niedziela, 8 kwietnia 2012

Rozdział 13 - Bonjour Paris


-Ta bluzka jest genialna!-ekscytowała się S przeglądając na moim łóżku gazety.
-Ty lepiej przestań się tak cieszyć i powiedz mi co mam spakować.- Stałam nad otworzoną walizką od ponad 30 minut i na razie znalazła się w niej tylko jedna para spodni.
-No ale zobacz!-wyciągnęła przed siebie ręce pokazując mi bluzkę, w której się zakochała.
-No fajna -powiedziałam bez większego entuzjazmu.
-W ogóle się nie znasz -bąknęła udając obrażoną i powróciła do czytania.
-Kto się nie zna?-w pokoju pojawił się Daniel.
-Ja się nie znam na ciuchach.
-No niestety kochanie, ale muszę się z tym zgodzić. A tym razem czym zawiniła?-usiadł na brzegu łóżka.
-No zobacz czy ta bluzka nie jest piękna?-teraz jemu pokazała gazetę.
-Eeee-skrzywił się- wiesz... taki kolor był modny dwa sezony temu.
-Ale i tak jest piękna.
-Nie powiedziałbym... Znacznie lepiej by wyglądała, gdyby ten pasek przechodził tu, a  tutaj kończyłby się szew -zaczął jej tłumaczyć.
-Według mnie tak wygląda lepiej.
-Według ciebie. Ten kolor i fason zupełnie do siebie nie pasują.
-Dawaj to -wyrwała mu gazetę - gadasz jak gej.
-On jest gejem -rzuciłam.
-No właśnie, ja jestem gejem.-Daniel spojrzał na nią z pełnym skupieniem kiwając głową.
-No tak, ty jesteś gejem.
-Emmm... dobra. Nic tu po mnie. Mam wielką ochotę na gofry z truskawkami, bitą śmietaną iii czekoladą!-klasnęłam w dłonie uśmiechając się na myśl swojego pomysłu.
-Mogę cię w takim razie spakować?-zaoferował się Daniel.
-No dobra, ale bez szaleństw- pogroziłam mu palcem i wyszłam z pokoju. Gdybym kompletnie nie wiedziała co mam spakować w życiu nie powierzyłabym Danielowi takiego zadania. Musiałam naprawdę postradać zmysły. Zbiegłam po schodach na dół i udałam się do kuchni. Smażyłam już gofry, gdy do drzwi zadzwonił dzwonek.
-Już idę!-krzyknęłam i poszłam otworzyć.
-Hej!-w progu stała Katharina z mnóstwem reklamówek.
-Hej...
-Oh proszę mocną kawę!-wparowała do domu i od razu skierowała się do salonu- Jestem tak zmęczona! Nalatałam się po tych sklepach jak głupia. Jest w ogóle Anja?-rzuciła torby i rozłożyła się na kanapie.
-Za chwilę powinna być. Przepraszam, ale muszę wracać do kuchni.
-Pójdę z tobą- Wstała i podreptała za mną. Wstawiłam kawę i na powrót zajęłam się goframi.-oo gofry...
-Proszę- postawiłam jednego przed nią, tylko się skrzywiła i to odsunęła.
-Czy zastanawiałaś się w ogóle ile to ma kalorii?-rozłożyłam bezwładnie ręce, bo akurat całą buzię miałam zapchaną truskawkami z bitą śmietaną- No właśnie- kiwnęła głową- to cię zabija. Nie zdziw się jeśli żaden facet cię później nie weźmie- odwróciłam się do niej tyłem i zajęłam robieniem kawy- Może powinnaś sobie kogoś znaleźć? Wtedy byś odżyła,bo teraz się tylko opychasz- Nienawidzę kiedy ktoś wchodzi na temat mój i facetów, a zwłaszcza osoby nic o mnie nie wiedzące, dlatego puściłam jej komentarz mimo uszu.
-Cukru?
-I może jeszcze śmietanki? O tym właśnie mówię.
-Wiesz... ja zawołam Sare, bo  muszę się pakować.
-Wyjeżdżasz?-całe szczęście udało mi zejść z tematu mojego obżarstwa.
-Tak, dzisiaj mam samolot do Paryża.
-Żartujesz?! O której?-od razu się rozpromieniła.
-O 24..
-No proszę! Wygląda na to, że lecisz razem z Jaredem! Czy to niecudownie?!
-Leci do Paryża?
-Tak! Super! Na pewno się ucieszy, że będziecie mogli spędzić tam czas razem. I pomożesz mu poszukać jakiegoś fajnego miejsca na ślub... niby wszystko mam załatwione, ale kocham Paryż i byś mu pomogła.
-Tak, ale wiesz... ja tam jadę w sprawach służbowych.
