-Ooo!
Zatrzymaj się w Starbucksie!-krzyknęłam, gdy jadąc samochodem do
sklepu meblowego ujrzałam logo właśnie tej kawiarni.
-Zajedziemy
po zakupach -powiedział Shannon.
-Zajeedź!
Proszę! Potrzebuje kofeiny!-zrobiłam słodkie oczka.
-O
Matko Boska...-pokręcił głową, ale zjechał na parking -masz pięć
minut.-zagroził mi palcem.
-Robi
się!-wyskoczyłam z samochodu o mało co nie zabijając się i
wleciałam do kawiarni. Kupiłam nam po kawie, mufince, sałatce
owocowej i ciasteczka korzenne dosłownie błagały mnie, żebym je
wzięła, wiec nie mogłam im odmówić. Tak obładowana
wróciłam do samochodu. Cudem otworzyłam drzwi, a Shann od
razu przejął moje zakupy.
-Więcej
się tego nie dało kupić?-spojrzał na mnie spod byka z lekkim
uśmiechem.
-A
jasne, że dało -pokazałam mu język -ale zostawiam miejsce na
później -zaśmiałam się i rzuciłam na muffinke.
-Za
niedługo będziesz potrzebowała dźwigu, żeby wyciągnęli cię z
domu -zmroziłam go spojrzeniem, bo akurat miałam pełną buzie, a
on otworzył sałatkę.
-Nie
mieli czegoś z mięsem?-jęknął.
-Ja
ci zaraz dam z mięsem. Każda potrawa nie wymaga dodatku mięsa -
otworzyłam sałatkę i wsadziłam do buzi cały kawałek arbuza.
-Ale
ja je muszę jeść.
-To
jedz, ale nie 24h na dobę.
-Ehh...
Ty przynajmniej nie rzucasz się tak jak Jared.
-Źle
dla nikogo nie chce, ale to jest już twój wybór, nie?
-No
mój, mój. Dobra, jedziemy- oddal mi pozostała część
zakupów i ruszyliśmy w dalsza drogę.
-Shannon!-krzyknęłam
za idącym przede mną perkusista.
-Hmm?-cofnął
się w moja stronę.
-Zobacz
jakie słodkie!-wskazałam ręką na dział z dziecięcymi meblami.
-Chcesz
mieć dziecko?-otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
-Tak!-pisnęłam
-tak ogólnie to jeśli zeszliśmy na ten temat, tylko proszę
nie denerwuj się- położyłam mu dłoń na klatce piersiowej, a on
dokładnie mi się przypatrywał -Jakiś czas temu odstawiłam
tabletki, chodzę do lekarza, a wczoraj miałam dni płodne, wiec na
70% będziemy mieć dzidziusia!-dokończyłam uradowana, a Shannon
zastygł w bezruchu. Przestał nawet oddychać.
-Jaja
sobie ze mnie robisz?-wykrztusił po chwili, a jego twarz zmieniła
kolor na biały.
-Myślisz,
że z czymś tak ważnym dla mnie bym żartowała?-spojrzałam na
niego z wyrzutem.
-No
nie wiem...
-Dobrze,
że kupiłeś teraz większy dom!
-O
kurwa -opadł ciężko na kanapę i złapał się za głowę
-dziecko. Kurwa... Eee... No... Zawsze... Nie... O Matko Boska.-jąkał
się, a na jego czole pojawiły się krople potu. Wyglądał jakby
zaraz miał dostać zawalu.
-Żartuje
idioto!-nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem- Nie mogę
uwierzyć, że uwierzyłeś!-pokładałam się ze śmiechu na kanapie
koło niego.
-Żarty
się Ciebie naprawdę trzymają!-złapał mnie w pasie i zaczął
łaskotać, lecz po chwili przestał.
-Więcej
sobie tak ze mnie nie żartuj, bo będziesz odwiedzała mnie, starego
dziadka w szpitalu.-zagroził mi palcem.
-Musiałbyś
widzieć swoją minę.-szturchnęłam go łokciem podnosząc się do
pozycji siedzącej.- Chodziło mi o tego misia.- kiwnęłam głowę w
stronę szafki, na której siedział wielki słoń.
-I
może mam ci go kupić?-żachnął się, a ja wygięłam ustaw w
podkówkę -Nie ma mowy. Idziemy.-wstał na równe nogi,
ciągnąc mnie za sobą.
Chodziliśmy
między łóżkami sypialnianymi na żadne nie mogąc się
zdecydować.
-A
to?-wskazał na jedno z łóżek.
-Nie...-skrzywiłam
się.-nie będzie pasować.
-A
to?-wskazał na wielkie łóżko z prostą ramą z jasnego
drewna.
-To
jest ok.-wzniosłam kciuki do góry.
-Czas
na test!-Shannon rzucił się na nie i poklepał miejsce koło
siebie. Wylądowałam koło niego, a nasze głowy praktycznie się
stykały.
-Hmm...miękkie...-mruknęłam
lekko podskakując.
-Yhm...wystarczająco
miękkie.-zgodził się patrząc w moją stronę i unosząc brwi.
-Ależ
cóż to za dwuznaczność?
-Jaka
dwuznaczność?-udał zdziwionego- Przecież to normalne zdanie.
-I
tak przydatkiem uniosłeś brwi?
-A
tak sobie...-wzruszył ramionami- Tak sobie próbuję zaciągnąć
cię do łóżka.
-Ale
my już leżymy na łóżku, panie spostrzegawczy.-spojrzałam
na niego spod byka.
