wtorek, 29 maja 2012

Rozdział 18 - Let's celebrate now that we're home


Obudziło mnie słońce padające wprost na moją twarz.
-Vicki.. kochanie... zasłoń roletę...-jęknąłem poklepując miejsce obok siebie wyczułem jedynie futerko kota i ani śladu mojej żony – Vicki? - uniosłem się na łokciach jednak jej pościel była zaścielona. Leniwie się podniosłem i wsadziłem nogi w ciepłe kapcie. Zszedłem na dół i zastałem Vicki śpiącą na biurku. Wyglądało na to, że choć na chwilę się nie położyła i padła tutaj. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Przebudziła się na chwilę, gdy ją kładłem, coś wymruczała, ale przewróciła się na drugi bok i zasnęła. Zasłoniłem okna i wróciłem na dół z zamiarem zrobienia sobie kawy. Zegar na kuchence wskazywał dopiero ósmą rano, a ja już byłem na nogach. Wstawiłem wodę i w czasie, gdy czekałem aż się zagotuje nasypałem kotą karmy, nagle wszystkie znalazły się koło mnie i zaczęły swoje śniadanie.
-Stworzenia marnotrawne.-powiedziałem głaszcząc Felixa. Zrobiłem pyszną kawkę i usiadłem przed telewizorem włączając jakiś beznadziejny kanał z wywiadami z gwiazdami. Na ekranie pojawiła się Paris Hilton i od razu przełączyłem na co innego krzywiąc się, że Jared mógł lizać coś takiego. Ble... chyba nigdy nie zrozumiem tego człowieka. Natrafiłem na jakiś muzyczny kanał i akurat leciał teledysk Guns N' Roses, więc go zostawiłem. Na moich kolanach wylądował Milo i zaczął się łasić.
-No co Kocie?-głaskałem go i nagle usłyszałem znajomy dźwięk. Zamurowało mnie na sekundę i spojrzałem w telewizor. Zachód słońca... rowery... jastrząb. Kings&Queens. Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Rozpierała mnie duma i taka radość kiedy tylko słyszałem lub widziałem coś naszego w radiu, czy telewizji. Wróciłem wspomnieniami do dni kiedy go nagrywaliśmy, tutaj w LA, z Echelonem... Niesamowite dni, których na pewno nigdy nie zapomnę. Miałem ogromną ochotę chwycić gitarę i zacząć grać, ale nie chciałem budzić Vicki, która zapewne całą noc pracowała. Nim się zorientowałem zegar wskazywał już godzinę jedenastą, a mój żołądek zaczął domagać się jedzenia. Wyciągnąłem potrzebne składniki i usmażyłem omlety. Zrobiłem kawę i zaniosłem śniadanie Vicki, która wciąż smacznie pochrapywała. Szkoda było mi jej budzić, ale o 14 musiała zjawić się w pracy.
-Kochanie, kochanie...-wyszeptałem jej nad uchem – Wstawaj -pocałowałem ją w czubek nosa.
-Yhmm...-mruknęła i zakryła kołdrą.
-Wstawaj Skarbie. Zrobiłem śniadanie i jest już 12.
-Spadaj, Tomo!-odepchnęła mnie nogami - Chcę spać!
-Jaka ty jesteś okropna!-zaśmiałem się i na klęcząco nad nią usiadłem.
-I kto tu jest okropny?-wystawiła kawałek głowy spod kołdry.
-Tyy.
-Spaaaććć....-wygięła usta w podkówkę.
-Jeść śniadanko i lecieć do pracy.-pocałowałem ją w czoło.
-A ja mam lepszy pomysł.-przygryzła wargę.
-Tak?-udałem zaskoczonego choć już dobrze wiedziałem co chodzi po jej główce.
-Yhmm... coś mogłoby nie rozbudzić...
-Kawa? Zrobiłem ci już.
-Kawa też...-przejechała dłonią po moim torsie.- Ale nie o to chodzi.
-W takim razie nie wiem... wstawaj, bo ci śniadanie wystygnie.-lekko się uniosłem, ale chwyciła mnie i przyciągnęła do siebie.
-Nawet się nade mną nie znęcaj, bo ja mam inne plany.-wbiła się w moje usta, użyłem swojej całej siły woli, żeby się od niej oderwać i trochę podroczyć.
-Ale wystygnie ci śniadanie.
-Mam gdzieś śniadanie. Chcę swojego męża.
-Ale twój mąż bardzo ciężko przygotowywał to śniadanie.
-I ja to szanuje, ale teraz chcę go inaczej wykorzystać.-ręką zajechała pod moją koszulkę.
-Małpa!-złapałem ją w pasie i przewróciłem tak, że znajdowała nade mną.
-Teraz cię wykorzystam!-zamruczała i pozbyła mojej odzieży.