-Oj już nie tylko służbowych!-do kuchni weszła Anja jak zwykle elegancko ubrana. Brązowe włosy miała spięte w luźnego kucyka, a grzywkę zaczesaną do góry.- Masz się pojawić na tylko jednym pokazie, a później sobie zwiedzasz Paryż! Przepraszam za spóźnienie- podeszła do Katharine i ją przytuliła. I z tego wyglądało, że zostałam towarzyszką Jareda na czas mojego 'urlopu'. Już w nocy stałam koło niego na lotnisku.
-Ale się złożyło, że w tym samym czasie lecimy, nie?-próbował mnie jakoś zagadać, gdy staliśmy w kolejce do odprawy.
-Yhm...-stanął przede mną, ale ja cały czas wpatrywałam się w przestrzeń ignorując go.
-Z tego co mówiła Katharina musisz zaliczyć tylko jeden pokaz i później urlop?
-Tak.
-No to super. Pokażę ci moje ulubione miejsca w Paryżu.
-Mam już swoje ulubione.
-To pokaże ci moje, a ty mi swoje.-nadeszła jego kolej i wreszcie dał mi chwilę spokoju od tego swojego wiecznego ględzenia. Niestety na chwilę.
-Jakie masz miejsce?
-78
-Ja 54, cholera. Poczekaj -podszedł do kobiety, która zajęła miejsce koło mnie i posłał jej jeden ze swoich przyprawiających o zawał uśmiech, trzepocząc przy tym rzęsami jak jak jakaś panienka. Kiwnął na mnie dłonią i wygodnie rozsiadł się na moim miejscu, czyli przy oknie.
-Ekhm- chrząknęłam- to moje miejsce.
-Byłem pierwszy -pokazał mi język.
-Ale ja mam to na bilecie, spadaj -szturchnęłam go nogą, mruknął coś pod nosem, ale się przesiadł.
-No to teraz 12h lotu...-wyciągnął nogi do przodu i założył ręce za głowę. ' I Twojego ględzenia' pomyślałam. Po chwili samolot był już w powietrzu i stewardesy zaczęły roznosić napoje, przekąski.
-Coś dla państwa?-rudowłosa piękność nachyliła się nad nami z firmowym uśmieszkiem.
-Z nieba nam pani spadła-Jared posłał jej kolejny ze swoich uśmiechów, a ja zachłysnęłam się śliną.
-A tobie co?-zaczął uderzać w moje plecy.
-Może wody, poduszki?-stewardesa podała mi butelkę wody i poduszkę.
-Dziękuje -wzięłam butelkę i napiłam się łyka.
-Dla mnie też woda.-powiedział Jared.
-Wszystko ok?-spytał gdy od nas odeszła.
-Jak ci żart wyostrzył. 'Z nieba nam pani spadła'-udałam jego ton głosu i zatrzepotałam rzęsami, w moim przypadku wyszło to jeszcze komiczniej.
-Czepiasz się.
-Nie czepiam się. Myślałam, że Jareda Leto stać na coś więcej.
-Ty znasz moje nazwisko, a jak wiemy to jest już sukces. W Paryżu pokaże ci na co mnie stać.
-Yhm... już liczę na wiele.
-Licz, licz. Przygotuj się na to psychicznie.
-Jared Kokietka Leto.-zachichotałam pod nosem.

-Kompletnie nie rozumiem co ci ludzie chcą osiągnąć taki zachowaniem -ględził godzinę później przeglądając jakąś stronę internetową.-weź tylko zobacz- podsunął mi pod nos telefon.
-Jared... błagam cię. Zamknij się wreszcie albo wyrzucę cię na twoje miejsce. Chcę spać.-jęknęłam. Od ponad godziny jadaczka mu się nie zamykała i zadręczał mnie jakimiś zdjęciami i nie wiadomo czym jeszcze.
-Oj dobra, dobra.-odwróciłam się w stronę okna i już po chwili odleciałam w objęcia morfeusza.
-Hhaha...-usłyszałam nad uchem śmiech Jareda i leniwie otworzyłam oczy. Głową dotykał mojego ramienia i próbował stłumić śmiech.
-Co ty odwalasz?-spytałam śpiącym głosem.
-Zobacz na tamtego faceta -szepnął mi do ucha- haha!-złapał się za brzuch i dalej śmiał. Podniosłam głowę i spojrzałam we wskazanym przez niego kierunku.
-Śpiący facet? I co z tego?
-Zobacz jak on śpi!!! Haha! Jeszcze co chwilę jakieś miny robi.-spojrzałam na Jareda jak na głupka, którym zresztą był.
-Błagam cię... śpi jak większość tutaj ludzi, prócz ciebie. JA TEŻ CHCĘ SPAĆ. Zamknij się wreszcie i więcej mnie nawet nie budź.
-Nina...-wygiął usta i zrobił maślane oczka -nudzi mi się.
-To idź spać.
-Nina...
-Spadaj!-złapałam jego poduszkę i zakryłam mu nią twarz. Na powrót przewróciłam się w drugą stronę, przykrywając się kocem. Całe szczęście pomimo rozbudzenia udało mi się zasnąć. Gdy się obudziłam za oknem samolotu było już jasno, a głowa Jareda bezwładnie spoczywała na moim ramieniu. Cichutko oddychał i już nie był tym wkurzającym Jaredem sprzed kilku godzin. Delikatnie sięgnęłam ręką po wodę, bo strasznie zaschło mi w gardle. Z tego co wskazywała godzina i o ile nie było żadnych opóźnień, to za godzinę powinniśmy być już w stolicy Francji. Po wylądowaniu samolotu i kolejnej godzinie spędzonej na lotnisku, udaliśmy się do hotelu. Zameldowaliśmy się i poszliśmy do swoich pokoi, które znajdowały się naprzeciwko siebie. Pomimo przespania prawie całego lotu i tak byłam wykończona. Zawsze źle znosiłam podróże i aby do siebie dojść potrzebowałam co najmniej sześciu godzin snu w normalnym łóżku.
            Jared wybrał hotel, który na pewno był jednym z najlepszych hoteli w Paryżu, nie żeby mi takie warunki przeszkadzały, ale sądzę, że sama zdecydowałabym się na coś choć trochę tańszego. Wykąpałam się, przebrałam i wtedy do moich drzwi zapukał Jared.
-Więc kiedy masz być na tym pokazie?-spytał rozkładając się na moim łóżku.
-Jutro wieczorem.
-Yhm... A na dzisiaj jakie plany?
-Brak planów -złapałam się pod biodra i rozejrzałam po nowocześnie urządzonym apartamencie.
-No to może pójdziesz ze mną...-powiedział niepewnie bawiąc się zamkiem od bluzy.
-Gdzie mam z tobą iść?
-Zobaczysz...
-A kiedy mamy iść?
-No w sumie nawet już, teraz. Zależy mi na tym.-jego ton głosu wydawał mi się co najmniej dziwny. Błądził wzrokiem po pokoju i nagle ta cała jego 'zajebistość' i pewność siebie się ulotniła.
-No dobra...-złapałam torebkę i wyszliśmy z pokoju. Gdy weszliśmy do winy Jared nerwowo przygryzał wargę i ciągle unikał mojego spojrzenia.
-Powiesz mi...-zaczęłam, ale położył mi palec na ustach.
-Proszę, nie naciskaj -powiedział to takim tonem głosu, że nawet nie śmiałabym o cokolwiek więcej pytać. Wychodząc na ulicę przywitało nas przebijające za drzew słońce. W ostatnich dniach pogoda naprawdę dopisywała. Od razu poczułam ten magiczny klimat Paryża. Każdy podążał w swoim kierunku nie zwracając uwagi na innych, nie zwracając uwagi na cudowną zabudowę tego miasta, a w Paryżu naprawdę było co podziwiać. Uwielbiałam czasem wyrwać się z Los Angeles i przyjechać tutaj zupełnie sama, aby przechadzając się pięknymi uliczkami spokojnie nad wszystkim pomyśleć. Jared wydawał się być także zupełnie nieobecnym, głęboko nad czymś rozmyślał i nie chciałam mu w tym przerywać. Wsiedliśmy do taksówki i zmierzaliśmy w przeciwnym do centrum Paryża. Zastanawiałam się dokąd on mnie wyciąga i na czym tak pilnie mu zależało, ale wiedziałam, że już za chwilę się dowiem.         Wysiedliśmy przed małą cukiernią w pełnej kamienic dzielnicy, po drugiej stronie ulicy w oddali było widać park i plac zabaw. Jared wziął głęboki oddech i chwytając mnie za rękę ruszył do przodu. Jego czyn nieco mnie zdziwił, ale nic nie powiedziałam - posłusznie weszłam za nim do środka. Za ladą stała niziutka brunetka z okularami na nosie, zaczytana w jakiejś gazecie.
-Bonjour -przywitała się po francusku i podniosła wzrok w naszą stronę i nagle zamarła.
-Dzień dobry, ja szukam...-zaczął Jared.
-W mieszkaniu -wyprzedziła jego pytanie.
-Dziękuje.-powiedział i ciągle trzymając mnie za rękę pociągnął mnie w stronę wyjścia. Weszliśmy w drzwi obok i schodami na górę.
-Jared, czy powiesz mi wreszcie...-nie wytrzymałam tej cholernej ciszy od ponad pół godziny.
-Shhh...-tylko szepnął i stanął pod drzwiami z numerem 3. Wyciągnął rękę do przodu, jednak się zawahał. Ostatecznie niepewnie zapukał. Drzwi otworzyła nam wysoka, szczupła, ale nie tak jak wszystkie modelki, krótko obcięta blondynka o porcelanowej cerze, jak nas zobaczyła zdziwiła się jeszcze bardziej niż kobieta w barze.
-Co tutaj robisz?-powiedziała z wyczuwalną złością w głosie.
-Przyjechałem jak najszybciej mogłem.-powiedział Jared.
-Mamo, kto to?!-usłyszałam krzyk z domu i nagle za kobietą pojawił się mały chłopiec.
-Tata!-krzyknął zobaczywszy Jareda, wyleciał z mieszkania i przytulił się do wokalisty. Stałam z otworzoną buzią przez dobrą minutę, stałabym tak dalej gdyby blondynka nie wpuściła nas do środka.
-Kiedy przyjechałeś?!-małemu dziecku świeciły się oczy i cały czas się uśmiechał.
-Dzisiaj po południu.-powiedział Jared- Co ci się stało?-spytał nachylając się nad nim. Mały miał na nosie wielki plaster.
-Miałem operację, wiesz?
-Wiem.
-Skąd wiesz?-mały uśmiechnął się jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe.
-Mama mi powiedziała -wyjaśnił Jared.
-A ta Pani do Katharina?-mały wskazał palcem na mnie.
-Nie, to moja przyjaciółka Nina. Nina, poznaj to jest Alex- Jared poraz pierwszy od dłuższego czasu spojrzał mi w oczy. Zobaczyłam w nich zagubienie i strach.
-Heej-nachyliłam się nad Alex'em z uśmiechem i podałam mu rękę.
-Cześć. Miło mi Cię poznać- mały odwzajemnił uścisk.-chodź pokaże ci mój pokój- zwrócił się do Jareda i pociągnął go za rękę, Jared zdążył chwycić jeszcze mnie i chcąc nie chcąc poszłam razem z nimi. Pokój chłopca był w niebieskim kolorze. Pod oknem na środku pokoju stało małe łóżko, po prawej stronie rozstawione były 2 gitary, nieduże pianino i fotel. Cała ta ściana obklejona była w plakatach zespołu chłopaków.
-Umiem już praktycznie wszystkie wasze piosenki, ale nie radzę sobie z niektórymi, ale mi pomożesz, prawda?-posadził Jareda na łóżku i cały czas trzymając go za rękę usiadł koło niego.
-Jasne, że ci pokażę. Przepraszam, ale nie zdążyłem nic tobie kupić, ale może jutro coś sobie sam wybierzesz?
-Zostajesz do jutra?!-krzyknął chłopiec.
-Tak, zostaję kilka dni.
-I będę mógł iść z tobą na spacer?!
-Jeśli będziesz chciał.
-Mamo!-krzyknęł Alex- słyszałaś?! Tata weźmie mnie jutro na spacer!
-Naprawdę?-spytała ironicznie wychylając się za drzwi.
-Tak! Super, nie?!
-Super, super.-powiedziała i zniknęła.


-Nie, nie. Aby uzyskać taki dźwięk musisz chwycić w tym progu- poprawił Jared syna. Od ponad pół godziny grali wspólnie na gitarze. Chłopiec miał około 147 wzrostu i był niczym skóra ściągnięta z Jareda-te same kości policzkowe, nos, kolor oczu, a nawet włosy. Siedziałam sobie po cichutku na łóżku, a oni nawet nie zwracali na mnie uwagi, jedynie Jared co jakiś czas posyłał mi ukradkowe spojrzenia. Cały czas zachowywał pewien dystans i wzdrygał się za każdym razem, gdy Alex go dotknął. Wstałam niepewnie z łóżka i wyszłam z pokoju, skręciłam w prawo, bo zobaczyłam tam kręcącą się blondynkę. Zapukałam niepewnie do drzwi.
-Wejdź-powiedziała i  weszłam do malej kuchni.
-Nie przeszkadzam?
-Pfff... skądże. Napijesz się czegoś?-rzuciła chłodnym tonem.
-Nie chcę robić kłopotu.
-Żaden kłopot-  machnęła nerwowo ręką- kawa?
-Poproszę.-usiadłam przy stole i obserwowałam jej nerwowe ruchy, po chwili postawiła przede mną kubek i powróciła na swoje wcześniejsze miejsce.
-Więc co? Nie ma już Katharine? Czy może jest i nie wie o twoim istnieniu?-rzuciła drwiąco.
-Jest Katahrina. Jestem przyjaciółką Jareda.
-Doprawdy? Od pocieszania?-prychnęła.
-Między innymi, bo uważam, że właśnie między innymi do tego są przyjaciele -żeby przy sobie być, czyż nie?-powiedziałam pewnym siebie głosem.
-No proszę...
-Nie jesteś zadowolona z odwiedzin.-to nie było pytanie, cały czas obserwowałam jej reakcje.
-A ty byś była? Przyjaźnicie się, a z twojej miny wywnioskowałam, że nie miałaś pojęcia o istnieniu Alexa.
-Nie ukrywam, nie miałam o tym pojęcia.
-No widzisz, więc czy byłabyś zadowolona gdyby ojciec twojego dziecka zjawiał się raz na trzy miesiące, albo rzadziej?
-Nie sądzę... Przepraszam, nie mam pojęcia jaka jest sytuacja.
-No właśnie. I wzięłaś mnie za podłą jędzę jeżdżącą po Jay'u o byle co?
-Nie powiem, że nie odniosłam takiego wrażenia.
-A ja tylko nie rozumiem go. Nie rozumiem mężczyzn. Mały za nim szaleje, jak zresztą chyba zdążyłaś zauważyć. Od ponad godziny nie odstępuje go na krok. Ma obsesje na punkcie swojego ojca.
-Tak...-powiedziałam przypominając sobie minę Alexa kiedy tylko zobaczył Jareda-przepraszam, nie chciałabym się wtrącać, bo wiem, że to wszystko nie moja sprawa, ale pytam się jak kobieta kobiety.
-Chcesz poznać sytuację? Jasne, ale to będzie zapewne wyglądało inaczej z mojej strony, niż Jareda, ale jak kobieta kobiecie, tak?-położyła ręce na stół i spojrzała mi w oczy- Alex ma 9 lat. Jest cudownym dzieckiem, najwspanialszym co mogło mi się przydarzyć, ale ja nie zastąpię mu ojca, którego go ubóstwia jak miliony nastolatek. Dlaczego ma złamany nos? Bo przed kolegami bronił Jareda i się o niego nawet pobił. Wydzwania do niego co chwilę, ale Jared 'nie mam czasu, nie mam czasu'. W Paryżu jest co chwilę, ale czy odwiedzi syna? Woli latać po pokazach z modelkami, a mały siedzi i gapi się w telefon oczekując jakiejś wiadomości. Myśli, że drogimi prezentami go kupi, ale Alex'owi na tym nie zależy.
-Nie próbowałaś mu o tym powiedzieć?
-Od trzech lat Alex załatwiał sam sprawy z Jaredem. Nie mieszałam się, nie miałam siły, ale kilka dni temu nie wytrzymałam i wyrzuciłam, to co miałam. Pojawił się i co? Zmieni się? Nie liczę na to i najchętniej kopnęła bym go w dupę, ale tu chodzi o Alexa,  a nie moje uczucia.
-Przykro mi... nie miałam pojęcia, to znaczy w ogóle nie miałam pojęcia, że Jared ma dziecko-s łuchałam jej i nie mogłam uwierzyć w to co mówi. Jared zachowywał się jak kompletny niedojrzały idiota, nastolatek, który wpadł któregoś razu na dyskotece. A on nie ma 18 lat, ma 40 lat i na jego zachowanie nie ma żadnego wytłumaczenia. Około godziny 20 poszłam do pokoju do Alexa i nie odezwałam się ani jednym słowem.
-Alex, przepraszam, ale jesteśmy po podróży i już pójdziemy.
-Ale przyjdziecie jutro?! Pójdziemy na spacer?-chłopiec błyskawicznie znalazł się przy Jaredzie.
-Jasne, że pójdziemy. Zabierzemy cię na lody.
-To super! Nina, także przyjdziesz?-usiadł koło mnie.
-Oczywiście, że tak. Pokażesz mi swoje ulubione miejsca w Paryżu.
-Jej! Bardzo się cieszę. Kocham cię tato-podszedł do Jareda i przytulił się do niego, ten niepewnie pogłaskał go po głowie.
-Musimy iść- wydusił i odsunął się od Alexa.
-Dobranoc, Alex.-przybiłam z nim piątkę -Cześć Heidi- krzyknęłam na pożegnanie blondynce i wyszliśmy z kamienicy. Wieczór był o wiele chłodniejszy. Podobnie jak tu jechaliśmy nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem- ja byłam zdruzgotana zachowaniem Jareda i nie miałam najmniejszej ochoty go słuchać. Gdy siedzieliśmy już w taksówce zadzwonił telefon Pana Leto. Spojrzał niepewnie na wyświetlacz, ale wreszcie odebrał.
-Tak?...Hej...tak jestem w Paryżu... dzisiaj...jutro? Czy mam jakieś plany?-przygryzł wargę i wyjrzał przez okno- w sumie nic nie zaplanowałem...-zaśmiał się- dzień z Tobą?... i może tak jak ostatnio?...dobrze.... to o 12. Pa.-i się rozłączył. Czy ja dobrze usłyszałam? Czy Jared przed chwilą umówił się z kimś na jutrzejszy dzień? Czy nie obiecał swojemu synowi, że ten czas spędzi z nim? Całe szczęście taksówka zatrzymała się już przed hotelem. Z impetem otworzyłam drzwi i wyszłam ze środka.
-Nina!-krzyknął za mną Jared próbując mnie dogonić, całe szczęście przed hotelem uzbierała się grupka dziewczyn, które go zatrzymały. Wykorzystałam ten czas i wleciałam do środka ignorując niektóre wściekłe spojrzenia. Gdy wchodziłam do windy, Jared akurat szedł do recepcji.
-Zaczekaj!-krzyknął w moją stronę, ale nie zareagowałam. Weszłam do swojego pokoju i rozejrzałam się wściekle po pokoju.
-Przecież nie będziesz przejmować się tym idiotom -powiedziałam sama do siebie. Ściągnęłam kurtkę i rzuciłam się na łózko. Byłam na dodatek strasznie zmęczona po podróży i potrzebowałam wypoczynku. Ktoś zapukał do drzwi, ale nie ruszyłam się z miejsca.
-Nina, to ja Jared, otwórz.
-Chyba Cię pogięło.-mruknęłam pod nosem i poszłam do łazienki. Nalałam mnóstwo wody i zapaliłam stojące świeczki. Nuciłam piosenki The Hives, ale wreszcie nie wytrzymałam. Wyskoczyłem migiem z wanny, narzuciłam na siebie jeansy i zwykłą koszule i zapukałam do drzwi Jareda.
-Pukałem do ciebie.-powiedział otwierając.
-Wiem, mogę?
-Jasne.-wpuścił mnie do środka i położył się na łóżku. Chodziłam wkoło po pokoju zastanawiając się co chcę powiedzieć i po co tak właściwie tu przyszłam. Wreszcie usiadłam na skraju łóżka i wlepiłam wzrok w Jareda, który bacznie obserwował moje ruchy.
-Jared...-zaczęłam niepewnie.
-Tak wiem... Przepraszam, że ci nie powiedziałem.-przerwał mi.
-Tutaj nie chodzi- pokręciłam przecząco głową- to dlaczego nie mówisz, że masz syna potrafię akurat zrozumieć. Chodzi tutaj o co innego.
-O co?-spytał gładząc pościel.
-Nie zrozum mnie źle, ale powiem to co myślę. Nie powinnam dawać ci rad, ani osądzać, bo nie wiem jak to jest mieć dziecko, ale wiem, że gdybym je miała nigdy w życiu nie zachowałabym się tak jak ty. Gdybym miała tak wspaniałego syna jak Alex byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mieć dziecko, które do tego stopnia szaleje za rodzicem i je ubóstwia? -cały czas uważnie mnie słuchał i nawet się nie wtrącał- ale ty to marnujesz. Na miejscu Alexa już dawno miałabym cię w dupie i nie chciała cię znać, i kto wie, że tak nie będzie? On dorasta i zaczyna coraz więcej rozumieć, dlatego nie zdziw się, że któregoś dnia nie odbierze od ciebie telefonu i nie będzie chciał cię znać.
-Do czego zmierzasz?
-Do tego, że jesteś okropnym ojcem. Zapewne można być gorszym, ale tobie brakuje  do nich tylko butelki wódki. Jesteś egoistą. Egoistą o wybujałym ego. Twój syn chce z tobą spędzać czas, kocha cię, a ty? Masz go w dupie, Jared. To twój syn, on nie ponosi odpowiedzialności za to, że się urodził. Nie wiem jak między wami było i to akurat najmniej mnie obchodzi, ale uważam, że powinieneś zastanowić się nad tym co robisz, bo już za jakiś czas może być za późno. Skończyłam to co chciałam powiedzieć -wstałam z  łóżka i skierowałam się do drzwi, ale Jared mnie zatrzymał.
-Nie zostawiaj mnie samego- powiedział i zobaczyłam w jego oczach po raz kolejny dzisiaj strach. Wróciłam na poprzednie miejsce.
-Wiem, że jestem okropny. Dobrze to wiem, ale... dziecko... rodzina, to nie mój styl życia.
-Jared, ale on za to nie odpowiada. Nikt nie wybiera. I co ty mi mówisz, że rodzina nie jest dla ciebie? Czy to nie przypadkiem ty za niecałe dwa miesiące bierzesz ślub?
-Wiem, wiem... Ale wcześniej o tym nie myślałem. Zawsze byłem typem wolnego wilka, łamacza serc i bycia poza domem. Moja praca taka jest, a ja nawet nie robiłem nic w tym kierunku, żeby jakoś to poprawić. Wystarczało mi, że widziałem go dwa razy do roku. Czy dlatego, że go nie kocham? Jasne, że go kocham, to mój syn, ale ja go nie znam. Nie znam, a to jest tylko i wyłącznie moją winą. Jak postępuje się z dziećmi? Nie mam zielonego pojęcia, nie wiem co mam robić. Łatwiej jest nie robić nic.
-A czy ktoś mówi, że wychowywanie dzieci jest łatwe?
-Nie, ale ja tego po prostu nie chciałem. Kiedy Alex się urodził miałem 31 lat i wtedy w życiu nie myślałem o dzieciach, nigdy o nich nie myślałem. Znajomość z Heidi była dla mnie jak większość innych -na jedną noc, ale że mi się spodobała trwało do dłużej. Byłem wtedy z Cameron i ukrywałem przed nią Heidi, później zerwałem znajomość, jednak 8 miesięcy później dowiedziałem  się, że będę ojcem. W tajemnicy jeździłem do nich, dawałem pieniądze, oświadczyłem się Cameron, bo to ją naprawdę wtedy kochałem, jednak żadne z nas nie było ze sobą szczere. Jej zdarzyło się zdradzić mnie, a mi ją, kiedy dowiedziała się o Alex'ie zerwała ze mną, a ja? Olałem życie rodzinne zupełnie i oddałem się pracy. Nie chcę, żeby to tak wyglądało, ale nie mogę nic zrobić...
-Jared!-uniosłam głos- Przestań pieprzyć głupoty, że nic nie możesz zrobić! MOŻESZ! I to bardzo dużo! Musisz tylko chcieć i spędzać z nim więcej czasu! On cię potrzebuje! Jutro zamiast iść gdzieś z jakąś panienką powinieneś wziąć syna na lody, na spacer! Zrobić coś, żeby pokazać, że ci zależy! Ale pytanie: czy tego chcesz?
-Chcę...-powiedział cicho- chcę bardzo, ale nie wiem... sam nie dam rady...
-Cholera jasna! Kto ma cię trzymać za rękę?! Ja?!
-Jeśli byś mogła...
-Będę -westchnęłam- pomogę ci.
-Dziękuję... boję się.
-Jasne, że możesz się bać, ale nie możesz się poddać. Pokaż, że jest dla ciebie ważny.
-Jest i chcę to zmienić.
-Więc zmienisz. A teraz idę do siebie spać.
-Nie, nie zostawiaj mnie.
-Małe dziecko jesteś?
-Po prostu jak zostanę sam zacznę jeszcze bardziej panikować, nie chcę.
-Dobra, ale w takim razie zamów kolację, bo umieram z głodu.
-Co chcesz?
-Ryż z warzywami.
-Okey...-wziął telefon do ręki i już po chwili siedzieliśmy po turecku na podłodze oglądając jakieś show z gwiazdami i jedząc chińszczyznę. W pewnym czasie przeniosłam się na łóżko i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Kiedy się obudziłam zegarek wskazywał 9 rano, a obok mnie smacznie chrapał Jared. Po cichutku wydrapałam się z łóżka i podreptałam do swojego pokoju. Wychodząc z niego spotkałam obsługę hotelu, posłała do mnie 'przyjazny uśmiech' ale widziałam spojrzenie w stylu 'pff... kolejna laska na jedną noc'.
            Wzięłam szybki prysznic, ubrałam na siebie czarne rurki, biały top,czarny żakiet i biało-czarne jazzówki. Wyprostowałam włosy, pomalowałam się, na głowę założyłam czarny kapelusz i zamówiłam do pokoju Jareda śniadanie dla nas. Wysłał mi jakieś 15 minut temu, że już nie śpi, więc jak tylko się uszykowałam poszłam do niego do pokoju.
-Hej -przywitałam się.
-Hej, hej. Możesz zamówić śniadanie? Ja się tylko ubiorę- stał bowiem naprzeciwko mnie w mokrych włosach i szlafroku.
-Już zamówiłam -powiedziałam siadając na kanapie i bawiąc się jabłkiem.-o której wczoraj zasnęłam?
-Padłaś praktycznie od razu- odkrzyknął z łazienki- żałuj, że nie wytrzymałaś do końca. Ten odcinek był genialny.
-Yhm...-mruknęłam, w pokoju rozległo się pukanie, więc poszłam otworzyć.
-Śniadanie -powiedział kelner.
-Dziękuje -postawił je w salonie i wyszedł.
-Ale jestem głodna!-zatarłam ręce i rzuciłam na croissanta.
-Żarłoku!-Jared wyleciał z łazienki w czarnej spódniczce, jak zwykle wyciętej po bokach bluzce, katanie i nałożonym jeszcze na to niebieskim swetrze.
-Jak ty się czasem ubierzesz, to aż człowieka żal ściska -powiedziałam z pełną buzią.  Wyglądał jak kompletny idiota, nic z tych rzeczy co miał na sobie do siebie nie pasowało.
-I kto to mówi-pokazał mi język i porwał owocową sałatkę.
-Mógłbyś zacząć coś jeść, wyglądasz jak jakiś wieszak. Chcesz zniknąć?
-Czy wszyscy muszą komentować moją wagę?!-jęknął, wpychając do buzi kawałek arbuza.
-Za niedługo nie będzie czego komentować.
-Proszę cię... od końca trasy utyłem już 5 kilo.
-Wow. Normalnie szok- udałam, że nie mogę opanować zdziwienia.
-To jest bardzo dużo.
-Yhm. Oczywiście, ja nie wiem czym ty myślisz.
-Zgadnij-powiedział tonem, który mógł oznaczać tylko jedno.
-Bleeee...-udałam, że wkładam sobie palec do gardła.
-No dobra, więc się szykujemy- odstawił miskę i odszedł od stołu.
-Halo, halo!-krzyknęłam za nim machając rękoma- nie ma mowy, że przymnie będziesz tak jadł. Tosty -wskazałam głową na talerz.
-Żartujesz sobie ze mnie, tak?-zatrzymał się i patrzył na mnie kpiąco z lekkim uśmiechem.
-A czy wyglądam jakbym żartowała?-nie uzyskałam odpowiedzi- No właśnie. Jedz.
-Zjadłem.
-Miska owoców! Też coś!-zrobiłam wielkie oczy.
-Najadłem się i to jest ważne.
-Ale to zginie w tobie. Zjedz coś co ma kalorie. Siadaj i jedz.
-Nie chcę.
-W takim razie nie będę ci dzisiaj towarzyszyć -odwróciłam się w drugą stronę i powróciłam do jedzenia.
-Szantaż?-oparł ręce o stół i spojrzał mi w oczy.
-Tak, jeśli dzięki temu chodź trochę będziesz lepiej wyglądał.-przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, wreszcie Jared westchnął, usiadł i zjadł jednego tosta.
-Zadowolona?-spytał strzepując z siebie okruszki.
-Powiedzmy. Jeszcze przed tobą obiad, deser i kolacja.
-Zamierzasz mnie utuczyć?
-To właśnie zamierzam. Tutaj w Paryżu na pewno cI nie odpuszczę.-naprawdę nie zamierzałam mu odpuszczać. Wyglądał koszmarnie, z jego twarzy zostały praktycznie tylko wyłupiaste oczy i malutki nosek, nogi miał jak niejedna modelka i można by go złamać w pół. Oglądałam jego starsze zdjęcia i wyglądał na nich o wiele bardziej korzystnie. Wstał od stołu i stanął nad walizką.
-Co?-podeszłam do niego i założyłam ręce.
-Nie wiem jakie buty ubrać...
-No szpilek bym nie polecała.
-Ha ha -zaśmiał się ironicznie- Eee tam-wsunął nogi w kapcie- Idziemy-wyminął mnie, a ja stałam jak słup.
-Słu-słucham?
-Idziemy już, nie?
-Czy ty zamierzasz iść w tych kapciach?
-A co w nich złego?
-A to, że są kapciami, a nas czeka spacer po Paryżu.
-Iiii?
-I normalni ludzie nie latają po Paryżu w kapciach.
-Ja w nich chodzę często.
-Nie przy mnie.-pokiwałam mu palcem.
-Kobieto...jakie ty masz problemy-odchylił głowę do tyłu licząc do 10.
-Lepiej licz do 30, bo ja na pewno nie wyjdę z tobą w tych kapciach i już nie chodzi oto, że wyglądasz jak idiota. Po prostu zgubisz je gdy będziemy chodzić.
-Nie odpuścisz?
-Nie.
-Matko kochana...-podszedł do walizki i wyciągnął z niej czarne glany-tak lepiej?
-O wiele lepiej, chodźmy szybciej.-popchnęłam go przed siebie.

4 komentarze:

  1. Witaj! Wstałam sobie dzisiaj rano, wchodzę na Twojego bloga i widzę nową notkę. Dzień zaczyna się bardzo miło. Rozdział jest świetny. Postawa Jareda wobec Alexa trochę mnie niepokoiła na początku, ale potem było już tylko lepiej. Nie jestem jakoś szczerze przekonana co do postaci dziecka Jareda. Nie wiem dlaczego, ale w ogóle mi tu nie pasuje. Oczywiście to Twoje opowiadanie i chcę je czytać do końca. To tylko moja skromna opinia. Bardzo fajnie byłoby przeczytać o zakochanej Ninie. Z cierpliwością czekam na rozwinięcie się sytuacji pomiędzy dwójką głównych bohaterów (mam nadzieję, że między nimi). Rozpisałam się :D
    Cieplutko pozdrawiam i niecierpliwie (jak zwykle z resztą) czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ajj, znowu mam zaległości.. ale nadrobię :D ukazała się dziewiątka na forget-about-the-past.blogspot.com/ zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze WOW. Duże łoł, Jared ojcem?!?! Końcówka poprzedniego rozdziału, owszem, zdziwiła mnie. Nie wiedziałam do czego pijesz,ale teraz?! Nie mogę uwierzyć, że Jared ma 9-letniego syna... Naprawdę mnie zaskoczyłaś. No i oczywiście ślicznie, pięknie ułożyło się z tym wyjazdem Niny, że pojechali do Paryża razem. A scena z marudzącym Jaredem, który nie chce jeść - rewelacyjna! Noo, czekam na więcej, niecierpliiiwie. Pisz i dodawaj kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Twój blog łamie drugi podpunkt regulaminu spisu. Jeśli chcesz nadal do niego należeć, proszę o dodanie marsowych historii do linków.

    OdpowiedzUsuń