wtorek, 15 maja 2012

Rozdział 17 - What is said cannot be unsaid



Jak co dzień siedziałam u Shanna. Graliśmy w salonie na konsoli i byliśmy tylko w samej bieliźnie.
-Noo... nieźle ci już idzie. - powiedział kiwając a aprobatą głową, gdy udało mi się go wyścignąć samochodem.
-Tsa... Tydzień temu ledwo wiedziałam jak to ustrojstwo się trzyma.
-Pad. To ustrojstwo nazywa się pad.
-Pff.. nie oczekuj że będę jeszcze to całe słownictwo pamiętać. -prychnęłam.
-Wiedzieć na czym grasz wypadłoby.
-Nooo kurwa!-wrzasnęłam podrywając się na równe nogi -wygrałeś!
-Jestem w tym lepszy.-wyszczerzył się.
-Oszukujesz...-burknęłam i usiadłam koło kanapy zakładając ręce jak obrażone dziecko.
-Nie, ja po prostu gram w to od lat. No i jestem lepszy.
-Świnia. Popisujesz się.
-Nie popisuje się, Pępuszku...-przysunął się moją stronę, a ja zmroziłam go spojrzeniem.
-Jeszcze raz tak na mnie powiesz!
-Pępuszkuu....-zawył kładąc mi dłoń na udzie.
-Przestań!-chciałam się podnieść z miejsca, ale zdążył mnie złapać i posadzić sobie między nogami.
-Shannon!-jęknęłam.
-Słucham cię, Pępuszku.
-Będziesz martwy.-syknęłam.
-Z takich rąk mogę zginąć...-pocałował mnie w szyje co wywołało u mnie atak śmiechu.
-Lubisz tak?-zaśmiał się pod nosem i pocałował w drugą stronę.
-Mam łaskotki!-pisnęłam próbując się mu wyrwać, ale silnie trzymał mnie nogami.
-Hmm...-mruknął i zaczął całować całą moją szyję.
-Uduszę cię, uduszę...-uderzyłam go łokciem w brzuch, a ten jeszcze bardziej mnie objął.
-Czekam na ten dzień...-przejechał ręką po moim udzie i pocałował w ramię.
-Yhm...-mruknęłam powoli zapominając o wszystkim innym i czując tylko i wyłącznie jego ciepło.
-Byłabyś w stanie to zrobić?-Shannon, przestań wykorzystywać ten swój cholernie seksowny głos. Samo to, że błądzisz rękom wzdłuż mojej tali jest wystarczające.
-Tak.-wyrwałam mu się i na klęcząco odwróciłam się przodem do niego. Siedział, więc moja głowa znajdywała się wyżej od jego. Złapał mnie za biodra, a ja zarzuciłam ręce na jego szyje i wbiłam w usta. Przejechał ręką wzdłuż mojej tali co wywołało u mnie nagły atak śmiechu. Opadłam do tyłu uderzając głową w jego kolano i się śmiałam.
-Co cię tak rozbawiło?-spytał patrząc na mnie z góry.
-Czuję się wtedy gwałcona!-wykrztusiłam.
-Cooo?-zdziwił się szeroko otwierając oczy.
-Jak ktoś mnie tu dotyka.-wskazałam na swój bok.
-Naprawdę?-uniósł brwi i zadziornie się uśmiechnął. Nachylił się nade mną i zaczął łaskotać.
-Puu-puuuszzczaj!!!-wrzeszczała cały czas się śmiejąc. Po kilku minutach szamotania puścił, a ja podniosłam się na łokciach. Spojrzałam w jego oczy i znów wybuchnęłam śmiechem.
-Atak chichrafki...-pokręcił głową.
-Coooo?! Chichi co?
-Chichrafka!-puknął mnie w głowę.
-Sam to wymyśliłeś?
-Niee... z pomocą mózgu.-przekrzywił głowę.
-Raczej móżdżku...-żachnęłam się.-móżdżek!-klasnęłam w ręce, a ten się na mnie rzucił i znów zaczął łaskotać i całować po szyi.
-Spróbuj nosem to umrę!
-Nosem? Co mam zrobić nosem?-spojrzał mi w oczy -zboczeniec!-krzyknął.
-Kto tu jest zboczeńcem?!-popchnęłam go do tyłu i usiadłam na nim okrakiem.
-Ten kto siedzi na moim...
-Naaa?-uniosłam brwi.
-Na mojej zacnej pałeczce.
-Zacne pałeczki to ty wiesz gdzie masz, tą możesz nazwać co najwyżej... kiepską podróbką tamtych. Nawet w ¼ nie jest taka jak tamte.
-Zobaczysz! Kiedyś będziesz prosiła ją o coś i zobaczysz jak ci zrobi dobrze.
-Raczej kto jej zrobi dobrze.-prychnęłam -będziesz samo wystarczający.
-Nie taki samo...-spojrzał w bok i już miałam go uderzyć kiedy zadzwonił mój telefon leżący na stole.
-Tak?