-Już więcej nie dam ci się tak wykorzystać!-zaśmiałem się zakładając na siebie spodnie.
-Poczekaj do wieczora..-przelotnie pocałowała mnie w policzek i zniknęła w łazience. Ubrałem się i spojrzałem na telefon. Dochodziła 13... nieźle się zatraciliśmy. Zaśmiałem się pod nosem i wypiłem zimną kawę Vicki kiedy to zadzwonił mój telefon. 'Głópi Pegaz'
-Haalllooo?-spytałem przeciągając każdą sylabę.
-Witaj mój drogi przyjacielu.-przywitał się Shannon.
-No witaj. Co tam w twej zacnej krainie seksu?
-Wszystko gra i stoi. A w twojej?
-Właśnie odpoczywa.
-Łuuhuhuhuu... seksik w południe. No Tomo, Tomo... No ale ja nie po to dzwonię... Dzisiaj jest mecz, nie?
-No coś słyszałem...-powiedziałem wychodząc na balkon, ze strony, z której widok wychodził na ocean.
-No to w takim razie zbieraj swój tyłeczek i lecimy do Jareda na mecz.
-A on w domu?
-A kto się tym przejmuje?-prychnął.
-No fakt.-zaśmiałem się.
-Będę po ciebie za jakąś godzinę. Skoczymy do sklepu po coś do żarcia, bo u niego nic dla nas nie znajdziemy.
-No to będę czekał.
-Żegnaj przyjacielu!
-Żegnaj rycerzu!


Jared

-Ale na pewno ci to nie przeszkadza?-spytała smutnym tonem.
-Naprawdę, kochanie. Rozumiem to.
-Ale ostatnio mam dla Ciebie tak mało czasu...
-Ale ja naprawdę to rozumiem. Sam pracuję i wiem jak to jest. Realizuj się, rób to co kochasz. Rozumiem to.-zajechałem właśnie przed dom. Czekałem, aż otworzy się garaż wygrzebując ze schowka paczkę miętowych cukierków.
-Jutro będziesz miał czas?
-Będę miał.
-I jestem cała Twoja. Nic innego się nie będzie liczyło.
-Nie zamierzam wypuścić Cię z ramion ani na minutę.-zamruczałem wjeżdżając do garażu i gasząc silnik.
-Na to liczę...-słodko zachichotała -a teraz kochanie muszę lecieć, bo już mnie wołają... Kocham Cię.
-Też Cię kocham.-rozłączyła się, a ja zabrałem z tylnego siedzenia siatki z zakupami. Kopnąłem drzwi od wejścia i znalazłem się w salonie gdzie czekała mnie niemiła niespodzianka. Shannon z Tomo leżeli rozwaleni przed moim telewizorem a na około nich mnóstwo niezdrowego żarcia.
-Nie zamierzasz mu powiedzieć, Shann?
-A o czym tu mówić? Daj spokój, Tomo – Shannon gwałtownie się wyprostował zauważając mnie.
-Co to ma być?-spytałem niezbyt miło. No kurwa! To mój dom, a nie jakaś obora, do której można wpaść i zrobić rozpierdol.
-Oooo! Hej Jared!-krzyknął Gitarzysta - Siadaj! Niezły mecz.-machnął na mnie ręką i wpakował garść chipsów do buzi.
-Było kilka niezłych akcji, ale może załapiesz się na powtórki.-powiedział Shann przysuwając bliżej ekranu.
-No kurwa! Kto to posprząta?-fuknąłem.- Nie macie własnych domów?
-Wyganiasz nas?-Tomo zrobił słodkie oczka, a usta miał całe w okruszkach jedzenia.
-Już i tak na syfiliście.-machnąłem ręką i poszedłem do kuchni. Zacząłem rozpakowywać zakupy i układać w szafkach co chwilę słysząc dochodzące z salonu krzyki.
-Wymienię zamki...-mruknąłem pod nosem i aż podskoczyłem kiedy poczułem czyjąś rękę na ramieniu.
-Kurwa, Shannon! Nie strasz mnie.-syknąłem na brata strzepując jego dłoń.
-Jesteś zły?
-Nie kurwa. Nie widzisz jak z radości skaczę do nieba?
-Jump and touch the sky?-spojrzał na mnie spod byka i puknął w ramię.
-Kurwa, Shann... Po prostu jutro przychodzi tu Katharina, a ja będę miał taki syf? Wczoraj pół dnia sprzątałem.
-Spokojnie... posprzątamy. Podasz mi z lodówki piwka?
-Nie mam piw.
-Masz, kupiłem.-wyszczerzył się.
-A może kupicie sobie osobną lodówkę, żeby to nie musiało leżeć z moim żarciem?-podałem mu dwa piwa, a sam złapałem butelkę wody, wypijając pół naraz.
-Nie denerwuj się tak. Powiedziałem, że doprowadzimy to do porządku, a teraz dawaj do nas. Bierz piwo.-zagroził mi palcem i wrócił do salonu.
-Już się rozbiegam...-mruknąłem, ale po głębszym zastanowieniu nie miałem nic innego do roboty. Złapałem jedno piwo i skierowałem do salonu, siadając po cichu w fotelu. Nie przepadałem za sportem, ale czasami chłopakom dało się mnie namówić, a zwłaszcza Timowi, który był wielkim fanem futbolu.

