-A wiesz, w którym roku
zbudowano wieżę Eiffla?-spytał się mnie Alex, gdy sparowaliśmy
po Polach Marsowych, Jared musiał wykonać jakiś ważny telefon i
na chwilę nas opuścił.
-Nie mam pojęcia- pokręciłam
przecząco głową.
-W 1889 roku, na Wystawę Światową.
-Naprawdę? Chyba interesujesz się
historią Paryża, co?
-Jasne. Kto nie kocha tego miasta?
-Nie mam pojęcia, ale jeśli są tacy
ludzie, to szczerze im współczuję, że nie potrafią tego
docenić.- Usiedliśmy na ławeczce i przyglądaliśmy się
przechodzącym ludziom. Kawałek dalej 'spacerowali' paparazzi. Nie
opuścili nas od wyjścia z hotelu i w krok w krok za nami podążali.
Miałam już ochotę rzucić czymś w nich, a chłopaki musieli
znosić to na co dzień.
-Ciekawe czy kiedyś im się
znudzi...-mruknął Alex odgadując o czym myślę. Butem pisał na
piasku różne słowa.
-Nie sądzę. To pierwszy raz kiedy
wychodzisz tak z Jaredem?
-Tak... Chce mnie chronić.
-A czy ty chcesz być chroniony?
-Sam nie wiem- skrzywił się -wolałbym
spędzać z nim więcej czasu, a tak nie mam możliwości.
-Tęsknisz za nim?
-Tak, ale wiem jaką ma pracę.
-Co tak smutno siedzicie?!-nagle
wyskoczył za nas Jared, i aż podskoczyłam ze strachu.
-Nie skradaj się tak...
-Proszę-podał mi loda- mango,
truskawka i pomarańcza, a dla ciebie wziąłem pięć różnych,
malina, czekolada, wanilia, pomarańcza i smerfowy -podał Alex'owi.
-Aż tyle?!-Małemu rozbłysły oczy.
-Tylko ani słowa mamie!-Jared pogroził
mu palcem i wcisnął się pomiędzy nas.
-A Ty gdzie masz swojego loda?-zadałam
mu pytanie.
-Nie jadam lodów.
-Oj... no to zabierzemy go na jakiś
specjalny deser, nie Alex?-wychyliłam się w stronę syna Jareda.
-Yhm...-mruknął z pełną buzią.
-Przepraszam, czy mogłabym prosić o
zdjęcie?-przed nami wyłoniła się nastolatka z miną słodkiego
psiaczka.
-Em.. jasne-Jared wstał i podał mi
aparat dziewczyny, objął ją ramieniem, a ta wyglądała jakby
miała zaraz zemdleć. Pstryknęłam zdjęcie i oddałam aparat
dziewczynie.
-Uwielbiam twoją muzykę, a piosenka
Closer To The Edge jest najlepszą piosenką na świecie!-powiedziała
wpatrzona w Jareda jak obrazek.
-Miło mi to słyszeć. Lubimy grać ją
na koncertach.-odpowiedział z wymuszonym uśmiechem.
-Ogólnie to cudownie wyglądałeś
w teledysku do Hurricane! Miałeś szczęście mając dobrego
reżysera, czy wyreżyserował on teledyski innych?
-Nie jestem pewien, ale kilka naszych
tak.-kąciki ust Jareda lekko zadrżały.
-Do Closer to The Edge też?
-Między innymi. Do From Yestarday i
kilku innych, także do Fallen.
-Ehm... Tak, tak! Teledysk do Fallen
też jest niesamowity! Podobały mi się twoje włosy tam!
-Dzięki, ale przepraszamy, musimy
iść-wskazał na nas ręką i jej gestem nakazał wstać.
-Fangirls- powiedział jednocześnie z
Alex'em kiedy kawałek się oddaliliśmy. Posłałam im obojgu
pytające spojrzenie.
-Laski, które lecą tylko na
Jareda i nie wiedzą, że nawet nie ma teledysku do Fallen.-wyjaśnił
Alex, na co posłałam sobie z Jared'em ukradkowe, rozbawione
spojrzenia.