-Ale
mi nie chodzi o łóżko w sklepie meblowym.-znowu ten brudny
wyraz twarzy.
-To
mnie zgasiło, a zarazem rozpaliło...-powiedziałam ciszej,
dyskretnie przejeżdżając stopą po jego łydce.
-Wiesz...
czuję, że powinniśmy się zbierać...-mruknął- bierzemy to łóżko
i jedziemy do mnie.
Shannon
Kupiliśmy
wszystko co mieliśmy kupić, zapakowaliśmy do bagażnika i udaliśmy
w stronę mojego domu.
-Zatrzymaj
samochód.-powiedziała Nina w pewnym momencie.
-Co?-rozejrzałem
się po bokach, jechaliśmy jedną z bocznych ulic LA.
-Zatrzymaj
samochód.-powtórzyła.
-Po
co?
-Zatrzymaj.
-Chcę
się jak najszybciej znaleźć w łóżku.
-Zatrzymaj!-krzyknęła.
Bez zbędnego już gadania wykonałem jej polecenie, a ona zaczęła
przechodzić na tylne siedzenie i pociągnęła mnie za rękę.
-Co
ty robisz?-spytałem nieźle zdziwiony.
-Łóżko
nam niepotrzebne.-przygryzła zalotnie dolną wargę i posłała w
moją stronę seksowne spojrzenie. Wykonałem jej polecenie, a ona
popchnęła mnie na siedzenie siadając na mnie okrakiem i łapczywie
wbijając się w moje usta. Przyciągnąłem ją bliżej do siebie i
podwijając do góry bluzkę, zacząłem jeździć po jej
plecach. Kiedy przejechałem wzdłuż talii cicho zamruczała i
przygryzła moją dolną wargę. Wciąż ją całując odnalazłem
zapięcie jej spodni i lekko je z niej zsunąłem, ona w tym czasie
ze mnie zeszła i pozbyła się mojej dolnej części odzieży.
-Dobrze,
że masz duże auto -mruknęła seksownie, przybliżyłem się w jej
stronę i łapiąc za biodra z powrotem na sobie posadziłem.
Przejechałem ręką w okolic jej uda na co lekko zadrżała, ona w
tym czasie jedną ręką objęła mnie za szyje, a drugą jeździła
po moim torsie. Przyjemnie pachniała i wszędzie naokoło mnie
unosił się zapach jej perfum i owocowego szamponu do włosów.
Przejechałem językiem po jej wardze chcąc posmakować jej smaku
-mruknąłem wyczuwając malinę, a ona zaczęła całować mnie po
szyi. Czując, że zaraz nie wytrzymam uniosłem ją lekko i
delikatnie zsunąłem brązowe figi, jednym zdecydowanym ruchem w nią
wszedłem, a ona wtedy na chwilę wstrzymała oddech. Zaczęliśmy
się coraz szybciej poruszać, całowałem ją po dekolcie, a nasze
oddechy stawały się coraz płytsze. Kiedy czułem, że zaraz
dojdziemy przyśpieszyłem, a po chwili Nina opadła koło mnie
ciężko oddychając. Serce waliło mi jak oszalałe. Oparła głowę
o moje ramię i obydwoje staraliśmy uspokoić swoje oddechy.
-A
teraz co?-spytałem po jakiś 5 minutach ciszy.
-Teraz
pojedziemy coś zjeść.-zaśmiała się i pocałowała przelotnie w
usta. Założyliśmy swoje ubrania i po chwili znowu jechaliśmy.
-Więc
na co masz ochotę?-spytałem.
-Hmm...-mruknęła,przeglądając
się w lusterku i poprawiając włosy.- Jakaś dobra sałatka
wystarczy, ale musi na pewno być cholernie dobry sok!-uśmiechnęła
się.
-No
więc wiem gdzie się udać.-puściłem jej oczko i skręciłem w
lewo. Zaparkowałem samochód i spokojnym krokiem ruszyliśmy w
stronę restauracji rozmawiając o naszych ulubionych miejscach.
-New
York...-mruknąłem -dlaczego się z niego wyprowadziłaś?-okręciła
się wokoło własnej osi i szła tyłem patrząc mi w oczy.
-Tutaj
jest zdecydowanie cieplej.-zaśmiała się i odgarnęła z twarzy
włosy.- Nie ukrywam, że jest wspaniały, ale nie dla mnie. W LA
czuję się jak w domu. Jest tutaj przytulniej. - wzruszyła
ramionami i zrównała się krokiem ze mną - Gdyby nie LA
gdzie byś mieszkał?
-Sądzę,
że byłby to Meksyk... Ale nie czuję potrzeby wyprowadzania się
stąd. Byłem w wielu miejscach i każde z nich ma w sobie coś
innego, ale to tutaj wszystko się zaczęło... W LA czuję się jak
w domu.-zacytowałem ją i lekko się uśmiechnęła.
-Paryż...-mruknęła.
-Magiczne
miasto. Zwłaszcza nocą, ale dla mnie przereklamowane. Jared za nim
szaleje, a ja po prostu lubię.
-To
jedno z moich ulubionych miast. W sumie sądzę, że tam też
mogłabym mieszkać.
-Londyn.-powiedzieliśmy
jednocześnie i się zaśmialiśmy.- Mów.
-Hmm...
piękne miasto... ale...
-Zbyt
deszczowe.
-Oo
tak... ii...
-Nie
lubię brytyjskiego akcentu.
-Właśnie
miałam to powiedzieć.-pokazała mi język.