-No ta ostatnia akcja bardzo pięknie rozegrana!-odezwał się Shannon.
-Przesadzasz! Przedostatnia to dopiero było coś!-wziąłem kolejny łyk piwa.
-Ogólnie panowie nieźle sobie poradzili!-krzyknął Tomo, który wciąż nie mógł się opanować.
-Więcej takich meczy poproszę!-Shannon rzucił we mnie kolejną butelką piwa, którą opróżniłem prawie naraz. 'Jared... zwolnij tempo' upomniałem się.
-Ehhh... nieźle, nieźle...-Shannon złapał pilota i przełączył na jakiś muzyczny kanał gdzie akurat leciał koncert LP. Każdy z nas spojrzał w ekran, jednak nic nie powiedział. Tomo zapchał buzię popcornem i ciężko oparł o poduszki.
-Też wam dziwnie?-ciszę przerwał Shannon. Pokiwaliśmy z Tomo głową wymieniając między sobą spojrzenia.
-Brakuje mi tych rozkrzyczanych ludzi...-Tomo się zaśmiał.
-A mi ciągłych spotkań z moją dziewczyną...-Shannon przygryzł wargi.
-Coś czuję, że Artemis i Pitagoras też za tym tęsknią...-zgodziłem się patrząc w przestrzeń.
-Chłopaki, kurna!-Tomo poderwał się na nogi -dajemy koncert!
-Gdzie?-zaśmiałem się z jego pomysłu - Damy w jednym miejscu, będą chcieli w innych. A na szybko nic się nie załatwi.
-A kto mówi, że koniecznie dla nich?! Dla nas! Dla nas samych teraz!-zaczął chodzić w kółko jak małe dziecko.
-To jest myśl!-Shannon podskoczył przy okazji nadeptując na moją stopę.
-Ałaaa! Kurwaaaa! Shannon!-zawyłem z bólu, masując obolałe miejsce.
-Przepraszam, przepraszam!-rzucił się na ziemię i zaczął całować moją nogę.
-Spierdalaj pedale!-odepchnąłem go, ale ten złapał moją głowę i przycisnął do swojej klatki piersiowej.
-Shhh, Shh... Jaredku mały... nie płacz już dziś.... Shannon przytuli Cię jako miś...-zawył mną kołysząc. Wybuchnąłem śmiechem słysząc, tą cudowną piosenkę.
-Shannon na wokalistę!-krzyknął Tomo.
-Już! Byście stracili wszystkich fanów. Nikt nie chciałby słuchać takiego głosu, a co dopiero oglądać taki parszywy ryj. Zawsze powtarzam, że wokalista musi być przystojny.- na te słowa zostałem strzelony w tył głowy.
-Jeszcze raz zakpisz, ze swojego przystojnego brata, to nie będziesz miał czym dzieci robić.-Shannon wstał i podał mi rękę.
-No to panowie, rock n' roll!-krzyknął Tomo -kto pierwszy zasiądzie swoich rumaków! Raz, dwa, 30 Seconds to Mars!-krzyknął i z wrzaskiem rzuciliśmy się w stronę studia, obijając o napotkanie po drodze rzeczy.
-Wygrałemmm!-krzyknął Tomo chwytając jednego ze swoich elektryków.
-Oszukiwałeś!-Shannon w ostatniej chwili wyhamował przed swoją żonką.
-No to co gramy?-spytałem, gdy każdy z nas zajął już swoje stanowisko. Chłopaki spojrzeli po sobie, Shannon głaskał jeden z bębnów, a Tomo struny.
-Eeee... s/t?-Tomo niepewnie spojrzał w moje oczy, a Shannon wyprostował. Przygryzłem wargi, napinając wszystkie swoje mięśnie. Chwyciłem Artemis i zacząłem grać pierwsze dźwięki Capricorn, łobuzersko uśmiechając się do chłopaków. Tomo skoczył i do mnie dołączył, a po chwili idealnie w rytm wpasował się Shannon. Zbliżyłem się do mikrofonu i z moich ust zaczęły się wydobywać dawno nieśpiewane dźwięki. Nagle poczułem taki przypływ energii, że miałem ochotę skrzywdzić moje ukochane maleństwo. Poczułem siłę, której dawno w sobie nie czułem. Shannon uderzał z taką siłą w swoje bębny, że dziwiłem się, że są jeszcze całe. Tomo jak to on zarzucił włosy na twarz i oddał się swojemu ukochanemu zajęciu. Od razu przeszedłem do drugiego utworu z pierwszej płyty, nie czekając na żadne reakcje chłopaków. Podbiegłem do wzmacniaczy i wzmocniłem dźwięk. Shannon zaśmiał się pod nosem jak szalony i puścił do mnie oczko. Wstąpiło w nas coś niesamowitego. Utwory z pierwszej płyty były pełne energii i czegoś magicznego.
-Kurwaaa!-wykrzyczał Tomo po drugiej piosence -to jest niesamowite!
-Totalna masakra!-Shannon zrzucił z siebie koszulkę i polał swoje ciało wodą.
-Jedziemy z Buddhą!-zarządziłem. Zaczęliśmy grać i wiedziałem, że w każdym z nas dzieje się to samo. Wszyscy trzej przechodziliśmy przez to samo... w takich chwilach jak ta byliśmy jednością. Dawno nie graliśmy tych wszystkich utworów, co nie oznaczało, że o nich zapomnieliśmy. Mój głos nie był taki sam, ale na pewno znacznie lepszy od zakończenia trasy. Jeśli jeszcze choć trochę nad nim poćwiczę, być może choć w połowie będzie taki jak za czasów s/t. Zatraciliśmy się w tym wszystkim. Po Buddzie przyszedł czas na Fallen, Valhalla, Echelon, Oblivion, The Kill, Welcome to the Universe, FY, The Fantasy, Savior, The Story, A Modern Myth, Alibi, Hurricane, NOTH, Attack, ABL, Battle Of One i zakończyliśmy Hunter'em.
-Cholera jasna!-opadłem na podłogę odkładając gitarę na bok. Tomo z Shannonem wylądowali na łóżkach i uspakajali swoje oddechy. Moje ręce i nogi całe się trzęsły i cały lepiłem się od potu.
-Do tego można jedynie porównać seks z ukochaną kobietą...-mruknął Tomo tempo patrząc w sufit.
-Ja pierdole... czemu my tego nie graliśmy na żywo?-Shannon chwycił butelkę wody i ją wypił.
-Czuję jak każdy mięsień mojego ciała pracuje... jedna wielka masakra...-na drżących nogach podszedłem do kanapy ignorując pytanie brata. Czemu tego nie gramy? Odpowiedź jest prosta... mój głos nie jest taki jak 10 lat temu i nigdy nie będzie, a zresztą byliśmy w trasie promującej TIW. W kontrakcie mieliśmy wyraźnie napisane, że skupiamy się na promowaniu właśnie jej. Czy zapomniałem o pozostałych? Oczywiście, że nie. Każda z nich była dla mnie tak samo ważna, ale nigdy nie chciałem stać w miejscu z brzmieniem. Zawsze chcieliśmy się zmieniać, ewoluować i próbować nowych, jeszcze nie odkrytych przed nami rzeczy. Dojrzeliśmy, zmieniliśmy się i wpłynęło na to wiele zewnętrznych czynników. Walczyliśmy i o tym jest TIW. O walce, o walce każdego z nas. Ciężko pracowaliśmy nad tą płytą, ale się opłacało. Odnieśliśmy sukces jakiego się nie spodziewaliśmy. Nigdy nie sądziłem, że to się nam uda. Ale się udało, przyczyniły się do tego także poprzednie płyty, ale TIW było czymś wybuchowym, co na zawsze zmieniło historię 30 Seconds To Mars i nas samych. Ile razy słyszałem, żebyśmy zagrali coś z poprzednich płyt? Od Echelonu, Shannona, a zwłaszcza Tomo, który próbował walczyć z tym do samego końca. Zawsze jednak kończyło się na kłótni i na moim. Teraz jednak poczułem, że mimo wszystko czasem brakuje mi takiego brzemienia i takich koncertów, ale nie dopuszczam do siebie tego. Jest era TIW. Dużo się zmieniło i nie czas na powracanie do korzeni. Było minęło. Nic już nie powróci i nie ma co nad tym ubolewać.
-Jest jeszcze piwko?-spytał Tomo.
-Jeszcze coś zostało.-odezwał się Shann i wyszedł.
-Jared...-odwróciłem się w stronę Tomo, który mi się przyglądał. Wszystkie włosy miał przyklejone do twarzy.- Naprawdę coraz lepiej z Twoim głosem. Podziwiam...-uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
-Dzięki stary.-klepnąłem go w ramię.
-Trzymać piwko!-Shannon podał nam butelki i usiadł na stołku od fortepianu.- o czym gadacie?
-O głosie Jareda.-Shannon pokiwał głową.
-Muszę przyznać, że dobrze CI robi ta przerwa. Nie skrzeczysz już jak mewa.
-Dziękuje bardzo...-rzuciłem z sarkazmem -nie ma jak to dowiadywać się takich rzeczy.-udałem obrażonego.
-Nosz strzel bulwersem, że ktoś Ci mówi prawdę.-żachnął się na niby Shannon.
-Prawdę? A jak pytałem się w trasie to 'jest dobrze, Echelon zrozumie, nie jest tak źle! Zaraz będzie lepiej!'-zacząłem udawać latających ich koło mnie kiedy mój głos był w nie najlepszej formie i jak wspierali mnie, żebym wyszedł i zagrał koncert.
-Bo byś się zamknął z koszem owoców i siedział- Tomo puknął mnie bok i zaczął śmiać.
-Koniec gadania o moim głosie panowie!-zarządziłem wstając na równe nogi- idziemy do salonu!-kopnąłem Shannona w zadek i wyszedłem ze studia. Za chwilę przyszli za mną i włączyliśmy na jakiś inny mecz, biorąc kolejne piwo.