-Teraz rozumiem...-powiedziałam
powstrzymując się od śmiechu.
-Nieee! Znowu przegrałam!-krzyknęłam
zawiedziona, kiedy w salonie gier znowu zostałam ograna przez Alexa.
-Hahaha!-zaczął skakać naokoło
mnie-jesteś cienias, jesteś cienias!-pokazał mi język.
-Zobaczysz!-wycelowałam w niego
palcem, mrużąc oczy- następnym razem wygram! Teraz ty,
Jared-skinęłam na niego głową. Stał z boku i tylko się nam
przyglądał.
-N...-zaczął, ale posłałam mu
zabójcze spojrzenie.
-Jasne- uśmiechnął się i podszedł
do konsoli. Przez cały ten czas co chwilę robił się spięty i
przestawał odzywać. Najbardziej zażenował się, kiedy na obiedzie
Alex poszedł do łazienki i przyszła akurat pora złożyć
zamówienie, a on nie wiedział co Mały nawet lubi, więc
zamówił kilka rzeczy. Od tej pory chodził ze spuszczoną
głową.
-Znowu wygrałem!-krzyknął ucieszony
Alex-jesteś cienias tak samo jak Nina, tato!-krzyknął Alex.
-Shhh!-Jared od razu syknął i
rozejrzał się niepewnie dookoła.
-Przepraszam...-powiedział cicho Alex.
-Musisz o tym pamiętać -powiedział
Jared przez zaciśnięte zęby.
-Przepraszam...-powtórzył Mały
ze łzami w oczach.
-Nic się nie stało.-podeszłam z
uśmiechem i położyłam ręce na plecach Alexa.-Ty graj, a my
pójdziemy po coś do picia.-popchnęłam Jareda przed siebie i
zaprowadziłam pod łazienki.
-Głupi jesteś?
-Nina... nie radzę sobie-w jego oczach
zobaczyłam łzy tak samo jak w oczach Alexa.
-To weź się w garść! Wyluzuj.
Potrafisz zachowywać się jak małe dziecko, więc bądź taki dla
niego.
-Nie powinienem być jak
ojciec?-ostatnie słowo wymówił półszeptem.
-Kiedy tak, to tak, ale nie cały czas.
Musisz się u niego odkupić, więc taki być nie możesz.
-Jestem beznadziejny.
-Daj spokój. Jak na pierwszy raz
nie jest źle, a teraz kupuj coś do picia i chodź.-kupiliśmy picie
i wróciliśmy do Alexa.
-Zagramy wszyscy razem?-spytał.
-Ja was przepraszam, ale dzisiaj muszę
zjawić się na służbowym spotkaniu i czas zacząć się szykować.
-Myślałem, że idę z tobą-powiedział
Jared.
-Możesz dojść.
-Zadzwonię po mamę- powiedział Alex,
wyciągając telefon.
-Nie-Jared położył na nim rękę-
odwiozę cię i wrócę do Niny.
-A zostajecie jutro?-spytał z
nadzieją.
-Jasne, wpadniemy po ciebie i pójdziemy
może do kina?-zasugerowałam.
-Super!
-No to do zobaczenia jutro!-przybiłam
sobie z Małym żółwika i opuściłam salon gier. Złapałam
taksówkę i pojechałam się szykować. Dochodziła godzina
18, byłam zmęczona po całym dniu latania po Paryżu i skakaniu z
Alexem, a na 21 musiałam się wyszykować. Wskoczyłam szybko pod
prysznic i wzięłam orzeźwiającą kąpiel, wysuszyłam włosy i
nałożyłam na siebie siwo-czarną sukienkę w asymetryczne wzory
oraz czarne szpilki. Kiedy się malowałam do drzwi rozległo się
pukanie moim gościem okazał się być Jared.
-A ty zamierzasz iść tak
ubrany?-spytałam układając włosy.
