Jak
co dzień siedziałam u Shanna. Graliśmy w salonie na konsoli i
byliśmy tylko w samej bieliźnie.
-Noo...
nieźle ci już idzie. - powiedział kiwając a aprobatą głową,
gdy udało mi się go wyścignąć samochodem.
-Tsa...
Tydzień temu ledwo wiedziałam jak to ustrojstwo się trzyma.
-Pad.
To ustrojstwo nazywa się pad.
-Pff..
nie oczekuj że będę jeszcze to całe słownictwo pamiętać.
-prychnęłam.
-Wiedzieć
na czym grasz wypadłoby.
-Nooo
kurwa!-wrzasnęłam podrywając się na równe nogi -wygrałeś!
-Jestem
w tym lepszy.-wyszczerzył się.
-Oszukujesz...-burknęłam
i usiadłam koło kanapy zakładając ręce jak obrażone dziecko.
-Nie,
ja po prostu gram w to od lat. No i jestem lepszy.
-Świnia.
Popisujesz się.
-Nie
popisuje się, Pępuszku...-przysunął się moją stronę, a ja
zmroziłam go spojrzeniem.
-Jeszcze
raz tak na mnie powiesz!
-Pępuszkuu....-zawył
kładąc mi dłoń na udzie.
-Przestań!-chciałam
się podnieść z miejsca, ale zdążył mnie złapać i posadzić
sobie między nogami.
-Shannon!-jęknęłam.
-Słucham
cię, Pępuszku.
-Będziesz
martwy.-syknęłam.
-Z
takich rąk mogę zginąć...-pocałował mnie w szyje co wywołało
u mnie atak śmiechu.
-Lubisz
tak?-zaśmiał się pod nosem i pocałował w drugą stronę.
-Mam
łaskotki!-pisnęłam próbując się mu wyrwać, ale silnie
trzymał mnie nogami.
-Hmm...-mruknął
i zaczął całować całą moją szyję.
-Uduszę
cię, uduszę...-uderzyłam go łokciem w brzuch, a ten jeszcze
bardziej mnie objął.
-Czekam
na ten dzień...-przejechał ręką po moim udzie i pocałował w
ramię.
-Yhm...-mruknęłam
powoli zapominając o wszystkim innym i czując tylko i wyłącznie
jego ciepło.
-Byłabyś
w stanie to zrobić?-Shannon, przestań wykorzystywać ten swój
cholernie seksowny głos. Samo to, że błądzisz rękom wzdłuż
mojej tali jest wystarczające.
-Tak.-wyrwałam
mu się i na klęcząco odwróciłam się przodem do niego.
Siedział, więc moja głowa znajdywała się wyżej od jego. Złapał
mnie za biodra, a ja zarzuciłam ręce na jego szyje i wbiłam w
usta. Przejechał ręką wzdłuż mojej tali co wywołało u mnie
nagły atak śmiechu. Opadłam do tyłu uderzając głową w jego
kolano i się śmiałam.
-Co
cię tak rozbawiło?-spytał patrząc na mnie z góry.
-Czuję
się wtedy gwałcona!-wykrztusiłam.
-Cooo?-zdziwił
się szeroko otwierając oczy.
-Jak
ktoś mnie tu dotyka.-wskazałam na swój bok.
-Naprawdę?-uniósł
brwi i zadziornie się uśmiechnął. Nachylił się nade mną i
zaczął łaskotać.
-Puu-puuuszzczaj!!!-wrzeszczała
cały czas się śmiejąc. Po kilku minutach szamotania puścił, a
ja podniosłam się na łokciach. Spojrzałam w jego oczy i znów
wybuchnęłam śmiechem.
-Atak
chichrafki...-pokręcił głową.
-Coooo?!
Chichi co?
-Chichrafka!-puknął
mnie w głowę.
-Sam
to wymyśliłeś?
-Niee...
z pomocą mózgu.-przekrzywił głowę.
-Raczej
móżdżku...-żachnęłam się.-móżdżek!-klasnęłam
w ręce, a ten się na mnie rzucił i znów zaczął łaskotać
i całować po szyi.
-Spróbuj
nosem to umrę!
-Nosem?
Co mam zrobić nosem?-spojrzał mi w oczy -zboczeniec!-krzyknął.
-Kto
tu jest zboczeńcem?!-popchnęłam go do tyłu i usiadłam na nim
okrakiem.
-Ten
kto siedzi na moim...
-Naaa?-uniosłam
brwi.
-Na
mojej zacnej pałeczce.
-Zacne
pałeczki to ty wiesz gdzie masz, tą możesz nazwać co najwyżej...
kiepską podróbką tamtych. Nawet w ¼ nie jest taka jak
tamte.
-Zobaczysz!
Kiedyś będziesz prosiła ją o coś i zobaczysz jak ci zrobi
dobrze.
-Raczej
kto jej zrobi dobrze.-prychnęłam -będziesz samo wystarczający.
-Nie
taki samo...-spojrzał w bok i już miałam go uderzyć kiedy
zadzwonił mój telefon leżący na stole.
-Tak?
-Hej
Mała. Co tam?-usłyszałam po drugiej stronie głos Jareda.
-Hej,
hej. Ok.-zaczęłam jeździć dłonią po brzuchu Shannona.
-Wyskoczyłabyś
może na jakąś kolacje ze mną?
-Dzisiaj?
-No
tak właściwie to zaraz. Mogę po ciebie przyjechać.
-Eee
wiesz... jestem zajęta i dzisiaj nie dam rady, może innym razem?
-Ehh
no trudno...-jęknął - Nie przeszkadzam już.
-Pa.-rozłączyłam
się.
-Jared?
-Yhmm...-nachyliłam
się nad nim i pocałowałam kiedy zadzwonił jego telefon. Zeszłam
z niego i oparłam się o łóżko.
-Hej
braciszku... teraz?...no zajęty jestem... trochę pracuje nad
zdjęciami i bawię się moim maleństwem.-puścił do mnie oczko
-jutro gdzieś wyskoczymy...Pa!
-Wyciągał
cię na kolację?-spytałam podkurczając nogi.
-Tak.-odpowiedział
i oparł się na łokciach. Posłałam mu delikatny uśmiech i
zgarnęłam włosy na prawy bok.
-Wiesz
co?
-Hmm?
-Teraz
zrobię z tobą co chcę!-przysunął mnie do siebie i zaczął
namiętnie całować i po chwili kochaliśmy się na jego kanapie, po
raz piąty w tym tygodniu? Nie wiem... kto by to zliczył?
Tomo
-Milooo!
Złaź stąd!-usłyszałem krzyk dochodzący z gabinetu mojej żony i
na chwilę przerwałem grę wychylając się do tyłu. Vicki wyszła
z pomieszczenia niosąc na rękach futrzaka i odkładając go koło
mnie na kanapie.
-Rozpieściłeś
go jak nie wiem.-rzuciła mordercze spojrzenie kotu, w którym
i tak malowało się wiele czułości.
-Ja?-wskazałem
na siebie padem - Ja niedawno co wróciłem do domu, a on stał
się taki od czasu kiedy mnie nie było.
-Jasne,
jasne... Jesteście tak samo rozbestwieni.-wycelowała w nas palcami
i poszła w kierunku kuchni nalewając sobie soku.- Chcesz?-odwróciła
się w moją stronę.
-Bardzo
chętnie.-sięgnęła szklankę także dla mnie i mi ją podała
siadając na sofie obok mnie.
-I
jak ci idzie?-skinęła głową w stronę telewizora.
-Dobrze...
muszę wybrać się z chłopakami po nowe gry...-mruknąłem upijając
łyk napoju.
-Ehh...
i znowu zabiorą mi męża na kilka dni...-westchnęła ciężko -
Wreszcie będę miała czas dla siebie.-dodała ze śmiechem.
-Wredota.-pocałowałem
ją w policzek, a Milo wdrapał mi się na kolona cicho pomrukując.
-Osz
patrzcie jak kocha swojego pana.-Vicki powiedziała z udawaną ironią
w głosie i pogłaskała kota po grzbiecie, na co wydał jeszcze
głośniejszy pomruk. -Chyba ci telefon dzwoni.-powiedziała Vicki
patrząc na mnie spod byka i wtedy zorientowałem się, że ma rację.
Rzuciłem się na równe nogi zwalając przy okazji oburzonego
kota i poleciałem do 'swojego pokoju', w którym trzymałem
swoje cudowne gitarki, ulubione książki i płyty i gdzie miałem
chwilę spokoju. Na wyświetlaczu pojawił się napis 'My Unicorn
Willy', czyli inaczej Jared.
-Czego
dusza pragnie?-rzuciłem odpierając i na powrót wracając do
salonu.
-Ciebie
dzisiaj, całego dla mnie.
-Łuhuuhu...-zawyłem
do telefonu - Widzę, że jesteś nieźle napalony na mnie.
-Nawet
nie potrafisz sobie wyobrazić jak bardzo...-jęknął...yy...seksownie?
Tak, nazwijmy to seksownie - Bardzo, ale to bardzo się za tobą
stęskniłem... Za twoimi czarnymi jak smoła włosami, którymi
uwielbiam gdy jeździsz po mych udach.
-Ohh...-tym
razem ja jęknąłem -przestań mi mówić takie rzeczy przez
telefon, bo czuję, że zaczyna coś się dziać w moich
spodniach.-Vicki zmarszczyła brwi i powędrowała wzrokiem w
kierunek mojego krocza i wybuchnąłem śmiechem.
-Niech
zgadnę... Jesteś przy Vicki i spojrzała się na twój
sprzęt?-słyszałem, że dusi w sobie śmiech.
-Zgadłeś.
A tak poważnie, to co jest? Bo na numerek nie dam się namówić.
Pozostaję wierny twojemu bratu.
-Jesteś
dzisiaj bardzo zajęty?-wyczułem znudzenie w jego głosie.
-Nie,
a o co chodzi?
-Dacie
się może namówić na kolację?
-Hmm...
Vicki -zwróciłem się do żony -Jared się pyta, czy zjemy z
nim kolację.
-Jedźcie
sami, ja chcę wygrzebać się z robotą do końca nocy.-podniosła
wzrok znad głaskanego Felixa, który postanowił wyjść z
ukrycia.
-Słyszałeś
-powiedziałem do słuchawki -to jak? Przyjechać po ciebie?
-Ja
wpadnę po ciebie.
-Okey...
ale Jared...-dodałem z powagą - Na samej nic zobowiązującej
kolacji się zakończy?
-Obiecują
trzymać się na dystans i pohamować.
-No
to w takim razie się zgadzam.
-Będę
za 20 minut.-rzucił i się rozłączył. Popatrzyłem się na
siedzącą Vicki pomiędzy dwoma kotami i nie mogłem się
powstrzymać i musiałem zrobić zdjęcie.
-Kiedy
słucham wasze rozmowy mam ochotę zabić się pierwszą lepszą
nadającą się do tego rzeczą...-pokręciła głową i odgarnęła
zabłąkany kosmyk za ucho.
-Zazdrosna?
-Kpisz
sobie?-uniosła nonszalancko dłonie - Kto nie jest zazdrosny o
Jareda Leto?
-Nie
mam pojęcia...-stanąłem nad kanapą i pocałowałem ją w czubek
głowy, a ona zarzuciła mi ręce na szyję.
-Jesteś
pewna, że mam iść? Mogę zostać z tobą i przygotować jakąś
kolację.
-Idź,
idź. Ja i tak muszę pracować. Tylko jeżeli ta wasza 'nic nie
zobowiązująca kolacja' przemieni się w jakąś libację
alkoholową, to proszę nie opuszczać kraju, ok?
-O
to możesz być spokojna -nachyliłem się jeszcze bardziej i
złożyłem pocałunek na jej ustach. Uśmiechnęła się do mnie
czule i spojrzała w oczy. Wzmocniłem uścisk i nie chciałem
wypuszczać jej z ramion. Była dla mnie najważniejszą osobą pod
słońcem i oddałbym za nią życie. Nigdy nie było żadnej kobiety
poza nią i nie wyobrażam sobie, że mógłbym być z kimś
innym. Całym sobą, każdą cząsteczką mojego ciała czułem, że
bez niej mój świat byłby niczym. Było mi okropnie rozstawać
się z nią na długi czas podczas tras koncertowych, ale każde z
nas to rozumiało. Taką miałem pracę i ją kochałem, ale
tęskniłem za moim Słońcem dniami i nocami. Teraz mam ją tu przy
sobie i możemy spędzić cały dzień na bezczynnym leżeniu i
cieszeniu się swoim dotykiem, swoimi oddechami i zapachem.
-Kocham
cię, Tomo...-szepnęła i pocałowała mnie w policzek jakby
odgadując o czym właśnie myślę.
-Ja
ciebie też...
-A
teraz już spadaj się szykować, a ja wracam do pracy.-klepnęła
mnie ramię i wstała z miejsca. Westchnęła i przelotnie złożyła
na moich wargach namiętny pocałunek. Poleciałem schodami na górę
do garderoby i wygrzebałem z niej siwą koszulkę z dekoltem w serek
i jakiś siwy, luźny sweter. Założyłem to na siebie, brudne
ciuchy wrzucając do pralki w łazience i związałem długie włosy
w kitkę. Gdy schodziłem schodami w dół, rozległo pukanie
się do drzwi frontowych.
-Witaj
kochanie...-otworzyłem gwałtownie drzwi jedną nogą wyciągając
do przodu.
-Zaraz
szpagat zrobisz.-Jared władował się do środka i ściągnął z
nosa ciemne okulary.
-Hej
Vicki!-krzyknął głośno.
-Hej,
hej...-wychyliła się w okularach z gabinetu.
-Nie
myślałaś o tym, żeby gdzieś swojego mężulka wysłać?-poszedł
w jej kierunku i pocałował w policzek.
-Myślałam,
myślałam... nawet nie wiesz jak długo i chyba najodpowiedniejszym
miejscem wydaje się cyrk.-spojrzeli na mnie, a ja wciąż stałem
przy drzwiach wyginając usta w dzióbek. Jared potarł w
zamyśleniu brodę i pokiwał głową.
-Dobra...
jeszcze trochę nie będzie się golił i nikt się nie zorientuje,
że nie jest gorylem.
-Żartujcie
sobie ze mnie, żartujcie...-powiedziałem z wyrzutem i zgarnąłem z
komody w przedpokoju portfel.
-Idziesz,
czy zamierzasz tutaj sterczeć?-otworzyłem na oścież drzwi i
czekałem, aż ten łaskawie zechce się ruszyć. Westchnąłem, gdy
po kilkunastu sekundach wciąż stał w miejscu.
-Oj
dobra, dobra...-ruszył do przodu kręcąc tyłkiem, na co Vicki z
litością pokręciła głową-nie złość się Tomislavie, złość
piękności szkodzi.-przejechał po mojej twarzy i wyszedł z domu.
-Smacznego!-krzyknęła
za nami Vicki, a ja posłałem jej całusa. Wyszedłem za Jaredem i
dogoniłem go dopiero przy windzie. Po chwili przyjechała i bez
słowa wcisnął przycisk. Patrzyłem na zmieniające się szybko
piętra, gdy dojeżdżaliśmy już na sam dół, założył na
nos okulary i przodem ruszył do zaparkowanego naprzeciwko wyjścia
samochodu.
-Muszę
sprawdzić jeszcze co u mojego braciszka, ok?
-Jasne,
coś nie tak?-spytałem gramoląc się na miejsce pasażera i od razu
dopadając się do samochodowej kolekcji płyt Jareda. Pierwszą
płytą jaka wpadła mi w ręce była 'Nevermind' Nirvany i
wylądowała w odtwarzaczu.
-Nie
wiem, ale chciałem go wyciągnąć na kolację i coś kręcił.
-Wywnioskowałeś
to z rozmowy przez telefon?-spojrzałem na niego spod byka, a on
odpalił silnik i ruszył do przodu.
-No...
znam go. Może się mylę, ale nie zaszkodzi zajechać.
-A
co cię nagle wzięło z tą kolacją?-spytałem wycierając mu ręką
kurz malujący się na desce rozdzielczej.
-Nie
mogę zjeść z przyjaciółmi kolacji?
-Przyjaciółmi?
-Zadzwoniłem
do Niny, ale nie mogła, do Shanna zaczął coś kręcić i do
ciebie. Ty całe szczęście się zgodziłeś.
-Czuje
się zaszczycony. Samotny byś nie został.
-Dzisiaj
chcę spędzić czas z kimś bliższym...
-Nina?-zmarszczyłem
brwi.
-Eee..
wiesz... lubie ją... zaufałem jej, ona mi... w sumie znam się z
nią krócej i bardziej jej ufam, niż wielu, którym
znam od lat.
-Tak
to już jest... ale na serio czuje się zaszczycony, że znalazłem
się na liście.-zaśmiałem się.
-Tomo,
nie żartuj sobie. Jesteś dla mnie jak brat.-posłał mi smutne
spojrzenie.
-Jasne,
jasne. Ty dla mnie też. A co tam u Kat?
-Dużo
pracuje, wciąż planuje wesele i lata jak oszalała. Prawie w ogóle
nie mamy dla siebie czasu.
-A
co z przeprowadzką? Kiedy zamieszkacie razem?
-Nie
wiem... teraz ona nawet nie ma do tego głowy. Jeszcze tego jej
brakuje... Póki co muszę przygotować pokój dla Alexa,
rzeczy od Echelonu też wychodzą drzwiami i oknami, a zajmują dwa
pomieszczenia...
-Chyba
będziemy musieli wybudować dla nich dom.
-I
to wcale nie jest głupi pomysł. Chyba dla tych nowszych prezentów
trzeba będzie wynająć pokój u Shanna.
-Taa...-mruknąłem
wpatrując się w widok za oknem. Wjechaliśmy już na dzielnicę, w
której mieszkał Shannon. Mieszkał na wzgórzach, więc
widok był niesamowity. Jared zaparkował samochód i wyleciał
jak z procy. 'On i ta jego porywczość...' westchnąłem i
popędziłem za nim. Bez pukania wleciał do domu.
-Shann!-
wpadłem za nim. 'Po się drzesz idioto jak chcesz coś odkryć?'
pomyślałem.
-Serio
Jay? Co chcesz odkryć? Libację? Narkotyki? dziwki? Choć one nie
byłyby specjalnym odkryciem...
-
Nie wiem... po prostu część mnie mu nie ufa i wie że coś mi
umyka przed nosem, a tego nienawidzę.
-Co
jest? - Shannon pojawił się na schodach w samym prześcieradle i
rozczochranych włosach.
-Dziwki.
- skwitowałem widząc perkusistę w takim stanie.
-Sekundkę.
Coś nie wydaje mi się.
Shannon
zrobił minę jakby zastanawiał się, czy ma zgodzić się z tym co
powiedziałem dla świętego spokoju.
-Nic
mi nie umknie. - powiedział Jared jakby obudził się w nim łowca.
Wskoczył na schody wymijając Shannona i kilkoma susami pokonał je
kierując się w stronę jego sypialni. Pokręciłem głową
obrzucając Shanna zrezygnowanym spojrzeniem i poleciałem za
Młodszym Leto. Wparował do sypialni, ale zastaliśmy tak posłane
łóżko, lecz ten się nie poddał -zajrzał do szafy. Po
chwili w pokoju pojawił się Shannon.
-Co
jest?
-Co
robisz?-Jared napięcie obrócił się w jego stronę.
-Pracuję
trochę. Mówiłem ci przecież, a teraz zamierzałem się
przespać.
-Sam?-zmarszczył
brwi.
-Nie...
z krasnoludkami...-powiedział z ironią.
-Coś
kręcisz.-Jay wycelował w niego palcem.
-Dobra
Jared... Jak na serio włączył ci się instynkt łowcy, to ci
pomogę i przeszukamy dom...-wolałem zgodzić się na coś takiego,
bo jak ten osioł na coś się uprze nic go nie odwiedzie od tych
pokręconych pomysłów.
-Jared,
na serio aż tak bardzo dzisiaj ci się nudzi?-jęknął Shannon
poprawiając prześcieradło.
-Daj
Shannon spokój...-posłałem mu spojrzenie w stylu 'przecież
i tak wiesz, że z nim nie wygrasz' i klepnąłem go w ramię - Biorę
drugą sypialnię, a ty bierz gabinet i drugą łazienkę.-zwróciłem
się do Jareda i poszedłem w stronę drugiego pokoju. Łóżko
w nim nie było w idealnym stanie, ale na nic to nie wskazywało.
'Pojebało go... no pojebało...' zajrzałem na balkon-pusto, za
drzwiami-pusto.
-Coś
kręcisz... widzę to po oczach.
-Gówno
kurwa widzisz...-bracia weszli do pokoju, Shannon wyglądał jakby
coś połknął.
-No
twoje oczy nawet są takiego kolorku...
-Na
pewno nie twojego gówna, bo wpierdalasz te roślinki.
-Skąd
wiesz? Widziałeś kiedyś moje gówno?
-Ja
pierdole! -uderzyłem ręką w głowę słuchając ich wymiany zdań.
-Znalazłeś
coś? Patrzyłeś w szafie?-spytał Jared. Pokręciłem przecząco
głową i patrząc na Shannona, który miał ochotę rzucić
się na Jareda otworzyłem drzwiczki.
-Nic
tu Jared nie maa...-westchnąłem i mnie zamurowało. W szafie
siedziała skulona dziewczyna... chwila, chwila... co?! Wybałuszyłem
oczy na wierzch, ale nakazała mi gestem być cicho...
-Nina?-wyszeptałem
ledwo co słyszalnie.
-Coś
mówiłeś?-Jared odwrócił się od Shannona w moją
stronę.
-Że
tutaj jest pusto... pogięło cię Jared.-zamknąłem z hukiem szafę
i zobaczyłem jak z Shannona schodzi całe powietrze.- Zaczyna
burczeć mi w brzuchu, a my podobno wybieramy się na
kolację.-popchnąłem go do przodu.
-Shannon,
okey?-Jared się zatrzymał i spojrzał na niego z troską.
-Jak
największym...-powiedział dobitnie patrząc mu w oczy. Jaredowi
drgnęła żyłka i rozluźniły usta, co oznaczało, że wreszcie
przyjął słowa brata. Bez słowa ruszył na dół, a Shannon
posłał mi dziękujące spojrzenie.
-Wszystko
mi tłumaczysz!-powiedziałem szeptem i zagroziłem mu palcem.
Zleciałem za Jaredem i opuściliśmy do Shanna.
-Na
co masz ochotę?-spytał, gdy ruszyliśmy.
-Czy
ja wiem... obojętnie.
-Katsuya
odpada. Chcę coś spokojnego.
-Jasne.
Może, może...-podrapałem się po brodzie -pizza?
-Może
być.-uśmiechnął się. Po 15 minutach zajechaliśmy do jednej ze
spokojniejszych okolic LA, gdzie Jared mógł przemknąć bez
napotkania paparazzich i gdzie mieściła się najlepsza włoska
kuchnia chyba w całych Stanach. Bracia Leto odnaleźli ją kiedy
tylko przeprowadzili się do Miasta Aniołów, a następnie
pokazali ją mi i takim sposobem bardzo często w niej bywaliśmy.
-Jared,
Tomo!-usłyszeliśmy krzyki gdy tylko przekroczyliśmy jej próg
-jak dawno was u nas nie było!-po chwili pojawiła się przy nas
właścicielka pizzeri, przemiła kobieta po 50, która wraz z
mężem i dziećmi prowadziła ten interes.
-Carla!-z
uśmiechem przytuliłem kobietę.
-A
tak jakoś wyszło...-zaśmiał się Jared i także ją przytulił.
-Ależ
schudliście! Cecilia pokazywała mi czasem wasze zdjęcie i występy,
siadajcie -wskazała nam stolik, a wzrok kilku gości będących w
restauracji skierował się na nas.- Trzeba was porządnie
utuczyć!-zagroziła nam palcem i podała menu.-wybierajcie coś, a
ja lecę pozostałych obsłużyć!-pomachała i nam zniknęła.
-Przemili
ludzie.-powiedział Jared studiując menu.
-Dobrze,
że to ci się nie zmieniło.-palnąłem i zaraz ugryzłem się w
język, miałem nadzieję, że Jared nie dosłyszał, ale jak na
złość... i chyba wciąż był 'łowcą'.
-Co
powiedziałeś?-podniósł wzrok znad karty i wlepił we mnie.
'Tomo... jesteś większym idiotą niż myślałem'
-Nic,
nic...
-Co
to miało znaczyć?-odłożył kartę i założył rękę,
przybierając cholernie poważny wyraz twarzy. 'Najlepiej się nie
odzywaj...'
-Jared...
musisz łapać się słówek? Daj spokój.
-Nie
łapię się słówek. Chcę wiedzieć co miałeś na myśli.
-Nic
konkretnego. Tak palnąłem.-wzruszyłem ramionami i wlepiłem wzrok
w menu mając nadzieję, że odpuści, ale ciągle czułem na sobie
jego spojrzenie.
-Tomo,
co miałeś na myśli?-powiedział powoli. Westchnąłem
zrezygnowany.
-Nic...
fajnie, że odwiedzasz takie knajpki... wiesz z dala od tego całego
szumu... -starałem się unikać jego spojrzenia, które mnie
świdrowało.
-Czyli,
że nie jestem wielkim celebrytą?-usłyszałem pogardę w jego
głosie.
-Ty
to powiedziałeś, nie ja. Jared... cholera jasna... po co ci to
doszukiwanie się drugiego dna?
-Żadne
doszukiwanie się drugiego dna. Po prostu jeśli zacząłeś coś
mówić, to mógłbyś już skończyć, albo jeśli nie
wiesz co chcesz powiedzieć i nie umiesz tego uzasadnić, to
najlepiej w ogóle się nie odzywaj.
-Bardzo
przepraszam, że uraziłem Pana Jareda Leto. Na mnie nic tymi swoimi
gadkami nie wskórasz. Poszukaj sobie kogoś kto będzie
zamierzał wdać się z tobą w te dyskusje.
-Ty
się wdałeś.
-Nie
zamierzam jej ciągnąć, bo wiem, jaki jesteś.
-Nic
o mnie nie wiesz. Dlaczego oceniasz? Ktoś dał ci prawo do oceniania
mojego zachowania? Zamierzasz mi matkować i dawać kazania?
-W
tym momencie się nakręcasz i nie wiem po co ci to.
-Nie
nakręcam się. Chcę wyjaśnienia. Już powiedziałem -jeśli coś
zaczynasz mówić, to dokończ, uzasadnij.
-Jakiego
chcesz wyjaśnienia? Powiedziałem jedno nieprzemyślane, nic dla
mnie nie znaczące zdanie, a ty się nakręciłeś i zaczynasz głupią
gadkę. Tak dawno tego nie robiłeś z dziennikarzami, że ja się
stałem twoją ofiarą? Mam się przestraszyć? Skulić głowę i
zacząć ciebie głaskać po włoskach? Daj spokój.
-Nie
dam spokoju. Nie lubię niewyjaśnionych sytuacji.
-Tej
nie wyjaśnisz, bo nie ma czego wyjaśniać. Zamknij się, Jared.
Zapchaj sobie jadaczkę pizzą, policz do trzydziestu i cofnij się
to tego kiedy tu weszliśmy.
-Nie
wiem czy wiesz, ale..
-Wypowiedzianych
słów nie da się cofnąć? -pokiwał tylko głową, dając mi
dojść... do słowa? - Naprawdę daj spokój... nie żartuje.
-Ależ
ja wcale nie śmiałem sądzić, że żartujesz, Tomo.
-Chcesz
się kłócić? Tego chcesz? Tak bardzo uwielbiasz to robić,
że chwili bez tego nie przeżyjesz? Każdemu chcesz uwadniać jakim
to Panem Leto nie jesteś? Rób to z innymi, ale nie ze mną,
Jared...
-Ja
nie zamierzam nic nikomu udowadniać. Nie zamierzam się tłumaczyć,
ani robić czegoś dla kogoś.
-Doprawdy?-prychnąłem
powoli zacząć wychodzić z równowagi.- a muzyka? Czy
przypadkiem nie robimy tego dla kogoś? Dla fanów, Echelonu?
-Chyba
przekroczyło to jakieś granice...
-Przekroczyło
granice?!-uniosłem się, ale ściszyłem głos przypominając gdzie
jesteśmy - Zawsze chcieliśmy przekraczać granice.
-I
chyba za bardzo je przekroczyliśmy, ale nie zmieniaj tematu.
-Przekroczyć
granice, to ty je przekroczyłeś, Jared. Jakiś czas temu.
Kompletnie poprzewracało ci się w tej chudej, krzywej dupie. Nie
poznaję cię. Sława cię wyżera coraz bardziej, ale słyszałeś
już te słowa... słyszałeś od PRAWDZIWEGO Echelonu, jednak nic to
nie zmieniło, bo nie słyszysz takich uwag. Słyszy jedynie
zachwycanie się nad twoimi nowymi włosami, czy się ogoliłeś, czy
nie. Nie chciałem zaczynać tego tematu, nie chciałem go drążyć,
ale sam tego chciałeś. Zawsze dostajesz to czego chcesz.-niewiele
myśląc podniosłem się i wyszedłem na zewnątrz. Zatrzymałem się
przed restauracją chcąc zamówić taksówkę, ale za
chwilę usłyszałem za sobą ciche kroki i Jared stanął
naprzeciwko mnie. Starałem się go ignorować, ale zaczął machać
mi ręką przed oczami.
-Dobra
Tomo... przepraszam... przesadziłem.
-Wiesz,
że mam twoje przeprosiny w dupie?
-Przynajmniej
nie tak krzywej jak moja.-lekko się uśmiechnął.
-Nie
sądzę. Wszyscy się nią zachwycają.
-Ty
też do nich należysz?
-Czy
po moim wyjściu zażyłeś wreszcie tabletki, o których
zapomniałeś rano?
-Nie
biorę tabletek...-wycedził marszcząc brwi, a jego żyłka pod
okiem zapulsowała, za chwilę jednak wziął głęboki oddech i się
uspokoił.
-Przepraszam.
Wiesz, że nie o to mi chodzi...
-Wybacz
moje zachowanie... pokłóciłem się z Markiem, Katharine,
dlatego chciałem spędzić z kimś miło czas, a oczywiście
musiałem zacząć coś gadać. Taki dzień... wybacz.
-Jared,
byłoby okey gdyby, to był jeden taki dzień... ale to co
powiedziałem nie zamierzam tego cofać.
-Nie
musisz. Masz prawo do własnego zdania. Jeśli chcesz możesz jechać,
ale możesz też wrócić i zjeść ze mną kolacje.
-Ehh...-westchnąłem
- Doceniam, że przeprosiłeś... nie wiem jakim cudem udało ci się
podnieść z miejsca swój honor i dodatkowo jestem naprawdę
cholernie głodny.-jak na potwierdzenie słów odezwał się
mój brzuch i się zaśmialiśmy.- Chodź.
-Tomo...
możemy nie zaczynać tematu pracy, muzyki, Echelonu, imprez, mojego
tyłka, twojej brody?
-Mogę
nawet podpisać się krwią.-weszliśmy do środka i zamówiliśmy
jedzenie, które było przepyszne. Całe szczęście udało nam
się uniknąć więcej spięć i wszystko przebiegło w miłej
atmosferze, mimo wszystko widziałem po Jay'u, że coś go gryzie.
Jednak nie zamierzałem się odzywać. Po kolacji skoczyliśmy
jeszcze na kręgle do pobliskiego pubu i wróciłem do domu
około pierwszej w nocy. Zastałem Vicki zakopaną po uszu w
papierach.
-Hej
Kochanie...-powiedziałem delikatnie ją całując.
-Hej...-jęknęła
-jak było?
-Dobrze...
przyniosłem ci kolacje.-postawiłem przed nią tackę z jej ulubioną
spaghetti.
-Dziękuje!-
od razu rzuciła się na jedzenie -mógłbyś zrobić mi
kawę?-wybełkotała z pełną buzią.
-Oczywiście.-zaśmiałem
się i poszedłem do kuchni. Postawiłem czajnik na palnik i
czekając, aż się zagotuje wybijałem rytm 'This is War' i myślałem
o dzisiejszym zachowaniu Jareda, które ostatnimi czasy uległo
kompletnej zmianie. Potrząsnąłem głową chcąc wyrzucić z niej
wszystkie moje głupie myśli i zalałem
kawę
gorącą wodą. Wyciągnąłem z szafki jeszcze ulubione ciasteczka
Vicki i przełożyłem na talerzyk. Gdy wszedłem już do gabinetu
skończyła pochłaniać posiłek.
-Dziękuje...
pyszne.-uśmiechnęła się, a ja podstawiłem przed nią kawę.
-Nie
pracuj tak ciężko...-szepnąłem całując ją w czubek nosa.
-Nie
mam wyjścia...-skrzywiła się -muszę to skończyć.
-Pomóc
ci?
-I
tak będziesz tylko przeszkadzał...-przejechała dłonią po mojej
ręce.- Idź spać, nie czekaj.
-Nie
siedź za długo.-pocałowałem ją w policzek i skierowałem w
stronę łazienki. Wziąłem szybki prysznic i położyłem do łóżka.
Dodałem na tt zrobione dzisiaj zdjęcie Vicki i odpisałem na kilka
tweetów. Przewróciłem się na drugi bok i jeszcze
przez chwilę dręczyły mnie myśli związane z Jaredem, z tym co
robi ze swoim życiem i jak się zmienił od wydania TIW. Nie
poznawałem go, a każda próba porozmawiania z nim o tym nie
dawała rezultatów. W trasie mu się w sumie przestałem
dziwić, miał wiele na głowie i stres zaczął go wykańczać.
Problemy z wytwórnią, spłacanie długu, co chwilę daty
nowych koncertów, nowe teledyski. Za dużo na siebie wziął i
były tego rezultaty. Miałem nadzieję, że wszystko po trasie wróci
do normy, ale to poważnie się na nim odbiło i się martwiłem.
'Tomo, skończ... jest dorosłym człowiekiem i wie co robić ze
swoim życiem' Całe szczęście po chwili zasnąłem i przestały
mnie dręczyć te myśli.
Witam ;) No i mamy kolejny rozdział... Pojawia się w nim trochę więcej Tomo i to na pewno nie jest ostatni raz pisany z jego perspektywy. Od razu przepraszam za błędy, ale po prostu jestem już tak zmęczona, że nie mam czasu i siły ich wszystkich wyłapać...
Przy okazji zapraszam Was po raz kolejny na mojego drugiego bloga I-saw-a-little-girl
Więcej Tomo <3 Jestem w niebie. Więcej Jareda : 3
OdpowiedzUsuńSłońce Ty moje - PAD to PAD a nie jakieś ustrojstwo tylko PAD! gezz.. więc wyjaśniłam sobie z Niną najważniejszą sprawę wieczoru ;)
OdpowiedzUsuńI zaczynając..
Tomislav <3 Uwielbiam go i Vicky i jego koty :D ah, naprawdę super że napisałaś coś z jego perspektywy :) Rozmowa z Jaredem.. każdy chyba skomentuje ją w domowym zaciszu poruszyłaś bowiem kwestie które się widzi i albo się z nimi zgadza albo nie albo nie chce do siebie dopuścić.. osobiście urzekło mnie że na końcu jednak zjedli tą pizze jako przyjaciele :)
Nina i Shanny - wiedziałam że wpadną! Agh, Jay musi się dowiedzieć :x będzie jazda wtedy i nie wiem jak z życiem z tego któreś z nich wyjdzie~ choć teraz czeka ich tłumaczenie tego dla Tomislava więc też nie łatwy kawałek chleba!
Kat mnie wkurza. Tyle. Nie ma jej ani dla Jareda ani dla nikogo i taką popierdułkę małą odstawia. i chyba pierwszy raz czekam na dziecięcą postać w opowiadaniu!
Może nieskładnie ale od razu po przeczytaniu i kurdę fajnie że ponownie taka długość :) czekam na kolejny!
I dziękuję za komentarz u mnie!!
ps. Tomuś rozpuścił kociaka :DDD
Noo, rozdziały coraz dłuższe :D I like it. Dużo Tomo, jestem za. Ciekawie czyta się z jego perspektywy, a jego wymiana zdań z Jaredem przed kolacją.. noo dosyć cięta.
OdpowiedzUsuńI powiem Ci, że prawie była pewna, że Jared złapie Ninę u Shannona, a jednak, dobroduszny Tomo :D Nie wiem jak by zareagował na to Jay, dlatego chyba lepiej, jak jeszcze się nie dowie. Troszku boję się jego reakcji.
Śiwetny rozdział, co tu dużo mówić :) Pozdrawiam :)
Sama nie przepadam za spamem, ale chyba rozumiesz, że jakoś trzeba zacząć.. Chciałabym Cię zaprosić na mojego nowego bloga z opowiadaniem z wielką trójką Marsów w rolach głównych ;) [worlds-seventh-end.blogspot.com] Byłabym wdzięczna gdybyś zajrzała i oceniła ;) Pozdrawiam i przepraszam jeszcze raz za spam.
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM NA NOWY ROZDZIAŁ NA DANCING-FOR-DREAMS.BLOGSPOT.COM
OdpowiedzUsuńTwór rozdział oczywiście przeczytam w wolnej chwili i skomentuje ;)
Nareszcie! Rozdział jest fantastyczny. Piszesz je coraz dłuższe i coraz bardziej ciekawe. Tak się przestraszyłam, gdy Tomo przyłapał Ninę u Shanna. Na szczęście zlitował się na biedakami, bo pewnie domyślił się jakie piekło zgotowałby im Jared. Bardzo ciekawie czytało się z perspektywy Mofo. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie nam dane przeczytać kawałek jego oczami. Ostra kłótnia obu panów była świetnym pomysłem. Rozdział czytało mi się z lekkim napięciem. I bardzo dobrze trochę adrenaliny w opowiadaniu powinno być :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Świetne opowiadanie, czytam już od dość dawna, ale dopiero teraz mam okazję skomentować ;D
OdpowiedzUsuńJa z drugiej strony sądzę, że nie będzie aż tak źle jak się Jared dowie o małym romansiku Niny i Shanna ;> Chyba jako jego brat zrozumie ;) Mofooo!!! Wspaniale się czyta z jego perspektywy... A jeszcze jak stara się zapanować nad kotami ;D Żartobliwe ;D Pisz dalej! Czekam z niecierpliwością na to co się będzie działo dalej... Bo nie mam zupełnego pojęcia co się może zrodzić w Twojej głowie ;D
ZAPRASZAM NA NOWY BLOG O TEMATYCE MARSOWEJ! UKAZAŁ SIĘ JUŻ PROLOG! GLUCHY-KRZYK-NOCY.BLOGSPOT.COM
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy odcinek na worlds-seventh-end.blogspot.com ;)
OdpowiedzUsuńHej ;) Przepraszam, że tak późno, ale mój komputer umarł i póki co, korzystam tak z doskoku u koleżanki, albo na TI. Ale przeczytałam jeszcze tego samego dnia, kiedy się pojawił, korzystając z ubóstwianego przeze mnie internetu w telefonie ;P
OdpowiedzUsuńTak więc: chyba już mówiła, jak bardzo uwielbiam Shannona w twojej kreacji. A jeśli nie mówiłam, to mówię to teraz. Jest wspaniały. A romans pomiędzy nim a Niną to już w ogóle odjazd. Zastanawiam się, co Tomo zrobi ze swoją wiedzą o nich. No ale cóż, na to muszę czekać. A czekam z niecierpliwością. Mam nadzieje, że nowy odcinek pojawi się jak najprędzej ;))
AnneMarie.
nie wiem czy powiadamiać tu czy gdzieś indziej i czy w ogóle ale po zostawionym komentarzu informuję że jest 6 na www.cherry-cigarette.blogspot.com ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam i czekam na kolejny u Ciebie :)
Nowy rozdział na dancing-for-dreams zapraszam ;)
OdpowiedzUsuń