-Hej Mała. Co tam?-usłyszałam po drugiej stronie głos Jareda.
-Hej, hej. Ok.-zaczęłam jeździć dłonią po brzuchu Shannona.
-Wyskoczyłabyś może na jakąś kolacje ze mną?
-Dzisiaj?
-No tak właściwie to zaraz. Mogę po ciebie przyjechać.
-Eee wiesz... jestem zajęta i dzisiaj nie dam rady, może innym razem?
-Ehh no trudno...-jęknął - Nie przeszkadzam już.
-Pa.-rozłączyłam się.
-Jared?
-Yhmm...-nachyliłam się nad nim i pocałowałam kiedy zadzwonił jego telefon. Zeszłam z niego i oparłam się o łóżko.
-Hej braciszku... teraz?...no zajęty jestem... trochę pracuje nad zdjęciami i bawię się moim maleństwem.-puścił do mnie oczko -jutro gdzieś wyskoczymy...Pa!
-Wyciągał cię na kolację?-spytałam podkurczając nogi.
-Tak.-odpowiedział i oparł się na łokciach. Posłałam mu delikatny uśmiech i zgarnęłam włosy na prawy bok.
-Wiesz co?
-Hmm?
-Teraz zrobię z tobą co chcę!-przysunął mnie do siebie i zaczął namiętnie całować i po chwili kochaliśmy się na jego kanapie, po raz piąty w tym tygodniu? Nie wiem... kto by to zliczył?


Tomo

-Milooo! Złaź stąd!-usłyszałem krzyk dochodzący z gabinetu mojej żony i na chwilę przerwałem grę wychylając się do tyłu. Vicki wyszła z pomieszczenia niosąc na rękach futrzaka i odkładając go koło mnie na kanapie.
-Rozpieściłeś go jak nie wiem.-rzuciła mordercze spojrzenie kotu, w którym i tak malowało się wiele czułości.
-Ja?-wskazałem na siebie padem - Ja niedawno co wróciłem do domu, a on stał się taki od czasu kiedy mnie nie było.
-Jasne, jasne... Jesteście tak samo rozbestwieni.-wycelowała w nas palcami i poszła w kierunku kuchni nalewając sobie soku.- Chcesz?-odwróciła się w moją stronę.
-Bardzo chętnie.-sięgnęła szklankę także dla mnie i mi ją podała siadając na sofie obok mnie.
-I jak ci idzie?-skinęła głową w stronę telewizora.
-Dobrze... muszę wybrać się z chłopakami po nowe gry...-mruknąłem upijając łyk napoju.
-Ehh... i znowu zabiorą mi męża na kilka dni...-westchnęła ciężko - Wreszcie będę miała czas dla siebie.-dodała ze śmiechem.
-Wredota.-pocałowałem ją w policzek, a Milo wdrapał mi się na kolona cicho pomrukując.
-Osz patrzcie jak kocha swojego pana.-Vicki powiedziała z udawaną ironią w głosie i pogłaskała kota po grzbiecie, na co wydał jeszcze głośniejszy pomruk. -Chyba ci telefon dzwoni.-powiedziała Vicki patrząc na mnie spod byka i wtedy zorientowałem się, że ma rację. Rzuciłem się na równe nogi zwalając przy okazji oburzonego kota i poleciałem do 'swojego pokoju', w którym trzymałem swoje cudowne gitarki, ulubione książki i płyty i gdzie miałem chwilę spokoju. Na wyświetlaczu pojawił się napis 'My Unicorn Willy', czyli inaczej Jared.
-Czego dusza pragnie?-rzuciłem odpierając i na powrót wracając do salonu.
-Ciebie dzisiaj, całego dla mnie.
-Łuhuuhu...-zawyłem do telefonu - Widzę, że jesteś nieźle napalony na mnie.
-Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić jak bardzo...-jęknął...yy...seksownie? Tak, nazwijmy to seksownie - Bardzo, ale to bardzo się za tobą stęskniłem... Za twoimi czarnymi jak smoła włosami, którymi uwielbiam gdy jeździsz po mych udach.
-Ohh...-tym razem ja jęknąłem -przestań mi mówić takie rzeczy przez telefon, bo czuję, że zaczyna coś się dziać w moich spodniach.-Vicki zmarszczyła brwi i powędrowała wzrokiem w kierunek mojego krocza i wybuchnąłem śmiechem.
-Niech zgadnę... Jesteś przy Vicki i spojrzała się na twój sprzęt?-słyszałem, że dusi w sobie śmiech.
-Zgadłeś. A tak poważnie, to co jest? Bo na numerek nie dam się namówić. Pozostaję wierny twojemu bratu.
-Jesteś dzisiaj bardzo zajęty?-wyczułem znudzenie w jego głosie.
-Nie, a o co chodzi?
-Dacie się może namówić na kolację?
-Hmm... Vicki -zwróciłem się do żony -Jared się pyta, czy zjemy z nim kolację.
-Jedźcie sami, ja chcę wygrzebać się z robotą do końca nocy.-podniosła wzrok znad głaskanego Felixa, który postanowił wyjść z ukrycia.
-Słyszałeś -powiedziałem do słuchawki -to jak? Przyjechać po ciebie?
-Ja wpadnę po ciebie.
-Okey... ale Jared...-dodałem z powagą - Na samej nic zobowiązującej kolacji się zakończy?
-Obiecują trzymać się na dystans i pohamować.
-No to w takim razie się zgadzam.
-Będę za 20 minut.-rzucił i się rozłączył. Popatrzyłem się na siedzącą Vicki pomiędzy dwoma kotami i nie mogłem się powstrzymać i musiałem zrobić zdjęcie.
-Kiedy słucham wasze rozmowy mam ochotę zabić się pierwszą lepszą nadającą się do tego rzeczą...-pokręciła głową i odgarnęła zabłąkany kosmyk za ucho.
-Zazdrosna?
-Kpisz sobie?-uniosła nonszalancko dłonie - Kto nie jest zazdrosny o Jareda Leto?
-Nie mam pojęcia...-stanąłem nad kanapą i pocałowałem ją w czubek głowy, a ona zarzuciła mi ręce na szyję.
-Jesteś pewna, że mam iść? Mogę zostać z tobą i przygotować jakąś kolację.
-Idź, idź. Ja i tak muszę pracować. Tylko jeżeli ta wasza 'nic nie zobowiązująca kolacja' przemieni się w jakąś libację alkoholową, to proszę nie opuszczać kraju, ok?
-O to możesz być spokojna -nachyliłem się jeszcze bardziej i złożyłem pocałunek na jej ustach. Uśmiechnęła się do mnie czule i spojrzała w oczy. Wzmocniłem uścisk i nie chciałem wypuszczać jej z ramion. Była dla mnie najważniejszą osobą pod słońcem i oddałbym za nią życie. Nigdy nie było żadnej kobiety poza nią i nie wyobrażam sobie, że mógłbym być z kimś innym. Całym sobą, każdą cząsteczką mojego ciała czułem, że bez niej mój świat byłby niczym. Było mi okropnie rozstawać się z nią na długi czas podczas tras koncertowych, ale każde z nas to rozumiało. Taką miałem pracę i ją kochałem, ale tęskniłem za moim Słońcem dniami i nocami. Teraz mam ją tu przy sobie i możemy spędzić cały dzień na bezczynnym leżeniu i cieszeniu się swoim dotykiem, swoimi oddechami i zapachem.
-Kocham cię, Tomo...-szepnęła i pocałowała mnie w policzek jakby odgadując o czym właśnie myślę.
-Ja ciebie też...
-A teraz już spadaj się szykować, a ja wracam do pracy.-klepnęła mnie ramię i wstała z miejsca. Westchnęła i przelotnie złożyła na moich wargach namiętny pocałunek. Poleciałem schodami na górę do garderoby i wygrzebałem z niej siwą koszulkę z dekoltem w serek i jakiś siwy, luźny sweter. Założyłem to na siebie, brudne ciuchy wrzucając do pralki w łazience i związałem długie włosy w kitkę. Gdy schodziłem schodami w dół, rozległo pukanie się do drzwi frontowych.
-Witaj kochanie...-otworzyłem gwałtownie drzwi jedną nogą wyciągając do przodu.
-Zaraz szpagat zrobisz.-Jared władował się do środka i ściągnął z nosa ciemne okulary.
-Hej Vicki!-krzyknął głośno.
-Hej, hej...-wychyliła się w okularach z gabinetu.
-Nie myślałaś o tym, żeby gdzieś swojego mężulka wysłać?-poszedł w jej kierunku i pocałował w policzek.
-Myślałam, myślałam... nawet nie wiesz jak długo i chyba najodpowiedniejszym miejscem wydaje się cyrk.-spojrzeli na mnie, a ja wciąż stałem przy drzwiach wyginając usta w dzióbek. Jared potarł w zamyśleniu brodę i pokiwał głową.
-Dobra... jeszcze trochę nie będzie się golił i nikt się nie zorientuje, że nie jest gorylem.
-Żartujcie sobie ze mnie, żartujcie...-powiedziałem z wyrzutem i zgarnąłem z komody w przedpokoju portfel.
-Idziesz, czy zamierzasz tutaj sterczeć?-otworzyłem na oścież drzwi i czekałem, aż ten łaskawie zechce się ruszyć. Westchnąłem, gdy po kilkunastu sekundach wciąż stał w miejscu.
-Oj dobra, dobra...-ruszył do przodu kręcąc tyłkiem, na co Vicki z litością pokręciła głową-nie złość się Tomislavie, złość piękności szkodzi.-przejechał po mojej twarzy i wyszedł z domu.
-Smacznego!-krzyknęła za nami Vicki, a ja posłałem jej całusa. Wyszedłem za Jaredem i dogoniłem go dopiero przy windzie. Po chwili przyjechała i bez słowa wcisnął przycisk. Patrzyłem na zmieniające się szybko piętra, gdy dojeżdżaliśmy już na sam dół, założył na nos okulary i przodem ruszył do zaparkowanego naprzeciwko wyjścia samochodu.
-Muszę sprawdzić jeszcze co u mojego braciszka, ok?
-Jasne, coś nie tak?-spytałem gramoląc się na miejsce pasażera i od razu dopadając się do samochodowej kolekcji płyt Jareda. Pierwszą płytą jaka wpadła mi w ręce była 'Nevermind' Nirvany i wylądowała w odtwarzaczu.
-Nie wiem, ale chciałem go wyciągnąć na kolację i coś kręcił.
-Wywnioskowałeś to z rozmowy przez telefon?-spojrzałem na niego spod byka, a on odpalił silnik i ruszył do przodu.
-No... znam go. Może się mylę, ale nie zaszkodzi zajechać.
-A co cię nagle wzięło z tą kolacją?-spytałem wycierając mu ręką kurz malujący się na desce rozdzielczej.
-Nie mogę zjeść z przyjaciółmi kolacji?
-Przyjaciółmi?
-Zadzwoniłem do Niny, ale nie mogła, do Shanna zaczął coś kręcić i do ciebie. Ty całe szczęście się zgodziłeś.
-Czuje się zaszczycony. Samotny byś nie został.
-Dzisiaj chcę spędzić czas z kimś bliższym...
-Nina?-zmarszczyłem brwi.
-Eee.. wiesz... lubie ją... zaufałem jej, ona mi... w sumie znam się z nią krócej i bardziej jej ufam, niż wielu, którym znam od lat.
-Tak to już jest... ale na serio czuje się zaszczycony, że znalazłem się na liście.-zaśmiałem się.
-Tomo, nie żartuj sobie. Jesteś dla mnie jak brat.-posłał mi smutne spojrzenie.
-Jasne, jasne. Ty dla mnie też. A co tam u Kat?
-Dużo pracuje, wciąż planuje wesele i lata jak oszalała. Prawie w ogóle nie mamy dla siebie czasu.
-A co z przeprowadzką? Kiedy zamieszkacie razem?
-Nie wiem... teraz ona nawet nie ma do tego głowy. Jeszcze tego jej brakuje... Póki co muszę przygotować pokój dla Alexa, rzeczy od Echelonu też wychodzą drzwiami i oknami, a zajmują dwa pomieszczenia...
-Chyba będziemy musieli wybudować dla nich dom.
-I to wcale nie jest głupi pomysł. Chyba dla tych nowszych prezentów trzeba będzie wynająć pokój u Shanna.
-Taa...-mruknąłem wpatrując się w widok za oknem. Wjechaliśmy już na dzielnicę, w której mieszkał Shannon. Mieszkał na wzgórzach, więc widok był niesamowity. Jared zaparkował samochód i wyleciał jak z procy. 'On i ta jego porywczość...' westchnąłem i popędziłem za nim. Bez pukania wleciał do domu.
-Shann!- wpadłem za nim. 'Po się drzesz idioto jak chcesz coś odkryć?' pomyślałem.
-Serio Jay? Co chcesz odkryć? Libację? Narkotyki? dziwki? Choć one nie byłyby specjalnym odkryciem...
- Nie wiem... po prostu część mnie mu nie ufa i wie że coś mi umyka przed nosem, a tego nienawidzę.
-Co jest? - Shannon pojawił się na schodach w samym prześcieradle i rozczochranych włosach.
-Dziwki. - skwitowałem widząc perkusistę w takim stanie.
-Sekundkę. Coś nie wydaje mi się.
Shannon zrobił minę jakby zastanawiał się, czy ma zgodzić się z tym co powiedziałem dla świętego spokoju.
-Nic mi nie umknie. - powiedział Jared jakby obudził się w nim łowca. Wskoczył na schody wymijając Shannona i kilkoma susami pokonał je kierując się w stronę jego sypialni. Pokręciłem głową obrzucając Shanna zrezygnowanym spojrzeniem i poleciałem za Młodszym Leto. Wparował do sypialni, ale zastaliśmy tak posłane łóżko, lecz ten się nie poddał -zajrzał do szafy. Po chwili w pokoju pojawił się Shannon.
-Co jest?
-Co robisz?-Jared napięcie obrócił się w jego stronę.
-Pracuję trochę. Mówiłem ci przecież, a teraz zamierzałem się przespać.
-Sam?-zmarszczył brwi.
-Nie... z krasnoludkami...-powiedział z ironią.
-Coś kręcisz.-Jay wycelował w niego palcem.
-Dobra Jared... Jak na serio włączył ci się instynkt łowcy, to ci pomogę i przeszukamy dom...-wolałem zgodzić się na coś takiego, bo jak ten osioł na coś się uprze nic go nie odwiedzie od tych pokręconych pomysłów.
-Jared, na serio aż tak bardzo dzisiaj ci się nudzi?-jęknął Shannon poprawiając prześcieradło.
-Daj Shannon spokój...-posłałem mu spojrzenie w stylu 'przecież i tak wiesz, że z nim nie wygrasz' i klepnąłem go w ramię - Biorę drugą sypialnię, a ty bierz gabinet i drugą łazienkę.-zwróciłem się do Jareda i poszedłem w stronę drugiego pokoju. Łóżko w nim nie było w idealnym stanie, ale na nic to nie wskazywało. 'Pojebało go... no pojebało...' zajrzałem na balkon-pusto, za drzwiami-pusto.
-Coś kręcisz... widzę to po oczach.
-Gówno kurwa widzisz...-bracia weszli do pokoju, Shannon wyglądał jakby coś połknął.
-No twoje oczy nawet są takiego kolorku...
-Na pewno nie twojego gówna, bo wpierdalasz te roślinki.
-Skąd wiesz? Widziałeś kiedyś moje gówno?
-Ja pierdole! -uderzyłem ręką w głowę słuchając ich wymiany zdań.
-Znalazłeś coś? Patrzyłeś w szafie?-spytał Jared. Pokręciłem przecząco głową i patrząc na Shannona, który miał ochotę rzucić się na Jareda otworzyłem drzwiczki.
-Nic tu Jared nie maa...-westchnąłem i mnie zamurowało. W szafie siedziała skulona dziewczyna... chwila, chwila... co?! Wybałuszyłem oczy na wierzch, ale nakazała mi gestem być cicho...
-Nina?-wyszeptałem ledwo co słyszalnie.
-Coś mówiłeś?-Jared odwrócił się od Shannona w moją stronę.
-Że tutaj jest pusto... pogięło cię Jared.-zamknąłem z hukiem szafę i zobaczyłem jak z Shannona schodzi całe powietrze.- Zaczyna burczeć mi w brzuchu, a my podobno wybieramy się na kolację.-popchnąłem go do przodu.
-Shannon, okey?-Jared się zatrzymał i spojrzał na niego z troską.
-Jak największym...-powiedział dobitnie patrząc mu w oczy. Jaredowi drgnęła żyłka i rozluźniły usta, co oznaczało, że wreszcie przyjął słowa brata. Bez słowa ruszył na dół, a Shannon posłał mi dziękujące spojrzenie.
-Wszystko mi tłumaczysz!-powiedziałem szeptem i zagroziłem mu palcem. Zleciałem za Jaredem i opuściliśmy do Shanna.
-Na co masz ochotę?-spytał, gdy ruszyliśmy.
-Czy ja wiem... obojętnie.
-Katsuya odpada. Chcę coś spokojnego.
-Jasne. Może, może...-podrapałem się po brodzie -pizza?
-Może być.-uśmiechnął się. Po 15 minutach zajechaliśmy do jednej ze spokojniejszych okolic LA, gdzie Jared mógł przemknąć bez napotkania paparazzich i gdzie mieściła się najlepsza włoska kuchnia chyba w całych Stanach. Bracia Leto odnaleźli ją kiedy tylko przeprowadzili się do Miasta Aniołów, a następnie pokazali ją mi i takim sposobem bardzo często w niej bywaliśmy.
-Jared, Tomo!-usłyszeliśmy krzyki gdy tylko przekroczyliśmy jej próg -jak dawno was u nas nie było!-po chwili pojawiła się przy nas właścicielka pizzeri, przemiła kobieta po 50, która wraz z mężem i dziećmi prowadziła ten interes.
-Carla!-z uśmiechem przytuliłem kobietę.
-A tak jakoś wyszło...-zaśmiał się Jared i także ją przytulił.
-Ależ schudliście! Cecilia pokazywała mi czasem wasze zdjęcie i występy, siadajcie -wskazała nam stolik, a wzrok kilku gości będących w restauracji skierował się na nas.- Trzeba was porządnie utuczyć!-zagroziła nam palcem i podała menu.-wybierajcie coś, a ja lecę pozostałych obsłużyć!-pomachała i nam zniknęła.
-Przemili ludzie.-powiedział Jared studiując menu.
-Dobrze, że to ci się nie zmieniło.-palnąłem i zaraz ugryzłem się w język, miałem nadzieję, że Jared nie dosłyszał, ale jak na złość... i chyba wciąż był 'łowcą'.
-Co powiedziałeś?-podniósł wzrok znad karty i wlepił we mnie. 'Tomo... jesteś większym idiotą niż myślałem'
-Nic, nic...
-Co to miało znaczyć?-odłożył kartę i założył rękę, przybierając cholernie poważny wyraz twarzy. 'Najlepiej się nie odzywaj...'
-Jared... musisz łapać się słówek? Daj spokój.
-Nie łapię się słówek. Chcę wiedzieć co miałeś na myśli.
-Nic konkretnego. Tak palnąłem.-wzruszyłem ramionami i wlepiłem wzrok w menu mając nadzieję, że odpuści, ale ciągle czułem na sobie jego spojrzenie.
-Tomo, co miałeś na myśli?-powiedział powoli. Westchnąłem zrezygnowany.
-Nic... fajnie, że odwiedzasz takie knajpki... wiesz z dala od tego całego szumu... -starałem się unikać jego spojrzenia, które mnie świdrowało.
-Czyli, że nie jestem wielkim celebrytą?-usłyszałem pogardę w jego głosie.
-Ty to powiedziałeś, nie ja. Jared... cholera jasna... po co ci to doszukiwanie się drugiego dna?
-Żadne doszukiwanie się drugiego dna. Po prostu jeśli zacząłeś coś mówić, to mógłbyś już skończyć, albo jeśli nie wiesz co chcesz powiedzieć i nie umiesz tego uzasadnić, to najlepiej w ogóle się nie odzywaj.
-Bardzo przepraszam, że uraziłem Pana Jareda Leto. Na mnie nic tymi swoimi gadkami nie wskórasz. Poszukaj sobie kogoś kto będzie zamierzał wdać się z tobą w te dyskusje.
-Ty się wdałeś.
-Nie zamierzam jej ciągnąć, bo wiem, jaki jesteś.
-Nic o mnie nie wiesz. Dlaczego oceniasz? Ktoś dał ci prawo do oceniania mojego zachowania? Zamierzasz mi matkować i dawać kazania?
-W tym momencie się nakręcasz i nie wiem po co ci to.
-Nie nakręcam się. Chcę wyjaśnienia. Już powiedziałem -jeśli coś zaczynasz mówić, to dokończ, uzasadnij.
-Jakiego chcesz wyjaśnienia? Powiedziałem jedno nieprzemyślane, nic dla mnie nie znaczące zdanie, a ty się nakręciłeś i zaczynasz głupią gadkę. Tak dawno tego nie robiłeś z dziennikarzami, że ja się stałem twoją ofiarą? Mam się przestraszyć? Skulić głowę i zacząć ciebie głaskać po włoskach? Daj spokój.
-Nie dam spokoju. Nie lubię niewyjaśnionych sytuacji.
-Tej nie wyjaśnisz, bo nie ma czego wyjaśniać. Zamknij się, Jared. Zapchaj sobie jadaczkę pizzą, policz do trzydziestu i cofnij się to tego kiedy tu weszliśmy.
-Nie wiem czy wiesz, ale..
-Wypowiedzianych słów nie da się cofnąć? -pokiwał tylko głową, dając mi dojść... do słowa? - Naprawdę daj spokój... nie żartuje.
-Ależ ja wcale nie śmiałem sądzić, że żartujesz, Tomo.
-Chcesz się kłócić? Tego chcesz? Tak bardzo uwielbiasz to robić, że chwili bez tego nie przeżyjesz? Każdemu chcesz uwadniać jakim to Panem Leto nie jesteś? Rób to z innymi, ale nie ze mną, Jared...
-Ja nie zamierzam nic nikomu udowadniać. Nie zamierzam się tłumaczyć, ani robić czegoś dla kogoś.
-Doprawdy?-prychnąłem powoli zacząć wychodzić z równowagi.- a muzyka? Czy przypadkiem nie robimy tego dla kogoś? Dla fanów, Echelonu?
-Chyba przekroczyło to jakieś granice...
-Przekroczyło granice?!-uniosłem się, ale ściszyłem głos przypominając gdzie jesteśmy - Zawsze chcieliśmy przekraczać granice.
-I chyba za bardzo je przekroczyliśmy, ale nie zmieniaj tematu.
-Przekroczyć granice, to ty je przekroczyłeś, Jared. Jakiś czas temu. Kompletnie poprzewracało ci się w tej chudej, krzywej dupie. Nie poznaję cię. Sława cię wyżera coraz bardziej, ale słyszałeś już te słowa... słyszałeś od PRAWDZIWEGO Echelonu, jednak nic to nie zmieniło, bo nie słyszysz takich uwag. Słyszy jedynie zachwycanie się nad twoimi nowymi włosami, czy się ogoliłeś, czy nie. Nie chciałem zaczynać tego tematu, nie chciałem go drążyć, ale sam tego chciałeś. Zawsze dostajesz to czego chcesz.-niewiele myśląc podniosłem się i wyszedłem na zewnątrz. Zatrzymałem się przed restauracją chcąc zamówić taksówkę, ale za chwilę usłyszałem za sobą ciche kroki i Jared stanął naprzeciwko mnie. Starałem się go ignorować, ale zaczął machać mi ręką przed oczami.
-Dobra Tomo... przepraszam... przesadziłem.
-Wiesz, że mam twoje przeprosiny w dupie?
-Przynajmniej nie tak krzywej jak moja.-lekko się uśmiechnął.
-Nie sądzę. Wszyscy się nią zachwycają.
-Ty też do nich należysz?
-Czy po moim wyjściu zażyłeś wreszcie tabletki, o których zapomniałeś rano?
-Nie biorę tabletek...-wycedził marszcząc brwi, a jego żyłka pod okiem zapulsowała, za chwilę jednak wziął głęboki oddech i się uspokoił.
-Przepraszam. Wiesz, że nie o to mi chodzi...
-Wybacz moje zachowanie... pokłóciłem się z Markiem, Katharine, dlatego chciałem spędzić z kimś miło czas, a oczywiście musiałem zacząć coś gadać. Taki dzień... wybacz.
-Jared, byłoby okey gdyby, to był jeden taki dzień... ale to co powiedziałem nie zamierzam tego cofać.
-Nie musisz. Masz prawo do własnego zdania. Jeśli chcesz możesz jechać, ale możesz też wrócić i zjeść ze mną kolacje.
-Ehh...-westchnąłem - Doceniam, że przeprosiłeś... nie wiem jakim cudem udało ci się podnieść z miejsca swój honor i dodatkowo jestem naprawdę cholernie głodny.-jak na potwierdzenie słów odezwał się mój brzuch i się zaśmialiśmy.- Chodź.
-Tomo... możemy nie zaczynać tematu pracy, muzyki, Echelonu, imprez, mojego tyłka, twojej brody?
-Mogę nawet podpisać się krwią.-weszliśmy do środka i zamówiliśmy jedzenie, które było przepyszne. Całe szczęście udało nam się uniknąć więcej spięć i wszystko przebiegło w miłej atmosferze, mimo wszystko widziałem po Jay'u, że coś go gryzie. Jednak nie zamierzałem się odzywać. Po kolacji skoczyliśmy jeszcze na kręgle do pobliskiego pubu i wróciłem do domu około pierwszej w nocy. Zastałem Vicki zakopaną po uszu w papierach.
-Hej Kochanie...-powiedziałem delikatnie ją całując.
-Hej...-jęknęła -jak było?
-Dobrze... przyniosłem ci kolacje.-postawiłem przed nią tackę z jej ulubioną spaghetti.
-Dziękuje!- od razu rzuciła się na jedzenie -mógłbyś zrobić mi kawę?-wybełkotała z pełną buzią.
-Oczywiście.-zaśmiałem się i poszedłem do kuchni. Postawiłem czajnik na palnik i czekając, aż się zagotuje wybijałem rytm 'This is War' i myślałem o dzisiejszym zachowaniu Jareda, które ostatnimi czasy uległo kompletnej zmianie. Potrząsnąłem głową chcąc wyrzucić z niej wszystkie moje głupie myśli i zalałem
kawę gorącą wodą. Wyciągnąłem z szafki jeszcze ulubione ciasteczka Vicki i przełożyłem na talerzyk. Gdy wszedłem już do gabinetu skończyła pochłaniać posiłek.
-Dziękuje... pyszne.-uśmiechnęła się, a ja podstawiłem przed nią kawę.
-Nie pracuj tak ciężko...-szepnąłem całując ją w czubek nosa.
-Nie mam wyjścia...-skrzywiła się -muszę to skończyć.
-Pomóc ci?
-I tak będziesz tylko przeszkadzał...-przejechała dłonią po mojej ręce.- Idź spać, nie czekaj.
-Nie siedź za długo.-pocałowałem ją w policzek i skierowałem w stronę łazienki. Wziąłem szybki prysznic i położyłem do łóżka. Dodałem na tt zrobione dzisiaj zdjęcie Vicki i odpisałem na kilka tweetów. Przewróciłem się na drugi bok i jeszcze przez chwilę dręczyły mnie myśli związane z Jaredem, z tym co robi ze swoim życiem i jak się zmienił od wydania TIW. Nie poznawałem go, a każda próba porozmawiania z nim o tym nie dawała rezultatów. W trasie mu się w sumie przestałem dziwić, miał wiele na głowie i stres zaczął go wykańczać. Problemy z wytwórnią, spłacanie długu, co chwilę daty nowych koncertów, nowe teledyski. Za dużo na siebie wziął i były tego rezultaty. Miałem nadzieję, że wszystko po trasie wróci do normy, ale to poważnie się na nim odbiło i się martwiłem. 'Tomo, skończ... jest dorosłym człowiekiem i wie co robić ze swoim życiem' Całe szczęście po chwili zasnąłem i przestały mnie dręczyć te myśli. 


Witam ;) No i mamy kolejny rozdział... Pojawia się w nim trochę więcej Tomo i to na pewno nie jest ostatni raz pisany z jego perspektywy. Od razu przepraszam za błędy, ale po prostu jestem już tak zmęczona, że nie mam czasu i siły ich wszystkich wyłapać... 
Przy okazji zapraszam Was po raz kolejny na mojego drugiego bloga I-saw-a-little-girl 
 
 

12 komentarzy:

  1. Więcej Tomo <3 Jestem w niebie. Więcej Jareda : 3

    OdpowiedzUsuń
  2. Słońce Ty moje - PAD to PAD a nie jakieś ustrojstwo tylko PAD! gezz.. więc wyjaśniłam sobie z Niną najważniejszą sprawę wieczoru ;)
    I zaczynając..
    Tomislav <3 Uwielbiam go i Vicky i jego koty :D ah, naprawdę super że napisałaś coś z jego perspektywy :) Rozmowa z Jaredem.. każdy chyba skomentuje ją w domowym zaciszu poruszyłaś bowiem kwestie które się widzi i albo się z nimi zgadza albo nie albo nie chce do siebie dopuścić.. osobiście urzekło mnie że na końcu jednak zjedli tą pizze jako przyjaciele :)
    Nina i Shanny - wiedziałam że wpadną! Agh, Jay musi się dowiedzieć :x będzie jazda wtedy i nie wiem jak z życiem z tego któreś z nich wyjdzie~ choć teraz czeka ich tłumaczenie tego dla Tomislava więc też nie łatwy kawałek chleba!
    Kat mnie wkurza. Tyle. Nie ma jej ani dla Jareda ani dla nikogo i taką popierdułkę małą odstawia. i chyba pierwszy raz czekam na dziecięcą postać w opowiadaniu!
    Może nieskładnie ale od razu po przeczytaniu i kurdę fajnie że ponownie taka długość :) czekam na kolejny!
    I dziękuję za komentarz u mnie!!

    ps. Tomuś rozpuścił kociaka :DDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Noo, rozdziały coraz dłuższe :D I like it. Dużo Tomo, jestem za. Ciekawie czyta się z jego perspektywy, a jego wymiana zdań z Jaredem przed kolacją.. noo dosyć cięta.
    I powiem Ci, że prawie była pewna, że Jared złapie Ninę u Shannona, a jednak, dobroduszny Tomo :D Nie wiem jak by zareagował na to Jay, dlatego chyba lepiej, jak jeszcze się nie dowie. Troszku boję się jego reakcji.
    Śiwetny rozdział, co tu dużo mówić :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama nie przepadam za spamem, ale chyba rozumiesz, że jakoś trzeba zacząć.. Chciałabym Cię zaprosić na mojego nowego bloga z opowiadaniem z wielką trójką Marsów w rolach głównych ;) [worlds-seventh-end.blogspot.com] Byłabym wdzięczna gdybyś zajrzała i oceniła ;) Pozdrawiam i przepraszam jeszcze raz za spam.

    OdpowiedzUsuń
  5. ZAPRASZAM NA NOWY ROZDZIAŁ NA DANCING-FOR-DREAMS.BLOGSPOT.COM
    Twór rozdział oczywiście przeczytam w wolnej chwili i skomentuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie! Rozdział jest fantastyczny. Piszesz je coraz dłuższe i coraz bardziej ciekawe. Tak się przestraszyłam, gdy Tomo przyłapał Ninę u Shanna. Na szczęście zlitował się na biedakami, bo pewnie domyślił się jakie piekło zgotowałby im Jared. Bardzo ciekawie czytało się z perspektywy Mofo. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie nam dane przeczytać kawałek jego oczami. Ostra kłótnia obu panów była świetnym pomysłem. Rozdział czytało mi się z lekkim napięciem. I bardzo dobrze trochę adrenaliny w opowiadaniu powinno być :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne opowiadanie, czytam już od dość dawna, ale dopiero teraz mam okazję skomentować ;D
    Ja z drugiej strony sądzę, że nie będzie aż tak źle jak się Jared dowie o małym romansiku Niny i Shanna ;> Chyba jako jego brat zrozumie ;) Mofooo!!! Wspaniale się czyta z jego perspektywy... A jeszcze jak stara się zapanować nad kotami ;D Żartobliwe ;D Pisz dalej! Czekam z niecierpliwością na to co się będzie działo dalej... Bo nie mam zupełnego pojęcia co się może zrodzić w Twojej głowie ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. ZAPRASZAM NA NOWY BLOG O TEMATYCE MARSOWEJ! UKAZAŁ SIĘ JUŻ PROLOG! GLUCHY-KRZYK-NOCY.BLOGSPOT.COM

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na nowy odcinek na worlds-seventh-end.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej ;) Przepraszam, że tak późno, ale mój komputer umarł i póki co, korzystam tak z doskoku u koleżanki, albo na TI. Ale przeczytałam jeszcze tego samego dnia, kiedy się pojawił, korzystając z ubóstwianego przeze mnie internetu w telefonie ;P
    Tak więc: chyba już mówiła, jak bardzo uwielbiam Shannona w twojej kreacji. A jeśli nie mówiłam, to mówię to teraz. Jest wspaniały. A romans pomiędzy nim a Niną to już w ogóle odjazd. Zastanawiam się, co Tomo zrobi ze swoją wiedzą o nich. No ale cóż, na to muszę czekać. A czekam z niecierpliwością. Mam nadzieje, że nowy odcinek pojawi się jak najprędzej ;))
    AnneMarie.

    OdpowiedzUsuń
  11. nie wiem czy powiadamiać tu czy gdzieś indziej i czy w ogóle ale po zostawionym komentarzu informuję że jest 6 na www.cherry-cigarette.blogspot.com ;)
    Zapraszam i czekam na kolejny u Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nowy rozdział na dancing-for-dreams zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń