poniedziałek, 27 lutego 2012

Rozdział 4 - What means to you, what means to me, and we will meet again?



-Właśnie widzę jakie to są gwiazdy... Spóźnienie musi być. W ogóle nie szanują swoich fanów.-narzekałam, gdy drugi z zespołów zszedł ze sceny jakieś 40 minut temu, a główne gwiazdy wciąż nie raczyły się pojawić. Technicy zawiesili wielka płachtę uniemożliwiając nam widok -niech nam jeszcze dadzą nauszniki.
-Przestań zrzędzić! W domu Cie uduszę!-wydarła się Michelle. Nagle zaczęła grać muzyka. Wszyscy zaczęli wrzeszczeć, skakać i aby nie zostać staranowana musiałam robić to samo. Kiedy wokalista zaczął śpiewać i pojawił się jego cień wrzaski były jeszcze głośniejsze, a gdy opadła kurtyna nie marzyłam o niczym innym tylko ciszy. Ujrzałam wokalistę i mnie zamurowało. Nie chciałam wyciągać pochopnych wniosków, bo z powodu krzyków i migających świateł mój mózg mógł wysyłać błędne sygnały. 'Może to tylko podobny facet. Przecież jest mnóstwo podobnych ludzi'. Postanowiłam przestać przejmować się wokalistą i skupić na muzyce. Koncert trwał ponad godzinę. Następnie zostaliśmy wzięci na scenę na ostatnią piosenkę i skierowani do jednego z pomieszczeń. Mieliśmy ustawić się w kółku i czekać na pojawienie gwiazd. Gdy muzycy weszli do pokoju zamurowało mnie po raz kolejny. Wcześniej się nie myliłam. Wokalista był tym mężczyzną, którego spotkałam miesiąc temu i spędziłam noc. Minę miał taką samą jak wtedy, gdy go spotkałam. Zaczęłam przystępować nerwowo z nogi na nogę i miałam ochotę jak najszybciej stąd wyjść. 


 
Jared

-Może zechce jego mość w końcu udać się do fanów?-podszedł do mnie Shannon.
-Spadaj. Dajcie mi w końcu spokój.-warknąłem.
-Fani czekają. Nie zapominaj, że to koncert charytatywny.-powiedział i podszedł do Tomo. Nie miałem najmniejszej chęci do nich iść. Wszystko dzisiaj mnie denerwowało. Cieszyłem się koncertem, a ta jak zwykle musiała to popsuć. Wstałem z fotela i ruszyłem z chłopakami do sali, gdzie byli fani, których obecność mnie dzisiaj irytowała. Weszliśmy do sali i zaczęły się piski, płacz. 'Boże... Chyba nigdy nie zrozumiem tych dzieci'
-Uśmiechnij się.-Shannon nachylił mi się do ucha.
-Hej! Miło znowu widzieć Was wszystkich! Stęskniliście się za nami, bo my za Wami bardzo!-sytuacje uratował Tomo. Nie marnując czasu podszedłem do pierwszych dziewczyn z brzegu.
-Świetny koncert! Byliście niesamowici! Podziwiam Was za oddanie dla Echelonu!-zaczęła paplać jak najęta.
-To wszystko dla Was.-powiedziałem z uśmiechem i podpisałem jej płytę. Przez tyle lat nauczyłem się doskonale kłamać i mój talent aktorski niezwykle się przydawał. Podchodziłem od osoby do osoby, nie mogąc się doczekać, aż znajdę się w jakimś barze.
-Zostaniesz ojcem mojego dziecka?!-pisnęła jedna tleniona blondynka ze łzami w oczach.
-Wtedy to byłoby nasze dziecko.-puściłem jej oczko i poszedłem dalej.
-Świetny koncert, Panie Leto!-powiedziała jedna seksowna, wysoka brunetka.-w końcu załapałam się na Wasz koncert w LA.-podała mi płytę.
-Może teraz będzie na to więcej okazji.-wymusiłem się na uśmiech i wyciągnąłem rękę w stronę dziewczyny stojącej koło niej, jednak nic mi nie podała. Podniosłem wzrok i okazała się być ona szczupłą blondynka. Skądś skojarzyłem jej oczy, ale teraz raczej skupiłem się na jej grobowej minie i założonych rękach.
-Chcesz autograf?-spytałem się jej jak idiota.
-Nie mam nic.-odpowiedziała. 'Może nawet i lepiej. O jedną mniej.'
-Jak to nie masz?!-wrzasnęła dziewczyna, której wcześniej dawałem autograf -dawaj brzuch -jednym ruchem odsłoniła blondynce brzuch, a po tamtej było widać, ze zaraz ją zabije. 'Z takim ciałkiem mogę zrobić wszystko' pomyślałem i nachyliłem się nad nią. Spojrzałem na jej tatuaż i mnie zamurowało. Przedstawiał pól aniołka, pól diabełka trzymającego krzyż. Był dość specyficznie wykonany, dlatego wiedziałem, że nie mogę się mylić. Spojrzałem jeszcze raz w jej oczy. Nerwowo przygryzała wargę, a gdy nasze spojrzenia się spotkały szybko odwróciła wzrok.
-Podpisujemy się na brzuchu? Będzie tatuaż?-z zamyślenia wyrwał mnie głos dochodzącego brata.
-Tatuowanie takich rzeczy, to debilstwo.-powiedziała blondynka i wtedy byłem już pewien, że to ona. Jak w transie poszedłem dalej, ale wciąż patrzyłem w jej stronę. Zaczęliśmy robić zdjęcia i nie moglem się doczekać, aż przyjdzie czas na nią. Było widać, że nie ma na to ochoty, ale jej przyjaciółki zmusiły ją siłą. Ustawiła się jak najdalej mnie i nawet na mnie nie spojrzała. Ludzie zaczęli pomału wychodzić i coś mnie podkusiło. Podszedłem do niej.
-Przepraszam...-zacząłem, odwróciła się w moja stronę i czekała, a ja nie wiedziałem co właściwie chciałem zrobić -wydawało mi się, że skądś Cię znam, przepraszam -wydukałem całkowicie zmieszany. 'Czasem się po prostu zamknij'
-Szukałeś pokoju -powiedziała, widząc zaskoczone spojrzenia koleżanek szybko dodała -to znaczy, w redakcji... Jakiś miesiąc temu.
-A tak... Po prostu...
-Jared!-usłyszałem zdyszany głos Katharine.



Nina.

-A tak po prostu...-zaczął nieźle zmieszany, ale przerwała mu blondynka biegnąca w jego stronę.
-Jared.-szepnęła i stanęła naprzeciwko niego ignorując innych.
-Eee... Poznaj...-odwrócił się w nasza stronę.
-Nina, Michelle, Sara i Ann.-A nas przedstawiła.
-A to jest Katharina.-wskazał na blondynkę, która mi się przypatrywała.
-Czy my się nie znamy?-spytała.
-Nie sądzę...-zaczęłam nieśmiało a niejaki Jared cały pobladł.
-Już wiem!-klasnęła w dłonie -jesteś kuzynka Samary!
-A no tak... jesteś tą Katherine.-uśmiechnęłam się do dziewczyny -przepraszam, ale Cię nie poznałam.
-Nie ma sprawy. Nie widziałyśmy się od jakiś 4 lat.
-Chyba tak jakoś będzie -z tego co pamiętam widziałyśmy się ostatnio na urodzinach mojej kuzynki, a przyjaciółki Katharine -Samary. Widziałyśmy się kilka razy, ale nigdy nie wchodziłam w jakieś bardziej zażyłe relacje z nią. Szczerze mówiąc za nią wtedy nie przepadałam. Ciągle gadały o jakiś pokazach mody i facetach, co w tamtym okresie zupełnie mnie nie obchodziło.
-Naprawdę się ciesze, że Cię widzę! Kilka razy pytałam się Samary co tam u Ciebie i planowałyśmy nawet wspólne spotkanie, ale zawsze coś wypadało.
-Chłopaki! Musimy się zwijać.-krzyknęła niska brunetka.
-Przepraszam.-Katharina odwróciła się do tyłu -słuchaj!-złapała mnie za rękę -teraz nie pogadamy, ale może wpadniecie jutro na imprezę?
-Jutro niestety muszę pracować...-powiedziałam spoglądając na bruneta, który cały czas bacznie mi się przyglądał.
-Nina! Masz wolne i zrobisz prace kiedy indziej.-Michelle uszczypnęła mnie w rękę.
-No w takim razie będę na Was czekać!-ucieszyła się -wreszcie sobie pogadamy, tutaj masz adres -wyciągnęła w moja stronę karteczkę.
-Na pewno się pojawimy!-Ann pomachała im na pożegnanie i wyszłyśmy.
-AAA!-usłyszałam jeden wielki pisk dziewczyn.
-Nie chce nic słyszeć. Zamknąć się i nie zadawać pytań.-wyciągnęłam ręce w obronnym geście i machnęłam na taksówkę.
-Co ty robisz?-zdziwiła się S.
-Jadę do Daniela. Nie mam ochoty słuchać Waszej ekscytacji.


2 komentarze:

  1. mmmmrrrrrrrr brzuszek, ja tam bym wszystko dała. michelle to szmata i debil *.* wyrzuć ją stąd. Jesteś genialną pisarką więc zastanawiam się nad stworzeniem ci fanclubu. Czekam na reszte!!!!! To ci dodam ociekające słitem komentarze ktore wyglądają jak kuńskie łajno. Jezu, gorzej mi to spieprzam. Heloł bejbe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, podoa mi się :3 Pomysł z koncertem gdzieś już kiedyś był, ale poza tym jest fajnie. Polubiłam bohaterów.
    I jeżeli mogłabyś, to informuj mnie o nowych rozdziałach na www.the-believer.blog.onet.pl (:
    z góry dzięki.
    pozdrawiam : *

    OdpowiedzUsuń