-Jakaś Ty marudna!-zgniótł
sobie pięściami poliki robiąc przy okazji zeza.
-Tylko się spytałam.
-I zaraz się zacznie wykład.
-Nie, ale po prostu jak się czasem
ubierzesz, to człowieka żal za dupę ściska.
-Chodzę ubrany jak chcę.
-Wariujesz, żeby zwrócić na
siebie uwagę, a to co innego.-poklepałam go po policzku i wyszłam
z łazienki.
-Ładnie wyglądasz -powiedział
lustrując mnie z góry na dół i idąc za mną jak
piesek.
-I tak nie zmienię zdania co do
twojego ubioru- powiedziałam podchodząc do kosmetyczki w
poszukiwaniu kolczyków.
-Pójdę zmienić bluzkę, ale
założę kapcie -pokazał mi język i wyskoczył z pokoju.
Pokręciłam głową, był człowiekiem, z którym ciężko
wytrzymać i którego ciężko rozgryźć. Po chwili wrócił
w innej bluzce i już samej katanie.
-Lepiej?-rzucił się na łóżko,
nawet nie ściągając butów.
-Lepiej. Nie masz kapci, jestem
zawiedziona.
-Nie no.. na pokazach, aż tak iść
nie wypada -zaśmiał się i wtedy zadzwonił mu telefon.
-Hej bro-powiedział odbierając-
szykuję się na pokaz z Niną... za 2-3 dni... no właśnie jest
przy mnie... masz bardzo, bardzo mocne uściski od Shanna -zwrócił
się do mnie.
-Dziękuje!-uśmiechnęłam się od
ucha do ucha -buziak dla ciebie!-nachyliłam się nad Jaredem i
krzyknęłam do telefonu.
-Shannon dziękuje...-gadał z nim
jeszcze, ale ja poszłam do łazienki poprawić sobie makijaż, bo
oczywiście musiał rozmazać mi się tusz. Po chwili w drzwiach
stanął Jared i bacznie mi się przyglądał.
-Co?-odwróciłam się po chwili
w jego stronę.
-Jest coś na rzeczy pomiędzy tobą, a
Shannonem?-wypalił, a ja zaczęłam się śmiać-tylko się pytam.
-A ja odpowiadam: nie ma.
-Nie będę miał nic przeciwko.
-Tobie to już akurat najmniej do
tego.-rozczochrałam jego włosy i zamówiłam taksówkę.
-W sumie nie powinienem ustalać tego
bez Katharine -powiedział Jared w samolocie, wcinając płatki, gdy
wracaliśmy do LA.
-A będzie miała coś
przeciwko?-próbowałam rozplątać słuchawki od iPhona Jay'a.
-Nie sądzę, ale powinienem ją
uprzedzić... Ogólnie muszę pomyśleć o pokoju dla Alexa.
-No i masz mało czasu-przyznałam mu
rację. Kiedy wyjeżdżaliśmy Alex zaczął tak płakać, więc
oboje z Heidi postanowili, że załatwią wszystko ze szkołą i Mały
przyjedzie na jakiś czas do Jareda i z nim pomieszka. To był
pierwszy raz, kiedy zdecydował się na coś takiego i byłam z niego
dumna.
-Nie wiem, w co się wpakowałem...
-W odpowiedzialność, mój
drogi.-zabrałam mu z sałatki pomidora.
-Ejj! Podobno miałaś dbać, żebym a
przez tego pomidora ubędzie mi z 3 kilo!
-Przepraszam, jak tylko wylądujemy
zabiorę cię na sycący obiad.-uśmiechnęłam się najszczerzej jak
mogłam i powróciłam za zabawy i'Phonem Jareda.
3 dni później
Dochodziła już szesnasta, a ja
siedziałam w pracy i kończyłam artykuł. Miałam małe spięcie z
szefem i od razu straciłam dobry humor. Od przylotu nie widziałam
się z Jaredem, bo w pracy czekała mnie masa zaległości, ale
dzisiaj umówiliśmy się, że pomogę mu wybrać meble dla
Alexa, bo powiedział, że najlepiej sobie z tym poradzę. Pff... też
coś.
-Skończyłam -rzuciłam papiery na
biurko szefa i zabierając torebkę opuściłam biuro. Wyszłam przed
budynek i akurat z piskiem opon na parking wjechało czarne bmw
Jareda.
-Hej- otworzyłam drzwi i napotkałam
się z wściekłą miną Jay'a- uuu... a dzisiaj co pana
wkurzyło?-wsiadłam do środka.
-Przestań-syknął.
-Uuu... widzę, że ostro. Co się
stało?
-Uwierzysz co zrobiła? Przeniosła
datę ślubu na dwa miesiące później nawet tego ze mną nie
ustalając!
-Dlaczego przeniosła?
-Bo jej siostra wtedy nie mogłaby być.
-A dlaczego ci nie powiedziała?
-Bo ja podjąłem decyzję bez niej o
przyjeździe Alexa. Fuck!- wrzasnął- Wtedy będę miał masę
roboty!
-No to do dupy. Teraz już nic nie
zrobisz...-Jared był naprawdę wściekły i wcale mu się nie
dziwiłam. Katharina jak czasem coś zrobiła, to nie ma przebacz, a
takie rzeczy powinni ustalać raczej razem.
-Jeszcze nie gadałem z chłopakami,
ale będą nieźle wkurwieni.
-Na pewno zrozumieją.
-Słuchaj, tak w ogóle to
skoczymy jeszcze do Tomo, bo muszę wziąć od niego nowe struny.
-Jasne.-po chwili zatrzymaliśmy się
przed niedużym blokiem. Zapukaliśmy do drzwi i otworzyła nam
uśmiechnięta, niska brunetka.
-O hej, wejdźcie.-zaprosiła nas do
środka.
-Nina, poznaj to Vicki, żona Tomo.
-Hej, miło mi cię poznać-wymieniłam
z nią uśmiechy.
-Mi również, wchodźcie do
pokoju, ja wyciągnę Tomo z łazienki.-poleciała na górę, a
ja poszłam śladami Jareda. Dom był czyściutki i zadbany, wszędzie
rozstawione były pamiątki z różnych stron świata i zdjęcia
Miliceviców. W salonie ściany były w kolorze brązu, a
panele prawie, że białe. Usiedliśmy na beżowej kanapie, a Jared
cały czas nerwowo tupał nogą.
-Przestaniesz?-spytałam po chwili nie
wytrzymując.
-Też byś była zła.
-Jasne, że tak, ale nie wkurzaj
dodatkowo mnie.
-Nikt ci nie karze tutaj ze mną
siedzieć.-bąknął.
-To w takim razie wyjdę-powiedziałam
i skierowałam się w stronę wyjścia na korytarzu spotkałam Tomo i
Vicki.
-Hej Tomo-powiedziałam do Gitarzysty
nawet się nie zatrzymując.
-Wychodzisz?-spytał zdziwiony.
-Tak, niektórym moje towarzystwo
nie odpowiada.-wyszłam na zewnątrz i zjechałam windą w dół,
gdy wyszłam na dwór wyciągnęłam telefon, żeby zamówić
taksówkę, kompletnie nie znałam tej okolicy i nie wiedziałam
gdzie iść. Usłyszałam kroki i odruchowo odwróciłam się
do tyłu, podeszła do mnie Vicki.
-Wszystko w porządku?-zapytała.
-Tak, zaraz będzie taksówka.
-Nie musisz wychodzić.
-Tak wiem, ale chcę.
-Jaredem to się akurat nie przejmuj,
ma te swoje humorki i dopiero zaczniesz je poznawać.
-To, że wszyscy je tolerują nie
znaczy, że ja też muszę. Przepraszam, ale często zachowuje się
jakby był najważniejszy.
-Bo tak jest nauczony. Każdy go tak
rozpieszczał i się rozbestwił.-zaśmiała się.
-Przepraszam, ale ja naprawdę pójdę.