-Jesteśmy.-zatrzymaliśmy
się przed niedużą restauracją.
-Usiądziemy
na zewnątrz?-spytała.
-Jasne.-odsunąłem
jej krzesło i usiadłem naprzeciwko. Kelner przyniósł karty,
po chwili powrócił by przyjąć zamówienie.
-Dla
mnie sałatkę nicejską i sok z mango...-powiedziała.
-Dla
mnie spaghetti bolońskie i sok ananasowy.
-Jesteś
pewna, że to ci wystarczy?-spojrzałem na nią niepewnie, gdy kelner
odszedł.
-Tak,
jestem pewna.-ukazała rząd swoich białych ząbków.
-Zaniedbujesz
się. Jeszcze kilka razy tak zrobisz i twój plan nie
wchodzenia w drzwi zostanie tylko odległym marzeniem.
-Nie
musisz się martwić, zamierzam dzisiaj zjeść jeszcze wielką
porcję lodów.
-Ja
naprawdę nie wiem jak ty to robisz, że jedząc tyle tak
wyglądasz.-przejechałem spojrzeniem po jej nogach, a ta przygryzła
dolną wargę i zbliżyła się w moją stronę.
-Chcesz
znać tajemnicę?-powiedziała ciszej.
-Chcę.-nakazała
mi palcem się przysunąć, więc to zrobiłem.
-Dużo,
dużo seksu.-szepnęła mi do ucha. Odsunąłem się od niej z
łobuzerskim uśmieszkiem.
-Tak...
Słyszałem o tej diecie.
-Doprawdy?-uniosła
brwi, zamaczając usta w w soku.
-Od
Jareda.
-Shannon!-usłyszałem
w oddali swoje imię i już myślałem, że to jakiś fan albo
paparazzi, kiedy moim oczom ukazał się Evan.
-Hej
stary!-przybiliśmy po przyjacielsku piątkę.
-Nina
poznaj, to jest mój przyjaciel Evan, Evan Nina.-odwróciłem
się w stronę blondynki, która podała sobie na przywitanie
rękę.
-Dawno
się nie widzieliśmy.-powiedział.
-Miałem
trochę zamieszania z urządzaniem domu.
-No
właśnie! Imprezka się szykuje!-wyszczerzył się klepiąc mnie w
ramię.
-Lecz
chyba oszalałeś, że was zaproszę. Dopiero co urządziłem ten
dom, więc chcę aby przetrwał...
-Siadaj
z nami.-odezwała się Nina wskazując na wolne krzesło.
-Nie,
nie.-uśmiechnął się do niej.- Nie będę wam przeszkadzał,
chciałem się tylko przywitać.
-Nie
będziesz w niczym przeszkadzał.- dodała, a widząc jego spojrzenie
do mnie w stylu 'sorki za przerwanie randki' dodała -To żadna
randka.- spojrzała na niego spod byka.
-Nie?-popatrzył
na mnie powstrzymując się od uśmiechu i unosząc brwi.
-Nie.
Jesteśmy przyjaciółmi.- wskazałem mu miejsce, więc usiadł.
-Jesteś
z LA?-zwrócił się do Niny - Spędziłem z chłopakami trochę
czasu i nigdy nie mieliśmy okazji się poznać.
-Tak,
ale znamy się niedługo.-wyjaśniła.-a ty?
-Ja
też tutaj mieszkam, a z Shann'em już jakiś czas się znam...
-Evan
był z nami w trasie. Najlepszy opiekun mojego maleństwa jakiego
można sobie wymarzyć.-zaśmiałem się.
-To
cały ja.-ukłonił się.
-Ooo
proszę. Co chwilę poznaję kogoś z zespołu.-zaśmiała się.
-Ja
byłem tylko Mars Crew.
-Nie
tylko!-przerwałem mu raptownie -dobrze wiesz, że Mars Crew to
rodzina.-pogroziłem mu palcem -i zespół.
-Tak,
tak.-ułożył ręce w przepraszającym geście.-ale Jared'em Leto to
ja nie jestem.-zaśmialiśmy się na jego ostatnie słowa.
-Kontaktowałeś
się ostatnio z Braxtonkiem?-spytałem.
-Taa...-przewrócił
oczyma -znowu na Hawajach się wygrzewa, ale w tym tygodniu wpada no
i oczywiście robimy wielki napad na Jareda i jego lodówkę.
Chociaż... teraz mamy o jedną lodówkę więcej do wyżerania.
-Masz
coś konkretnego na myśli?-spytałem udając, że nie wiem o co
chodzi.
-Tak,
chodziło mi o lodówkę Niny.-odwrócił się w stronę
blondynki, która wyciągnęła ręce jakby chciała się
obronić.
-O
nie, nie! Nie wpuszczę nigdy was wszystkich do domu!
-Spokojnie,
sami wejdziemy.-pokazałem jej język.
-Jak
chcecie.-wzruszyła ramionami.- W domu jest kilka wygłodniałych
fangirlsów, więc żeby nie było, że nie ostrzegałam.
-Wygłodniałe
mówisz?-mruknął Evan - Nie mam nic przeciwko.-dodał szybko
się uśmiechając.
-Ty
mój drogi nie zapominaj, że zacząłeś spotykać się z
Anabelle!-pogroziłem mu -no chyba, że o czymś nie wiem.-spojrzałem
na niego spod byka.
-Wszystko
jest w porządku.-powiedział się uśmiechając, ale spędziłem z
nim mnóstwo czasu w trasie i potrafiłem stwierdzić, że sam
chciałby w to wierzyć.
