masz czym. Kasę mam, a na sławie mi nie zależy. Szczerze? To najchętniej kopnęłabym go w tyłek i wymazała z pamięci, jak zresztą miałam w planach, w których przeszkodziła mi Katharina.-przygryzł wargę, a po chwili spojrzał mi w oczy.
-To w takim razie może chcesz zwiedzić moją sypialnie?-na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.
-Świnia!-uderzyłam go w brzuch. Zgiął się w pół i schował głowę między kolanami.
-Ej stary...-złapałam go za ramię -przepraszam, naprawdę nie chciałam mocno -lekko go szturchnęłam- Shannon... sorry...
-Tu Cię mam!-złapał mnie na ręce- myślałaś, że aż tak mocno bijesz?-parsknął śmiechem na co został uderzony w głowę.
-Ja przynajmniej potrafię robić coś dobrze! Puść mnie!
-Może spytamy się Jareda?
-Jeszcze raz o tym wspomnisz, to nie żyjesz!-zaczęłam walić rękoma w jego plecy i przestałam dopiero, gdy postawił mnie na ziemi w salonie. Tym pytaniem naprawdę wytrącił mnie z równowagi.
-Tylko o tym wspomnisz.-zagroziłam mu palcem.
-O czym ma wspominać?-Jared wychylił głowę z kuchni.
-Oo..-zaczął Shannon, ale przerwałam mu kopniakiem w kolano.
-No właśnie, Shannon- założyłam ręce -o czym CHCESZ wspominać?
-O tym, że Nina świetnie gra na fortepianie.-powiedział jak niby nigdy nic. Odwróciłam się napięcie i usiadłam na fotelu.
-Grasz?-Jared otworzył szeroko oczy -nie wspomniałaś.
-Kiedy niby miałam?
-No tak- puknął się w czoło -przepraszam, ale wydaje mi się, że znamy się wiele lat.
-I to jak bardzo dobrze -szepnął Shannon, ale na tyle, że go usłyszałam. Jared całe szczęście nie. 'Co za idiota!' posłałam mu wściekłe spojrzenie.
-Kolacja zaraz będzie -powiedział Jared i powrócił do kuchni.
-Ja podziękuje. Będę się zwijać do domu.-wstałam z fotela.
-Nie ma mowy!-krzyknął Jared- musisz spróbować mojej kuchni.
-Innym razem.
-Proszę- wychylił głowę i zrobił maślane oczka. 'I jak tu takiemu nie ulec?'-proszę...-zaczął skomleć.
-Jak się zamkniesz.
-Oczywiście.
-A Ty co taka czyściutka?-Shannon wskazał na plamę na mojej koszulce.
-Jakiś totalny idiota wystraszył mnie kiedy siedziałam na chodniku.
-Chodź, dam ci jakąś koszulkę.
-Widzę, że tylko czekasz okazję, żeby zaciągnąć mnie do swojej sypialni, no ale już chodźmy -złapałam go za rękę i pociągnęłam na schody.
-Ładny domek macie.-powiedziałam, gdy byliśmy już na piętrze.
-Dziękuje bardzo.-otworzył mi drzwi do pokoju. Ściany tutaj były w kolorze jaśniutkiego beżu, orzechowe panele. Na jednej ze ścianek stała meblościanka, na której leżały różnego rodzaju aparaty fotograficzne, książki, płyty, zdjęcia. W pokoju nie było typowego łóżka sypialnianego, jego miejsce zajmowała wielka brązowa kanapa. Po lewej stronie stała wielka szafa, a po prawej było wejście na balkon.
-Fotografujesz?-wzięłam do ręki jeden z aparatów.
-Tak. Teraz mam trochę więcej czasu.
-Może załóż takiego bloga jak Terry Richardson.
-Znasz Terry'ego?
-Michelle uwielbia jego zdjęcia i często mi pokazywała. A ja uważam, że robi je świetne.
-Terry to bliski przyjaciel Jareda.
-No co Ty?
-Tak. Przepraszam, ale mam większość takich. - Podał mi czarną koszulkę na ramiączkach z wielkimi wycięciami po boku.
-Ma tam wejść jeszcze jedna osoba?-obejrzałam niepewnie bluzkę z każdej strony.
-Jeśli się zmieszczę to chętnie.-puścił mi oczko.
-Jaka słodka -moim oczom rzuciła się leżąca na łóżku czapka panda.-Twoja?-założyłam ją na siebie.
-Już twoja, bo wyglądasz w niej super.-uśmiechnął się szczerze.
-Dziękuje -pokazałam mu swoje ząbki.
-Czekaj!-podleciał do biurka i złapał aparat.
-Oszalałeś?!-zasłoniłam się rękoma -mam brudną bluzkę.
-No to zmieniaj.-pokręciłam głową i pozbyłam się swojej koszulki.
-Tonę w twojej.-przejrzałam się w lustrze i wybuchnęłam śmiechem, Shannon w tym czasie zrobił mi zdjęcia. Zaczęłam wyginać się jak modelka i robić śmieszne miny, a Shannon latał naokoło mnie cały czas się śmiejąc.
-I jak panie fotografie?-usiadłam na łóżku.
-Pięknie! Dzisiaj wstawiam jakieś na twittera.-przeglądał zrobione zdjęcia.
-W życiu!-rzuciłam w niego poduszką.
-A wy co tutaj?-w drzwiach pojawił się Jared.
-Ej no, barcie!-jęknął Shannon -właśnie miałem ją rozdziewiczać.-rozłożył ręce w załamanym geście.
-Rozdziewiczać, mówisz?-Jared zasłonił usta dłonią -aparatem?
-Świnie. Idę coś zjeść, bo jestem głodna, a Wy się tutaj zabawiajcie.-wzdrygnęłam się z obrzydzeniem i zleciałam po schodach na dół.