Miałam ciężki dzień, a on najwidoczniej musi pobyć
sam.-powiedziałam, bo akurat podjechała taksówka.
-Jak chcesz-uśmiechnęła się
przyjaźnie- może dasz się namówić na kawę?
-Bardzo chętnie, ale nie mogę podać
ci konkretnego terminu.
-To się zdzwonimy?
-Jasne i przeproś ode mnie Tomo.
-Do zobaczenia.
-Do zobaczenia!-pomachałam jej na
pożegnanie i wsiadłam do samochodu. Zaczęłam szukać w torebce w
poszukiwaniu błyszczyka, ale zamiast tego znalazłam w niej
BlackBerry. 'Coś nie tak’ pomyślałam i z kieszeni spodni
wyciągnęłam drugi telefon.
-Fuck!-zaklęłam pod nosem.
Przypadkowo wzięłam z samochodu BB Jareda i zostałam z dwoma
telefonami.
-Niech wysadzi mnie pan dwie ulice
wcześniej-zwróciłam się do taksówkarza. Jeśli nie
zwrócę szybko telefonu Jaredowi to wpadnie w jeszcze większy
szał, bo wkoło coś w nim grzebał i nie rozstawał się na krok.
Wyskoczyłam na początku ulicy gdzie mieszkali bracia Leto i
spacerkiem poszłam do ich domu, zapukałam do drzwi, ale długo nikt
nie otwierał, więc delikatnie nacisnęłam klamkę i weszłam do
środka.
-Haloo! Jest tu kto?!-krzyknęłam z
korytarza.
-Idę!-ze schodów zbiegł
Shannon.- Hej-uśmiechnął się kiedy mnie zobaczył.
-Hej.-odwzajemniłam uśmiech-
zobaczysz, że ktoś cię kiedyś stąd wyniesie.
-Zależy kto. Co cię sprowadza w me
skromne progi?
-To- wyciągnęłam przed siebie
telefon.
-Jareda?-zdziwił się.
-Tak, przypadkowo drapnęłam jego
telefon. Oddasz mu?
-Jasne, a myślałem, że gdzieś macie
się dzisiaj spotkać.
-Mieliśmy.
-Yhm....-pokiwał głową, przygryzając
policzki- wejdziesz może?
-Wiesz... trochę się posprzeczaliśmy
i wolałabym nie wpaść na niego.-skrzywiłam się.
-A jesteś wolna?
-W sumie tak.
-No to super. Pojedziesz ze mną wybrać
farby.
-Farby?
-Do mojego domu?
-A to nie jest twój dom?
-To jest nasz dom, ale kupiłem sobie
nowy- zaśmiał się.
-No to w takim razie ci
pomogę-uśmiechnęłam się. Nie chciało mi się wracać do domu i
pisać jakiegoś artykułu, więc teraz przynajmniej miałam wymówkę
dla samej siebie.
-Chodź-złapał mnie za rękę i
pociągnął przez salon w stronę garażu. Zapakowaliśmy się do
jego wielkiego samochodu i pojechaliśmy do sklepu.
-Shannon, Shannon!-zaczęłam piszczeć,
gdy zobaczyłam różową tapetę-kup sobie taką do sypialni.
-AAA!!!-zaczął przebierać nogami w
miejscu- zafsze o takiej maszyłem! Jared nigdy nie chciał mi
kupić!-wygiął usta i zrobił smutną minkę.
-Oj ty biedaku...-przytuliłam go w
pasie -teraz sobie możesz kupić co chcesz.-pogłaskałam go po
policzku jak mamusia i poszłam dalej.
-A tak poważnie to, jaki kolor do
sypialni?
-O jakim myślałeś?-spytałam
przeglądając różne tapety.
-Czerwony-syknął- kojarzy mi się
z...
-Seksem-dokończyłam za niego
pokazując mu język.
-Dokładnie, ale czy too...
-Nie przytłaczające?-skinął głową-
nie, jeśli nie zrobisz wszystkich ścian.
