Obudziło
mnie słońce padające wprost na moją twarz.
-Vicki..
kochanie... zasłoń roletę...-jęknąłem poklepując miejsce obok
siebie wyczułem jedynie futerko kota i ani śladu mojej żony –
Vicki? - uniosłem się na łokciach jednak jej pościel była
zaścielona. Leniwie się podniosłem i wsadziłem nogi w ciepłe
kapcie. Zszedłem na dół i zastałem Vicki śpiącą na biurku.
Wyglądało na to, że choć na chwilę się nie położyła i padła
tutaj. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Przebudziła
się na chwilę, gdy ją kładłem, coś wymruczała, ale przewróciła
się na drugi bok i zasnęła. Zasłoniłem okna i wróciłem na dół
z zamiarem zrobienia sobie kawy. Zegar na kuchence wskazywał dopiero
ósmą rano, a ja już byłem na nogach. Wstawiłem wodę i w czasie,
gdy czekałem aż się zagotuje nasypałem kotą karmy, nagle
wszystkie znalazły się koło mnie i zaczęły swoje śniadanie.
-Stworzenia
marnotrawne.-powiedziałem głaszcząc Felixa. Zrobiłem pyszną
kawkę i usiadłem przed telewizorem włączając jakiś beznadziejny
kanał z wywiadami z gwiazdami. Na ekranie pojawiła się Paris
Hilton i od razu przełączyłem na co innego krzywiąc się, że
Jared mógł lizać coś takiego. Ble... chyba nigdy nie zrozumiem
tego człowieka. Natrafiłem na jakiś muzyczny kanał i akurat
leciał teledysk Guns N' Roses, więc go zostawiłem. Na moich
kolanach wylądował Milo i zaczął się łasić.
-No
co Kocie?-głaskałem go i nagle usłyszałem znajomy dźwięk.
Zamurowało mnie na sekundę i spojrzałem w telewizor. Zachód
słońca... rowery... jastrząb. Kings&Queens. Od razu na mojej
twarzy pojawił się uśmiech. Rozpierała mnie duma i taka radość
kiedy tylko słyszałem lub widziałem coś naszego w radiu, czy
telewizji. Wróciłem wspomnieniami do dni kiedy go nagrywaliśmy,
tutaj w LA, z Echelonem... Niesamowite dni, których na pewno nigdy
nie zapomnę. Miałem ogromną ochotę chwycić gitarę i zacząć
grać, ale nie chciałem budzić Vicki, która zapewne całą noc
pracowała. Nim się zorientowałem zegar wskazywał już godzinę
jedenastą, a mój żołądek zaczął domagać się jedzenia.
Wyciągnąłem potrzebne składniki i usmażyłem omlety. Zrobiłem
kawę i zaniosłem śniadanie Vicki, która wciąż smacznie
pochrapywała. Szkoda było mi jej budzić, ale o 14 musiała zjawić
się w pracy.
-Kochanie,
kochanie...-wyszeptałem jej nad uchem – Wstawaj -pocałowałem ją
w czubek nosa.
-Yhmm...-mruknęła
i zakryła kołdrą.
-Wstawaj
Skarbie. Zrobiłem śniadanie i jest już 12.
-Spadaj,
Tomo!-odepchnęła mnie nogami - Chcę spać!
-Jaka
ty jesteś okropna!-zaśmiałem się i na klęcząco nad nią
usiadłem.
-I
kto tu jest okropny?-wystawiła kawałek głowy spod kołdry.
-Tyy.
-Spaaaććć....-wygięła
usta w podkówkę.
-Jeść
śniadanko i lecieć do pracy.-pocałowałem ją w czoło.
-A
ja mam lepszy pomysł.-przygryzła wargę.
-Tak?-udałem
zaskoczonego choć już dobrze wiedziałem co chodzi po jej główce.
-Yhmm...
coś mogłoby nie rozbudzić...
-Kawa?
Zrobiłem ci już.
-Kawa
też...-przejechała dłonią po moim torsie.- Ale nie o to chodzi.
-W
takim razie nie wiem... wstawaj, bo ci śniadanie wystygnie.-lekko
się uniosłem, ale chwyciła mnie i przyciągnęła do siebie.
-Nawet
się nade mną nie znęcaj, bo ja mam inne plany.-wbiła się w moje
usta, użyłem swojej całej siły woli, żeby się od niej oderwać
i trochę podroczyć.
-Ale
wystygnie ci śniadanie.
-Mam
gdzieś śniadanie. Chcę swojego męża.
-Ale twój mąż bardzo ciężko przygotowywał to śniadanie.
-Ale twój mąż bardzo ciężko przygotowywał to śniadanie.
-I
ja to szanuje, ale teraz chcę go inaczej wykorzystać.-ręką
zajechała pod moją koszulkę.
-Małpa!-złapałem
ją w pasie i przewróciłem tak, że znajdowała nade mną.
-Teraz
cię wykorzystam!-zamruczała i pozbyła mojej odzieży.
-Już
więcej nie dam ci się tak wykorzystać!-zaśmiałem się zakładając
na siebie spodnie.
-Poczekaj
do wieczora..-przelotnie pocałowała mnie w policzek i zniknęła w
łazience. Ubrałem się i spojrzałem na telefon. Dochodziła 13...
nieźle się zatraciliśmy. Zaśmiałem się pod nosem i wypiłem
zimną kawę Vicki kiedy to zadzwonił mój telefon. 'Głópi Pegaz'
-Haalllooo?-spytałem
przeciągając każdą sylabę.
-Witaj
mój drogi przyjacielu.-przywitał się Shannon.
-No
witaj. Co tam w twej zacnej krainie seksu?
-Wszystko
gra i stoi. A w twojej?
-Właśnie
odpoczywa.
-Łuuhuhuhuu...
seksik w południe. No Tomo, Tomo... No ale ja nie po to dzwonię...
Dzisiaj jest mecz, nie?
-No
coś słyszałem...-powiedziałem wychodząc na balkon, ze strony, z
której widok wychodził na ocean.
-No
to w takim razie zbieraj swój tyłeczek i lecimy do Jareda na mecz.
-A
on w domu?
-A
kto się tym przejmuje?-prychnął.
-No
fakt.-zaśmiałem się.
-Będę
po ciebie za jakąś godzinę. Skoczymy do sklepu po coś do żarcia,
bo u niego nic dla nas nie znajdziemy.
-No
to będę czekał.
-Żegnaj
przyjacielu!
-Żegnaj
rycerzu!
Jared
-Ale
na pewno ci to nie przeszkadza?-spytała smutnym tonem.
-Naprawdę,
kochanie. Rozumiem to.
-Ale
ostatnio mam dla Ciebie tak mało czasu...
-Ale
ja naprawdę to rozumiem. Sam pracuję i wiem jak to jest. Realizuj
się, rób to co kochasz. Rozumiem to.-zajechałem właśnie przed
dom. Czekałem, aż otworzy się garaż wygrzebując ze schowka
paczkę miętowych cukierków.
-Jutro
będziesz miał czas?
-Będę
miał.
-I
jestem cała Twoja. Nic innego się nie będzie liczyło.
-Nie
zamierzam wypuścić Cię z ramion ani na minutę.-zamruczałem
wjeżdżając do garażu i gasząc silnik.
-Na
to liczę...-słodko zachichotała -a teraz kochanie muszę lecieć,
bo już mnie wołają... Kocham Cię.
-Też
Cię kocham.-rozłączyła się, a ja zabrałem z tylnego siedzenia
siatki z zakupami. Kopnąłem drzwi od wejścia i znalazłem się w
salonie gdzie czekała mnie niemiła niespodzianka. Shannon z Tomo
leżeli rozwaleni przed moim telewizorem a na około nich mnóstwo
niezdrowego żarcia.
-Nie
zamierzasz mu powiedzieć, Shann?
-A
o czym tu mówić? Daj spokój, Tomo – Shannon gwałtownie się
wyprostował zauważając mnie.
-Co
to ma być?-spytałem niezbyt miło. No kurwa! To mój dom, a nie
jakaś obora, do której można wpaść i zrobić rozpierdol.
-Oooo!
Hej Jared!-krzyknął Gitarzysta - Siadaj! Niezły mecz.-machnął na
mnie ręką i wpakował garść chipsów do buzi.
-Było
kilka niezłych akcji, ale może załapiesz się na
powtórki.-powiedział Shann przysuwając bliżej ekranu.
-No
kurwa! Kto to posprząta?-fuknąłem.- Nie macie własnych domów?
-Wyganiasz
nas?-Tomo zrobił słodkie oczka, a usta miał całe w okruszkach
jedzenia.
-Już
i tak na syfiliście.-machnąłem ręką i poszedłem do kuchni.
Zacząłem rozpakowywać zakupy i układać w szafkach co chwilę
słysząc dochodzące z salonu krzyki.
-Wymienię
zamki...-mruknąłem pod nosem i aż podskoczyłem kiedy poczułem
czyjąś rękę na ramieniu.
-Kurwa,
Shannon! Nie strasz mnie.-syknąłem na brata strzepując jego dłoń.
-Jesteś
zły?
-Nie
kurwa. Nie widzisz jak z radości skaczę do nieba?
-Jump
and touch the sky?-spojrzał na mnie spod byka i puknął w ramię.
-Kurwa,
Shann... Po prostu jutro przychodzi tu Katharina, a ja będę miał
taki syf? Wczoraj pół dnia sprzątałem.
-Spokojnie...
posprzątamy. Podasz mi z lodówki piwka?
-Nie
mam piw.
-Masz,
kupiłem.-wyszczerzył się.
-A
może kupicie sobie osobną lodówkę, żeby to nie musiało leżeć
z moim żarciem?-podałem mu dwa piwa, a sam złapałem butelkę
wody, wypijając pół naraz.
-Nie
denerwuj się tak. Powiedziałem, że doprowadzimy to do porządku, a
teraz dawaj do nas. Bierz piwo.-zagroził mi palcem i wrócił do
salonu.
-Już
się rozbiegam...-mruknąłem, ale po głębszym zastanowieniu nie
miałem nic innego do roboty. Złapałem jedno piwo i skierowałem do
salonu, siadając po cichu w fotelu. Nie przepadałem za sportem, ale
czasami chłopakom dało się mnie namówić, a zwłaszcza Timowi,
który był wielkim fanem futbolu.
-No
ta ostatnia akcja bardzo pięknie rozegrana!-odezwał się Shannon.
-Przesadzasz!
Przedostatnia to dopiero było coś!-wziąłem kolejny łyk piwa.
-Ogólnie
panowie nieźle sobie poradzili!-krzyknął Tomo, który wciąż nie
mógł się opanować.
-Więcej
takich meczy poproszę!-Shannon rzucił we mnie kolejną butelką
piwa, którą opróżniłem prawie naraz. 'Jared... zwolnij tempo'
upomniałem się.
-Ehhh...
nieźle, nieźle...-Shannon złapał pilota i przełączył na jakiś
muzyczny kanał gdzie akurat leciał koncert LP. Każdy z nas
spojrzał w ekran, jednak nic nie powiedział. Tomo zapchał buzię
popcornem i ciężko oparł o poduszki.
-Też
wam dziwnie?-ciszę przerwał Shannon. Pokiwaliśmy z Tomo głową
wymieniając między sobą spojrzenia.
-Brakuje
mi tych rozkrzyczanych ludzi...-Tomo się zaśmiał.
-A
mi ciągłych spotkań z moją dziewczyną...-Shannon przygryzł
wargi.
-Coś
czuję, że Artemis i Pitagoras też za tym tęsknią...-zgodziłem
się patrząc w przestrzeń.
-Chłopaki,
kurna!-Tomo poderwał się na nogi -dajemy koncert!
-Gdzie?-zaśmiałem
się z jego pomysłu - Damy w jednym miejscu, będą chcieli w
innych. A na szybko nic się nie załatwi.
-A
kto mówi, że koniecznie dla nich?! Dla nas! Dla nas samych
teraz!-zaczął chodzić w kółko jak małe dziecko.
-To
jest myśl!-Shannon podskoczył przy okazji nadeptując na moją
stopę.
-Ałaaa!
Kurwaaaa! Shannon!-zawyłem z bólu, masując obolałe miejsce.
-Przepraszam,
przepraszam!-rzucił się na ziemię i zaczął całować moją nogę.
-Spierdalaj
pedale!-odepchnąłem go, ale ten złapał moją głowę i przycisnął
do swojej klatki piersiowej.
-Shhh,
Shh... Jaredku mały... nie płacz już dziś.... Shannon przytuli
Cię jako miś...-zawył mną kołysząc. Wybuchnąłem śmiechem
słysząc, tą cudowną piosenkę.
-Shannon
na wokalistę!-krzyknął Tomo.
-Już!
Byście stracili wszystkich fanów. Nikt nie chciałby słuchać
takiego głosu, a co dopiero oglądać taki parszywy ryj. Zawsze
powtarzam, że wokalista musi być przystojny.- na te słowa zostałem
strzelony w tył głowy.
-Jeszcze
raz zakpisz, ze swojego przystojnego brata, to nie będziesz miał
czym dzieci robić.-Shannon wstał i podał mi rękę.
-No
to panowie, rock n' roll!-krzyknął Tomo -kto pierwszy zasiądzie
swoich rumaków! Raz, dwa, 30 Seconds to Mars!-krzyknął i z
wrzaskiem rzuciliśmy się w stronę studia, obijając o napotkanie
po drodze rzeczy.
-Wygrałemmm!-krzyknął
Tomo chwytając jednego ze swoich elektryków.
-Oszukiwałeś!-Shannon
w ostatniej chwili wyhamował przed swoją żonką.
-No
to co gramy?-spytałem, gdy każdy z nas zajął już swoje
stanowisko. Chłopaki spojrzeli po sobie, Shannon głaskał jeden z
bębnów, a Tomo struny.
-Eeee...
s/t?-Tomo niepewnie spojrzał w moje oczy, a Shannon wyprostował.
Przygryzłem wargi, napinając wszystkie swoje mięśnie. Chwyciłem
Artemis i zacząłem grać pierwsze dźwięki Capricorn, łobuzersko
uśmiechając się do chłopaków. Tomo skoczył i do mnie dołączył,
a po chwili idealnie w rytm wpasował się Shannon. Zbliżyłem się
do mikrofonu i z moich ust zaczęły się wydobywać dawno
nieśpiewane dźwięki. Nagle poczułem taki przypływ energii, że
miałem ochotę skrzywdzić moje ukochane maleństwo. Poczułem siłę,
której dawno w sobie nie czułem. Shannon uderzał z taką siłą w
swoje bębny, że dziwiłem się, że są jeszcze całe. Tomo jak to
on zarzucił włosy na twarz i oddał się swojemu ukochanemu
zajęciu. Od razu przeszedłem do drugiego utworu z pierwszej płyty,
nie czekając na żadne reakcje chłopaków. Podbiegłem do
wzmacniaczy i wzmocniłem dźwięk. Shannon zaśmiał się pod nosem
jak szalony i puścił do mnie oczko. Wstąpiło w nas coś
niesamowitego. Utwory z pierwszej płyty były pełne energii i
czegoś magicznego.
-Kurwaaa!-wykrzyczał
Tomo po drugiej piosence -to jest niesamowite!
-Totalna
masakra!-Shannon zrzucił z siebie koszulkę i polał swoje ciało
wodą.
-Jedziemy
z Buddhą!-zarządziłem. Zaczęliśmy grać i wiedziałem, że w
każdym z nas dzieje się to samo. Wszyscy trzej przechodziliśmy
przez to samo... w takich chwilach jak ta byliśmy jednością. Dawno
nie graliśmy tych wszystkich utworów, co nie oznaczało, że o nich
zapomnieliśmy. Mój głos nie był taki sam, ale na pewno znacznie
lepszy od zakończenia trasy. Jeśli jeszcze choć trochę nad nim
poćwiczę, być może choć w połowie będzie taki jak za czasów
s/t. Zatraciliśmy się w tym wszystkim. Po Buddzie przyszedł czas
na Fallen, Valhalla, Echelon, Oblivion, The Kill, Welcome to the
Universe, FY, The Fantasy, Savior, The Story, A Modern Myth, Alibi,
Hurricane, NOTH, Attack, ABL, Battle Of One i zakończyliśmy
Hunter'em.
-Cholera
jasna!-opadłem na podłogę odkładając gitarę na bok. Tomo z
Shannonem wylądowali na łóżkach i uspakajali swoje oddechy. Moje
ręce i nogi całe się trzęsły i cały lepiłem się od potu.
-Do
tego można jedynie porównać seks z ukochaną kobietą...-mruknął
Tomo tempo patrząc w sufit.
-Ja
pierdole... czemu my tego nie graliśmy na żywo?-Shannon chwycił
butelkę wody i ją wypił.
-Czuję
jak każdy mięsień mojego ciała pracuje... jedna wielka
masakra...-na drżących nogach podszedłem do kanapy ignorując
pytanie brata. Czemu tego nie gramy? Odpowiedź jest prosta... mój
głos nie jest taki jak 10 lat temu i nigdy nie będzie, a zresztą
byliśmy w trasie promującej TIW. W kontrakcie mieliśmy wyraźnie
napisane, że skupiamy się na promowaniu właśnie jej. Czy
zapomniałem o pozostałych? Oczywiście, że nie. Każda z nich była
dla mnie tak samo ważna, ale nigdy nie chciałem stać w miejscu z
brzmieniem. Zawsze chcieliśmy się zmieniać, ewoluować i próbować
nowych, jeszcze nie odkrytych przed nami rzeczy. Dojrzeliśmy,
zmieniliśmy się i wpłynęło na to wiele zewnętrznych czynników.
Walczyliśmy i o tym jest TIW. O walce, o walce każdego z nas.
Ciężko pracowaliśmy nad tą płytą, ale się opłacało.
Odnieśliśmy sukces jakiego się nie spodziewaliśmy. Nigdy nie
sądziłem, że to się nam uda. Ale się udało, przyczyniły się
do tego także poprzednie płyty, ale TIW było czymś wybuchowym, co
na zawsze zmieniło historię 30 Seconds To Mars i nas samych. Ile
razy słyszałem, żebyśmy zagrali coś z poprzednich płyt? Od
Echelonu, Shannona, a zwłaszcza Tomo, który próbował walczyć z
tym do samego końca. Zawsze jednak kończyło się na kłótni i na
moim. Teraz jednak poczułem, że mimo wszystko czasem brakuje mi
takiego brzemienia i takich koncertów, ale nie dopuszczam do siebie
tego. Jest era TIW. Dużo się zmieniło i nie czas na powracanie do
korzeni. Było minęło. Nic już nie powróci i nie ma co nad tym
ubolewać.
-Jest
jeszcze piwko?-spytał Tomo.
-Jeszcze
coś zostało.-odezwał się Shann i wyszedł.
-Jared...-odwróciłem
się w stronę Tomo, który mi się przyglądał. Wszystkie włosy
miał przyklejone do twarzy.- Naprawdę coraz lepiej z Twoim głosem.
Podziwiam...-uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
-Dzięki
stary.-klepnąłem go w ramię.
-Trzymać
piwko!-Shannon podał nam butelki i usiadł na stołku od
fortepianu.- o czym gadacie?
-O
głosie Jareda.-Shannon pokiwał głową.
-Muszę
przyznać, że dobrze CI robi ta przerwa. Nie skrzeczysz już jak
mewa.
-Dziękuje
bardzo...-rzuciłem z sarkazmem -nie ma jak to dowiadywać się
takich rzeczy.-udałem obrażonego.
-Nosz
strzel bulwersem, że ktoś Ci mówi prawdę.-żachnął się na niby
Shannon.
-Prawdę?
A jak pytałem się w trasie to 'jest dobrze, Echelon zrozumie, nie
jest tak źle! Zaraz będzie lepiej!'-zacząłem udawać latających
ich koło mnie kiedy mój głos był w nie najlepszej formie i jak
wspierali mnie, żebym wyszedł i zagrał koncert.
-Bo
byś się zamknął z koszem owoców i siedział- Tomo puknął mnie
bok i zaczął śmiać.
-Koniec
gadania o moim głosie panowie!-zarządziłem wstając na równe
nogi- idziemy do salonu!-kopnąłem Shannona w zadek i wyszedłem ze
studia. Za chwilę przyszli za mną i włączyliśmy na jakiś inny
mecz, biorąc kolejne piwo.
-A
kurwa pamiętasz jak się spiłeś i obudziłeś w spódniczce Jareda
i kiteczkach?!-zarechotał Shannon uderzając Tomo w kolana.
-Weź
mi nawet tego nie przypominaj!-prawie, że dusiłem się ze śmiechu.
-Śmiejcie
się z biednego gitarzysty! Zobaczyłem Jareda na podłodze całego
mokrego i w samych gaciach, a Ty co byś pomyślał?!-krzyknął do
Shannona sam się śmiejąc.
-No,
ale że kurwa mielibyśmy się ze sobą przespać?!-uderzyłem głową
o kant stołu- ałaaa!-zawyłem masując obolałe miejsce. Shannon
ugryzł Tomo w rękę, który odskoczył do tyłu wywalając całą
miskę z popcornem.
-Trzymaj
się ode mnie z dala, Zwierzaku!
-Mrauuu...
bo Tomo znowu się obudzisz myśląc, że przeleciałeś któregoś z
Leto- zamruczałem.
-Wiesz
Jared.. on o tym marzy i chce nas wykorzystać... jeszcze nigdy mu
się nie udało.
-No
ale jak Wy jesteście takimi napaleńcami, więc skąd mam wiedzieć,
że jak się upijecie mnie nie wykorzystujecie?-udał smutnego.-każda
impreza może się tak kończyć...
-A
propos imprezy...-wycelowałem w Shanna palcem -kiedy parapetówa?
-Jakoś
na dniach...-zamyślił się -jeszcze dokładnie nie wiem... muszę
wszystko kupić.... ogólnie lista gości...-przerwał bo zadzwonił
mu telefon. Spojrzał na wyświetlacz, a następnie niepewnie na nas.
Podskoczył z miejsca i wyszedł na taras dopiero tam odbierając.
-A
ten nagle musi wychodzić, aż na taras, żeby odebrać?-rzuciłem
patrząc za nim.
-Eee...
no... może....-Tomo zaczął coś kręcić, aż w końcu zamknął
sobie buzię łykiem piwa.
-Coo?-kiwnąłem
głową w jego stronę. Nie lubię kiedy ktoś coś zaczyna mówić i
nie kończy.
-Nic.-machnął
ręką. Shannon wszedł na taras otrzepując włosy z kropelek
deszczu.
-Cholera,
zaczęło padać....-skrzywił się-ok... ja się będę zbierał...
-Zbierał?-zmrużyłem
brwi nieco zdziwiony.
-bo
ten.. yyy.. Antoine dzwonił.-za jąkał się
-Antoine?-
spytałem podejrzliwie. Coś kręci... na pewno nie Antoine...
-No
tak..
-Musisz
teraz wychodzić? Nie mógł byś choć raz z bratem… i
przyjacielem….-spytałem wykorzystując swój talent aktorski, aby
wzbudzić w nim poczucie winy.
-Sorki.
-Jesteśmy
zespołem!-rzuciłem z wyrzutem.
-Dobrze,
tak naprawdę umówiłem się...-przygryzł jedną wargę.
-Na
randkę?-Shannon umówił się na randkę? Wow... spojrzałem na
Tomo, który spuścił wzrok.
-Nie,
na krykieta…-powiedział z sarkazmem- no tak, na randkę.
-Nie
chwaliłeś się.
-Nie
ma czym.-rozejrzał się po pokoju, klaszcząc w dłonie.- No to
lecę..-zabrał ze stolika kluczyki i bluzę.
-Samochodem
po piwach?-położyłem dłoń na jego ręce.
-Zadzwonię
po taksówkę...-klepnął mnie w ramię i machnął do Tomo.- Do
zobaczenia!-wyszedł z domu, głośno trzaskając drzwiami.
-Nie
wiesz z kim się umówił?-spytałem Chorwata.
-Skąd
mam wiedzieć?
-No
nie wiem... może Ci powiedział... wow.... randka...-prychnąłem
-założę się, że laska na jedną noc, bo sam powiedz- Shannon i
związek?
-Emm....
no nie wiem... Wiesz… mam ochotę na coś mocniejszego.-wstał i
podszedł do barku, w którym trzymałem mniejszy zapas alkoholu.
Zanurzył głowę w szafce po chwili machając mi Jackiem Danielsem
przed oczyma- Co powiesz na to?-wyszczerzył ząbki.
-Idealnie!
Witam ;) Uff... no więc jest nowy rozdział... Zacznę od tego, że miał pojawić się już dawno, ale mój laptop postanowił się popsuć. Całe szczęście udało mi się odzyskać opowiadanie, lecz niestety zupełnie nie poprawione i pomieszane rozdziały. Muszę to wszystko jakoś ogarnąć, ale teraz nie miałam na to siły, więc z góry przepraszam za straszne błędy -.- Wiem, że krótkie, ale dodaję na szybkiego, bo obecnie mam najgorszy tydzień w szkole. Jestem tak wściekła na to, że co chwilę się coś psuje, że siłą zmuszam się do uspokojenia i dodania tego.
Przepraszam, ale mam zaległości na Waszych blogach, które w ten weekend będę się starała naprawdę nadrobić.