-A kurwa pamiętasz jak się spiłeś i obudziłeś w spódniczce Jareda i kiteczkach?!-zarechotał Shannon uderzając Tomo w kolana.
-Weź mi nawet tego nie przypominaj!-prawie, że dusiłem się ze śmiechu.
-Śmiejcie się z biednego gitarzysty! Zobaczyłem Jareda na podłodze całego mokrego i w samych gaciach, a Ty co byś pomyślał?!-krzyknął do Shannona sam się śmiejąc.
-No, ale że kurwa mielibyśmy się ze sobą przespać?!-uderzyłem głową o kant stołu- ałaaa!-zawyłem masując obolałe miejsce. Shannon ugryzł Tomo w rękę, który odskoczył do tyłu wywalając całą miskę z popcornem.
-Trzymaj się ode mnie z dala, Zwierzaku!
-Mrauuu... bo Tomo znowu się obudzisz myśląc, że przeleciałeś któregoś z Leto- zamruczałem.
-Wiesz Jared.. on o tym marzy i chce nas wykorzystać... jeszcze nigdy mu się nie udało.
-No ale jak Wy jesteście takimi napaleńcami, więc skąd mam wiedzieć, że jak się upijecie mnie nie wykorzystujecie?-udał smutnego.-każda impreza może się tak kończyć...
-A propos imprezy...-wycelowałem w Shanna palcem -kiedy parapetówa?
-Jakoś na dniach...-zamyślił się -jeszcze dokładnie nie wiem... muszę wszystko kupić.... ogólnie lista gości...-przerwał bo zadzwonił mu telefon. Spojrzał na wyświetlacz, a następnie niepewnie na nas. Podskoczył z miejsca i wyszedł na taras dopiero tam odbierając.
-A ten nagle musi wychodzić, aż na taras, żeby odebrać?-rzuciłem patrząc za nim.
-Eee... no... może....-Tomo zaczął coś kręcić, aż w końcu zamknął sobie buzię łykiem piwa.
-Coo?-kiwnąłem głową w jego stronę. Nie lubię kiedy ktoś coś zaczyna mówić i nie kończy.
-Nic.-machnął ręką. Shannon wszedł na taras otrzepując włosy z kropelek deszczu.
-Cholera, zaczęło padać....-skrzywił się-ok... ja się będę zbierał...
-Zbierał?-zmrużyłem brwi nieco zdziwiony.
-bo ten.. yyy.. Antoine dzwonił.-za jąkał się
-Antoine?- spytałem podejrzliwie. Coś kręci... na pewno nie Antoine...
-No tak..
-Musisz teraz wychodzić? Nie mógł byś choć raz z bratem… i przyjacielem….-spytałem wykorzystując swój talent aktorski, aby wzbudzić w nim poczucie winy.
-Sorki.
-Jesteśmy zespołem!-rzuciłem z wyrzutem.
-Dobrze, tak naprawdę umówiłem się...-przygryzł jedną wargę.
-Na randkę?-Shannon umówił się na randkę? Wow... spojrzałem na Tomo, który spuścił wzrok.
-Nie, na krykieta…-powiedział z sarkazmem- no tak, na randkę.
-Nie chwaliłeś się.
-Nie ma czym.-rozejrzał się po pokoju, klaszcząc w dłonie.- No to lecę..-zabrał ze stolika kluczyki i bluzę.
-Samochodem po piwach?-położyłem dłoń na jego ręce.
-Zadzwonię po taksówkę...-klepnął mnie w ramię i machnął do Tomo.- Do zobaczenia!-wyszedł z domu, głośno trzaskając drzwiami.
-Nie wiesz z kim się umówił?-spytałem Chorwata.
-Skąd mam wiedzieć?
-No nie wiem... może Ci powiedział... wow.... randka...-prychnąłem -założę się, że laska na jedną noc, bo sam powiedz- Shannon i związek?
-Emm.... no nie wiem... Wiesz… mam ochotę na coś mocniejszego.-wstał i podszedł do barku, w którym trzymałem mniejszy zapas alkoholu. Zanurzył głowę w szafce po chwili machając mi Jackiem Danielsem przed oczyma- Co powiesz na to?-wyszczerzył ząbki.
-Idealnie!



Witam ;) Uff... no więc jest nowy rozdział... Zacznę od tego, że miał pojawić się już dawno, ale mój laptop postanowił się popsuć. Całe szczęście udało mi się odzyskać opowiadanie, lecz niestety zupełnie nie poprawione i pomieszane rozdziały. Muszę to wszystko jakoś ogarnąć, ale teraz nie miałam na to siły, więc z góry przepraszam za straszne błędy -.- Wiem, że krótkie, ale dodaję na szybkiego, bo obecnie mam najgorszy tydzień w szkole.  Jestem tak wściekła na to, że co chwilę się coś psuje, że siłą zmuszam się do uspokojenia i dodania tego. 
Przepraszam, ale mam zaległości na Waszych blogach, które w ten weekend będę się starała naprawdę nadrobić.
 

9 komentarzy:

  1. Uff... Ale trafiłam na nowy rozdział ;D I muszę przyznać, że jak zawsze genialny ;)
    Tomo mnie w tym opowiadaniu powala ^^ Kochanyyy ;>
    Jestem ciekawa co on i Jared wymodzą po tym Jacku ;D Wiem jedno... na pewno będzie śmieszne i zaskakujące!
    Opis jak grają s/t... świetny. Strasznie mi się podobają postacie tutaj. Są wręcz wykreowane idealnie!
    Czekam na więcej. Więcej rozdziałów i więcej Tomo oczywiście ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Stwierdziłam że sprawdzę czy pojawi się coś nowego przed wyjazdem i patrz :D ha!
    scena pierwsza - Tomo, Vicky i koty jest najlepsza <3 uwielbiam ich :) Ta miłość między tą dwójką, Vicky chcąca wręcz zgwałcić Tomislava i kręcące się pomiędzy tym wszystkim koty - bomba!
    koncet s/t - jaaaaaa, ile bym dała aby na takim być ! Te utwory mają w sobie to "coś" - TIW jak i ABL także ale jednak ta pierwsza płyta, taka nieopierzona.. miodzio!
    Shanny! Jak się Jerry dowie to będzie mała apokalipsa! Tomo też będzie skakał za okno wtedy. Ah, nie mogę się doczekać :3
    czekam na więcej i miłego naprawiania błędów które komputer nabroił~! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za komentarz u mnie ;) Kurcze, fajnie jest tak sobie wrócić do starych czasów, zagrać stare piosenki, powspominać. Piszesz z fajnym humorem. Przyznam że przeczytałam tylko ten ostatni odcinek, ale jak tylko będę miała więcej czasu (w przeciągu kilku dni) to nadrobię poprzednie rozdziały ;) Także pisz dalej i pozdrawiam ;D PS. Wstawiam Cię do listy czytanych blogów ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej.
    Już jakiś czas temu przeczytałam Twoje opowiadanie, podoba mi się bardzo, pełne humoru i takie naprawdę pozytywne :)
    Żarcik sytuacyjny Shanna na początku rozdziału „Jump and touch the sky? „ mistrzostwo, aż się popłakałam ze śmiechu :D a i jeszcze „umówiłeś się na randkę? Nie, na krykieta” Kocham Shanna w Twoim wydaniu <3 hahahah.