-No to w takim razie czerwony-złapał
dwa wiaderka farby i wrzucił do koszyka.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że
teraz będziesz musiała pomagać mi malować?-spytał, gdy staliśmy
już przy kasie.
-Zdaję. Kiedy chcesz zacząć?-spytałam
z pełną buzią, bo pochłaniałam batonika, którego Shannon
zgodził mi się kupić.
-Jutro.
-Więc po pracy wpadnę.
-No i takich robotników to ja
rozumiem.-poklepał mnie po plecach i ruszyliśmy w stronę
samochodu.
-Głodna?-spytał pakując farby do
bagażnika.
-Tak trochę-odpowiedziałam oparta o
samochód.
-Na co masz ochotę?-zatrzasnął
bagażnik i otworzył mi drzwi.
-Hmm...pizza?-zaproponowałam.
-Może być. Znam świetną
pizzerię.-po 15 minutach siedzieliśmy w miłej pizzerii gdzie
leciała włoska muzyka i panował klimat jak we Włoszech.
-Ta pizza przypomina najbardziej te
typowe włoskie pizze, które niestety tylko we Włoszech
smakują tak pysznie-powiedział przeglądając menu.
-Nigdy tu nie byłam.
-Taka mała, rodzinna pizzeria. Panuje
tutaj przynajmniej spokój i można zjeść coś dobrego.
-Zaraz się o tym przekonamy-złożyliśmy
zamówienie i cały czas się z czegoś śmialiśmy. Shannon
odwiózł mnie do domu po 20 i od razu zajęłam się
artykułem, żeby mieć spokój na weekend.
Witam ;) Przepraszam bardzo, że rozdział dopiero teraz, a o poprzednim nawet nie każdego poinformowałam, ale byłam przed testami i kompletnie nie byłam w stanie się do tego zabrać. Teraz w miarę możliwości i mojego lenistwa postaram się dodawać nowy rozdział średnio raz na tydzień, ponieważ jeśli chodzi o to opowiadanie mam pewien zastój... Piszę jeszcze dwa inne, a jedno być może zacznę za jakiś publikować. Wcześniej tego nie robiłam i teraz chciałabym bardzo Wam wszystkim podziękować za komentarze, które naprawdę wywołują uśmiech na mojej twarzy, bo na pewno nie takiej reakcji się spodziewałam. Także: DZIĘKUJE. Bardzo wiele to dla mnie znaczy ;) Postaram nadrobić się jak najszybciej zaległości u Was i już więcej tak nie zapuścić!
Fajny, fajny, fajny... Wiesz kto? Shannon!! Jest w tym opowiadaniu dokładnie taki, jakim można by go sobie wyobrazić ;) Naprawdę przypadł mi do gustu, i to o wiele bardziej, niż Nadęty Bufon (Jared) ;)
OdpowiedzUsuńAnneMarie.
Tak długo nie było rozdziału, że myślałam, że napiszesz coś dopiero po testach. Bardzo miła niespodzianka. Rozdział oczywiście mi się podobał. Jared i Nina coraz częściej spędzają ze sobą czas, ale niestety jego rozkapryszona natura czasami mnie denerwuje, ale jego fochy to podstawa opowiadania o Marsach. Może Jay nie sprawdza się na początku jako ojciec, ale przy pomocy Niny na pewno da sobie radę. Postać Katharin'y zaczyna mnie irytować. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńJared czasami zachowuje się gorzej niż jego syn Alex, bez kitu :D Wydaje mi się, że nie jest do końca pewny swojego 'ojcostwa'. Nina naprawdę dużo mu pomaga, powinien być jej za to wdzięczny. Ogólnie, postawa Niny jest do podziwu, lubię ją za to :) Ciekawy rozdział, jak zawsze :) Tylko czekać, co będzie dalej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, nawet bardzo! Ale rozpiszę się przy następnym rozdziale, więc dodawaj szybciutko! Informujesz może? To poproszę na moim blogu dancing-for-dreams.blogspot.com Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń