piątek, 28 września 2012

Rozdział 21 - Neon Night

Shannon

-Gdzie Ty jesteś?-spytałem przez telefon blondynkę.
-Już się tak nie denerwuj, zaraz będę -rozłączyła się. Ciężko westchnąłem i schowałem telefon do kieszeni. Wyświetlacz na radiu wskazywał 15.30, a miałem po nią podjechać o 15. Jak ten idiota siedziałem w samochodzie od pół godziny i obserwowałem przechodzących ludzi ulicą. Kolejny raz spojrzałem na zegar-15.32. 'Shannon, opanuj ADHD' upomniałem się w myślach. Chwila nic nie robienia, a moje ręce i nogi całe się trzęsą... tak to już jest jak się jest perkusistą. Usłyszałem stukanie obcasów i na siedzeniu pasażera pojawiła się Nina.
-Heej...-powiedziała zdyszana i pocałowała mnie w policzek -umieram z głodu!
-Co tak długo?
-Przepraszam, ale szef mnie zatrzymał. Kutas jebany, tak mnie wkurwia!-zacisnęła dłonie w pięści i wzniosła oczy ku górze.
-No już spokojnie... Zaraz napełnisz żołądek i będzie dobrze, a to podobno głodni faceci są nerwowi.
-Nawet mnie nie denerwuj...
-A widzisz.-uśmiechnąłem się triumfalnie pod nosem i wyjechałem z parkingu. Po kilku minutach szliśmy już Rodeo Blvd.
-Aż tutaj musiałeś mnie wyciągnąć?-spytała zakładając okulary na nos.
-Muszę sobie kupić kilka rzeczy.
-Kilka rzeczy?-zmarszczyła brwi i objechała mnie wzrokiem z góry na dół.
-Perfumy, no e... i coś może jeszcze.-odsunąłem jej krzesło, bo doszliśmy już do restauracji. Złożyliśmy zamówienia, a Nina cały czas nerwowo podrygiwała i szperała coś w swoim telefonie. Zaczęło doprowadzać mnie to do szału, bo znając mnie za chwilę zacząłbym robić to samo.
-Co Ty tam grzebiesz?
-Przepraszam, ale muszę wysłać e-maila do redakcji, bo nie mogą czegoś znaleźć. Przepraszam, zaraz skończę.-wyciągnąłem w takim razie swojego iPhona i zrobiłem zdjęcie blondynce, na dźwięk aparatu podniosła na mnie wzrok i posłała złowieszcze spojrzenie, nie przerywając pisania. Zrobiłem jeszcze kilka zdjęć ulic i jedno Niny wstawiłem na twittera podpisując 'Lunch w miłym towarzystwie' gdyby dowiedziała się o tym, na pewno by już tu ze mną nie siedziała. No chyba, że miałaby dobry humor..
-Już.-odłożyła telefon na bok z uśmiechem i przeczesała dłonią blond grzywkę.-ale jestem głodnaa!-uderzyła rękoma w kolana.
-Widzę...
-Shannon, Ty naprawdę chcesz dzisiaj coś stracić.
-Cnotę.
-5 razy normalnie...
-Pomożesz?
-Już biegnę.
-Samochód, czy wystarczy nam łazienka w restauracji?-posłałem jej brudny uśmieszek.
-Najpierw to ja muszę zjeść!-kelner postawił przed nami talerze z jedzeniem, a ona od razu zabrała się za jego pochłanianie.
-A jak tam Tomo?
-No nie najlepiej... Vicki jest na niego śmiertelnie obrażona i śpi na kanapie.-kiedy rozmawiałem z przyjacielem był cholernie przybity i szeptał, żeby czasem Vicki nie dowiedziała się, że z kimś rozmawia. Może nie powinienem, ale myśląc o tej całej sytuacji zwijałem się ze śmiechu.
-Nie dziwię jej się... Tak samo zrobiłabym na jej miejscu.
-Przesadzacie.
-Przesadzacie? Dać Wam swobody i jak to się kończy? Bez opamiętania byście codziennie chlali.
-Czy teraz chlam?
-A później nie zamierzasz?
-Nie zamierzam, chyba, że masz jakieś plany.
-A może powiesz mi co z imprezą? Wysłałeś zaproszenia? Bo ja muszę dać znać cateringowi ile będzie osób.
-Nie zapraszałem dużo osób. Tylko najbliższych... coś około 40 osób.
-40 osób? Tylko najbliżsi... wow...-zdziwiła się.
-Wiesz... na całym świecie przez te lata miałem z wieloma osobami do czynienia.
-To może faktycznie zrobimy jakąś lepszą imprezkę? Czerwony dywan, telewizja...
-Nie dziękuje.-skrzywiłem się - Po co mi ta cała farsa?
-No nie wiem... Niektórzy by chcieli.
-Katharina...-skrzywiłem się.
-Nie lubisz jej?
-Nie chodzi o to, że jej nie lubię. Po prostu nie wydaje mi się ona odpowiednią kobietą dla Jareda.
-Odpowiednią?
-No sama powiedz. Ciągłe pokazy, bankiety, sranie w banie, a nie chciałbym żeby związał się z taką kobietą na stałe. No wiesz... raz, nic nie znaczący związek, to czemu nie? Ale ślub? Planowanie przyszłości? Dzieci, na wieczność? Jared może nie jest ideałem, ma wiele wad, ale nie sądzę, żeby Katharina na niego zasługiwała.
-Mówiłeś mu o tym?
-Po co? Nie wiem... Może się mylę? Chciałbym się mylić.... wydaje się być szczęśliwy, a ja nie chcę tego pieprzyć.
-Szlachetne.
-To mój brat. Mogę znieść te widzimisię Katharine, robić dobrą minę do złej gry, choć mimo wszystko nie wiem ile zniosę jeszcze jej komentarzy, no ale wmawiam sobie cały czas, że robię do dla tego małego gnoja. Chociaż prędzej czy później i tak się zorientuje, że nie wiadomo jak wielką sympatią to bratowej nie obdarzam.
-Przepraszam za spóźnienie!-poczułem ręce na ramionach i po chwili miękkie usta na swoim policzku. Kobieta, która przez całe życie dawała mi poczucie bezpieczeństwa, i której głos oraz dotyk rozpoznałbym wszędzie promiennie się uśmiechała i wyglądała olśniewająco... jak zwykle zresztą.
-Hej mamuś.-cmoknąłem ją w policzek, a ona podeszła przywitać się z Niną.
-Hej kochanie...-przytuliły się przyjaźnie, a mama odłożyła torebkę na krzesło.
-Co Ci zamówić do jedzenia?
-Nie jestem głodna. Jadłam przed chwilą, zamówię sobie tylko kawę!-ta kobieta to istny wulkan energii. Popędziła biegiem w głąb restauracji, rozsiewając naokoło mnóstwo pozytywnej mocy. Spojrzałem na blondynkę, która wydawała się być trochę zdziwiona.
-Mogłeś mi powiedzieć o lunchu z Twoją mamą.
-Nie powiedziałem?-zdziwiłem się. Dałbym sobie rękę uciąć, że wczoraj jej o tym wspomniałem.
-No nie.- No i grałbym na perkusji bez jednej ręki... Poczułem się jak idiota... jak teraz Nina musi się czuć? Wrobiłem ją w lunch z moją mamą...- Przepraszam, jeśli do dla Ciebie problem...-wydukałem.
-Oszalałeś?!-promiennie się roześmiała - Uwielbiam Constance i już dawno miałam umówić się z nią na kawę. Po prostu trochę zdziwiło mnie jej nagłe przybycie...
-Na pewno?-zmarszczyłem brwi starając się wyczytać emocje z jej twarzy.
-Na pewno, już się tak nie marszcz, bo Ci na stałe zostanie.
-Co mi się marszczy?-wystawiłem swoje białe ząbki na wierzch, a blondynka schowała twarz w dłonie.
-Shannon, błagam Cię...-jęknęła.
-Co on znowu robi?-mama usiadła na krześle pomiędzy mną, a Niną -daje jakieś obleśne komentarze?
-Których już nie można słuchać...
-No ale nie możesz powiedzieć? Przecież widziałaś.-posłała mi wściekłe spojrzenie, a ja ugryzłem się w język. No tak... nikt o niczym przecież nie wie. No... z wyjątkiem Tomo i zapewne Vicki.
-Shannon, Ty się już lepiej naprawdę w ogóle nie odzywaj.-mama machnęła ręką odwracając w stronę Niny.
-Poczekam, aż sama się mnie o coś nie zapytasz... Długo nie wytrzymasz.
-A ty długo nie będziesz cicho.
-Będę.
-Doprawdy?
-No widzisz!-klasnąłem ucieszony w dłonie jak małe dziecko.
-Ja się naprawdę zastanawiam ile ty masz lat. Czy 42, czy może 10.
-Na 42 na pewno nie wyglądam.-wypiąłem dumnie pierś do przodu.
-Masz rację... wyglądasz na kilka lat więcej.-Nina cały czas patrzyła na mnie z zażenowaniem.
-Wypraszam sobie!
-Shannonku, kiedy to Nina ma całkowitą rację. Przykro mi to mówić, ale wiesz, że zawsze byłam z Wami szczera.
-Dobra... nie znacie się i tyle.
-Uwierz mi, że się znamy.-mama przygryzła usta potakując głową.
-Znają się miliony innych kobiet na całym świecie, które twierdzą, że jestem zabójczy.
-Musiałeś się im z kimś pomylić, albo były tak zauroczone tym, że spotkały Jareda i do końca nie wiedziały co się z nimi dzieje.-Nina upiła łyk soku, mrużąc w moją stronę oczy.
-Ty się w ogóle nie odzywaj, bo w kilku sytuacjach twierdziłaś znacznie inaczej.-nachyliłem się w stronę stolika, a ona zrobiła to samo. Nasze twarze praktycznie się stykały i mierzyliśmy się spojrzeniami.
-Nie dość, że ma zwidy, to jeszcze głuchy.-szepnęła dokładnie wymawiając każde słowo. W tym czasie byłe zahipnotyzowany jej ustami... poczułem zapach jej czekoladowego błyszczyka i miałem ochotę w nich zatonąć. Czułem jej miękkie wargi na swoich, a po chwili jej język pieścił moją szyję. Ocknąłem się kiedy ze śmiechem usiadła normalnie. Zapomniałem o obecności mojej mamy, która teraz udawała, że obserwuje przechodzących ludzi. Odgoniłem ze swojej głowy myśli, które zaczęły uporczywie do niej przychodzić, jednak nie mogłem się powstrzymać, żeby na krótką chwilę zatrzymać wzroku na piersiach Niny.
-Ja na chwilę przepraszam.-uśmiechnęła się i poszła w głąb lokalu.
-Jak się mamo czujesz?-spytałem rodzicielki, która patrzyła na mnie tym swoim spojrzeniem, którego nienawidziłem... przeszywała mnie na wskroś, a ja czułem się jak nastolatek, który coś przeskrobał i musi się tłumaczyć.
-Bardzo dobrze, a co u Ciebie?
-A jak ma być? Wszystko okey.
-A co tam z Niną?-no tak... jak się mogłem spodziewać zadała to pytanie, ale sam jestem sobie winien, bo zamiast przemyśleć co palnę, to mówię co mi ślina na język przyniesie.
-Tak jak zawsze.
-Jak zawsze? Shannon, mnie nie oszukasz.
-Kiedy ja nie zamierzam Cię oszukiwać.
-Długo ją kochasz?
-COO?!-prawie, że krzyknąłem - Jasne, że nie. -spojrzała na mnie spod byka - Mamo... powtórzę jeden jedyny raz. Nie kocham jej, ona nie kocha mnie. Nic między nami nie ma prócz przyjaźni i seksu.
-A długo trzeba czekać, żeby było? Nina jest wspaniałą dziewczyną- miła, piękna, mądra, ma poczucie humoru, ceni siebie i ma jakieś wartości, nie co większość dziewczyn, a raczej kobiet w dzisiejszych czasach. Ma coś w głowie.-słuchałem mamy zastanawiając się nad jej słowami. Niewątpliwie miała rację co do Niny, była taka jaką właśnie ją opisała. Jakby nie patrzeć ideał, a nie mogłem zaprzeczyć, że cholernie mnie pociągała. Jej ciało, jej usta... nawet teraz kiedy o tym pomyślałem poczułem przyjemne dreszcze. Uwielbiałem spędzać z nią czas- śmiać się, rozmawiać, przekabacać i kochać. Ale nie kochałem jej. Nie byłem w niej zakochany. Czułem do niej pociąg fizyczny, ale bardziej patrzyłem jak na przyjaciółkę, którą zresztą była.
-Ale nie szukam nikogo... cenię jej przyjaźń.
-Więc całe życie zamierzasz pieprzyć swoją przyjaciółkę? Kiedy założy własną rodzinę i ty swoją z jakiś pustakiem?
-Na razie żadne z nas nie zamierza.
-A kiedy będzie chciało? Nagle powiecie -dobra, koniec pieprzenia. Było miło, ale się skończyło.
-Kiedy będzie tak trzeba, to tak. Jesteśmy ludźmi, pociąga nas nasza fizyczność. Kiedy kogoś pokochamy tak naprawdę, to to minie i będziemy przyjaciółmi.
-A jeżeli ona kogoś pozna, pokocha, a Ty nadal będziesz czuł do niej ten swój fizyczny popęd pozwolisz jej odejść?
-Pozwolę. To tylko seks. Nie chciałbym, żeby to dziwnie zabrzmiało... ale w ten sposób zaspokajamy swoje... potrzeby, tak? Więc znajdę kogoś... nie bierz mnie za świnie, mamo, ale wiesz o co mi chodzi.
-Wiem, wiem... ale dajmy na to... tym kimś będzie ktoś ważny dla Ciebie... hm... Jared! Co wtedy?
-Jared?-zaśmiałem się -żartujesz sobie przecież. On ma Kat i w ogóle.
-Dobra, pomińmy to, że ma tą całą Katharine. To będzie Jared i co wtedy?
-Jeżeli on będzie ją naprawdę kochał i ona jego to nie będę miał nic przeciwko.-odpowiedziałem szczerze po chwili zastanowienia.
-Teraz tak Ci łatwo mówić.
-Mówię jak jest. Jeżeli jakieś uczucie będzie... będzie chciało przyjść, to nie zamieniam bronić się rękoma i nogami, ale teraz jest tak jak powiedziałem.
-Shannon, nie skrzywdźcie siebie, nie skrzywdź jej, nie skrzywdź siebie. Takie układy potrafią wszystko popsuć. A widać, że się lubicie. A wiesz...-położyła mi dłoń na ramieniu -jak coś zawsze możesz do mnie przyjść.
-Wiem i jak coś na pewno skorzystam, chociaż wolałbym nie.-przytuliłem ją do siebie.
-Mój malutki syneczek...-pocałowała mnie w policzek.
-Nie wyglądam na 42 lata?-szepnąłem jej na ucho chcąc rozluźnić atmosferę.
-Oczywiście, że nie.-uśmiechnęła się tak jak lubiłem najbardziej.
-Już jestem.-Nina zajęła swoje miejsce i panie od razu zajęły się rozmową. Tak się rozgadały, że nie mogłem choć na chwilę się wtrącić, a jak mi się udało, to posyłały mi tylko spojrzenie w stylu 'co Ty tam możesz wiedzieć' i z powrotem wracały do paplania. Okazało się, że mają bardzo podobny gust, jeśli chodzi o filmy i umówiły się nawet na seans do kina. A kiedy zgadały się na temat 'Śniadania u Tiffany'ego', które swoją drogą z powodu rodzicielki oglądałem kilka razy, wyciągnęły mnie do jego sklepu i spędziły w nim bitą godzinę... nakręcając jedna drugą na temat biżuterii. Skończyło się na tym, że musiały sobie coś kupić, a ja chcąc wyjść na dżentelmena zafundowałem to im... Muszę pamiętać, aby nigdy więcej nie wchodzić z kobietą do takiego sklepu chyba, że chcę zbankrutować.






Cholera. Biała czy czarna? Stałem przed lustrem i zastanawiałem się jaką koszulkę na siebie założyć. Hmm... niech będzie czarna, ale teraz pytanie, która czarna? Z napisami tymi, czy tymi?
-No w życiu się nie zdecyduję!-mruknąłem pod nosem.
-Hej Shannon!-usłyszałem z dołu krzyk blondynki. Złapałem białą koszulkę i w biegu ją na siebie założyłem. Zleciałem na dół po schodach, a Nina wraz z Sarah położyły w kuchni wielkie pudełka.
-Hej.-pocałowałem obie w policzki, a Nina podeszła do lodówki i wyciągnęła z niej butelkę wody.
-I zaczęły się upały... będziesz musiał podkręcić klimę.
-Już to zrobiłem.
-Jeszcze bardziej.-pokazała mi język -był catering?
-Tak, wszystko zostawili, a teraz muszę zabrać się za rozstawianie.
-No to zaraz pomożemy.
-Nie musicie.
-Yhm... już widzę jakby to wszystko wyglądało...-zrobiła wielkie oczy w kierunku Sary, a ta tylko pokiwała ze zrozumieniem głową.
-No dziękuje, że tak wierzycie w moje możliwości!
-Shannon, wybacz... za całym szacunkiem, ale na pewno nie sprostasz temu zadaniu.-Sarah poklepała mnie po plecach.
-Jestem Shannon Leto i dam sobie radę ze wszystkim!-po domu rozległo się pukanie do drzwi, a ja się zdziwiłem. Czyżby ludzie zdecydowali się przyjść o tyle wcześniej? Leniwie poczłapałem do drzwi i moim oczom ukazał się uśmiechnięty Evan.
-Hej Shannonku! Pomyślałem, że jesteś taki samotny i przyda Ci się pomoc.-bezceremonialnie mnie ominął i wszedł do środka.
-No dziękuje, że wszyscy wierzą tak w moje możliwości!
-Oooo Nina.-powiedział Evan wchodząc do kuchni.
-Nine znasz, a to Sarah. Sarah, to Evan.-przywitali się ze sobą, a ja podszedłem do telewizora włączając jakiś kanał muzyczny. Popatrzyłem na niego z każdej strony zastanawiając się, czy najbezpieczniej nie będzie przenieść go w jakieś inne miejsce. Nie sądzę, żeby jednak ta impreza przemieniła się w nie wiadomo jaką libację. Wypić, wypijemy, ale na pewno nie będzie niczego w stylu Tomo i Jareda... Wróciłem do kuchni gdzie cała trójka w najlepsze rozmawiała.
-Shannon, Ty ze mną rozstawiasz jedzenie, a Sara i Evan zajmą się strojeniem na zewnątrz.-zarządziła blondynka rzucając we mnie paczką jednorazowych talerzyków. Pokiwałem ze zgodą głową. Dwójka wyszła, ja zostałem sam z Niną, co chwilę kierowany co i jak mam robić. Kilka razy dostało mi się po głowie, czy tyłku jak coś poknociłem, ale ogólnie była zadowolona z mojej pracy, a ja sam musiałem przyznać, że bez niej bym sobie nie poradził. Zaplanowała wszystko od jedzenia po kolor słomek do drinków. Ja oczywiście zająłem się alkoholem, który mimo wszystko pełnił najważniejszą tutaj rolę. Kiedy pojawiałem się na zewnątrz Evan i Sarah cały czas się śmiali i było widać, że znakomicie im się rozmawiało. Kiedy zajmowałem się układaniem jakieś głupiego sera pod bacznym spojrzeniem Niny, usłyszałem otwierane drzwi.
-Ale jak mi tylko tkniesz alkohol!- pogroziła Vicki palcem, wchodząc razem ze skruszonym Tomo do domu.
-Cześć Vicki!- krzyknąłem wesoło.
-Hej, hej.-podeszła do mnie i dałem jej cmoka w policzek -w czym pomóc?
-To nie ja tu jestem szefem...-rozłożyłem ręce.
-I bardzo dobrze. Hej Nina!-krzyknęła w głąb domu, ze schodów zleciała uśmiechnięta od ucha do ucha blondynka, zaplątana w jakieś serpentyny.
-Hej!-przytuliły się ze sobą.
-Co Ty taki smętny?-Nina spytała Tomo, który stał koło żony ze spuszczoną głową i w ogóle nie odezwał od wejścia.
-Wielce obrażony, że urządził taką libację alkoholową.
-Nie jestem obrażony.-zaprzeczył cicho.
-Już nie udawaj takiego biednego.-Vicki pozostawała niewzruszona i nieźle po nim jechała. Oj Tomo, Tomo...
-Dr. Avalanche jest też niezły... jeden z moich ulubionych perkusistów. -Do środka weszli rozgadani Sarah i Evan.
-A czy to nie jest czasem automat perkusyjny?-'automat' pomyślałem.
-A już myślałam, że w tym uda mi się Cię nabrać!-jęknęła.
-Oj... mnie tak łatwo nie oszukasz. - strzelił w jej stronę palcami.
-Wy tutaj gadacie, a samo się nic nie zrobi!-Nina skutecznie zagoniła towarzystwo do roboty.
-Co jest?-spytałem się przyjaciela, gdy jego żona zniknęła na tarasie.
-Nic mi nie mów...-szepnął – w ogóle cud, że tu jestem... Zaczęła się szykować, a jak stanąłem przy drzwiach, to od razu 'gdzie się wybierasz?!' Myślałem, że mnie już przywiąże do łóżka... mam zakaz dotykania alkoholu i co chwilę muszę być w zasięgu jej wzroku... a jak coś wyczuje, to powiedziała, że mogę sobie szukać nowego mieszkania.-był tak przybity, że zacząłem mu naprawdę współczuć. Vicki potrafiła być tak cięta, że czasami, aż ja jej się bałem. A nasz Tomislav normalnie wyglądał jakby przechodził załamanie nerwowe.
-Przejdzie jej...-położyłem przyjacielsko dłoń na ramieniu przyjaciela.
-Wątpię... -mógłbym przysiąc, że Tomo miał, aż łzy w oczach... o kurde... w domu musiała mu dać niezły popis.
-Shannonkuuuuuu!-usłyszałem wesoły wrzask swojego brata i po chwili roześmiany jakby się czegoś naćpał rzucił mi się na szyję - Wszystkiego najlepszego!-pocałował mnie w policzek, po czym przytulił się do Tomo. Wybałuszyłem oczy na wierzch.
-Jared, czy ty już coś wypiłeś?
-Nieee... no co Ty. -wzruszył ramionami, a jego niebieskie oczy całe się świeciły.
-No to co się stało?-naprawdę niepokoiłem się jego zachowaniem.
-Co się miało stać? Szykuje się imprezka i spotkam wszystkich fajnych ludzi w jednym miejscu, nie powiem, że się za nimi nie stęskniłem.
-Ahaa.... Dobra.-co najmniej zachowywał się dziwnie, ale niech już mu tam będzie. Być może i on czasami ma jakieś przebłyski -czyżby dzień dobroci dla zwierząt?
-Vicki by się taki przydał.-prychnął Gitarzysta.
-A właśnie... gdzie masz Kat?-zignorowałem Tomo.
-Ma coś do załatwienia.
-Myślałem, że chciała być na tej imprezie.
-Coś jej wypadło.-Jared wzruszył ramionami i poszedł do przodu.
-Szkoda, że Vicki zależy, żeby być na tej imprezie... - przybicie Chorwata pomału mnie dobijało. Nie wesolutki Tomo, to nie to samo i wtedy nawet ja nie potrafiłem być taki wesolutki.
-Poczekaj, aż sama się upije.. już ja tego dopilnuje.-Gitarzysta delikatnie się uśmiechnął, a w jego oczy zaświeciły. Jezusie... jeżeli ja miałbym przechodzić coś takiego przez żonę, to pierdole. Na zawsze wolę być sam.
-Wierzę w Ciebie!-rzucił mi się na szyje.
-Tomo! Ty się lepiej zachowuj! Dzisiaj masz mi nie przynieść wstydu.-Vicki niosła tacę z jedzeniem. Millicevic jak na zawołanie oderwał się ode mnie i grzecznie stanął z boku nie odzywając słówkiem. Wyszedłem na taras i byłem zaskoczony. Musiałem przyznać, że wszystko wyglądało genialnie. Co kawałek na dworze stały kolorowe lampiony, nad wejściem wisiały kolorowe światełka, a w takim kolorze były nawet kubki, słomki, talerzyki -wszystko. Jednym słowem-NEON NIGHT.
-Shannonku! Masz gdzieś może piłki?-Jared biegał jak oszalały od stolika do stolika. No ADHD wstąpiło dzisiaj w tego człowieka. Nie chcę wiedzieć co będzie później.
-Mam w garażu, ale nie nadmuchane.
-Ja z Milicevicem i Breesem postaramy się, żeby już były porządnie nadmuchane!-rzucił mi brudny uśmieszek i wleciał do domu podśpiewując pod nosem Lady Gage 'Telephone'. Podszedłem do jednego ze stolików, przy którym stała Vicki i układała talerzyki.
-Pomóc Ci?
-Ty mi już lepiej mów czego on Ci nagadał.
-Nic mi nie nagadał.-starałem się powiedzieć jak najszczerzej, jednak kiedy zobaczyłem spojrzenie Vicki przełknąłem głośno ślinę. -nie sądzisz, że powinnaś mu trochę odpuścić?
-A Ty nie mieszać w nie swoje sprawy? Niech najlepiej robi co chce i później wychodzi z tego, to co wychodzi.
-Vicki...
-Shannon...-westchnęła -myślisz, że mi tak łatwo? Ale nie ma zmiłuj się. Tym razem ostro przesadzili.
-To nie pierwszy raz...
-No właśnie. Kiedyś trzeba dojrzeć -spojrzała na mnie znacząco. Schyliłem głowę nie wiedząc co powiedzieć.. musiałem przyznać, że trochę zdziwiła mnie jej bezpośredniość. Musiała być naprawdę wściekła i musiała zauważyć,że sprawiła mi tym przykrość, bo mnie przytuliła -przepraszam, Shannon.
-Nic nie szkodzi... rozumiem.
-Wybacz, ale jeszcze mi nie przeszła wściekłość na Tomo, a jak się trochę pomęczy, to później będzie chodził jak zegareczek.-wbiła mi palce w żebra i zaśmiała.
-Jędza!-roztrzepałem jej włosy -odpuść mu -dodałem na odchodne.
-Zastanowię się.


W całym domu huczała muzyka i kręcili co chwilę pojawiający się nowi goście. Części z nich nie wiedziałem bardzo dawno i miło było mieć ich wszystkich w jednym miejscu.
-No, no... pięknie się tutaj urządziłeś.-Steve podszedł do mnie i klepnął w ramię.
-Dzięki, dzięki, Stevensie. Bez żonki przyszedłeś?
-Powiedziała, że nie chce widzieć naszych libacji alkoholowych. Widziała jedną i ma dość.-zaśmiałem się na jej wspomnienie. Byliśmy w trasie, ale mieliśmy ze trzy dni wolnego i postanowiliśmy zaszaleć... bardziej niż zwykle... No i przy okazji pokryć koszty szkód, które wyrządziliśmy w hotelu. Jared był na nas wtedy tak wkurwiony, że wsiadł w pierwszy samolot gdzie miał odbyć się następny koncert i zameldował w innym miejscu. Zjawił się dopiero 3h przed występem. Odszukałem go teraz wzrokiem – gadał z Tim'em i Braxton'em i mało co nie leżał na podłodze ze śmiechu wylewając drinka, którego trzymał.
-Jak wylejesz będziesz prał!-wrzasnąłem w jego kierunku, a ten tylko pokazał mi fucka i powrócił do rozmów. W wejściu z butelką wina i kwiatkiem pojawiła się Emma.
-Hej Shannon.-podeszła do mnie i przytuliła -mam nadzieję, że miło będzie Ci się tu mieszkało.
-Nie dziękuje. Coś się stało?-spytałem niepewnie. Odwróciła wzrok i pokiwała przecząco głową, ale widziałem, że coś nie gra. Miała podpuchnięte oczy i była strasznie przygaszona.
-Mało spałam w nocy to wszystko.-wysiliła się na uśmiech i poszła w kierunku machającej jej Vicki. Milicevic jak grzeczny piesek chodził 5 metrów za żoną z colą w łapie. Rozejrzałem się dookoła i byli chyba wszyscy. Teraz byli zajęci rozmowami i pierwszymi drinkami. Ja wolałem nie pić i mieć nad wszystkim kontrolę. Wolę, żeby dom, w którym dopiero zamieszkałem trochę przetrwał i nie został uszkodzony. Prezent od Ludbrook odstawiłem na bok i skierowałem w stronę tarasu. Mimo wszystko złapałem małą butelkę piwa i poszedłem do gości.

6 komentarzy:

  1. No ciekawa jestem jak ta impreza się skończy ;> Ale żeby Tomo się nie dostało, bo już mi jest go szkoda ;(
    '-Nie powiedziałem?-zdziwiłem się. Dałbym sobie rękę uciąć, że wczoraj jej o tym wspomniałem.
    -No nie.- No i grałbym na perkusji bez jednej ręki.'- To jest najlepszy tekst tego rozdziału! Rozwalił mnie xd
    Kocham to! Czekam oczywiście na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam małego mindfucka, kiedy na początku rozdziału zobaczyłam to, co było w poprzednim, ale zjechałam w dół i przeczytałam nowy:) Długo nic nie dodawałaś, mam nadzieję, że kolejny dodasz szybciej. Na Twój blog trafiłam przypadkiem, skomentowałaś moją miniaturkę i tak weszłam na Twój profil, a stamtąd na ten blog. Przeczytałam całość w jeden wieczór i poranek. Dosyć miłe i ciekawe opowiadanie, jedyne co mi się nie podobało i nie pasuje mi do Niny to jej przeszłość. Nie utożsamiam jej z tym. Na szczęście nie poświęciłaś temu dużo miejsca w tym opowiadaniu. W skrócie spodobało mi się ono i mam nadzieję, że doprowadzisz je do końca:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A i jeszcze mam pytanie. Czy mogłabyś mnie powiadamiać o nowych rozdziałach? Na gg 12001338 lub twitter Jo_Supernatural:) Z góry dzięki:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja tak jak Shann odniosłam wrażenie, że Jared jest za wesolutki i zastanawia mnie czy to z jakiegoś konkretnego powodu, czy może tak po prostu?
    Poza tym, szkoda mi Tomo, Vicky jest nieźle cięta na biedaka. Ale mam nadzieję, że rozmowa z Shannonem sprawi, że mu wybaczy.
    A Nina jest w domu perkusisty tak swobodna jakby była u siebie. I popieram w pełni Constance, miło byłoby gdyby ta dwójka się zeszła na dobre.

    Świetny rozdział. Gratuluję. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. COME BACK tu widzę :DDD **nie tylko ja miałam zastój, uff!**
    Nadrobiłam obydwa rozdziały i mam zamiar je skomentować za jednym razem, jeżeli pozwolisz oczywiście ;)
    Spotkanie Shanna i Niny na obiedzie gdzie jeszcze pojawiła się Constance - znakomite. Rozmowa matki z synem niesamowicie lużna i jak dla mnie trochę zbyt otwarta ale w końcu ma chłopina te 42 lata na karku i nie ma co udawać że siedzi sam w łóżku i je chrupki na dobranoc przy dobranocce. I dobrze. Plus ujął mnie tym zakupem biżuterii z Tiffaniego :D oj Shanny Shanny - nigdy nie chodź z babami do sklepów z błyskotkami. Nigdy.
    Za mała mi Jareda :( niech skończy się z tą pierdzieloną Kath bo mnie wkurza i to strasznie.
    Tomislavie.. Takie to są skutki imprezowania bez kontroli gdy jest się w związku małżeńskim - life is brutal ;p ale sądzę że V szybko przejdzie ;) niech się nią zajmie "przypadkiem" Jay to role się odwrócą ;P
    uff.. z racji godzinowych kończę już, mam nadzieję że mój komentarz ucieszy Cię tak samo jak mnie Twój ;)
    pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Siemka zakochałam się w twoim blogu :)
    Czemu juz nie piszesz? :(
    A jezeli bedziesz go chciala nadal prowadzic to mnie poinformujesz? Tu masz.gg :6043575
    jak ci sie kiedys bedzie nudzilo to tez mozesz napisac, bo w koncu jak mniemam jestesmy rodzinka! Echelon :)

    OdpowiedzUsuń