-Jak
coś to do mnie wal.-klepnąłem go w ramię.
-Jasne.Hmmm...-podparł
się o brodę i wlepił spojrzenie w Ninę.- Mówisz, że to
nie jest randka?
-No
nie jest.-odpowiedziała delikatnie się uśmiechając i sącząc
sok.
-Więc
może zrobimy z tego randkę?-uniósł jedną brew.
-Hmm...
to w takim razie nie będę wam przeszkadzać.-odstawiła szklankę i
uniosła do góry.
-Ej,
ej.-położył dłoń na jej dłoni.-to raczej Shannon niech
idzie.-machnął głową w moją stronę.
-A
czy ja przypadkiem nie słyszałam o jakiejś Anabelle?-usiadła na
miejsce i zaśmiała.
-No
trudno.-wykrzywił się teatralnie i wszyscy wybuchnęliśmy
śmiechem.
Nina
Jechaliśmy
z Shannon'em w ciszy w stronę mojego domu. Spędziliśmy dwie
godziny na przechadzaniu się ulicami z Evan'em i rozmawianiu o
głupotach.
-Fajnie,
że macie takie stosunki między sobą w zespole.-przerwałam ciszę.
-Tak...-mruknął
i uśmiechnął pod nosem.- Zaprzyjaźniliśmy się przez ten czas i
cenię sobie tych ludzi.
-Cały
czas mnie zadziwiacie...-zaśmiałam się cicho.- Mówicie o
tym wszystkim w taki sposób...
-Może
pojedziesz z nami w trasę i zobaczysz jak to jest?
-Oczywiście...
już biegnę się pakować.
-Dlaczego
nie?
-Bo
mam pracę?
-Pracuś.
Zupełnie jak Jared.
-Niektórzy
ludzie są po prostu odpowiedzialni.-uderzył mnie w ramię.
-Niektórzy
ludzie cenią sobie zabawę.
-Niektórzy
ludzie nie mogą sobie na nią pozwolić, bo pieniądze z nieba nie
spadają.
-Dobra,
dobra... poddaje się.-uniósł ręce do góry.
-Ty
lepiej kieruj, a nie głupotami się zajmujesz!-skarciłam go.
-Kiedy
nie mogę się skupić..-przeniósł ręce na kierownicę, ale
za to wzrok na moje piersi.
-Na
drogę patrz!-położyłam mu dłoń na poliku i odepchnęłam.
-Ale
mam tutaj ciekawsze widoki...
-Będziesz
miał ciekawsze widoki z góry...
-Skąd
wiesz, że pójdę do nieba?
-Chciałbyś
być niegrzecznym chłopcem, ale cię zawiodę -nie jesteś nim i do
piekła nie pójdziesz.
-Skąd
wiesz, że nie jestem niegrzecznym chłopcem?
-Potrafię
się tego domyślić.
-Potrafisz?-jedną
dłoń przeniósł na moje udo i jechał coraz wyżej.
-Yhm...-mruknęłam
próbując zignorować jego dotyk.
-Jesteś
aż tak domyślna?-dotarł ręką do mojego krocza. Co chwilę
odrywał wzrok od drogi, aby spojrzeć gdzie znajduje się jego ręka.
Mimowolnie rozsunęłam nogi, a on zaczął pieścić moją
łechtaczkę przez materiał. Zatrzymał się na czerwonym świetle i
wsunął palce pod figi. Po chwili przeszedł mnie dreszcz, a Shannon
wjechał w ulicę, na której mieszkałam.
-To
i tak nie zmieniło mojej opinii.
-Jak
uważasz.-zatrzymał się pod moim domem. Złapałam klamkę, ale się
zawahałam. Wzięłam głęboki wdech.
-Shannon.
-Nina.-powiedzieliśmy
jednocześnie i zaśmialiśmy.
-Mów
pierwsza.
-No
więc... To..
-..to
co ostatnio się między nami wydarzyło...
-...nie
chciałabym...
-..żeby
na czymkolwiek zaważyło...
-...sądzę,
że żadne z nas...
-...nie
szuka niepotrzebnych...
-...zobowiązań,
problemów...
-...płaczu...
-...żalu...
-...nie
szuka związku.
-Dokładnie
- spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy śmiać - Oglądałeś film
'to tylko seks'?
-Z
Timberlakem i Kunis?
-Dokładnie
ten.-przytaknęłam głową.
-Oglądałem.
-No
właśnie o coś takiego mi chodzi.-powiedziałam zadowolona, a on
zmarszczył brwi.
-Oglądałaś
ten film cały?
-Niee...-pokręciłam
głową wyginając dolną wargę.
-No
to sądze, że powinnaś obejrzeć.
-Typowe
zakończenie?-skrzywiłam się.
-Typowe.-rozczochrał
moje włosy.
-Ale
wiemy o co chodzi nam, tak?-spojrzałam na niego niepewnie.
-Wiemy.
To tylko seks.
-To
tylko seks.-powtórzyłam i nacisnęłam klamkę.
-Do
zobaczenia.-pomachał mi na pożegnanie.
-See
you soon.-zatrzasnęłam drzwi i spojrzałam za odjeżdżającym
samochodem. Opatuliłam się ramionami kiedy mocniej zawiał wiatr.
Po drugiej stronie ulicy zobaczyłam sąsiadkę wysiadającą z
samochodu i posłałam jej ciepły uśmiech. Wtedy rozległ się
dźwięk mojego telefonu. Wygrzebałam go z torebki i w ostatniej
chwili odebrałam.
-Czy
ty jeszcze pamiętasz o rodzinie?-usłyszałam głos swojej
rodzicielki.
-Hej
mamuś.-mruknęłam ciesząc się, że słyszę jej głos i
przysiadłam na trawie przed domem.
-Teraz
to mamuś, a sama nawet nie zadzwonisz.
-Mam
bardzo dużo pracy.
-Nie
przemęczasz się za bardzo?-usłyszałam troskę w jej głosie
przemieszaną ze strachem.
-Skądże.
Taką mam już pracę.
-Kochanie...
za dużo na siebie bierzesz.
-Nie
biorę za wiele. Nic nie poradzę, że mam takiego szefa.
-Możesz
przyjechać do NY i pracować..
-Tak
wiem.-przerwałam jej trochę zbyt ostro.
-Nie
chcę, żebyś...
-Mamo!
Błagam cię... wiesz, że nie chcę rozmawiać na takie tematy.
-Nie
uciekniesz...
-Nie
ucieknę od tego?-spytałam i poczułam, że cała się najeżam- A
co jeśli chcę od tego uciec? Jeśli powinnam od tego uciec? Chyba
oto w tym chodzi?
-Tak,
ale jeśli znowu...
-Jeśli
znowu co?! Nie chcę tego słuchać!
-Nina...
-Możemy
porozmawiać na inny temat?
-Ale...
-Możemy?-spytałam
zgrzytając zębami i wyrywając trawę pod moimi palcami.
-Dobrze...
-Więc
co u taty?
-Dobrze...
planujemy odpocząć i wybrać się do Włoch. Wypytuje się co
chwilę o swoją córeczkę.- Wypuściłam z ulgą powietrze z
płuc, że udało zmienić mi się temat i spojrzałam w niebo.
Niestety tu gdzie mieszkałyśmy gwiazdy nie były tak wyraźne.
Kiedyś gdy byłam... pod odwyku... przełknęłam ślinę na to
wspomnienie, wyjechałam do rodziny na wieś i godzinami leżałam na
trawie wpatrując się w nie. Nie potrzebowałam niczego więcej...
błoga cisza i spokój... oraz piękne gwieździste niebo.
Zamknęłam oczy przywołując to wspomnienie.
-Nina,
Nina? Słuchasz mnie?-z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy.
-Tak,
tak.
-Więc
co mówiłam?
-Eee...
-Pytałam
się czy nie wybierzesz się może ze mną i tatą do Włoch?
-To
nie jest dobry pomysł. Byłam ostatnio w Paryżu.
-A
propos... czy mi się wydawało, czy widziałam cię na okładce
jednego z plotkarskich magazynów?-spytała podejrzliwie.
-A
co widziałaś?-spytałam niezbyt chętnie.
-Ciebie
z jakim mężczyzną... jak mu było... Lemo... nie...
-Leto.
-Właśnie
Leto! W Paryżu... czy o czymś nie wiem?
-A
o czym masz niby wiedzieć?
-Jesteś
w związku i nic nie mówisz?
-Nie
jestem w żadnym związku.
-A
kim on dla ciebie jest? Kim on w ogóle jest?
-Jest
wokalistą zespołu i aktorem, jest moim przyjacielem.
-Nie
mówiłaś, że masz takiego przyjaciela... Córka Carmen
jak to zobaczyła, to oszalała.. uwielbia tego całego Lemo.
-Leto,
mamo.
-No
Leto, czemu nie mówiłaś?
-Nie
wiem... tak jakoś wyszło. Przyjaciel jak przyjaciel. Człowiek jak
człowiek.
-Dobra...
słyszę, że jesteś zmęczona. Nie przeszkadzam. Odezwij się
czasem do nas i ucałuj dziewczyny.
-Pozdrów
tatę.
-Dobrze.
Kocham cię.
-Też
was kocham.-rozłączyłam się zanim coś by się jej przypomniało
i ciężko westchnęłam. Kochałam swoich rodziców, ale
czasami doprowadzali mnie do szału, a zwłaszcza mama, która
co jakiś czas musiała powracać do tematu, o którym chciałam
zapomnieć, a który ostatnio coraz częściej do mnie
powracał. Usłyszałam za sobą ciche kroki i ktoś na plecach
położył mi koc.
-Mogę
się dosiąść?-usłyszałam głos Ann.
-Jasne.-podała
mi parujący kubek z gorącą czekoladą.
-Czemu
tutaj siedzisz?-usiadła koło mnie i zmierzyła spojrzeniem.
-Dzwoniła
mama.
-I
czyżby dzisiaj był ten dzień?-Ann bardzo dobrze wiedziała o co
chodzi. Znałyśmy się od dziecka... od przedszkola. Zawsze ze sobą,
nierozłączne... do czasu, aż się stoczyłam. Ann na początku
robiła to wszystko ze mną, ale się opamiętała. Zawsze miała
więcej oleju w głowie i nie pakowała się w takie beznadziejne
sytuacje jak ja. Próbowała mnie z tego wyciągnąć, ale
broniłam się rękami i nogami. Lecz kiedy trafiałam na odwyk, była
przy mnie, wspierała, ale miałam to gdzieś. Odpuściła i nasz
kontakt na pewien czas się urwał. Miałam nowych znajomych i wtedy
to mi nie przeszkadzało, ale po kolejnym odwyku, kiedy zostałam
sama przypomniałam sobie o niej. Zapukałam do jej drzwi, a ona bez
słowa mnie wpuściła i podała kubek gorącej czekolady. Wpadłyśmy
sobie w ramiona i płakałyśmy przez kilka godzin. Później
zaczęłyśmy śmiać z nie wiadomo czego, jak to miałyśmy w
zwyczaju i pomogła mi. Pomogła mi się podnieść i dalej żyć,
iść do przodu.
-Tak...
dziękuje Ann.-szepnęłam.
-Nie
masz za co dziękować.-objęła mnie ramieniem.
-Mam...
czasami nie doceniam tego, że mam cię przy sobie.
-Doceniasz.
Może tego nie widzisz, ale doceniasz.
-Znowu
jestem beznadziejną przyjaciółką...-jęknęłam.- Znowu nie
wiem co się u ciebie dzieje.
-Przestań.
Zawsze możesz zapytać teraz.-lekko mnie szturchnęła.
-Jak
z Chuckiem?
-Jak
to z nim. On pracuje, ja pracuje... Spotkamy się raz w tygodniu,
prześpimy... ale nie możemy tak dłużej.
-Jak
to? Chcesz z nim zerwać?-przestraszyłam się.
-Oszalałaś?-zaśmiała
się- Za bardzo kocham tego idiotę.
-Więc
co?
-Myślimy
o przeprowadzce...
-On
miałby zamieszkać tutaj?
-Raczej
ja tam...-mruknęła upijając łyk czekolady.
-Przecież
nienawidzisz Chicago.
-Ale
bardziej niż na mieście zależy mi na nim.-spojrzała przed siebie
i poprawiła grzywkę, co należało już do jej nałogu.
-Będzie
mi Ccę brakowało...
-Są
samoloty, są telefony... Ponadto liczę, że może to skłoni go
wreszcie do ślubu... dzieci... jesteśmy zaręczeni już 5 lat.
-Wiesz,
że nic na siłę. Kocha cię, to jest pewne, ale czy jest gotowy na
to wszystko? Wiesz... masz dość wysokie wymagania... Piątka
dzieci?-zaśmiałam się.
-Nie
mam 14 lat...-przyłączyła się do mojego śmiechu - Wiem, że nie
jest tak łatwo jak mogłoby się wydawać. Praca i rodzina w
dzisiejszych czasach, to praktycznie coś niemożliwego, ale nie
ukrywam, że miło byłoby mieć taką gromadkę. Dom na wsi... pies,
kot, piątka dzieci, mąż wracający do pracy z małymi prezentami,
dzieci biegną do niego z krzykiem i ciągną do zabawy, on każde z
nich całuje, a następnie przyciąga do siebie żonę i całuje
długo i namiętnie... Zasiadają do obiadu i opowiadają o swoim
dniu. On idzie bawić się dziećmi, ale najpierw pomoże jej
posprzątać, później biorą wspólną kąpiel i
uprawiają dziki seks.
-Wysokie
wymagania...-pokiwałam w zamyśleniu głową -stworzycie wspaniałą
rodzinę. Może nie taką jaką opisałaś, ale jestem pewna, że
będziecie się kochać.
-A
ty?
-Co
ja?
-Nina...
co z tobą? Co planujesz?
-Nic
nie planuję... co mam planować? Po co mam cokolwiek planować?
-Nina...
wiemy dobrze, że nie masz już 16 lat, nie jesteś zbuntowaną
nastolatką i nie marzysz o chłopaku gitarzyście, z którym
jeździłabyś w trasy, z którym robiłabyś mnóstwo
nieprzyzwoitych rzeczy. Kochalibyście się nad życie, ale mimo
wszystko żadnego z was nie byłoby stać na siedzenie w jednym
miejscu i pomimo tego, że wiedziałabyś o jego skokach w bok i tak
byś go nie zostawiła.-uśmiechnęłam się na to wspomnienie i
przeniosłam ponad 10 lat wstecz choć starałam się tego nigdy nie
robić.
-Petera
kochałaś, a mimo wszystko kiedy dowiedziałaś się o jego zdradzie
zostawiłaś go bez zawahania.-powiedziała niepewnie bojąc się
mojej reakcji. Zabolało. Mimo wszystko zabolało.
-Bo
jak zauważyłaś nie mam już 16 lat. Zmieniłam się. Wszystko się
zmieniło, moje myślenie, świat, marzenia.
-Marzenia...
właśnie, jakie są twoje marzenia?-spojrzała mi w oczy i widziałam
w nich tylko troskę. Otworzyłam buzię, żeby jej odpowiedzieć,
ale ją zamknęłam. Nie znałam odpowiedzi, nie wiedziałam co chcę
powiedzieć.
-Właśnie,
Nina... Nie udawaj, że wszystko jest okey.
-Kiedy
wszystko jest okey. Planowałam ślub, i co? Planowałam założenia
z nim rodziny, marzyłam o domku na plaży, słodkim bobasku z
roześmianymi blond włoskami i zielonymi oczkami. Byłam krok od
spełnienia tego marzenia, wszystko się układało tak jak chciałam.
Rozpieszczał mnie -prezenty, wakacje, telefony kiedy go przy mnie
nie było, ani razu nie czułam się niekochana. Rozmawialiśmy o
dzieciach, o kupnie cholernego psa -poczułam kluchę w gardle -a z
dnia na dzień, to wszystko się rozjebało. Mój ułożony do
perfekcji świat runął i musiałam zaczynać od nowa. Od nowa sama.
-Nie
jesteś sama...
-Wiesz
o co mi chodzi... Ale jest mi teraz dobrze. Nie potrzebuje niczego.
-Nie
chcesz rodziny?
-Mam
rodzinę.
-Wiesz
o jaką rodzinę mi chodzi.
-Nie,
nie chcę takiej rodziny.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą i
poczułam jak ramiona Ann oplatają się wokół mnie,
wylewając przy okazji na nas czekoladę.
-Wylałaś
na mnie czekoladę!-pisnęłam.
-Zrobię
ci nową.-pocałowała mnie w policzek.
-Trzymam
cię za słowo!-zaśmiałam się i także objęłam ją ramionami.
-Shannon
odwiózł cię do domu?-spytała po chwili.
-Tak.
-Spotkałaś
się z nim?
-Byłam
pomóc mu kupić meble i na kolacji z jego przyjacielem i nim.
-Fajnie...
a wczoraj nie wróciłaś na noc do domu.-wyprostowałam się i
ziewnęłam.
-Zasiedziałam
się u Daniela...-mruknęłam leniwie.
-Tak?
A dzwonił rano i pytał się o ciebie.-poczułam na sobie spojrzenie
Ann i moje paliczki zaczęły palić. Fuck! Nie mogę jej teraz
okłamać, ale nie chcę o tym mówić...
-Fajnie
było?-wyszczerzyła się w brudnym uśmieszku.
-Z
czym miało być fajnie?-próbował jak najdłużej grać na
zwłokę.
-Oj
już nie udawaj!-dźgnęła mnie w ramię -który?
-Ann...-jęknęłam
-co ty znowu wymyślasz?
-Shannon?-uniosła
jedną brew i przygryzła wargę.
-Duch
Święty!-wykrzyknęłam przewracając oczami.
-Wiedziałam!-zatarła
dłonie.
-Ejj!-wbiłam
jej palec w żebro -jeśli komuś powiesz, to cię zabiję. Nikomu,
nawet dziewczyną, nawet Chuck'owi!
-Spokojnie...
coś poważniejszego?
-To
tylko seks.-wstałam i otrzepałam tyłek, po czym podałam rękę
Ann, która cały czas mi się przyglądała.
-Wierzysz
w takie układy?-spytała leniwie podnosząc się do góry.
-Czemu
miałabym nie wierzyć?
-Jeśli
się dogadujecie..
-Jako
przyjaciele.
-Nawet
jeśli przyjaciele i ze sobą śpicie, nie sądzisz, że po pewnym
czasie coś się narodzi?
-Ale
jeśli żadne z nas tego nie chce? Daj spokój... jesteśmy
dorośli...-nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Sara
siedziała w salonie i dyskutowała przed telefon, machnęła tylko
ręką na przywitanie, Anja wychyliła głowę z kuchni i posłała
mi całusa.
-Pójdę
się wykąpać.-szepnęłam do Ann i skierowałam do swojego pokoju.
Rzuciłam torebkę na łóżko i zaczęłam zrzucać z siebie
ciuchy nie patrząc gdzie je zostawiam. Związałam włosy na czubku
głowy i poszłam napuścić wody do wanny. Wlałam mnóstwo
olejku o zapachu cytrusowym i zrobiłam dużo piany. Rozebrałam się
z bielizny i przysiadłam na brzegu wanny, nogi kładąc po drugiej
stronie. Przyglądałam się swoim paznokciom nucąc przy okazji
piosenkę Bon Jovi, która leciała we włączonym wcześniej
przeze mnie radiu. Zamoczyłam powoli nogi w gorącej wodzie i
przeszedł mnie przyjemny dreszcz po całym ciele. Po chwili leżałam
już cała przykryta wodą i warstwą piany. Postanowiłam się
ogolić i po około 40 minutach wyszłam z wanny w samym szlafroku,
odpaliłam laptopa leżącego na komodzie i usiadłam z nim na środku
łóżka.
-Mogę?-usłyszałam
ciche pukanie do drzwi.
-Jasne!-odkrzyknęłam.
Do środka weszła Ann w pidżamie i lodami w ręce. Zrobiłam jej
miejsce i usiadła koło mnie podając porcję lodów.
-Dziękuje.-powiedziałam
odrzucając włosy do tyłu.
-Co
to?-spytała z pełną buzią wskazując na laptopa.
-A
jakaś strona plotkarska.-machnęłam ręką.
-No
proszę, proszę.-dźgnęła mnie w ramię -teraz na takich stronach
się cię widuje.-zaśmiałam się. Na jednej ze stron był artykuł
'Kolejna piękna blondynka Jareda Leto' i nasze zdjęcia z lunchu i
kilku innych wypadów. Kolejny pokazywał mnie i Shannona
dzisiejszego dnia. Wyłączyłam tę stronę i naładowałam jakiś
film. Pół nocy spędziłyśmy na pogaduszkach, śmianiu i
wspominaniu dawnych czasów.
Witam ;) Zacznę może od tego rozdziału, no więc... trochę dłuższy ;) Zastanawiałam się początkowo, czy nie zrobić może z niego dwóch części, ale wreszcie zdecydowałam się na to. Z góry przepraszam za błędy, ale pisałam go bez polskich znaków i nie byłam w stanie wszystkiego poprawić...
Nawet nie wiecie ile uśmiechu wywołują u mnie na twarzy Wasze komentarze... Naprawdę nie spodziewałam się, aż tak pozytywnego odbioru... Bardzo za to dziękuję... Te komentarze zmotywowały mnie do pisania, ponieważ mam jeszcze ponad 100 stron, które napisałam bardzo dawno temu, ale ponad miesiąc temu wpadłam w taki dołek, że nie mogłam ani kawałek ruszyć do przodu z tym opowiadaniem. Dzięki Waszym komentarzom pod 15 rozdziałem napisałam wczoraj i dzisiaj ponad 20 stron. Dlatego jeszcze raz DZIĘKUJE!
Jeśli czasem zapomnę kogoś poinformować lub nie zostawię komentarza, informując o nowym u siebie, to kopnijcie mnie w łeb, bo moja pamięć jest bardzo dobra, ale krótka ;P
Jak najszybciej zamierzam zabrać się za Wasze opowiadania i nadrobić wszystkie zaległości!
PS. Moja Wróżko... Dziękuje Ci bardzo, bardzo, bardzo mocno!!! Bez Ciebie nie byłoby ani jednego rozdziału i już dawno przestałabym pisać. Dziękuje, że mogę do Ciebie przyjść z każdym problemem, a Ty mi pomożesz i podsuniesz jakiś pomysł! Jesteś moim takim Personal Tomo Dżizas z zajebistymi nogami ;**
AAAAAAA! KOCHAM TEN ROZDZIAŁ! SEX SHANNONA I NINY W AUCIE <3 TO TYLKO SEX! I TEGO POWINNI SIĘ TRZYMAĆ! ALE PEWNIE IM COŚ TAM W ŻYCIU POPRZEWRACASZ! ALE TO JAK NINA CHCIAŁA WKRĘCIĆ SHANNA TO MISTRZOSTWO <3 WIĘCEJ CZEKOLADY!!!! CZEKAM NA NASTĘPNY! SZYBCIUTKO MI TU WSTAWIAJ!
OdpowiedzUsuńP.S. Twój komentarz z powiadomieniem został usunięty według zasady opisanej w "SPAM" i następnym razem zostaw komentarz tam. A! Napisałaś, że chcesz być informowana! Wpiszesz się do zakładki "Informowani" chciałabym mieć wszystko w jednym miejscu. ;)
POZDRAWIAM!
Noo kolejny genialny rozdział! WOW! Seks w aucie - mistrzostwo! I wiesz co? Podoba mi się postawa Shannona i Niny, bez żadnych zobowiązań, tylko seks i przyjaźń. Jakoś nie wiem, ale nie widzi mi się żeby byli razem. Chociaż??? ... różnie bywa ^^ A co z Jaredem? Ostatnio coś o nim ucichło, tylko Shann i Nina rządzą ;D Ale co byś nie wymyśliła, jestem pewna, że i tak mi się to spodoba. Naprawdę, każdy rozdział jest jeszcze lepszy! I chcę kolejny! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA co do jakiegoś nowego mojego opowiadania, to muszę z przykrością stwierdzić, że w najbliższym czasie (i może nawet w dalszym) nic nie planuję.
Masakrejszyn!!! W sensie pozytywnym ;p Wkręcenie Shannona było genialne. Podoba mi się ich układ. Takie to... uczciwe.
OdpowiedzUsuńOgólnie cały rozdział mi się podoba, i to chyba dlatego, że dużo w nim Shannona, którego w Twojej kreacji wprost uwielbiam. Nie mam pojęcia, czy ta osobowość jest tylko i wyłącznie wytworem Twojej wyobraźni, czy też istnieje jej pierwowzór, ale naprawdę jest mistrzowska.
Czekam na nowy!! Pozdrawiam ;))
AnneMarie.
Cały rozdział poświęcony S i N ... no i bardzo dobrze! Sex w samochodzie - świetnie napisany i oczywiście miło też musiało być. Miała nadzieję, że w tym odcinku nasi bohaterowie pojawią się w całym zestawie. Coraz bliżej ślubu Jareda i Katharin'y. Ciekawe czy sprawdzi się stwierdzenie "to tylko seks". Rozdział jak najbardziej mi się podobał i to bardzo, bardzo ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i pozdrawiam.
Długi i świetny :)
OdpowiedzUsuńDużo Shannona (<3) i cały ten czas który spędził z Niną - bardzo na luzie, bez jakiegoś wymuszenia - czytało się lekko i z nieukrywaną przyjemnością ;)
Sama idea związku bez zobowiązań jest od początku niemożliwa do wykonania więc teraz zastanawia mnie jak to wszystko rozwiążą. Plus za dopowiedzenie historii Niny, za tą jej rozmowę z Ann - podnosi na duchu :)
nie musisz u mnie zostawiać powiadomień, poradzę sobie z odnajdywaniem nowych rozdziałów, nie bój się :D Jak raz coś zacznę czytać to już nie przerywam ;)
Plus jak zaczęłaś moje to od 2 rozdziału jest lepiej, obiecuję! Początki są dość straszne ale potem szło do przodu :P
Pozdrawiam, pisz pisz dalej choć ogromne wyprzedzenie daje Ci trochę odpoczynku :)
ps. sex w aucie - Nina, no no no :D
pss. NAPRAWDĘ wprost nie mogę się doczekać jak Jared się o tym dowie! Albo Alex zobaczy wujka Shannona z nową ciocią w dwuznacznej sytuacji :P
Słodko mi na sercu po twoim komentarzu odnośnie '' WwP '' na welcome xtoxthexjungle.blogspot.com. A co do twojego opowiadania, cóż, jest świetne :3 pierwszy raz spotykam się z opowiadaniem o 30STM :3 Lubie ich i mam nadzieje że będą kolejne rozdziały, informuj mnie jak coś.
OdpowiedzUsuńDam ci znać kiedy następny rozdział :D