    Kobieto opis „koncertu” i emocji towarzyszących chłopakom sprawił, że aż mnie samą od środka zaczęło roznosić, takie fajne uczucie ekscytacji (?) takie rozklekotanie w środku!
    Już się nie mogę doczekać jak „tajemnicza randka” Shannona wyjdzie na jaw, Jared się zagotuje, chyba będzie ostro.
    Czekam na kolejne rozdziały i weny życzę do pisania oraz cierpliwości do poprawiania :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Twoje opowiadanie jest genialne ! Po każdym rozdziale mój humor poprawia się o 1000 %. Bardzo pozytywny.

    Co do ostatniego rozdziału. Jak na razie będzie chyba moim ulubionym. Miło że było tak dużo Tomo :D Czekam na więcej. Powodzenia w dalszym pisaniu.

    150thstreet

    OdpowiedzUsuń
  6. Hello, hello!!
    Jak wiesz, albo może nie wiesz, miałam poważne problemy z komputerem. Dlatego teraz, właśnie w tym momencie komentuję Twój rozdział, który przeczytałam już kilka dni temu, tyle że bez możliwości komentowania. Po prostu znów korzystałam z komórki. Tak więc: rozdział wspaniały! Opis gry starych piosenek, i sam pomysł tego - wspaniały! Czekam z niecierpliwością na następny. Rozwinięcie akcji z Niną i Shannonem zajmuje mnie do tego stopnia, że zaglądam tu kilka razy dziennie, by sprawdzić, czy dowiem się, co dalej. Poza tym, czekam na wściekłość Jareda, jak się dowiedzą. Znaczy, nie wiem, czy się wścieknie, ale fajnie by było ;P

    A tak poza tym, to u mnie nowy ;) Korzystam, że mogę użyć komputera ;p
    http://dont-lie-to-me.blog.onet.pl/

    Pozdrawiam ;))
    AnneMarie.

    OdpowiedzUsuń
  7. No co tu dużo mówić, rozwalilaś mnie tym rozdziałem! Treść genialna! Jestem pełna podziwu postępu, jaki zrobiłaś. Naprawdę! Każdy rozdział jest coraz lepszy, coraz bardziej perfekcyjny. A skąd Ty bierzesz takie szalone pomysły, to ja nie wiem ;D Uśmiałam się i to bardzo!Suuuper! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dawno mnie tu nie było z powodu wyjazdu, ale już wróciłam i nadrobiłam zaległości.
    Rozdział jest zajebisty i przede wszystkim bardzo zabawny! Bardzo podoba mi się duża ilość Tomo w opowiadaniu. Co za bratanie się przy alkoholu naszych dwóch przystojniaków. Pomysł z koncertem był świetny. Ciekawe czy w realu robią sobie takie kameralne imprezki. Trzymasz nas w napięciu z wyjawieniem romansu S i N przed Jaredem. Mam nadzieję, że będzie nam to dane już w następnym rozdziale.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na nowy rozdział na black-parade.blog.onet.pl

    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń